Kronika tragedii
„Między wielkością a zanikiem. Rzecz o Polsce w XXI wieku” to wybór artykułów Bartłomieja Radziejewskiego, szefa Nowej Konfederacji, publikowanych w latach 2013–2020. W zamyśle wydawcy jest to część serii, która składa się na „kronikę międzyepoki”.
Główny motyw książki dotyczy diagnozy, zgodnie z którą w żyjemy w „epickich czasach”, w okresie, w którym kształtują się nowe zasady globalnej polityki – a Polska powinna wykorzystać ten moment, aby wzmocnić swoją pozycję w porządku światowym.
Jak uczyć ma historyczne doświadczenie – i jak sugeruje tytuł książki – albo Polska będzie mocarstwem i będzie w stanie obronić się przed zewnętrzną agresją, albo znowu może zniknąć. Do tego dochodzą następne wątki, takie jak pochwała realizmu politycznego, analiza rosnącego znaczenia Chin w polityce światowej, a także rozczarowanie PiS-em, który miał naprawić Polskę, a zepsuł.
Dawkę realizmu uzupełnia dawka idealizmu. W tym trybie Radziejewski odcina się od dotychczasowego porządku politycznego, a w szczególności od gnuśnych „elit”, gromiąc polityków i analityków za to, że nie rozumieją rzeczywistości, nie są na czasie z wydarzeniami na świecie, a w konsekwencji jedna za drugą marnują dziejowe okazje.
Wizja rzeczywistości w ujęciu Radziejewskiego jest zatem pełna tragizmu – łączy w sobie wielkie rozczarowania i wielkie nadzieje. Jest także dość ponura. Autor przekonuje, że znajdujemy się w środku kryzysu cywilizacyjnego. Kiedy zaczęła się pandemia, Radziejewski pisał o tym, jak ujawniła ona prawdziwą twarz polityki – dość już naiwnych ideałów, życie polityczne jest brutalne i surowe (podobnie chyba jak życie w ogóle).
Nieuwikłany w oświecenie
W opowieści Radziejewskiego ujawnia się pewne napięcie, które nie tak łatwo uchwycić i zneutralizować. Wiąże się ono nie tyle z przemieszaniem słusznych postulatów z ich problematyczną prezentacją, co z trudną relacją między ideałami a rzeczywistością. Myślę, że można przedstawić owo napięcie na przykładzie stosunku autora wobec tradycji oświecenia, do czego odnosi się niekiedy w swoich tekstach.
W pierwszej kolejności, Radziejewski poszukuje sposobu myślenia, który byłby, jak pisze, „nieuwikłany w oświecenie” – i w tym kontekście z entuzjazmem odwołuje się do innowacyjności ustrojowej I Rzeczpospolitej. Krytykuje pychę nowoczesnego rozumu, który byłby przekonany, że udało mu się zapanować nad światem, że w wyniku przyrostu racjonalności w przyszłości czeka nas dobrobyt i wieczny pokój. Pomstuje także nad upadkiem wysokich ideałów oraz zagrożeniem ze strony kulturowego barbarzyństwa, związanego z narodzinami i rozwojem kultury masowej.
W tych sentymentach trudno dostrzec coś ożywczego – wszystko to echa konserwatywnej krytyki rewolucji francuskiej, a także pesymizmu kulturowego związanego najpierw z wkroczeniem na scenę człowieka pospolitego, a następnie z liberalizacją kultury po II wojnie światowej. Różnica polega może na tym, że Radziejewski jest w tych krytykach bardziej demokratyczny od swoich poprzedników – nie wykazuje pogardy wobec ludu, a jedynie wobec elit, które mają niefortunnie zniżać się do poziomu ludu, zamiast bronić cnoty. Mówiąc w skrócie, żąda od elit, aby stały się godne szacunku, a od ludu, żeby akceptował merytokratyczną hierarchię społeczną.
W drugiej kolejności można zauważyć, że postulaty Radziejewskiego wydają się do głębi przesiąknięte ideałami oświecenia, a nawet polegają na ich radykalizacji. Można powiedzieć, nawiązując do słynnej definicji oświecenia autorstwa Immanuela Kanta, że Radziejewski oczekuje od elit, a także od polskiego państwa, aby zdobyli się na podmiotowość – aby wyszli ze stanu zawinionej niedojrzałości.
Radziejewski domaga się także, by ludzie stali się znacznie bardziej racjonalni – i to nie tylko w Polsce, ale w ogóle. W myśleniu politycznym należy przyjąć postawę radykalnie krytyczną i odrzucić wszelkie przesądy, wszelkie pewniki, wszelką nieempiryczną metafizykę. Jako zbiorowość powinniśmy myśleć bardziej strategicznie, znacznie więcej planować, znacznie lepiej przewidywać skutki naszych działań etc. A zatem: więcej rozumu instrumentalnego!
Wreszcie, nawet teraz ujawnia się jeszcze tragiczny, katastroficzny wymiar losu. Jak mówił Radziejewski w rozmowie z „Kulturą Liberalną”, w ostatnich 10 latach „zostały zmarnowane wszystkie główne szanse na przeprowadzenie zmian” w kierunku republikańskiego odrodzenia. Jego zdaniem pozostaje tworzyć małe wspólnoty, „które przetrwają czas zapaści i przechowają skarby przeszłości jak benedyktyni w średniowieczu”. A zatem: „Groza, groza!”.
Z Kaczyńskim przeciwko Kaczyńskiemu?
Radziejewski słusznie opowiada się po stronie realizmu w spojrzeniu na politykę oraz stosunki międzynarodowe. Wszelkie prawdziwie istniejące wartości muszą być częścią realistycznego obrazu świata. Prowadzi to do pytania o to, jaki jest realny wymiar idei, o których pisze autor? Od razu nasuwa się odpowiedź, że chodzi o rodzaj rewolucyjnego konserwatyzmu, przełamującego oświecenie i zanadto „miękki” liberalizm demokracji – co w praktyce realizuje dzisiaj Jarosław Kaczyński, a co w bardziej brutalnej i nieliberalnej formie znamy z okresu międzywojnia.
Autor oczywiście nie wyciąga otwarcie takiego wniosku. Jest jednak coś symptomatycznego w tym, że zgadza się on z diagnozami Jarosława Kaczyńskiego sprzed 2015 roku – jak wyjaśnia we wspomnianej rozmowie z „Kulturą Liberalną” – a nie podobają mu się tylko metody i realizacja. Cóż, od takich właśnie diagnoz Kaczyński doszedł do takich metod i takiej realizacji. Dlaczego kolejnym razem miałoby być inaczej? A właściwie – dlaczego nie miałoby być gorzej?
W gruncie rzeczy wydaje się uderzające, jak wiele idei Radziejewskiego współgra z sentymentami skrajnej prawicy. Krótko po styczniowym szturmie na amerykański Kapitol badaczka międzywojennego rumuńskiego faszyzmu Cristina A. Bejan opublikowała krótką notatkę, w której pisała o tym, w jaki sposób ówczesny faszyzm uwodził rumuńskich intelektualistów. Wśród owych czynników Bejan wymienia między innymi krytyczną postawę wobec „liberalizmu”, nacjonalizm, pragnienie siły, a nie słabości, kult męskości i samostanowienia, nawoływanie do większej racjonalności, a także wiarę w potrzebę narodowego odrodzenia i przełamanie niemocy elit.
Autorka przypomina, jak Cioran pomstował na to, że kultura rumuńska jest skarlała, a powinna być „wielka”, jak miało to miejsce w Niemczech (tak się złożyło, że nazistowskich). Do tego dochodziło zjawisko opisane w dramacie Ionesco – kiedy w wyniku zbiorowego procesu, nie do końca wiadomo w jaki sposób, ludzie wokół zamieniają się w symboliczne nosorożce.
Symbole raz wprawione w ruch kreują żywioł, nad którym nie można już zapanować. Ścieżka prowadząca na skrajną prawicę może powstać w wyniku niefortunnego złożenia szeregu sentymentów, które w oderwaniu nie muszą prowadzić do podobnego rezultatu. Ostatecznie łatwiej zachęcić do wysiłku ludzi łagodnych i tolerancyjnych niż zachęcić wyznających kult siły ekstremistów do łagodności. Nie jest wcale bardzo trudno zacząć z ideą republikańskiego mocarstwa narodowego, a skończyć z dyktaturą wojskową.
Twoi najgorsi przyjaciele
Chciałbym, żeby to było jasne: w postulatach, takich jak wzmocnienie myślenia strategicznego, budowanie podmiotowego państwa, tworzenie trwałych i silnych instytucji, nie ma oczywiście niczego złego. Jest nieszczęściem polskiej sceny politycznej, że postrzega się tego rodzaju propozycje jako prawicowe. Włączenie ich w standardowy sposób myślenia o sprawach publicznych mogłoby pozytywnie wpłynąć na popularny w Polsce apolityczny sposób myślenia liberalnego. Jednak wiele zależy od tego, w jakim kontekście zostaną one umieszczone.
Warto zatem przeprowadzić eksperyment myślowy, który zderza idee polityczne z warunkami Realpolitik. Otóż wyobraź sobie, że twoje idee realizują nawet nie twoi wrogowie, lecz twoi najbardziej podli i najgłupsi zwolennicy – bo istnieje niemała szansa na to, że to właśnie oni będą sprawować władzę. Nie chodzi w tym miejscu o zredukowanie danej idei do absurdu – chodzi o to, aby zastanowić się nad tym, jakiego rodzaju ruch społeczny mogą napędzać określone sposoby mówienia i myślenia.
Ciekawa i dobrze napisana książka Radziejewskiego zyskałaby na tym, gdyby autor w większym stopniu rozważył pytanie o to, jak sprawić, aby jego idee realnie żywiły politykę, która opowiada się za demokracją i prawami obywatelskimi – a do której ustawia się obecnie plecami, podobnie jak do dzisiejszego PiS-u – a nie skrajną prawicę, która będzie gotowa przyklasnąć wielu jego ponurym, burzycielskim, wielkościowym diagnozom, a następnie zrobi z nimi coś okropnego.
Odpowiedź krótka brzmi może następująco: warto w otwarty sposób opowiedzieć się po stronie silniejszej, zdrowszej, lepszej demokracji liberalnej. Być może trzeba w tym celu przestać traktować prawicę jako punkt odniesienia – jeśli jednak prawa strona może przyłączyć się do takiego celu, to tylko lepiej.
Ikona wpisu: Pixabay