W ciągu ostatniego roku o deklaracjach (ze strony rządowej) czy konieczności (ze strony społecznej) przeprowadzenia w Polsce „sprawiedliwej transformacji” słyszał już niemal każdy, kto choć trochę śledzi sytuację w sektorze energetyki. W zatwierdzonej niedawno „Polityce energetycznej Polski do 2040 r.” (PEP2040) sprawiedliwa transformacja stanowi jeden z trzech filarów procesu transformacji energetycznej. Rozgłos zdobyły negocjacje rządu w sprawie tak zwanego Funduszu Sprawiedliwej Transformacji (FST), który jest instrumentem unijnym wspierającym realizację Europejskiego Zielonego Ładu i dedykowanym regionom węglowym (lub powęglowym).
Zgodnie z ostatnimi ustaleniami, w nowej perspektywie finansowej UE na lata 2021–2027 Polska ma otrzymać 4,4 miliarda euro (3,8 miliarda euro z FST oraz 560 milionów euro z polityki spójności) na łagodzenie społecznych, gospodarczych i środowiskowych skutków transformacji w kierunku gospodarki zeroemisyjnej. Finalnie jednak kwota ta może być zredukowana nawet o połowę, jeśli Polska nie zdecyduje się na wyznaczenie celu osiągnięcia neutralności klimatycznej do 2050 roku na poziomie kraju (ma na to czas do 2022 roku). Razem z pieniędzmi pochodzącymi z Funduszu Odbudowy środki te mają stanowić główne źródło finansowania transformacji energetycznej w Polsce, z czego dla regionów węglowych łącznie ma być przeznaczonych około 60 miliardów złotych (jak wskazano w PEP2040).
Mówimy tu więc o olbrzymich kwotach, które zasilą naszą gospodarkę w dobie postpandemicznego kryzysu i – przynajmniej z założenia – umożliwią zwrot w stronę obywatelskiej, zielonej i zrównoważonej energetyki.
Wykorzystanie pełnego potencjału transformacji nie będzie jednak możliwe, jeśli nie potraktujemy poważnie postulatu, aby proces ten przebiegał w sposób sprawiedliwy – nie tylko na poziomie politycznych deklaracji i dobrze brzmiących haseł w tworzonych właśnie strategiach, ale przede wszystkim w realnym kontekście społecznym i środowiskowym. Powinniśmy dołożyć wszelkich starań, aby społeczności najbardziej narażonych wsi, miast i dzielnic okazały się wygranymi tej zmiany, zamiast wpaść w dobrze nam znaną koleinę historii przeznaczoną dla kolejnych zastępów „ofiar transformacji”.
Energia w rękach obywatelek i obywateli
Jest to szczególnie istotne w kontekście szeroko rozpoznanej konieczności rozwijania energetyki uspołecznionej, opartej na lokalnej aktywności prosumentów indywidualnych i zbiorowych. Dla zrealizowania celów porozumienia paryskiego i nowego celu UE, ograniczenia do 2030 roku emisji o 55 procent względem 1990 roku, cały system elektroenergetyczny musi ulec zasadniczym przeobrażeniom.
Można się spodziewać, że technologie magazynowania energii, inteligentnych sieci czy zielonego wodoru będą się rozwijać. Będzie to również oznaczało coraz szersze włączanie w proces zmian obywateli. Unijna dyrektywa RED II, na której transpozycję do polskiego prawa mamy czas do czerwca, mówi wprost, że aby transformacja ku gospodarce zeroemisyjnej się powiodła, konieczne jest zaangażowanie prosumentów indywidualnych, ale też tak zwanych społeczności energetycznych, które w Polsce rozwijają się w postaci klastrów energii, a w przyszłości również spółdzielni energetycznych. Te lokalne podmioty będą mogły produkować, magazynować i obracać energią niezależnie od najsilniejszych graczy w sektorze. Wraz z samodzielną produkcją energii często wzrasta zainteresowanie inwestowaniem w rozwój technologii magazynowania energii czy szukania najbardziej efektywnych sposobów oszczędniejszego jej zużycia.
Z tej perspektywy widzimy, że transformacja energetyczna dalece odbiega od czysto technicznego przedsięwzięcia.
Lokalne (?) strategie dekarbonizacji
Pierwszym krokiem na drodze ku zmianie jest przygotowanie Terytorialnych Planów Sprawiedliwej Transformacji, które stanowią podstawę dla uzyskania środków z FST. Dotychczas akceptację Komisji Europejskiej otrzymały jedynie trzy polskie regiony górnicze: Śląsk, subregion wałbrzyski i Wielkopolska Wschodnia.
Ministerstwo Funduszy i Polityki Regionalnej stara się jednak o uwzględnienie również pozostałych regionów węglowych: Małopolski Zachodniej, podregionu bełchatowskiego, Zagłębia Turoszowskiego oraz Zagłębia Lubelskiego.
KE nie chce jednak wspierać inwestycji w regionach, które nie określiły daty i strategii odejścia od węgla, nie wspominając o przypadkach, gdzie wciąż oficjalnie nie wycofano się z planów otwarcia nowych złóż, jak ma to miejsce w kontekście pola Złoczew, o które miałaby zostać poszerzona Kopalnia Węgla Brunatnego Bełchatów.
Obok rozwijanych – z większym lub mniejszym powodzeniem – strategii regionalnych, Ministerstwo Klimatu i Środowiska podjęło decyzję o tworzeniu krajowego planu transformacji. W ramach tego procesu zgłaszane są projekty dużych przedsięwzięć inwestycyjnych, również ponadregionalnych, służących na przykład wspieraniu realizacji zielonych strategii spółek Skarbu Państwa. Zdaniem ministerstwa, plan krajowy ma jedynie usprawnić koordynację całego procesu, który dotyczy również przedsiębiorstw o charakterze strategicznym i ogólnopolskim, jednak istnieje ryzyko, że pod jego przykrywką utrwalone zostaną dotychczasowe struktury i relacje władzy charakterystyczne dla scentralizowanego systemu energetycznego.
Dwa scenariusze transformacji
Dlatego tak istotne jest, aby regionalne plany transformacji nie były przygotowane na ostatnią chwilę i przywiezione mieszkańcom do „konsultacji” w teczce ze stolicy województwa czy kraju. Zwiększa to tylko prawdopodobieństwo utrzymania status quo w postaci wielkoskalowej energetyki, która jedynie zmieni profil z „brudnego” na „zielony”.
Jak pokazują wyniki badań społecznych przedstawione w raporcie „Przespana rewolucja”, taki scenariusz rozwija się już w Bełchatowie, gdzie swoją siedzibę ma koncern PGE Górnictwo i Energetyka Konwencjonalna SA, do którego należy Kopalnia Węgla Brunatnego Bełchatów oraz Elektrownia Bełchatów, zapewniająca 22 procent rocznego zapotrzebowania Polski na energię elektryczną. Spółka jest przy tym od kilku dekad najważniejszym pracodawcą w regionie.
Podczas gdy w innych województwach, na przykład śląskim czy wielkopolskim, postępują prace nad tworzeniem regionalnych planów transformacji przy udziale różnych interesariuszy, w Bełchatowie debata społeczna na temat odejścia od węgla praktycznie nie istnieje. Przez opieszałość i lekkomyślną postawę decydentów łódzkie ma otrzymać jedynie 344 milionów euro na transformację, czyli zaledwie 8 procent kwoty przewidzianej dla całego kraju – o ile oczywiście KE zaakceptuje włączenie regionu do FST. Dla porównania, Śląsk może liczyć na 2,07 miliarda euro, tj. niemal połowę całej puli.
Jednak nie dość, że zwlekanie z podjęciem decyzji o dekarbonizacji w regionie doprowadziło do radykalnego zmniejszenia środków finansowych na łagodzenie negatywnych skutków transformacji, to jeszcze, według niedawno ogłoszonych planów, pieniądze te mają głównie pokryć koszty przejścia PGE z branży węglowej na OZE. Co więcej, spółka ma niebawem zostać skonsolidowana z Eneą i Tauronem w jeden gigantyczny koncern dążący do osiągnięcia neutralności klimatycznej. Realizację tego celu umożliwi przekazanie nieopłacalnych aktywów węglowych tworzonej właśnie Narodowej Agencji Bezpieczeństwa Energetycznego, czyli państwowemu podmiotowi odpowiedzialnemu za stopniowe wygaszanie coraz bardziej tracącego na wartości górnictwa. Jak wskazuje Instrat, potężna spółka giełdowa zyska na tej transakcji nawet 31 miliardów złotych, podczas gdy podatnicy będą musieli pokryć 26,5 miliarda złotych strat.
Badania pokazały, że zarówno samorządowcy, jak i mieszkańcy powiatu bełchatowskiego są pozbawieni dostępu do informacji na temat zachodzących zmian. Zakład energetyczny od dłuższego czasu pełni rolę lokalnego nababa, sponsora z gestem i nieograniczonymi możliwościami, co przyczyniło się do wykształcenia swego rodzaju monokultury. Społeczności lokalne nie mają głosu w podejmowanych decyzjach, które zaważą o przyszłości ich regionu zagrożonego upadkiem społeczno-gospodarczym i wyludnieniem. Co prawda, z inicjatywy PGE jeszcze w tym roku w Bełchatowie ma powstać Centrum Rozwoju Kompetencji, oferujące mieszkańcom szkolenia w zakresie OZE (a także tak zwanych zawodów przyszłości, jak specjalista uczenia maszynowego czy biotechnolog). Zdaniem marszałka województwa łódzkiego, Grzegorza Schreibera, otwarcie centrum szkoleniowego sprawi, że region stanie się drugą Doliną Krzemową. Kto wie, co przyniesie przyszłość, jednak na ten moment zapowiada się, że najsilniejsi gracze zgarną całą stawkę, maluczkim zostawiając minimum niezbędne do zachowania choć cienia pozorów przyzwoitości.
Co ciekawe, w niedalekim sąsiedztwie, bo niecałe 150 kilometrów na północny zachód, można zaobserwować proces, który uznawany jest za modelowy przykład systemowego planowania sprawiedliwej transformacji. To w Wielkopolsce Wschodniej rozwijane są prawdziwie innowacyjne rozwiązania społeczno-technologiczne, zainicjowane przez aktywistów konińskich już w 2018 roku. Rok później region uzyskał od KE wsparcie w rozwijaniu strategii dekarbonizacji w ramach Platformy na rzecz Regionów Górniczych w Procesie Transformacji. Z czasem coraz więcej stron zaangażowało się w proces tworzenia planu zielonej transformacji regionu, który silnie uzależniony jest od działalności kopalni węgla brunatnego i elektrowni należących do Zespołu Elektrowni Pątnów–Adamów–Konin. Powołane zostały grupy robocze do spraw transformacji Wielkopolski Wschodniej, złożone z organizacji pozarządowych, lokalnych przedsiębiorców, ekspertów, związkowców, samorządowców i przedstawicieli administracji rządowej oraz strony społecznej.
Rezultatem tych prac było stworzenie pierwszego w Polsce planu sprawiedliwej transformacji. Dokument ten zakłada odejście od węgla w Wielkopolsce Wschodniej do 2030 roku i wyznacza ambitny cel osiągnięcia neutralności klimatycznej do 2040 roku. Przewagą konkurencyjną regionu ma być rozwój technologii wodorowych, bazujący na ścisłej współpracy między podmiotami prywatnymi i publicznymi – co istotne, wyprzedza w tym rządowe prace nad projektem „Polskiej Strategii Wodorowej”.
Tak pomyślny przebieg procesu planowania transformacji nie byłby jednak możliwy bez szerokich dyskusji, w które włączone zostały wszelkie zainteresowane grupy i przedstawiciele władz wszystkich szczebli. Jak stwierdził Maciej Sytek, prezes Zarządu Agencji Rozwoju Regionalnego w Koninie: „W naszym planie musimy pogodzić interesy przedstawicieli wielu branż, jednak uważamy, że model szerokich konsultacji, w których partycypują także mieszkańcy, pomoże wypracować najlepszą możliwą strategię”.
Regiony węglowe laboratoriami zmian
Przykład Wielkopolski Wschodniej dobrze pokazuje, że proces transformacji powinien być zarządzany na poziomie społeczności lokalnych i samorządów, a nie w ramach wielkiego, rządowego projektu sterowanego centralnie. Przemawiają za tym dwa główne czynniki.
Po pierwsze, to na poziomie lokalnym znajduje się największy potencjał rozwijania nietypowych rozwiązań. Po drugie, to władze lokalne najlepiej znają specyficzne potrzeby, możliwości i zasoby, na których należy oprzeć działania transformacyjne.
Teza ta znajduje poparcie w literaturze z nurtu zarządzania transformacją [transition management] i studiów nad zrównoważoną transformacją [sustainability transitions studies]. Teoria rozróżnia trzy poziomy analizy procesu transformacji: niszy, reżimu i krajobrazu. Zgodnie z tym rozumieniem energetyczna i klimatyczna polityka unijna (krajobraz) wywiera nacisk na władzę centralną oraz energetyczne spółki Skarbu Państwa (reżim) i stwarza możliwości wprowadzenia radykalnych innowacji na poziomie lokalnym (nisze), które z czasem mogą doprowadzić do strukturalnych zmian w obowiązującym reżimie.
Ponadto, zgodnie z teorią, głęboka i trwała transformacja systemu energetycznego wymaga renegocjonowania i rekonfiguracji dotychczasowych relacji, ról i praktyk społecznych. Taka „operacja na żywym organizmie” wymaga uważności i ostrożności – stawką jest zaufanie i zaangażowanie obywateli, którzy niekoniecznie mogą dostrzegać potrzebę i korzyści płynące z rezygnacji z dotychczasowej postawy pasywnego odbiorcy energii. Należy położyć szczególny nacisk na zaproszenie do dyskusji i stworzenie warunków do wyrażenia swoich oczekiwań, obaw i nadziei przez przedstawicieli wszelkich marginalizowanych w podobnych debatach grup.
Istotne jest również, aby wspólnie poszukać skutecznych sposobów na zainteresowanie kobiet uczestnictwem i zarządzaniem projektami, które powszechnie kojarzą się z wąskimi, technicznymi kompetencjami zarezerwowanymi dla mężczyzn.
Wreszcie, w debatach na temat przyszłości regionów węglowych należy uwzględnić pracowników branż okołogórniczych.
Bardzo trudne, być może niemożliwe, jest wysłuchanie tych wszystkich głosów, prowadząc debatę na poziomie krajowym. To samorządy powinny zatem wziąć na siebie zadanie zorganizowania i przeprowadzenia „hybrydowych zgromadzeń” [hybrid forums] opartych o założenie szerokiej partycypacji, równoprawności różnych form wiedzy, doświadczeń i spostrzeżeń zarówno ekspertów, jak i laików oraz współodpowiedzialności wszystkich zaangażowanych stron za przebieg dyskusji i podejmowanych decyzji.
Póki co, rząd niedostatecznie wspiera samorządy regionów węglowych w realizacji tego trudnego zadania, generując raczej dodatkowe trudności. Po pierwsze, przygotowywane przez samorządy plany muszą być zgodne z innym dokumentami, na przykład z rodzącą się w bólach umową społeczną z górnikami. Jest to o tyle problematyczne, że samorządy często nie są zapraszane do dyskusji na temat kształtu tych dokumentów („umowa społeczna” powstaje przy wysłuchaniu jedynie strony rządowej i górników, wobec czego śląscy samorządowcy słusznie się sprzeciwili, żądając utworzenia „śląskiego okrągłego stołu”), podczas gdy ujęte w nich zapisy w znaczący sposób mogą wpływać na kształt lokalnych strategii rozwoju (jak w przypadku Rybnika, gdzie ambicje proklimatyczne hamuje perspektywa zamknięcia tamtejszych kopalń dopiero w 2049 roku). Po drugie, samorządom trudno jest cokolwiek planować w sytuacji, gdy do ostatniego momentu nie mają pewności co do kwoty finansowego wsparcia, podmiotu zarządzającego tymi środkami, terminów na składanie pierwszych projektów oraz ostatecznego otrzymania funduszy na ich realizację.
Wyzwania transformacji, z którymi musimy się mierzyć, już teraz pokazują nam, że sprawiedliwy wymiar zmian może być osiągnięty jedynie przy uznaniu podmiotowości społeczności lokalnych znajdujących się w centrum tych przeobrażeń. Konieczne jest rozpoznanie wagi lokalnego wymiaru transformacji, w którym regiony węglowe mogą stać się przestrzeniami rozwijania i testowania nowatorskich rozwiązań w polskiej energetyce, stanowiąc swoiste laboratoria niezbędnych społeczno-technologicznych innowacji. To właśnie na poziomie lokalnym upatrywać należy największego potencjału dla przeprowadzenia transformacji w sprawiedliwy, zrównoważony, transparentny sposób, uwzględniając interesy wszystkich stron (w tym środowiska naturalnego). Samorządy posiadają najlepsze narzędzia do zainicjowania i przeprowadzenia szerokiej oraz inkluzywnej debaty między różnymi grupami mieszkańców, organizacjami pozarządowymi, związkowcami, działaczkami społecznymi, lokalnym biznesem i naukowczyniami. Transformacja energetyczna jest procesem zbyt złożonym i zbyt głęboko ingerującym w tkankę społeczną, aby dało się ją zaprojektować i przeprowadzić ponad głowami obywateli. Bez ich poparcia i zaangażowania transformacja nie tylko nie spełni kryteriów sprawiedliwości, ale wręcz nie ma szans na swoją pełną realizację.
Zdjęcie wykorzystane jako ikona wpisu: Wendy Wei, źródło: Pexels;