Z obawą przyjąłem propozycję napisania recenzji filmu traktującego o życiu Kościoła uwikłanego we współpracę z tajnymi służbami. Pamiętam dobrze wrażenia z lektury klasycznej już książki Andrzeja Grajewskiego „Kompleks Judasza. Kościół zraniony. Chrześcijanie w Europie Środkowo-Wschodniej między oporem a kolaboracją”, opublikowanej w 1999 roku przez Wydawnictwo W Drodze. Była to przygnębiająca opowieść o instytucji, z którą byłem przez blisko 30 lat bardzo blisko związany. Obawiałem się, że oglądanie filmu o tej tematyce wywoła podobne odczucia. Nie myliłem się. Ale podobnie jak wspomnianą książkę, tak i film „Słudzy” w reżyserii Ivan Ostrochovsky’ego trzeba poznać, jeśli chce się rozumieć mechanizmy do dzisiaj rządzące tą instytucją.
Kościół czechosłowacki a bezpieka
Krótko o sobie. W 1976 roku wstąpiłem do zakonu jezuitów w Starej Wsi koło Brzozowa. To blisko słowackiej granicy. Przeżyłem tam dwa lata nowicjatu, potem następne dwa w Krakowie. W roku 1980 wyjechałem na studia do Włoch. Akcja filmu dzieje się w roku 1980, a więc w czasie moich studiów. Do Polski wróciłem w 1985 roku i do zmiany systemu pracowałem jako duszpasterz akademicki, a potem angażowałem się w różne inicjatywy polskich jezuitów. W ramach tych działań byłem kilkakrotnie na Słowacji. Poznałem tamtejszych jezuitów, w tym najsłynniejszego bodajże z nich – kardynała Jana Chryzostoma Koreca (1924–2015) z Nitry. Korec wstąpił do zakonu w 1939 roku, a w 1951 został potajemnie wyświęcony na biskupa. Jego życie było wzorem bezkompromisowego oddania Kościołowi i zakonowi. Do 1990 roku był na przemian robotnikiem (między innymi sprzątał ulice Bratysławy), bezrobotnym i więźniem. Po politycznych zmianach został najpierw rektorem seminarium w Bratysławie, a następnie biskupem Nitry. Jan Paweł II mianował go w 1991 roku kardynałem. Od niego przede wszystkim dowiedziałem się o tragicznym losie słowackiego kleru. Korec niechętnie mówił o księżach współpracujących z czechosłowacką bezpieką. O tym dowiedziałem się znacznie później, a skala zjawiska okazała się porażająca.
Zdałem sobie z tego sprawę w 2007 roku, gdy została nagłośniona sprawa ówczesnego arcybiskupa Bratysławy Jana Sokola (ur. 1933), który, jak się okazało, współpracował od lat 70. Co więcej, sprawa tej współpracy była Kościołowi słowackiemu doskonale znana. Zdumiewającą była reakcja przewodniczącego Konferencji Biskupów Słowackich biskupa Frantiska Tondry, który stwierdził, że to Stolica Apostolska odpowiedzialna jest za biskupów. Co ciekawe, Sokol w tym samym roku wypowiedział się niezwykle ciepło o zbrodniarzu wojennym księdzu Josefie Tiso (1887–1947). Tiso, jak wiadomo, był prezydentem marionetkowego państwa słowackiego w latach II wojny światowej, które nie tylko było całkowicie podporządkowane Hitlerowi, ale ściśle i gorliwie z nim współpracowało również w eksterminacji słowackich Żydów.
Atmosfera jest mroczna, duszna i nieznośna. Ale przecież ani reżyser ani scenarzystka nie epatują scenami okrucieństwa czy przemocy. Owszem i jedno, i drugie jest obecne, ale poza zasięgiem wzroku widza. | Stanisław Obirek
Równie, a może jeszcze bardziej bulwersująca była dla mnie lektura książki Bogusława Śliwerskiego z 2018 roku, „Turystyka habilitacyjna Polaków na Słowację w latach 2005–2016”, z której wynika, że kilkuset polskich uczonych habilitowało między innymi na katolickim Uniwersytecie w Rużomberku, którym w latach 2008 kierował polski ksiądz Tadeusz Zasępa, obecnie wykładowca KUL-u. Wcześniej nic nie było mi wiadomo o tak kwitnącym ośrodku naukowym na Słowacji, na którym tak wielu polskich uczonych finalizowało swoją akademicką karierę. Wiedziałem natomiast, że na Słowacji ogromnym powodzeniem cieszy się teologia Czesława Bartnika (1929–2020), również wykładowcy KUL-u – szczególnie jego teologia narodu. Sprawa na pewno zasługuje na bliższe i dogłębne zbadanie, ponieważ może rzucić sporo światła na związki nie tylko naukowe między obu naszymi krajami.
Wspominam o tym, bo może się okazać, że pozornie tylko odległe Kościoły katolickie Polski i Słowacji łączy znaczenie więcej, niż mogłoby się na pierwszy rzut oka wydawać. Wystarczy chociażby wspomnieć ostatnią wypowiedź historyka Jana Żaryna – komentarz do określenia ONR-u jako organizacji faszystowskiej: „Jeśli chce się potępić ONR za jego główne idee, to trzeba by potępić wszystkich, którzy nawiązywali do programu korporacjonizmu i nacjonalizmu chrześcijańskiego, a zatem nie tylko cały obóz narodowy, ale także na przykład Prymasa Tysiąclecia, którego część polskiej inteligencji katolickiej skupionej w latach 60. czy 70. wokół środowiska «Więzi» i znaczącej części «Znaku» oskarżała o nacjonalizm”. Wprawdzie nie sposób porównywać postawy kleru polskiego wobec Hitlera z postawą księdza Tiso, jednak teologiczne powinowactwa są niewątpliwe. Chodzi tutaj oczywiście o rozwijaną nie tylko przez wspomnianego Bartnika teologię narodu, ale również o kreślenie wyjątkowej roli narodów słowiańskich w historii chrześcijaństwa.
Seminarium między słowami
Powyższe uwagi tylko pozornie nie mają związku z filmem, który chciałbym krótko omówić. Jego akcja toczy się w roku 1980 w seminarium kształcącym przyszłych księży na Słowacji. Klimat tego filmu, zatytułowanego znamiennie „Słudzy”, rzuca sporo światła na to, co się działo na Słowacji pod koniec reżimu komunistycznego. Oto dwóch młodych mężczyzn przyjeżdża do seminarium z polecenia proboszcza. Zostają przyjęci przez jednego z wykładowców, zapewne znajomego proboszcza. Ich entuzjazm zderza się z mroczną rzeczywistością współpracy ze służbami, podsłuchami, a nawet zbrodnią. Jeden z nich zostaje w brutalny sposób zmuszony do współpracy.
Reżyser Ivan Ostrochovsky i współscenarzystka Rebecca Lenkiewicz posługują się niezwykle dyskretną kreską, właściwie nie tyle opowiadają historię, ile raczej ją sugerują. Myślę, że dla większości widzów, dla których życie seminaryjne czy zakonne to czysta egzotyka, ten film to przykład horroru wyostrzonego sposobem prowadzenia aktorów, ich zaledwie zarysowanych dialogów, pełnych niedomówień. Właściwie o wiele wymowniejsze są niedopowiedzenia, długie, znaczące milczenia i równie znaczące spojrzenia. Atmosfera jest mroczna, duszna i nieznośna. Ale przecież ani reżyser, ani scenarzystka nie epatują scenami okrucieństwa czy przemocy. Owszem i jedno, i drugie jest obecne, ale poza zasięgiem wzroku widza. On się o tym dowiaduje pośrednio, wiele musi sobie dopowiedzieć sam.
Trudno powiedzieć, czy Ostrochovsky i Lenkiewicz dużo czasu spędzili, studiując przepastne zasoby słowackiego Instytutu Pamięci Narodowej, w których można znaleźć wiele historii podobnych do tych przedstawionych w „Sługach”, ale jedno jest pewne: udało im się oddać atmosferę zastraszenia młodych ludzi przez dwa systemy totalnej kontroli. Bo jak się okazuje, to nie tylko komunistyczny reżim czechosłowacki zniewalał kler katolicki – udało mu się bowiem stworzyć dość skuteczną sieć współpracowników, którzy skutecznie kontrolowali instytucje kościelne. Z jednej strony znajdujemy tu wspomniane zastraszenie wszechobecnym systemem kontroli państwa, z drugiej – opartą na ścisłej kontroli atmosferę wewnątrz seminarium. Może to ryzykowne, lecz komunizm nie jest zderzony z faszyzmem, ale z opartym na bezwzględnym podporządkowaniu reżimem kościelnym.
O tym również sporo wiemy, dzięki analizom polskich, choć mocno wybrakowanych jeśli chodzi o kartoteki kleru, zasobów IPN-u. Przykładem – opublikowana niedawno monografia Bogusława Górki „Anty-autolustracja t.w. «Student». Prawda Jezuity i prawda o Jezuicie”, poświęcona jednemu z najbardziej wpływowych jezuitów, Andrzejowi Koprowskiemu. Byłem konsultantem naukowym Autora w zakresie historii jezuitów i przyglądałem się z bliska powstaniu wspomnianej pracy od roku 2016. W moim przekonaniu na najnowszą historię nie tylko zakonu jezuitów, ale i całego Kościoła katolickiego trzeba będzie spojrzeć nieco inaczej, gdy uwzględni się dobrze udokumentowany w zasobach IPN-u fakt współpracy Andrzeja Koprowskiego z tajnymi służbami PRL. Jezuita przez dwadzieścia lat znajdował się w ewidencji służby bezpieczeństwa PRL w „elitarnym gronie” – tajnych współpracowników (1970–1990!).
Czy film „Słudzy” stanie się, podobnie jak przed laty inny film o ciemnej stronie Kościoła katolickiego „Spotlight”, początkiem zainteresowania filmowców i publicystów problematyką uwikłania kleru we współpracę z tajnymi służbami? | Stanisław Obirek
Słowacki „Spotlight”?
Czy film „Słudzy” stanie się, podobnie jak przed laty inny film o ciemnej stronie Kościoła katolickiego „Spotlight”, początkiem zainteresowania filmowców i publicystów problematyką uwikłania kleru we współpracę z tajnymi służbami? Trudno powiedzieć. Jak pamiętamy, bezkompromisowa postawa najpierw dziennikarzy „The Boston Globe”, a następnie twórców wspomnianego filmu „Spotlight”, dała początek tak mocnym filmom jak „Kler” Smarzowskiego oraz dwa dokumenty (trzeci w zapowiedzi) braci Sekielskich o pedofilii w Kościele. Nie wspominając o serii publikacji na ten temat, które regularnie wstrząsają życiem Kościoła katolickiego na całym świecie.
Na pewno jest znamienne, że generał jezuitów Arturo Sosa zmienił w trybie nadzwyczajnym obecnego prowincjała jezuitów w Warszawie, co mogłoby oznaczać chęć przerwania wpływów zmarłego niedawno Andrzeja Koprowskiego. Jak wspomniałem, stał się on obiektem wnikliwej analizy badacza, który ponad wszelką wątpliwość wykazał jego uwikłanie we współpracę. Jak wiadomo, podobne podejrzenia ciążą również na wielu polskich biskupach. Pisał o tym w licznych swoich pracach ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zaleski.
Wspomniany wcześniej biskup Tondra uznał w 2007 roku, że zbędne jest powołanie na Słowacji kościelnej komisji śledczej, mającej na celu analizę skali uwikłania kleru we współpracę z reżimem. Słowacki hierarcha dodawał: „podobnie jak to uczynił Kościół w Polsce i w Republice Czeskiej”. Jak wiadomo, razem z powstaniem IPN-u powstały również państwowo-kościelne komisje, które miały zbadać przeszłość i możliwą współpracę ze służbami polskiego kleru. Jednak ich działalność nigdy nie została sformalizowana, o czym świadczy opinia jednego z członków IPN-u. Inna sprawa to działalność tej komisji w Polsce, o której kilka dni temu wypowiedział się członek Kolegium IPN-u, ksiądz Józef Marecki. „Kiedy zaczęły działać pierwsze komisje diecezjalne, problem ich przerósł. Okazało się, że najwybitniejsi hierarchowie, kanonicy, dziekani, proboszczowie, liderzy życia religijnego w Polsce właśnie mają albo na początku swego nazwiska TW albo inny [skrót] oraz pseudonim itd. Sytuacja się po trzech miesiącach rozpadła, ja zostałem nadal pracownikiem i do żadnej współpracy nie doszło pomiędzy tymi komisjami diecezjalnymi a tymi właśnie, nazwijmy je komisjami, które miały być przy oddziałach IPN. Sprawa upadła”.
Może się więc okazać, że to znowu film okaże się punktem wyjścia do rzetelnego namysłu nad kondycją tej – ciągle jeszcze potężnej i wypływowej – instytucji, która w dużym stopniu określa życie wielu ludzi. Odsłonięcie ciemnych kart jej historii może ten wpływ nie tylko zmniejszyć, ale również wpłynąć na jakość tej obecności.
Film:
„Słudzy”, reżyseria Ivan Ostrochovsky, scenariusz Rebecca Lenkiewicz, Słowacja 2020.