Jakub Bodziony: Czym jest paszport szczepionkowy?
Jolanta Szymańska: W Unii Europejskiej ten dokument nazywa się certyfikatem szczepionkowym i ma on zawierać podstawowe dane osobowe, informacje o szczepionce i powinien być wykorzystywany, przynajmniej na razie, do celów medycznych. W obecnej chwili właściwie wszystkie państwa członkowskie pracują nad takimi prototypami certyfikatów szczepionkowych. One mają głównie formę elektroniczną, w Polsce jest to kod QR, który można pobrać ze stron rządowych.
Teraz stoimy przed wyzwaniem określenia zakresu zastosowania takiego certyfikatu. Przede wszystkim państwa południowej Europy i Skandynawii domagają się, żeby funkcjonował on na podobnej zasadzie co paszport, który umożliwi przemieszczanie się na terytorium UE w strefie Schengen. Niektórzy przywódcy grożą, że jeśli nie powstanie ogólny wzór paszportów, oni wprowadzą własne rozwiązania. To może doprowadzić do chaosu na granicach, nieskoordynowanych reakcji i sporów.
Krajom, które lobbują za tym rozwiązaniem, zależy na uruchomieniu turystyki przed sezonem letnim?
Jeśli chodzi o państwa południa to przede wszystkim chodzi o ożywienie turystyki w sezonie letnim. Turystyka odpowiada za dużą część PKB takich państw jak Grecja, Włochy, Hiszpania czy Malta. Ten temat już był podnoszony przed poprzednimi wakacjami – wtedy powstała platforma „Re-open EU” z informacjami o restrykcjach. Dzięki temu sezon turystyczny udało się zrealizować w okrojonym zakresie w odpowiednim reżimie sanitarnym. Wprowadzenie tych certyfikatów to pójście o krok dalej. Obecnie wydaje się to odległą wizją, bo aktualna sytuacja epidemiczna w Unii Europejskiej jest bardzo zła.
Ale zakładamy, że do wakacji się poprawi.
To prawda, ale na razie priorytetem jest zwiększenie podaży szczepionek, a tu głównym problemem są koncerny farmaceutyczne. Druga kwestia to przekonanie obywateli do szczepień. Komisja ambitnie zakłada, że do końca września 70 procent Europejczyków zostanie zaszczepionych, co teoretycznie ma zapewnić odporność populacyjną. Natomiast mamy problem z dostępnością szczepionek, a odsetek osób, które nie chcą się szczepić, wciąż jest dosyć wysoki i na przykład we Francji sięga 40 procent.
Dodatkowo sytuację komplikują nowe warianty koronawirusa, szczególnie te bardziej zakaźne i zwiększające ryzyko hospitalizacji. Z tego powodu Komisja Europejska przedstawiła inicjatywę o nazwie „Inkubator HERA”, który zakłada dostosowywanie szczepionek do nowych mutacji. Paszport szczepionkowy jest wizją możliwą do zrealizowania, kiedy minie ten najgorszy czas i będzie można powrócić do normalnego podróżowania. Komisja wystrzega się samego słowa „paszport”, bo ono jednoznacznie kojarzy się z wprowadzaniem kontroli.
Obecnie i tak obowiązują one w wielu krajach ze względu na restrykcje sanitarne w poszczególnych państwach członkowskich.
To prawda, nie odczuwamy tego szczególnie mocno, ponieważ większość z nas jest uziemiona w domach i po prostu nie podróżuje. Komisja Europejska wprowadziła ułatwienia dla pracowników przygranicznych i sezonowych, a także tak zwane zielone korytarze dla transportów towarów, co pozwala ciężarówkom przemieszczać się bez większych zakłóceń.
Wprowadzenie paszportu szczepionkowego możemy sobie wyobrazić w różnych wariantach. Podstawowym byłoby swobodne przekraczanie granic bez kontroli (chyba że na wybranych odcinkach, gdzie zagrożenie epidemiologiczne jest szczególnie wysokie) i ograniczenie – za sprawą certyfikatu – dostępu do niektórych usług w państwach członkowskich, na przykład rezerwacji hotelu, noclegu, biletu na koncert czy do kina. Podobna polityka funkcjonuje obecnie na terenie Izraela. Takie rozwiązane na pewno powstrzymałoby dużą część podróży, bo turyści wyjeżdżają w większości po to, aby zarejestrować pobyt w hotelu i korzystać z różnego rodzaju usług.
Poza tym, wciąż można przebywać w innym kraju i zarażać.
Dokładnie. Dlatego to stanowiłoby pewnego rodzaju półśrodek, natomiast gdybyśmy chcieli stworzyć szczelny system, takie kontrole certyfikatów należałoby wprowadzić na granicach. Przepisy pozwalają na takie restrykcje, jeśli znajdujemy się w sytuacji zagrożenia zdrowia publicznego, a regulacje strefy Schengen mówią o tym, że kontrole wewnętrzne mogą być przywracane tylko na określony okres, maksymalnie do dwóch lat.
Czy taka polityka nie prowadzi do powstania grupy osób dyskryminowanych?
Problem dyskryminacji rodzi się z braku dostępu do szczepionki. Bycie zaszczepionym jest w tej chwili sytuacją ekskluzywną. Do okresu wakacyjnego prawdopodobnie niewiele się zmieni, na pewno nie na skalę, w której będziemy mogli mówić o powszechności szczepionki.
Ten problem podnosi na przykład Emmanuel Macron, który mówi o tym, że podróżujący to głównie ludzie młodzi, a nie seniorzy. W związku z tym, sam certyfikat będzie miał ograniczony skutek. Trudno odmówić słuszności jego diagnozie. Jest również kolejne zagrożenie związane z dyskryminacją osób, które nie mogą zaszczepić się ze względu na swój stan zdrowia. Nie jest to duża liczba, niemniej ryzykujemy stworzeniem zinstytucjonalizowanego systemu dyskryminacji.
Instytucje UE starają się zaradzić temu problemowi. Pierwsze prace nad certyfikatem podejmowane w UE wskazują na to, że dokument nie będzie tylko potwierdzeniem szczepienia. Będzie też zawierać inne informacje, na przykład o aktualnym teście na covid czy przejściu choroby. W ramach jednego dokumentu otrzymywalibyśmy pełny zbiór informacji na temat osoby w relacji do covid-19. W tym systemie paszport szczepionkowy stanowi jedno z narzędzi umożliwiających podróżowanie, natomiast nie jedyne.
Czyli paszport faktycznie mógłby umożliwiać wjazd do danego państwa, ale już po sezonie wakacyjnym, kiedy większość chętnych obywateli UE byłaby zaszczepiona?
Nie chcę podawać konkretnej daty, ale tak – mogłoby to nastąpić po upowszechnieniu szczepionki. Wtedy rzeczywiście mógłby stanowić jedyne narzędzie umożliwiające podróże. Natomiast dzisiaj szczepienie może być tylko jedną z przesłanek, która pozwala na przekroczenie granicy. Obecnie informacja o szczepieniu nie może być jedynym elementem tego systemu.
Czy w skład tego system wejdą również chińska i rosyjska szczepionka? Nie są one oficjalnie dopuszczone prze Europejską Agencję Leków.
Nie są, aczkolwiek nie jest powiedziane, że nie będą…
Dotychczas w tej dyskusji znane jest stanowisko Europejskiej Partii Ludowej, opowiada się ona za dopuszczeniem i uwzględnianiem w paszporcie jedynie szczepionek zatwierdzonych przez Europejską Agencję Leków. To logiczne i przypuszczam, że ostatecznie tylko te szczepionki będą akceptowane.
Premier Węgier jest już jest zaszczepiony chińskim preparatem. Czyli na razie nie mógłby uzyskać odpowiedniego certyfikatu i miałby problem z wizytą na Radzie Europejskiej w Brukseli?
Na razie musi skorzystać z alternatywy, może przedstawić negatywny wynik testu. Jak na razie Europejska Agencja Leków działa w sposób dość powolny i konserwatywny.
Z czego to wynika? W Stanach Zjednoczonych została dopuszczona jedna z chińskich szczepionek firmy Sinopharm. Pojawiły się głosy, że skoro Amerykanie ją zaakceptowali, to Europa powinna niemal automatycznie zrobić to samo. Wiem, że europejskie młyny tradycyjnie mielą powoli, ale czy są jeszcze jakieś przyczyny takiego sposobu procedowania?
Europejska procedura jest po prostu dłuższa. Istnieje duży nacisk na bezpieczeństwo, który na pewno spowalnia ten proces. W tym momencie większym problemem niż powolne zatwierdzanie szczepionek jest jednak niewywiązywanie się z umów przez producentów i opóźnienia w dostawach.
Z punktu widzenia politycznego, jeśli coraz więcej państw, w związku z opóźnieniami w dostawach, zacznie negocjować ewentualne dopuszczenie innych szczepionek, Unia znajdzie się pod dużą presją, aby te szczepionki zatwierdzić. Czy taka decyzja nie byłaby w pani ocenie porażką UE w rywalizacji z autorytarnymi reżimami Chin i Rosji?
Nie zaprzeczam istnieniu kontekstu politycznego i z całą pewnością dyplomacja szczepionkowa Rosji i Chin budzi obawy. Z medycznego punktu widzenia najważniejsze jest jednak szczepienie możliwie jak największą liczbą dostępnych, bezpiecznych i skutecznych preparatów. Prestiżowe europejskie ośrodki badawcze wypowiadają się pozytywnie przynajmniej o rosyjskiej szczepionce, w związku z tym, jeśli byłaby ona zatwierdzona przez EMA i dostępna, nie widzę przeciwskazań do jej użycia.
Mniej wiadomo o szczepionce chińskiej, jej wprowadzenie wymagałoby na pewno dodatkowych badań. Musimy ważyć priorytety: jednym jest ochrona życia i zdrowia, drugim – konsekwencje polityczne. W tej sytuacji politycy stoją przed trudnym wyzwaniem. Nie można dziwić się tym, którzy szukają w obecnej sytuacji alternatyw.