Rządy prawa bez gwarancji

Mogło nam się wydawać, że w Polsce pewne osiągnięcia ustrojowe są już nieodwracalne, na przykład to, że jest ona demokratycznym państwem prawa. Podobną pewność mogli odczuwać obywatele innych krajów Europy Środkowo-Wschodniej, którzy własnym wysiłkiem zerwali żelazną kurtynę oddzielającą ich od praworządnych społeczeństw Europy i stanęli z nimi w jednym gronie. Praworządność, jak wolność i demokracja, stała się dla nas stanem naturalnym, jakby została nam dana na zawsze.

Lata rządów Prawa i Sprawiedliwości uświadomiły nam jednak, że to, co w ustroju wydaje się oczywiste, nie musi takie być – że fundamenty można podcinać. Okazało się, że Polska może nie być krajem w pełni praworządnym, że to wcale nie jest zagwarantowane. O praworządność trzeba dbać, tak samo jak o relacje z najbliższymi. Jeśli się jej nie pilnuje, ktoś może ją zepsuć.

Przecież tak już było. Stan, w którym państwo działa w oparciu o porządek prawny, patrząc z perspektywy naszej najnowszej historii, jest krótki. Trwa zaledwie 30 lat, nie trzeba czytać książek historycznych, żeby dowiedzieć się, że może być inaczej niż teraz, wystarczy sięgnąć pamięcią wstecz albo zapytać starszych.

Praworządność punkt po punkcie

Psucie ustroju trwa co najmniej od 2015 roku, kiedy partia rządząca podporządkowała sobie Trybunał Konstytucyjny. Co najmniej, bo gdyby nie furtka, którą otworzyła rządząca wcześniej Platforma Obywatelska, być może proces przejęcia Trybunału byłby trudniejszy. Oczywiście, nawet najlepsze ustrojowe bezpieczniki i najlepsze obyczaje nie udźwigną działań polityków, którzy mają zamiar nie liczyć się z nimi, jednak bagatelizowanie wcześniejszych uchybień uśpiło naszą czujność. Teraz widać wyraźnie, że w praworządnym państwie nie można bagatelizować nawet drobiazgów, bo inaczej system rozmięknie jak wał przeciwpowodziowy pod naporem wody.

Jednak uchybienia, choć nie wolno ich bagatelizować, nie są główną przyczyną kryzysu. Jest nią konsekwentny i prowadzony z rozmysłem proces podporządkowania wszystkich instytucji państwowych politykom partii rządzącej i traktowanie prawa jako narzędzia do osiągnięcia tego celu. A przecież porządek prawny został stworzony po to, by zapewnić właściwe działanie państwa, a nie po to, by dać pełnię władzy politykom. Dlatego ważne jest, żeby udokumentować proces kryzysu praworządności w Polsce. Punkt po punkcie wykazać, co zostało zrobione, tak by nikt nie mógł zaprzeczyć, że coś się w państwie zmieniło, a także dlatego, żeby widzieć, jak daleko odeszliśmy od pierwowzoru.

To ważne także dlatego, że tak jak szybko się przyzwyczajamy się do życia w kraju praworządnym, tak też oswajamy się z tym, że tak nie jest. Umiemy obchodzić system, radzimy sobie z brakami, także z brakiem zaufania do państwa i przeświadczenia, że jest bytem, który nas organizuje, a nie zagraża nam. Dokumentacja procesu zmian ustrzeże nas przed akceptacją stanu niepraworządności.

Tym bardziej, że o kolejnych naruszeniach nie jest jednak łatwo pamiętać. Już pierwszy akt kryzysu, czyli upolitycznienie niezależnego z definicji sądu, jakim jest Trybunał Konstytucyjny, był trudny do zrozumienia dla przeciętnego człowieka, składał się z prawnych trików, interpretacji, przede wszystkim wymagał znajomości i rozumienia przepisów. A to był pierwszy krok i przy kolejnych łatwy, bo zrozumienie, na czym polegała (i nadal polega, bo ten proces trwa) „reforma” sądów, wymaga zaawansowanych kompetencji. Kiedy w ostatnich tygodniach doszło do konfliktu wśród sędziów KRS i zanim wyjaśniło się, że powodem są sprawy finansowe, media próbowały zgadywać, o co mogło pójść. Teksty na ten temat trudno było zrozumieć nawet dziennikarzom, którzy śledzą te sprawy, bo zabiegi wokół KRS były tak skomplikowane i miały tyle etapów, że laik, który śledzi po prostu wydarzenia w kraju, ma prawo ich nie zrozumieć. A co dopiero móc wyciągnąć z tego samodzielne wnioski. A skoro trudno mu wyciągnąć wnioski, zaakceptuje te, które mu podpowiedzą media. I w ten właśnie, między innymi, sposób propaganda odnosi sukcesy.

Proces kryzysu praworządności wymaga udokumentowania, wyjaśnienia, rozszyfrowania. Ta wiedza jest obywatelom potrzebna, żeby mogli świadomie wybierać i oceniać. Bez niej są społeczeństwem postawionym w nierównym układzie, jak powód bez adwokata w procesie cywilnym. Nie możemy wiedzieć tyle, co prawnicy, którzy wyciągają kruczki, żeby osiągnąć cele polityczne i podporządkować sobie prawo. Potrzebujemy adwokata. I tym adwokatem będzie projekt, który przygotuje dla Polaków (i nie tylko) „Kultura Liberalna”.

Baza wiedzy o kryzysie praworządności

Opracujemy bazę wiedzy o kryzysie praworządności w Polsce, Czechach, Bułgarii i na Węgrzech. W każdym z tych państw kryzys ma inny mechanizm i z innego powodu państwo, zamiast służyć obywatelom, zaczęło służyć ich władzom. Każdy z tych mechanizmów warto rozszyfrować, oświetlić i udokumentować. Dzięki temu dostaniemy studium procesu, który rozwinął się w naszych krajach. Będziemy wiedzieć nie tylko, co się stało, ale i jak to naprawić oraz w przyszłości uniknąć. Śmiało można powiedzieć, że z tego projektu mogłyby korzystać pokolenia.

Jeśli chodzi o Polskę, prześledzimy kolejne etapy podporządkowywania politykom instytucji poprzez naginanie, łamanie, wykorzystywanie prawa, takie jak wspomniane przejęcie Trybunału Konstytucyjnego czy „reformę” sądów. Pokażemy też, jak politycy władzy psują obyczaje, bo to równie ważny proces ze względu na jakość zarządzania państwem i stanowienia prawa. Zepsute obyczaje nawet trudniej naprawić niż prawo, bo tego nie uchwali się szybko w Sejmie, to się wykuwa i uciera w działaniu. Szybki, chaotyczny proces legislacji pomijający konsultacje społeczne, zmienianie ustaw dla wygody w bieżącym działaniu albo dla bieżących korzyści politycznych to jeden z tych fatalnych obyczajów, który tak bardzo ułatwia rządzenie i który może kusić także następców PiS-u.

Szybki proces legislacji przeanalizujemy zresztą jako jeden z osobnych, fundamentalnych dla praworządności tematów. Wskażemy szkody, jakie wyrządza jakości ustaw i inne jego skutki. Kolejna grupa tematów będzie dotyczyć niepraworządnych działań władzy, funkcjonowania mediów oraz ich wpływu na rządy nieliberalnych populistów.

Bazę wiedzy zgromadzimy na specjalnie w tym celu utworzonej platformie. Procesy zachodzące w Polsce i krajach Europy Środkowo-Wschodniej, które biorą udział w projekcie, zostaną opisane tak, żeby bez trudu zrozumiało je szerokie grono odbiorców. Ważne też, żeby wiedzieli, że dyskusja o praworządności nie dotyczy abstraktów w chmurach, tylko ich codziennego życia. Bo niezawisłe sądy to nie tylko fundamenty suwerenności narodu, ale i instytucje, które mają wpływ na przyziemne sprawy każdego obywatela. Spróbujemy też odpowiedzieć na pytanie – co dalej, jak przywrócić praworządność i zabezpieczyć ją na przyszłość. Całość zostanie opisana w rodzimym języku partnerów projektu oraz po angielsku, dla cudzoziemców, którzy chcą zrozumieć specyfikę funkcjonowania naszych krajów.

 

Projekt „In Defense of Liberal Democracy in Central and Eastern Europe” fundacja Kultury Liberalnej realizuje dzięki wsparciu National Endowment of Democracy. 

 

Partnerami projektu są: Szuverén (Sovereign. Pages of the Liberal Democracy, szuveren.hu), portal opiniotwórczy zajmujący się analizą sytuacji społeczno-politycznej Węgier, The Reconstruction of the State (RS), czeska antykorupcyjna inicjatywa zrzeszająca ekspertów, przedstawicieli biznesu i obywateli, Sofia Platform, bułgarska fundacja zajmująca się edukacją obywatelską.