To, dlaczego rząd wciąż pozwala publicznie wypowiadać się prof. Andrzejowi Horbanowi, głównemu doradcy premiera do spraw koronawirusa, jest pewną tajemnicą. W czasie pandemii od najważniejszych osób oczekiwalibyśmy jasnych i odpowiedzialnych komunikatów, które pomagają nam działać i odnaleźć się w nowej sytuacji. Jednak prof. Horban wypowiada się ze swadą, swobodnie, w trybie nieco rozrywkowym – a jednocześnie z jego wypowiedzi trudno wywnioskować coś konkretnego.

Horban w przeszłości mówił, że podejście „hulaj dusza, piekła nie ma” w sprawie koronawirusa było „słuszne, poniekąd”, a polityka rządu brzmiała: „trochę chronić, trochę pozakażać”. Ostatnio doradca premiera stwierdził, że jesteśmy w przeddzień katastrofalnego przebiegu epidemii, a po przekroczeniu 30 tysięcy stwierdzonych przypadków koronawirusa dziennie możliwe jest „zamknięcie Polski”. Ale co by to miało znaczyć? Nie wiadomo. Z pewnością Polski nie zamknięto, wyłączono fryzjerów czy duże markety budowlane.

Wypowiedzi prof. Horbana to nie tyle wypadek przy pracy, co niezły wskaźnik pandemicznej polityki rządu. Na pytanie zadane w jednym z wywiadów, o to, jak długo potrwa obecna fala pandemii, prof. Horban odpowiedział, że „to zależy od nas”. Jest to fraza, którą w ostatnich tygodniach można było usłyszeć wiele razy. Z pozoru trafna. W praktyce – jest to świetna wymówka, która ukrywa odpowiedzialność władzy publicznej za koordynowanie działań społecznych w sytuacji kryzysowej. Jest to przerzucanie odpowiedzialności za rozwój pandemii na jednostki.

Jeśli będziemy rozumieć nasze obowiązki w czasie pandemii w taki sposób, że każdy ma „pilnować siebie”, to wydaje się dość oczywiste, że będą one przestrzegane w niewystarczającym stopniu. Jest to tak, jakby wstawić każdemu tort do lodówki, zwrócić się z ogólnym zaleceniem, żeby przez najbliższe dwa tygodnie nie zjadać tortu, a potem naiwnie oczekiwać, że nikt nie zje tortu. Zawsze ktoś będzie głodny, ktoś będzie lubić słodycze, ktoś będzie mieć dzieci, które uwielbiają torty, ktoś powie, że nie rozumie sensu tego zalecenia, a ktoś inny pomyśli, że po dwóch tygodniach tort i tak się zepsuje, więc nie warto dać mu się zmarnować. Potem ktoś usłyszy, że sąsiad już zjadł tort. Ostatecznie prawie wszyscy zjedzą tort, może z wyjątkiem ludzi, którym bardzo szkodzi cukier.

To prawda, zależy od nas, czy odwiedzimy dziadków. Albo zależy od nas, czy spotkamy się w grupie znajomych. Zależy także od nas, czy będziemy uczciwie odbywać kwarantannę, na przykład w razie wcześniejszego zetknięcia się z osobą chorą. Jednak stworzenie odpowiednich warunków do przestrzegania norm – jak w przypadku ograniczenia mobilności ludzi – to w istotnej mierze odpowiedzialność rządu. Żeby tworzyć normy, musi istnieć społeczeństwo. Ludzie będą chcieli przestrzegać normy dopiero wtedy, gdy dla wszystkich będzie jasne, że jest to norma wartościowa, powszechnie uznawana i wszyscy się do niej stosują. A jak zalecenia i rozporządzenia polegają na tym, że wszystko jest na „mniej więcej”, a w gruncie rzeczy „na niby”, to poza najbardziej zagrożonymi oraz nielicznymi ludźmi dążącymi do świętości nikt nie będzie chciał wyjść na frajera, który jako jedyny postępuje słusznie. I sytuacja będzie taka, jak opisywał w rozmowie z „Kulturą Liberalną” szef ośrodka badań społecznych Marcin Duma, że obecnie ludzi bardziej denerwują kolejne obostrzenia niż statystyki zgonów – i gotowi są pójść do fryzjera, choćby „po trupie sąsiada”.

Wicerzecznik PiS-u Radosław Fogiel stwierdził, że „rząd nie posiada magicznej różdżki, którą może machnąć i liczba zakażeń spada”. I też nikt nie oczekuje od rządu magii i czarów, tylko planowania i dobrej komunikacji. A kiedy okazało się, że jest nowy, bardziej zaraźliwy brytyjski wariant koronawirusa – Polska masowo organizowała przyloty z Wielkiej Brytanii i nie testowała przylatujących. Dzisiaj brytyjski wariant dominuje w Polsce. Najwyraźniej nie było magicznej różdżki i nie dało się. W gruncie rzeczy wicemarszałek senatu Stanisław Karczewski z PiS-u powiedział w TVN24 właśnie tyle: „Wylałaby się fala krytyki i hejtu, gdyby testowano Polaków wracających przed Bożym Narodzeniem z Wielkiej Brytanii do kraju”. Rząd, który zawsze mówił, że „da się”, bo po prostu wystarczy nie kraść, teraz mówi: „nie da się”. Przez połowę czasu głosi propagandę sukcesu, a przez drugą połowę zrzeka się odpowiedzialności za sytuację.

Sytuacja jest dziwna. Polska jest na czele listy krajów o największej liczbie ofiar pandemii. Rząd ogłasza sukcesy w walce z pandemią. Rząd ogłasza także, że niewiele od niego zależy, bo ludzie robią, co chcą. A skoro nic od nikogo nie zależy, wszystko ogółem zależy „od nas”, ale nikt właściwie za nic nie odpowiada, to jak ocenić, które normy obowiązują, a które nie? Od dawna nikt nie rozumie, według jakiej logiki ogłaszane są obostrzenia. Od dawna wiadomo, że obostrzenia ogłaszane są na podstawie wątpliwej podstawy prawnej, a kary za ich nieprzestrzeganie są uchylane w sądach. W konsekwencji – wiele osób traktuje je z przymrużeniem oka. Na koniec prof. Horban powie, że teraz trzeba „zamknąć Polskę”, ale nikt już nie ma wrażenia, że to jest poważna deklaracja w poważnej sytuacji. Zamiast współpracy rządu i społeczeństwa jest cynizm, obojętność albo śmiech.

 

Zdjęcie użyte jako ilustracja wpisu: Wikimedia Commons.