Cztery tysiące Żydów – 95 procent mieszkańców. Dwadzieścia pięć tysięcy przejazdem, na postój z przesiadką do Bełżca (50 kilometrów) lub Sobiboru. Jak my w tym samym czasie z Dobrego do Stanisławowa (na Mazowszu), a następnie Treblinki. Ale z Dobrego do Stanisławowa było tylko jedenaście kilometrów, więc się wiedziało, dokąd uciekać i gdzie się skryć, a Żydzi przywożeni do Izbicy z Wielkopolski, Niemiec, Austrii, Czech, Moraw i Francji nic nie wiedzieli. Na przełomie października i listopada 1942 roku „spędzono do miasteczka Żydów z Zamościa i całego powiatu krasnostawskiego – ponad dziesięć tysięcy osób” – pisze Rafał Hetman w swojej historyczno-reporterskiej relacji „Izbica, Izbica” [Czarne 2021]. Próbowali kryć się, wykupić, bo „byli tacy, którzy za łapówkę puszczali”. Mówiło się na takiego „porządny”. W przeciwieństwie do takich, którzy „łapówkę brali i odchodzili, żeby wskazać ukrywającego się Żyda innym”. To było getto tranzytowe, bez drutów, bez murów, tak samo jak u nas. I też wystarczyło kilku gestapowców-folksdojczów, którzy znali język, teren i ludzi. Do tego Ukraińcy w czarnych mundurach stali na wzgórzach. Autor wyjaśnia, że za Ukraińców brano również Łotyszy, Estończyków i Rosjan z obozu szkoleniowego w pobliskich Trawnikach.
Do „akcji” dosyłano kilku esesmanów, dodatkową grupę „czarnych” oraz polskich policjantów i strażaków – miejscowych i okolicznych. Owszem, „Judenrat stawiał na nogi żydowską policję”, ale w wyłapywaniu ukrytych „brali udział także zwykli mieszkańcy”. Strażacy „rewidowali gruntownie domy żydowskie, obstukiwali ściany i zrywali podłogi”, pisze autor, cytując pracę Dariusza Libionki „Akcja Reinhardt. Zagłada Żydów w Generalnym Gubernatorstwie”. Niemcy im obiecywali, że „każdego znalezionego Żyda będą mogli obrabować”. „Gdyby działania poszczególnych niemieckich struktur nie spotykały się z tolerancją, a nawet aktywnym wsparciem Polaków, deportacja Żydów do obozów zagłady nie byłaby możliwa”, twierdzi Steffen Hänschen w książce „Das Ghetto Izbica im System des Holocaust” (cytuję za Hetmanem). Tych, co się nie zmieścili w wagonach, prowadzono na cmentarz żydowski. „W samej bieliźnie stali przed wielkimi dołami”. Z początku strzelano ich „normalnie, w ubraniach”, ale później ludzie poinformowali Niemców, że Żydzi mają przy sobie majątek, więc kazano im się rozbierać. Strzelali Niemcy i folksdojcze, Polacy tylko zakopywali. Widać było z pagórka nad cmentarzem i z niektórych dachów.
Gapie klaszczą i wołają „Brawo!”
„Jakaś dziewczynka wybiega z eskortowanej kolumny i chowa się za budynkiem”, ale „łapie ją młody chłopak”. Kilkuletni chłopiec ucieka, ale łapie go przechodząca dziewczyna – „szamotał się, płakał, ale go nie puściła”. Tojwie Blatt był nastolatkiem, wydał go rówieśnik ze szkoły. Retoryczne pytanie: co z tamtego chłopaka, tamtej dziewczyny i tamtego rówieśnika wyrosło? „Dzieci wychodzą z kryjówki prowadzone przez strażników, gapie klaszczą i wołają «Brawo!»”. Ojciec dziewczynki, która miała na imię Belunia, zapłacił sąsiadowi R.B., żeby ją przechował, ale ten „zobaczył przez okno, że Niemcy prowadzą grupkę Żydów, chwycił to dziecko za rękę i oddał Niemcom”. Kiedy Żyd wyszedł po akcji z kryjówki, to sąsiad szukający kosztowności „chwycił za siekierę i zabił”. Ktoś wziął zapłatę i ukrył trzech młodych Żydów, a potem do nich strzelał. Wiemy, bo dwóm postrzelonym udało się uciec. Na łące koło stacji leżeli zastrzeleni i ranni. Halina mieszkała w pobliżu i widziała, jak ludzie biegli „ściągać z trupów marynarki, spodnie, buty”. Ale „niektórzy szli na łąkę przynieść rannym wodę” – dodaje. Wielu Żydów upchnięto w domu strażaka tak gęsto, że się dusili. Halina z koleżankami zaniosła wodę – „trochę dla zabawy, a trochę z ciekawości”, lecz bezinteresownie. Dorośli brali za pół litra wody dwadzieścia złotych, „porządni” granatowi policjanci „przymknęli na to oko”.
Izbica znana jest również z tego, że w październiku 1942 roku – jednym z najbardziej morderczych miesięcy (wtedy zginęło nasze Dobre) – przybył tam Jan Karski przebrany za ukraińskiego strażnika. Szedł w towarzystwie prawdziwego strażnika w ukraińskim mundurze, który wyjaśniał mu, jak tu można zarobić. „Tylko pamiętaj, dzielimy się po połowie” – ostrzegał. Hetman zaznacza, że napisał ten epizod na podstawie książki Karskiego „Tajne państwo” i z niej tę rozmowę cytuje. Nie czytałem „Tajnego państwa”, ale domyślam się, że jego rozmówca nie był Ukraińcem, bo zaraz by go zdemaskował, lecz pewno Estończykiem lub Łotyszem, z którym mógł mówić po niemiecku. Polski zwiadowca widział wtedy, jak Niemcy ułatwiali sobie ładowanie do pociągu: strzelali w tłum i ludzie – tratując jedni drugich – „pchali się do wagonów, żeby uniknąć kul”.
Nikogo nie skazano za rabunek mienia żydowskiego
Dawano zbiegłemu Żydowi coś do jedzenia, bo Jezus przykazał „głodnych nakarmić, a spragnionych napoić”, ale ukryć go się bano. Tym niemniej dwadzieścia trzy osoby przeżyły dzięki ludzkiej pomocy. Klarę Nisenbaum i jej córkę ukrywała Anna Plato. Hejnocha Nobla Jan Myzoła w Wólce Orłowskiej. Szmula Rochmana niewymienione dwie rodziny w pobliskich Tarzymiechach. Chanana Lipszyca – Kazimiera Babiarz i jej córka Halina, które otrzymały za to odznaczenia Sprawiedliwych wśród Narodów Świata, ale pomogli mu również Bronisław i Zofia Malinowscy. Pani J. przechowała małą Rysię (Gabrysię) Bromberg z Zamościa, a później zażądała za nią sporego okupu. Ten epizod wraz z częścią późniejszych losów bratanicy Adama Bromberga został spisany – często dosłownie – z mojej powieści biograficznej „Memorbuch”. Czasem zdarzał się cud: dziesięcioletni chłopiec uciekł do Zamościa, spotkał na ulicy rówieśnika, który spytał, chcesz żyć? I dał mu – za darmo – metrykę, która go uratowała.
„Boże, co to będzie za wstyd i hańba, jak się sąsiedzi dowiedzą, że ukrywam Żydów” – żalił się pewien gospodarz, ale to był eufemizm. Aron Licht i Hersz Blank, którzy zbiegli z Sobiboru, zostali wkrótce po wyzwoleniu zabici – Aron w niewyjaśnionych okolicznościach, a Hersz „przez członków Armii Krajowej”. W maju 1945 „na obrzeżach Izbicy pojawili się młodzi mężczyźni ubrani jak Wojsko Polskie”. Pobili człowieka, który przechował Żyda. Poszli do drugiego, ale go nie zastali, „więc pobili mu matkę”. „Żaden Żyd nie odważy się tu przyjechać, bo miejscowi spadkobiercy żydowskiego dobytku nie mogą znieść widoku żydowskiej twarzy…” – komentował Mordechaj Canin, który nie ominął Izbicy w swej przerażającej „Podróży przez ruiny i zgliszcza”. Było osiem rozpraw sądowych, lecz tylko trzy wyroki skazujące. „Karano głównie wówczas, gdy oskarżony działał na szkodę Polaków” – twierdzi Steffen Hänschen we wspomnianej już książce. Pewno dlatego partyzanci zastrzelili folksojcza Szulca dopiero w lutym 1944 roku. I nikogo nie skazano „za rabunek mienia żydowskiego” – dodaje niemiecki autor. Niemieccy kaci Izbicy Kurt Engels i Ludwig Klemm sami wymierzyli sobie karę, popełniając samobójstwo – pierwszy w 1958 roku, drugi w 1978 – lepiej późno niż wcale.
Na grobach wyrosła trawa
Hitlerowcom chodziło nie tylko o wymordowanie Żydów, lecz i zatarcie śladów po ich obecności – podkreśla Hetman. Dlatego kazali wyrywać macewy z cmentarza. „Trafiły w podmurówki domów, obór i stodół, przydały się jako progi albo koła szlifierskie”. Z innych zbudowano areszt – sami Żydzi musieli to robić. Przetrwały i wróciły na cmentarz te wmurowane w ściany ohelu cadyka Mordechaja Josefa Leitnera, który odbudowali jego potomkowie. Pracę nadzorowała absolwentka hebraistyki, ale „część macew wmurowano jednak do góry nogami”, włącznie z największą na samym środku. „W internecie i niektórych książkach można przeczytać, że Niemcy zburzyli synagogę w 1943 roku”, ale zachowała się fotografia z 1946 roku Jakuba Blumsztejna w mundurze Armii Czerwonej na jej tle. „Słońce tnie sobie gardło na potrzaskanym szkle z okien. Krwawi się w rannej poświacie” – żalił się inny żydowski świadek, a Mordechaj Canin we wspomnianej wyżej powojennej relacji prozaicznie stwierdził, że synagoga służyła za śmietnik i „klozet dla chłopów, którzy znów przyjeżdżają w dni targowe”.
„Na grobach wyrosła trawa” i wypasano krowy. „Ktoś zaorał kawałek ziemi i posadził ziemniaki. Ktoś przychodził kopać w masowych grobach…” „Ludzie chodzili na kirkut szukać złota, to i kości wykopywali. Nawet teraz jak większy deszcz popada, to wszystko płynie i te kości wyłażą”. Znajdowano czaszki lub same szczęki. Złote zęby, koronki. Buty z poodrywanymi obcasami, „bo ludzie mówili, że Żydzi chowali pieniądze w obcasach”. Dlatego też celnicy w 1968 roku odrywali Żydówkom obcasy, jak to opisuje Sabina Baral w swoich „Zapiskach z wygnania”. Jeszcze w 1968 roku dzieci grały czaszką w piłkę – jak w analogicznym reportażu Piotra Pawła Reszki „Płuczki. Poszukiwacze żydowskiego złota”. „Ci, co zakopywali Żydów po egzekucjach”, najlepiej wiedzieli, gdzie szukać, a kopano „gdzieś do lat osiemdziesiątych”. „W domach też różne rzeczy ludzie znajdowali […] i dosyć dużo osób się na tym dorobiło”.
Izbica nie różni się pod od innych miejsc, gdzie zostały żydowskie domy, kości, popioły. Owszem, „uczniowie z nauczycielami co roku odwiedzają cmentarz i starają się zebrać część śmieci, które cały czas się tam pojawiają”: butelki, puszki, pudełka po piernikach, prezerwatywach.
***
PS Spora część tego reportażu powstała wyłącznie z lektur. Sama bibliografia 260-stronicowego maszynopisu zajmuje trzynaście stron i składa się głównie z wyjaśnień, jak: „opowiedziałem na podstawie jego wspomnień wydanych w formie książkowej”; ”zrelacjonowałem na podstawie jego książki”; „zrekonstruowałem na podstawie książki”; przytoczoną „wizytę Blatta u rodziny Bojarskiego opisała Hanna Krall w reportażu…”; „informacje dotyczące powojennej Izbicy […] pochodzą z książki…”; „historię przyjazdu Jana Karskiego do Izbicy opisuję na podstawie jego książki…”; „opisuję na podstawie filmu…”; „opis Izbicy i synagogi […] cytuję za artykułem…”; „fragmenty rozmów z księdzem zaczerpnąłem z wywiadów przeprowadzonych przez…”; „informacje o dalszych losach […] pochodzą z książki…”; „historia Gabryeli Bromberg powstała na podstawie informacji zamieszczonych w książce Henryka Grynberga «Memorbuch»…”.
W przypadku „Memorbucha” to nie tylko informacje, lecz przytoczone na pięciu stronicach sytuacje, sceny, a nawet dialogi bez oddzielania tekstu własnego od cudzego. Niestety, przypuszczam, że dotyczy to również innych zapożyczeń.
Książka:
Rafał Hetman, „Izbica, Izbica”, wyd. Czarne, Wołowiec 2021.
* Śródtytuły pochodzą od redakcji.