Szanowni Państwo!

Minister Edukacji Przemysław Czarnek nowelizował listę punktowanych czasopism naukowych. W większości zyskały te powiązane z Tadeuszem Rydzykiem oraz te, w których publikował sam Czarnek – często zupełnie niszowe lub powiązane z Katolickim Uniwersytetem Lubelskim. Jakie będą konsekwencje tych działań?

„Pierwsze, co rzuca się w oczy, to radykalny wzrost wartości dorobku publikacyjnego samego ministra Przemysława Czarnka, który – przypomnijmy – podpisał się pod nowym wykazem. Cztery ostatnie opublikowane przez niego artykuły, w periodykach takich jak «Teka Komisji Prawniczej PAN Oddział w Lublinie» czy «Biuletyn Stowarzyszenia Absolwentów i Przyjaciół Wydziału Prawa Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego», według punktacji w starym wykazie warte były łącznie 100 punktów. Po wprowadzonych zmianach wartość ta wzrosła do imponujących 370 punktów”, pisze Andrzej Żurawski, ekspert w Instytucie Badań Edukacyjnych oraz asystent w Szkole Głównej Handlowej.

Dr hab. Mikołaj Pawlak z Uniwersytetu Warszawskiego, którego tekst będą mogli Państwo przeczytać już w środę, zaznacza, że „uwagę zwraca fakt, iż Czarnek najhojniej obdarzył punktami aż 44 tytuły z Lublina. Warszawa dostała 10, a Toruń 7”.

Dla polskiej nauki te pozornie drobne zmiany mają znacznie fundamentalne. Wykaz ten jest jedną z najważniejszych miar w pracy akademików. Zdobyte punkty składają się nie tylko na ocenę pracy konkretnej osoby, lecz także jednostki, w której jest zatrudniony. Wpływają również na możliwość prowadzenia szkoły doktorskiej i habilitacji.

Zwłaszcza że zmiany te są personalną decyzją ministra, wydaną bez żadnych konsultacji. Jak pisze w swoim tekście dr Katarzyna Kasia z „Kultury Liberalnej”, „wbrew zapisom Ustawy 2.0, podczas przygotowania nowelizacji nie zasięgnięto opinii Komisji Ewaluacji Nauki, której członkowie napisali w swoim oświadczeniu, że «Komisja jest zdumiona faktem oraz skalą tego zjawiska i w żadnym dostępnym źródle nie znalazła merytorycznego uzasadnienia wprowadzonych zmian. Komisja stoi na stanowisku, iż wyżej wymienione zmiany nie służą wiarygodności procesu ewaluacji podmiotów w dyscyplinach nauki»”. 

Profesor Jan Woleński zadaje na naszych łamach retoryczne pytanie: „Nowa lista czasopism punktowanych kompromituje naszą naukę – co ma pomyśleć o jej powadze ktoś, kto dowie się, że pismo «Archiwa, Biblioteki i Muzea Kościelne» (KUL) ma więcej punktów niż «Nature Astronomy»?”.

I tu dochodzimy również do drugiego aspektu działań ministra Czarnka, na który uwagę zwracają nasi Autorzy. To narodowy zwrot, który ma zdominować oświeceniowy aspekt polskiej nauki. To zwrot wymierzony nie tylko w wszelkiej maści „lewaków i liberałów”, jak utrzymują media wspierające rząd, ale także choćby w Jarosława Gowina i jego reformę, szumnie nazywaną „Konstytucją dla Nauki”. Zdecydowana większość czasopism, które zyskały dodatkowe punkty, to polskie periodyki.

Wspomniany wcześniej Żurawski analizuje kierunek „reform” Czarnka i zwraca uwagę, że wykracza on ponad nepotyzm. „Jest to raczej integralny element jasno i jawnie sformułowanej wizji polskiej nauki, zgodnie z którą należy wspierać te czasopisma i tych naukowców, którzy w swoich publikacjach wspierają polskość i tradycyjne – najlepiej katolickie – wartości. Jeśli za granicą nikt tych prac nie czyta, nie jest to żadną ujmą – a może wręcz przeciwnie”. Podobne narodowe tendencje widać również w szkołach, nad którymi pieczę sprawuje wyżej wymieniony minister. Wynika to zresztą jasno ze słów Czarnka: „Do kogo w pierwszej kolejności mają być adresowane polskie prace naukowe, prowadzone przez polskich badaczy w polskich uczelniach za pieniądze polskich podatników? Moim zdaniem, powinny być skierowane w pierwszej kolejności do polskich odbiorców”.

Trudno sobie wyobrazić, że działania, które można podsumować jako „dajcie więcej papieża, młodzi wytrzymają”, rzeczywiście wpłyną na poglądy naukowców – o uczniach i studentach wychowanych w globalnej popkulturze nie wspominając. Ta desperacka próba forsowania katolicko-patriotycznej reformy nauki może zakończyć się odwrotnymi skutkami. Szczególnie że już teraz coraz popularniejsze wśród młodych osób stają się poglądy lewicowe, które po raz pierwszy od niemal 20 lat w badaniach CBOS-u przewyższyły tendencje prawicowe. PiS jak zwykle w dziedzinach, które wymagają chirurgicznej precyzji, „bije na oślep”.

Jednak nie tylko polska edukacja może na takich „reformach” tylko stracić. W gruncie rzeczy na takich trikach tracimy my wszyscy.

Zapraszamy do lektury!

Redakcja

 

Zdjęcie wykorzystane jako ikona wpisu: Nitin Arya, źródło: Pexels.