Jakub Szewczenko: Na początku marca prezydent Duda rozmawiał z przewodniczącym Xi Jinpingiem o możliwości zakupu przez Polskę chińskiej szczepionki. Czy chiński preparat jest bezpieczny?
Michał Bogusz: Nie ma żadnych informacji, które wskazywałyby inaczej. Pytanie, czy jest skuteczny.
A jest? Czy może odstaje jakością od zachodnich?
Chińczycy nie publikują wszystkich danych na temat swoich szczepionek. Jedyne poważne, duże badania dotyczące preparatu chińskiego Sinovac wykonano w Brazylii w Instytucie Butantan. Wykazały one skuteczność wobec przechorowania objawowego na poziomie nieco powyżej 50 procent. To mniej niż przy szczepionkach zachodnich. Za to przed poważnym przebiegiem choroby, zdefiniowanym jako co najmniej dwutygodniowy pobyt w szpitalu, chronił już w 98 procent.
Trzeba jednak zadać pytanie: czym jest skuteczność w kontekście szczepionki? Z medycznego punktu widzenia, skuteczność chińskiej szczepionki może być dobra. Ludzie nie będą umierali, większość w ogóle nie trafi do szpitala, co jest kluczowe dla wydolności systemu opieki zdrowotnej.
Więcej wątpliwości budzi perspektywa społeczno-polityczna. Te 40 procent osób, które mimo szczepienia jednak zachoruje, będzie pytać: dlaczego? Po co ja się w ogóle szczepiłem? Większość z nich nie zadowoli fakt, że hipotetycznie uniknęli poważnych powikłań. Oni przecież wciąż musieli trafić na kwarantannę, wciąż chorowali, wciąż stracili część swoich zarobków. Potem będzie trudno ich namówić na przyjęcie dawki przypominającej.
Dlaczego w Chinach jest opór przed opublikowaniem wszystkich danych z badań klinicznych? To cecha chińskiej nauki w ogóle, czy dotyczy tylko szczepionek?
Generalnie to kwestia systemu. Z jednej strony, zrobiono to dla zasady. Nie, bo nie. Bo tak mamy. Z drugiej – Chiny boją się, co zachodni eksperci mogliby zrobić z takimi danymi.
Na przykład: dojść do innych wniosków?
Oni zawsze mają z tyłu głowy myśl: czy Zachód nie ma jakiś innych, lepszych narzędzi? Czy byłby w stanie zrozumieć więcej niż my?
Rząd boi się kompromitacji.
Tak. I z tym się wiąże jeszcze jedna kwestia, chyba najważniejsza. Otóż opublikowanie wszystkich danych, dotyczących zarówno szczepionek, jak i zebranych informacji o wirusie, pokazałoby prawdziwą skalę pandemii w Chinach. A ona jest o wiele większa niż się oficjalnie podaje. To umożliwiłoby światu przyłapanie Chin na kłamstwie.
W jakim stopniu Chiny manipulują danymi w sprawie epidemii?
Ogromnym. Podam przykład: w pierwszych dniach marca, tydzień przed rozpoczęciem corocznej sesji Ogólnochińskiego Zgromadzenia Przedstawicieli Ludowych, pojawiło się ognisko koronawirusa w jednej z dzielnic Pekinu. Kilka kwartałów miasta wyizolowano i zamknięto. Ale oficjalnie nie podano, żeby w tym czasie były jakiekolwiek nowe zachorowania w Chinach.
Wszystkie dane są zaniżone, co nie zmienia faktu, że rząd dalej panuje nad sytuacją. Jeśli w skali kraju rzeczywiste zachorowania wynoszą nie 100, a 1000 osób, to jest to nadal nic w porównaniu z innymi państwami.
W pierwszych miesiącach pandemii część ekspertów sugerowała, że Chiny dzięki autorytarnemu systemowi dysponują lepszymi narzędziami do zarządzania pandemią, niż zachodnie państwa „ograniczone” przez demokrację oraz indywidualne wolności. Ta teza dalej się broni?
Systemy autorytarne rozwiązują w bohaterski sposób problemy nieznane nigdzie indziej. Chinom udało się dobrze poradzić z problemem pandemii. Ale to ich system go stworzył! Gdyby do takiej samej sytuacji doszło w państwie demokratycznym, chorobę prawdopodobnie opanowano by błyskawicznie. Zadziałałyby procedury i nikt nie odwlekałby niezbędnych działań, czekając na decyzję z samej góry.
Procedury były obecne również w Chinach, wypracowano je po wybuchu epidemii SARS. Dlaczego ich nie zastosowano?
Ustalenie norm i procedur to jedno, ale one funkcjonują w określonym systemie. Okno, podczas którego można było zdusić ognisko choroby i uniknąć pandemii, zamknęło się w grudniu. Najpierw lokalne władze Wuhanu ukrywały wszystko przed Pekinem. Kiedy w styczniu wieści dotarły wreszcie do stolicy, Xi Jinping był akurat na inspekcji w prowincji Yunnan. I dopiero gdy wrócił do Pekinu, powiedziano mu, co się dzieje. Dopiero wtedy machina decyzyjna zaczęła działać, ale było już za późno.
Proces powstawania chińskich szczepionek był już chyba prowadzony dużo sprawniej.
Chińczycy posiadali kilka atutów w kwestii szczepionek. Po pierwsze, państwo na jeden rozkaz rzuciło na ten cel ogromne środki finansowe. Po drugie, wystartowali szybciej, ponieważ pierwsi dysponowali dużą liczbą danych dotyczących wirusa i jego zachowania.
Po trzecie, w przypadku dostępnych już preparatów Sinopharm i Sinovac zdecydowali się na wykorzystanie najstarszej i najprostszej technologii opracowania szczepionek – zdezaktywowanego wirusa, który nie może się namnażać. Chiny opracowują także szczepionki drugiej i trzeciej generacji, ale one wchodzą do użytku mniej więcej w tym samym czasie co zachodnie preparaty. Tutaj nie udało im się wyprzedzić Europy i Stanów Zjednoczonych.
Na czym polega chińska dyplomacja szczepionkowa?
Przede wszystkim jest to próba zdobywania wpływów, także gospodarczych i politycznych, w zamian za dostawy szczepionek. Tylko niewielką liczbę szczepionek Chiny przekazują w formie prezentów, większość Pekin po prostu sprzedaje. To są kontrakty, choć bardzo różnią się cenowo. Jeśli w jednym miejscu Chiny sprzedadzą taniej, może nawet po kosztach produkcji, to wyrównują sobie straty w innym – tak żeby na koniec wyjść na plus. Czasami udzielają też długoterminowych pożyczek. Xi Jinping obiecał państwom Afryki Subsaharyjskiej 2 miliardy dolarów kredytu na zakup chińskich preparatów.
Sprzedaż szczepionek zawsze jest powiązana z wymogami politycznymi. To taki miecz Damoklesa, który wisi później nad danym państwem. Bo Chiny mogą w każdej chwili wstrzymać dostawy kolejnych partii. Za pierwotnym zamówieniem pójdą zaś uzupełnienia, dawki przypominające, szczepienia na nowe warianty wirusa… Wybór przyjęcia szczepionek ze strony chińskiej rodzi szereg politycznych więzi i zobowiązań.
W ostatnich latach coraz więcej mówiło się o międzynarodowym wpływie politycznym, jaki Chiny zdobywają poprzez wielkie inwestycje w państwach rozwijających się. Czy dyplomacja szczepionkowa to kolejne wydanie tego zjawiska?
To standardowa operacja Partii Komunistycznej, która uznaje gospodarkę za główne narzędzie wpływu. Chodzi o zdolność związania ze sobą międzynarodowego przeciwnika – czy partnera – na poziomie gospodarczym, tak że w pewnym momencie staje się on od Chin uzależniony. Proszę spojrzeć chociażby na relacje niemiecko-chińskie. Niemcy są mocno uzależnione gospodarczo od Chin. Perła w koronie niemieckiej gospodarki i jej koło zamachowe w jednym – przemysł samochodowy – jest uzależniony od chińskiego rynku. Nawet, jeżeli uzależnienie od ChRL w skali całej niemieckiej gospodarki jest ograniczone, to akurat lobby przemysłu samochodowego ma zawsze przyjazne ucho w Berlinie. To naprawdę paraliżuje zdolność nie tylko Berlina, ale całej Unii Europejskiej do podejmowania poważniejszych kroków wobec Pekinu.
Jednocześnie negocjacje handlowe pomiędzy Chinami a Unią Europejską zakończyły się fiaskiem, a w wyniku pandemii wizerunek Chin na świecie jest obecnie rekordowo zły. Czy eksport szczepionek może być tutaj gamechangerem?
To jeszcze nie jest rozstrzygnięte. Może nastąpić sytuacja, o której mówiliśmy wcześniej: ludzie zaszczepieni, mimo wszystko, zaczną chorować. Jeśli tak się stanie, Chiny poniosą wizerunkową klęskę. Ale jeśli nie, to będzie wielki sukces.
Jest jednak jeden ważny czynnik działający tutaj na korzyść Chin. Wiele krajów, które kupują chińskie preparaty, szczepi nimi personel medyczny, który i tak w większości przechorował już covid i uzyskał naturalną odporność. Albo służby mundurowe, czyli głównie zdrowych mężczyzn w sile wieku, którzy chorobę przechodzą często bezobjawowo lub łagodnie. Więc, nawet jeżeli szczepionka okaże się nieskuteczna – i tak nie będzie to widoczne.
Zatem Chiny rozgrywają to bezpiecznie.
Nie tylko Chiny, to nie Pekin decyduje, kto zostanie zaszczepiony. Elity w wielu państwach rozwijających się są zdesperowane. Muszą pokazać swoim społeczeństwom, że coś robią, a do zachodnich szczepionek nie mają dostępu. Teoretycznie jest Sputnik V, ale Rosjanie mają duże problemy z produkcją. Pozostają im więc tylko chińskie preparaty. Rządzący kupują je, aby było widać, że walczą z pandemią – zaszczepili przecież milion osób, hurra! Obydwie strony podejmują tu grę o zachowanie twarzy.
Czy te działania odbywają się kosztem Zachodu? Coraz głośniej wybrzmiewa krytyka wobec bogatych krajów, które nie chcą podzielić się szczepionkami. Z drugiej strony, to przecież Unia Europejska wyeksportowała miliony szczepionek za granicę, a Joe Biden zapowiada, że wkrótce Stany Zjednoczone przekażą swoje nadwyżki innym państwom.
Moce produkcyjne na Zachodzie są systematycznie zwiększane. Oczywiście to małe pocieszenie dla ludzi, którzy wciąż nie mają dostępu do tych preparatów. Ale jeśli do końca trzeciego kwartału tego roku uda się zaszczepić znaczną część zachodniej populacji, to wtedy szczepionki popłyną szerokim strumieniem do państw rozwijających się. Choć z ich punktu widzenia to nie jest fair – czują się jak gorsza kategoria.
Polem walki pomiędzy Chinami a Zachodem w dzisiejszym świecie są właśnie państwa rozwijające się. Przedmiotem tej rywalizacji jest możliwość wpięcia tych państw w swoje łańcuchy dostaw i do rynków zbytu.
To równocześnie kwestia szeroko rozumianych standardów: technicznych, jak kształt gniazdka czy napięcia prądu w sieci; standardów finansowych, jak zasady udzielania kredytów i przepływów bankowych; standardów społecznych; i medycznych – lekarstw, opieki zdrowotnej. Wreszcie tego, co w danej kulturze i sferze wpływów oznacza prawo i bezprawie. Kto narzuci swoje wytyczne, będzie zwycięzcą w rywalizacji globalnej.
Dostarczanie szczepionek nie rozstrzygnie tej gry, która jest bardzo skomplikowana i rozpisana na kolejne dwie, trzy dekady. Jest jednak jej elementem.
Jakie są mocne karty Zachodu?
Amerykanie w ramach porozumienia Quad (USA, Indie, Japonia, Australia) ustalili, że wraz z Japończykami sfinansują produkcję miliarda dawek Johnson & Johnson w Indiach, dla państw rozwijających się. Australia zajmie się dystrybucją w regionie Indo-Pacyfiku.
A czy chińska dyplomacja szczepionkowa może zadziałać także na Europę? Chińskim preparatem zaszczepił się już Viktor Orbán. Czy Chiny będą próbowały użyć szczepionki do rozbijania jedności w Unii Europejskiej?
Myślę, że Węgry i kilka innych państw wykorzystało chińską szczepionkę tylko do lewarowania wewnątrz UE.
Same Chiny wykorzystują wszelkiego rodzaju formaty współpracy regionalnej z pojedynczymi państwami europejskimi, omijając Unię. Ale tak samo poszczególne państwa próbują wykorzystywać Pekin. To gra, którą bardzo świadomie i umiejętnie podejmują obie strony.
Jak przebiega akcja szczepień w samych Chinach? Z jednej strony Chiny eksportują własną szczepionkę, z drugiej – zamawiają na przykład 100 milionów dawek preparatu Pfizera…
100 milionów, to jest akurat tyle, ile ma członków partia komunistyczna.
To ciekawy zbieg okoliczności.
Bardzo. Chiny do tej pory otrzymały od Pfizera ilości wystarczające do zaszczepienia 50 tysięcy osób – mniej więcej tyle liczy partyjna elita. Komitet centralny, władze prowincjonalne, cała wierchuszka partyjna… plus rodzina i znajomi królika. To wystarczy.
A akcja masowych szczepień?
Ona idzie w Chinach dosyć opornie. Pod koniec marca wedle oficjalnych danych podano ponad 100 milionów dawek. To jest bardzo mało, jak na rozmiar kraju i jego możliwości. Pisałem ostatnio o tym, jak w Pekinie zachęca się ludzi do szczepienia, oferując im bony na zakupy spożywcze.
Z czego to wynika?
Władze oficjalnie mówią, że dążą do jak najszybszego wdrożenia programu szczepień, ale w praktyce na to nie wygląda. W Chinach nie szczepi się wedle wieku, tylko wykonywanego zawodu. Szczepionki otrzymują służby mundurowe, personel medyczny, przemieszczający się po kraju pracownicy firm logistycznych. Wynika to moim zdaniem ze strachu władz przed sytuacją, w której zaczną szczepić masowo ludzi w różnym wieku, a ci mimo to będą chorować.
Nie wiemy też, jakie ilości Chiny są w stanie tak naprawdę produkować. W drugiej połowie zeszłego roku, kiedy nie było jeszcze bodźca propagandowego, mówiono, że jest to około 600 milionów dawek rocznie. W momencie, gdy Zachód rozpoczął własny program szczepień, zdolności produkcyjne Chin nagle zaczęły rosnąć. Najpierw do miliarda, a teraz już mowa o dwóch miliardach dawek rocznie. Trudno nie być troszeczkę sceptycznym wobec tych zapowiedzi… Zwłaszcza że pomiędzy tymi ostatnimi deklaracjami upłynęły niecałe trzy tygodnie.
Jakie znaczenie mają tam ruchy antyszczepionkowe?
Gdy pojawia się już niechęć, nie jest ona kwestią antyszczepionkowej histerii jak na Zachodzie i braku zaufania do nowoczesnej medycyny. Cenzura tępi każdy głos sprzeciwu wobec reżimu. Ruchy antyszczepionkowe uznaje się za jednocześnie antyreżimowe, więc nie rozpowszechniają się one tak jak u nas. Niechęć do szczepionek jest – jeśli już – wyrazem braku zaufania do państwa jako takiego.
Na koniec – Chiny zyskały czy straciły na pandemii?
Trudno wyrokować, bo pandemia jeszcze się nie skończyła. Jest pełno ludzi, którzy rok temu mówili, że Chiny się walą, a teraz te same osoby twierdzą, że to Zachód się kończy.
Myślę, że Chiny mają szansę. Posiadają wiele narzędzi, aby wyjść z pandemii obronną ręką. Ale też dużo skłonności do strzelania sobie w kolano i popełniania szkolnych błędów, bo patrzą na wszystko przez bardzo zideologizowane okulary.
Z kolei Zachód ma wciąż bardzo wiele zasobów. Na poziomie czysto materialnym i technicznym posiada wielką przewagę nad Chinami. Problemem jest sfera polityczna, brak decyzyjności… Pewien uwiąd pokolenia baby boomers, które dalej jest u władzy. Brakuje polityków, którzy są gotowi powiedzieć społeczeństwom za księciem Saliną: „trzeba wiele zmienić, żeby wszystko pozostało po staremu”.
Czy prezydentura Joe Bidena, pomimo jego wieku, może wyrwać Zachód z letargu? Już teraz niektórzy publicyści uznają jego działania za łagodne w formie, ale rewolucyjne w treści.
Wyrażenie baby boomers odnoszę raczej do formacji mentalnej niż do konkretnego wieku. Biden wydaje się bardzo energiczny i pierwsze posunięcia jego administracji wobec Pekinu pokazują, że będzie wywierał niemniejszą presję na Chiny niż Trump. Może być nawet skuteczniejszy, ponieważ łatwiej mu będzie zjednać – przynajmniej niektórych – sojuszników.
Moim zdaniem jednak prawdziwym kluczem do zwycięstwa Zachodu w rywalizacji z ChRL i innym reżimami autorytarnymi jest reforma wewnętrzna. Demokracja musi działać dla wszystkich, a przynajmniej dla przeważającej większości. Ludzie muszą mieć pracę, która pozwoli im żyć przyzwoicie, a to wymaga powrotu na salony ekonomii politycznej.
Niestety, rosnące nierówności ekonomiczne i brak realnych szans na awans społeczny dają pożywkę populistom. Niezbędne jest też skutecznie funkcjonujące państwo – pandemia chyba pokazała, że nie ma czegoś takiego, jak tanie i skuteczne państwo. Dodajmy do tego kwestię edukacji czy kwestie demograficzne, a otrzymamy bardzo trudne zadanie do wykonania. Im dłużej te sprawy będą odwlekane, tym będą trudniejsze. Pandemia, a właściwie okres odbudowy po pandemii, może być dobrą okazją – ale czy Zachód jej nie zmarnuje?
Zdjęcie wykorzystane jako ikona wpisu: Marco Verch, CC BY 2.0, źródło: flickr