Trwający kryzys demokracji obnażył bezradność nauk prawnych jako narzędzia wyjaśniania rzeczywistości, ale bezradność ta nie jest czymś nowym. Odpowiedź na pytanie: „Jak nauczać prawa w czasach bezprawia?”, powinna być taka sama, jak przed kryzysem: z pewnością inaczej!

Refleksja nad edukacją prawniczą dokonywana w momencie jawnego regresu państwa prawa jest działaniem koniecznym, choć spóźnionym. Powinna ona dotykać sedna problemu: bezradności nauk prawnych jako narzędzia wyjaśniania rzeczywistości.

Stan edukacji prawniczej w Polsce był wielokrotnie krytykowany. Długo można punktować wydziały prawa, wskazywać błędy i niedostatki systemu kształcenia, demaskować oderwanie dogmatyki od rzeczywistości społecznej. Łatwym celem jest także wachlarz anachronicznych metod dydaktycznych czy sposób budowania równie anachronicznych programów nauczania nieodpowiadających na podstawowe wyzwania teraźniejszości. Wśród stosowanych przez wykładowców technik trudno jest znaleźć takie, które dawałyby studentom kluczowe we współczesnym świecie kompetencje, a programy, obciążone jednowymiarowym spojrzeniem na historię, nie zawierają w wystarczającym stopniu treści dotyczących aktualnych problemów. Co także bywa krytykowane, nauczyciele akademiccy są zazwyczaj praktykami. Mogłoby to dawać im możliwość realizowania programów edukacji splecionych z praktyką, jednak niestety prowadzi raczej do obniżenia jakości nauczania jako zajęcia dodatkowego.

Ta skrótowa diagnoza, choć napisana w 2021 roku, mogłaby równie dobrze powstać dziesięć lat temu. Dlaczego zatem dopiero teraz wyraźniej wybrzmiewają głosy o nieadekwatności nauki prawa wobec rzeczywistości społecznej? Dlaczego źródłem aktualnej refleksji nad naukami prawnymi stała się sytuacja krańcowa, nazwana przez Samuela Shannona „największą możliwą zbrodnią przeciwko doniosłości prawa”, a nie diagnoza stanu nauki prawa poprzedzającego te wydarzenia?

Opis aktualnej sytuacji nie oznacza, że w przeszłości nie było namysłu nad tym, czym powinny być nauki prawne. Jedną z bardziej śmiałych propozycji, choć jednocześnie pozbawioną szansy realizacji, sformułował Adam Podgórecki, znany badacz prawa związany z Uniwersytetem Warszawskim, który w późnych latach 70. wyemigrował z przyczyn politycznych do Kanady. W opublikowanych w latach 60. pracach zaproponował systematyzację nauk prawnych podporządkowaną badaniu społeczeństwa, w którym prawo funkcjonuje. Nie pałał sympatią wobec dogmatyki. Proponował uczynienie z prawa nauki społecznej, poprzez przyznanie bezwzględnego prymatu socjologii prawa, przy jednoczesnym sprowadzeniu dogmatyk do roli nauk pomocniczych. U podstaw tej propozycji leżało przekonanie, że rolą nauki powinno być wyjaśnianie rzeczywistości – a nie tylko jej opis czy bierne odtwarzanie treści przepisów prawa. Przedstawiona przez Podgóreckiego diagnoza zawiera w sobie wiele trafnych obserwacji, przede wszystkim dotyczących przeżywanego obecnie przez wiele osób poczucia nieadekwatności nauki prawa wobec wyzwań współczesności.

Być może jest to wizja świata nadmiernie idealistyczna, ale jestem przekonany, że w zderzeniu z niecodziennymi trudnościami to właśnie w nauce powinniśmy szukać wyjaśnień i możliwych rozwiązań. Podobnie jak w czasie pandemii zwróciliśmy się z nadzieją w kierunku lekarzy czy badaczy opracowujących szczepionki, tak samo kryzysy społeczne powinny skłaniać nas do wypracowywania rozwiązań opartych o wiedzę i dowody.

Bezradność prawa i prawników w reagowaniu na kryzys pokazuje, jak głęboki on jest. To właśnie nauka prawa powinna generować odpowiedzi i rozwiązania. Wydarzenia ostatnich trzech lat, jak również sposób odnoszenia się do nich przez prawników utwierdza mnie w opinii z 2018 roku: „[K]ryzys konstytucyjny obejmuje prawo jako dziedzinę wiedzy, której zdolność do porządkowania i opisywania życia społecznego została (w moim odczuciu skutecznie) zakwestionowana” [1]. Częścią doświadczenia skupionych na dogmatach prawników stało się bankructwo dziedziny wiedzy i języka opisu rzeczywistości, którego są przedstawicielami.

Chciałbym zaznaczyć, że aktualny kryzys, a być może trwający upadek demokracji, spotkał się także z reakcją prawników wyjaśniających przebieg i ostrzegających przed konsekwencjami obecnych wydarzeń. Z pewnością część czytelników spotkała się z pracami Jerzego Zajadły czy Marcina Matczaka – profesorów prawa, a jednocześnie aktywnych komentatorów wydarzeń. Co znamienne – są to teoretycy prawa, a nie dogmatycy. Teoria prawa, w przeciwieństwie do dogmatyki, wydaje się trafnym narzędziem wyjaśniania procesów rozkładu państwa prawa, nierzadko odnajdując trafne analogie w przeszłości.

Jak zatem rozumieć bezradność dogmatyków skonfrontowanych z rzeczywistością, która nie pasuje do prowadzonych przez nich rozważań? Skrajne stanowisko mówiłoby, że obecny kryzys prawa jako dziedziny wiedzy jest nie tyle skutkiem, co przyczyną „czasów bezprawia”. Oderwane od rzeczywistości społecznej rozumienie ograniczone do „prawa w księgach” [law in books] było złym narzędziem komunikowania i mogło pośrednio przyczynić się do podważenia autorytetu prawa.

Samuel Shannon pisze: „Jestem studentem prawa i z roku na rok coraz ciężej mi w przepisach i zasadach, których się uczę, dostrzegać coś więcej niż tylko tekst na papierze. Wiara w nienaruszalność norm oraz ich mądrość zanika w państwie PiS-u. Tym samym ginie też poczucie sensu dalszego ich zgłębiania”. Z perspektywy „starszego kolegi”, który ukończył studia w 2014 roku, a więc w innych okolicznościach politycznych, ale przede wszystkim badacza zjawisk społecznych związanych z prawem, jestem skłonny stwierdzić, że to nie państwo PiS-u wywołuje brak wiary w nienaruszalność norm oraz ich mądrość.

W sposobie wykładania przepisów i zasad prawa na wielu polskich uczelniach bardzo często nie ma niczego więcej niż tylko przekazywania tekstu na papierze. Nauki społeczne dostarczają bogatego materiału kwestionującego nienaruszalność norm, a tym bardziej ich mądrość. Nauczanie prawa w sposób charakterystyczny dla dogmatyk prawniczych było podtrzymywaniem fikcji, spojrzeniem nierzadko pozbawionym głębi i przenikliwości koniecznej do uprawiania nauki. To nie obecne czasy sprawiły, że takie podejście do prawa przestało mieć sens. Nauka prawa, która ustępuje w „momencie próby”, która nie jest zdolna do wyjaśniania i opisu rzeczywistości w obliczu kryzysów politycznych potwierdza swoją słabość i nieadekwatność wobec rzeczywistości społecznej, w której funkcjonuje.

Być może różnicą, którą przyniosły zmiany ustrojowe po 2015 roku, jest to, że w obecnej sytuacji podtrzymywanie takiej fikcji przestało już być możliwe. Optymista upatrywać będzie w tym nadziei dla zmiany myślenia o prawie – przede wszystkim tego charakterystycznego dla dogmatyków prawa.

Przypis:

[1] M. Wróbel, „O kryzysie prawa jako dziedziny wiedzy” [w:] „Jaki konstytucjonalizm? Refleksje nad «New Democracies in Crisis?» Paula Blokkera”, Politicon I, s. 36.

 

Zdjęcie wykorzystane jako ikona wpisu: Chris (a.k.a. MoiVous), źródło: flickr;