Szanowni Państwo!

Po ponad siedmiomiesięcznej podróży, 18 lutego na Marsie wylądował łazik „Perserverance” (czyli „Wytrwałość”) amerykańskiej agencji kosmicznej NASA. I choć to nie pierwsze, a dziesiąte udane lądowanie bezzałogowego statku na Marsie, a od momentu, w którym człowiek stanął na Księżycu minęło już ponad 50 lat, to właśnie wraz z misją łazika na nowo rozgorzała debata o naszej potencjalnej przyszłości w kosmosie.

Dlaczego?

Na pewno wyjątkowy jest czas, w którym łazik wylądował na czerwonej planecie. Od ponad roku, przez pandemię, nasze życie wygląda zupełnie inaczej niż dotychczas. Marsjańska misja jest na pewno bardziej ekscytująca w momencie, kiedy większość z nas pracuje w domach i kiedy wszystkim nam potrzeba nadziei. Chłoniemy tego typu wydarzenia jako potwierdzenie, że postęp może być odpowiedzią na wyzwania, z którymi boryka się większość społeczeństw.

I tak właśnie eksploracja kosmosu dla wielu jest związana z nadzieją, że znajdziemy tam rozwiązania. Snują oni optymistyczne wizje Księżyca lub Marsa jako „Planety B” w obliczu nachodzącej katastrofy klimatycznej czy przeludnienia Ziemi.

Pesymiści jednak upatrują w takich scenariuszach nowych wyzwań: wojen o zasoby, które znajdują się na Księżycu i Marsie, czy wizji, w której wszystkie zasady na nowej Planecie B układają nie najbardziej kompetentni czy demokratycznie wybrani, ale po prostu najbogatsi, którzy prawdopodobnie dotrą tam jako pierwsi. O filozoficznych i etycznych dylematach eksploracji kosmosu w zeszłym tygodniu rozmawiali w „Podcaście Kultury Liberalnej” Karolina Wigura, Katarzyna Kasia i Tomasz Stawiszyński.

Do tego dochodzą realiści – naukowcy oraz inżynierowie, skupiający się nie tyle na rozważaniach geopolitycznych, co na rozwiązywaniu kolejnych wyzwań technicznych, które wciąż ograniczają nasze możliwości podróżowania w kosmosie. Problem w tym, że sam Mars nie jest przyjemnym miejscem, a przebywający tam ludzie będą narażeni na promieniowanie kosmiczne.

„Atmosfera jest bardzo rzadka i temperatury raczej nie są za wysokie, średnio -60 stopni, a często o wiele mniej. Na pewno nie będziemy mogli oddychać powietrzem, które tam jest, bo to jest bardzo rozrzedzony dwutlenek węgla, czyli bez skafandra to jest dość bolesna śmierć”, mówi Leszek Orzechowski, architekt, który specjalizuje się w konstrukcjach kosmicznych. W rozmowie z Tomaszem Sawczukiem opisuje to, jak będą wyglądać pierwsze ludzkie osady na Marsie.

Szczególnie że, jak sugerują eksperci, kosmiczne ekspedycje powinny być możliwie w jak najmniejszym stopniu uzależnione od dostaw z Ziemi.

„One generują ryzyko – przede wszystkim związane z czasem, mogą też zostać ucięte z politycznego lub ekonomicznego powodu. Zresztą, również dawne morskie wyprawy odkrywców, które osiągały największe sukcesy, były niezależne od portu macierzystego. Musimy więc w podobny sposób założyć pierwsze przyczółki”, mówi Gordon Wasilewski, inżynier z firmy Astronika, z którym rozmawia Jakub Bodziony.

Wasilewski, który specjalizuje się w górnictwie księżycowym, zwraca uwagę na to, że naszą „bezpieczną przystanią” w eksploracji będzie stała baza na Księżycu: „To pozwoli nam znacząco obniżyć koszty podroży kosmicznej, ze względu na możliwość dotankowywania i naprawy satelitów na orbicie okołoziemskiej”. Rozpisuje również mapę kosmicznej rywalizacji, na której jednym z kluczowych graczy jest… Luksemburg.

Od czasów zimnej wojny obecność w kosmosie nie była tak związana z aspiracjami mocarstwowymi różnych państw. Do obecnej rywalizacji włączyły się nie tylko Chiny, ale także inni gracze, choćby Turcja czy Zjednoczone Emiraty Arabskie.

Pokojowa misja amerykańskiego łazika na Marsa w szczególności polityków autorytarnych przyprawiła o kolejny skok ambicji. Zapowiada się wielkie wydatki na badania, podkreśla własne aspiracje, pręży muskuły. Jak się wydaje, nowy etap podboju kosmosu polityczne konsekwencje może w pierwszej kolejności przynieść mieszkańcom Ziemi.

Zapraszamy do lektury! 

 

Zdjęcie wykorzystane jako ikona wpisu: Edvin Richardson, źródło: Pexels;