Szanowni Państwo!
W ostatnich latach zarówno prawica, jak i lewica wytrenowały się w krytykowaniu liberalizmu. Szybko okazało się, że wszystkie ważniejsze problemy gospodarcze, kulturowe czy społeczne można zręcznym ruchem zapisać na konto liberalizmu albo, jeszcze lepiej, neoliberalizmu – i analiza gotowa. Popularność zyskały książki takie jak „Liberalizm zawiódł” konserwatywnego krytyka Patricka Deneena, o której na naszych stronach pisał ostatnio Tomasz Sawczuk. Lista prawdziwych i wyobrażonych przewin rośnie.
Krytyka liberalizmu to jedno.
Cóż, idee polityczne zawsze podlegają krytyce, a zazwyczaj jest to proces ożywczy i zdrowy. Pozwala on na przemyślenie, a być może rewizję ideowych założeń rozmaitych ruchów społecznych i politycznych. Pożądany jest także autokrytycyzm – bez niego zwolennicy każdego zestawu idei zamienią się w nierozumnych fanatyków. Jednak w ostatnich latach uwagę zwraca także to, że w krytyce liberalizmu wytrenowali się sami liberałowie, często biorąc na własne barki więcej, niż potrzeba – byle wykazać wrażliwość wobec zarzutów, według których liberalizm umarł albo przegrał.
Dlaczego powinno się jasno mówić, że liberalizm wcale nie zawiódł? Wspomnijmy krótko o trzech powodach.
Pierwszy z nich jest najprostszy, ale wciąż warto o nim pamiętać: ideał demokratycznego liberalizmu, który chroni osobiste oraz polityczne prawa i wolności ludzi po prostu wciąż jest bardzo atrakcyjny. Jest to tradycja polityczna, która dobrze służy całemu społeczeństwu – o którą warto walczyć.
Drugi powód wiąże się z doświadczeniem politycznym ostatnich lat, a w szczególności wzrostem popularności tak zwanych ugrupowań narodowo-populistycznych. Otóż nie-liberalizm zawiódł. W praktyce owe nowe partie pokazały, że nie potrafią zbudować bardziej atrakcyjnego modelu politycznego. Potrafią burzyć istniejące instytucje, naruszać zasady rządów prawa, rozwijać układy polityczno-biznesowe – ale nie zbudować porządek, w którym nasze prawa i wolności byłyby chronione lepiej niż wcześniej.
Wreszcie, po trzecie, powiedzmy to sobie otwarcie: wiele spośród zarzutów, które wysuwano w ostatnich latach wobec liberalizmu, było albo nieprawdziwych albo miało błędnie określonego adresata. Nie ma wątpliwości, że liberalizm – jak każdy żywy zestaw idei – wymaga stałej refleksji i korekt. Od wielu lat piszemy o tym na stronach „Kultury Liberalnej”. Jeżeli jednak chcemy rzeczywiście ulepszyć istniejący porządek polityczny, to potrzebujemy dobrej analizy tego, kto konkretnie ponosi odpowiedzialność za które problemy społeczne.
W aktualnym numerze „Kultury Liberalnej” zajmujemy się właśnie ową trzecią kwestią, ponieważ to właśnie temu tematowi poświęcona jest nowa książka niemieckiego myśliciela politycznego, profesora Jana-Wernera Müllera z Uniwersytetu Princeton, która w języku polskim ukazała się właśnie w serii Biblioteka Kultury Liberalnej.
W książce „Strach i wolność. O inny liberalizm” Müller nie zajmuje się wyliczaniem błędów i wypaczeń liberalizmu – w odróżnieniu od wielu książek na temat tak zwanego kryzysu liberalizmu, które ukazały się na świecie w ostatnich latach. Zamiast tego, jego celem jest obalenie popularnych współcześnie mitów na temat liberalizmu – o wielu z nich pisaliśmy w przeszłości na naszych stronach.
Autor książki Jan-Werner Müller w rozmowie z Tomaszem Sawczukiem zwraca uwagę w szczególności na jeden poważny problem z popularnymi ostatnio krytykami liberalizmu – otóż zbyt często bezwiednie przyjmowały one ramy pojęciowe narzucone przez skrajną prawicę, takie jak język wojny kulturowej albo ostry podział na elity i lud. Innymi słowy, jeśli liberałowie od razu zaczynają przepraszać za „ekscesy kosmopolitycznych elit”, to brakuje miejsca na zastanowienie się nad tym, czy opis sytuacji nie został wymyślony w taki sposób, że jeśli liberałowie go zaakceptują, to w debacie będą od razu na straconej pozycji. Jak przekonuje Müller, trzeba przypominać o tym, że idee liberalne mają znaczenie w szczególności dla ludu – ponieważ ich główny cel polega na tym, aby chronić słabszych przed silniejszymi.
O książce Jana-Wernera Müllera opowiadał redaktor naczelny „Kultury Liberalnej” Jarosław Kuisz w rozmowie z Karoliną Lewicką w TOK FM. Jak mówił Kuisz, „liberalizm stał się kozłem ofiarnym, wygodnym chłopcem do bicia i awatarem, który w gruncie rzeczy niewiele znaczy”. Krytyka miała w dużej mierze wymiar moralizatorski, na zasadzie: „skoro liberalizm był taki zły, to przecież my musimy być lepsi”. Kuisz podsumowuje, że „rozmowa o błędach liberalizmu jest konieczna i Müller jest do niej przygotowany znacznie lepiej niż populiści”. Serdecznie zachęcamy do wysłuchania audycji lub przeczytania jej omówienia, które publikujemy w aktualnym numerze.
Z kolei, prezes Fundacji Batorego Edwin Bendyk w rozmowie z Aleksandrą Sawą, którą publikujemy w aktualnym numerze, mówi o książce „Strach i wolność” w następujący sposób: „W krajach postkomunistycznych liberalizm zaczęliśmy odkrywać i praktykować wraz z transformacją, więc zlepił się z beneficjentami tego procesu – tymi, którzy swoją wolność zaczęli realizować głównie w przestrzeni ekonomicznej. To przesłoniło nam bogactwo kategorii liberalizmu i demokracji liberalnej. Müller próbuje je wyłuskać, przywołując chociażby koncepcję liberalizmu strachu Judith Shklar, która wychodzi od przyrodzonej godności człowieka, chcąc mu zapewnić wolność od strachu”.
Polecamy Państwa uwadze także tekst Tomasza Sawczuka na temat książki Jana-Wernera Müllera, który dotyczy w szczególności wątku „strachu”, wyróżnionego w tytule książki niemieckiego autora – a który ukazał się na naszej stronie.
Zapraszamy do lektury!
Redakcja „Kultury Liberalnej”
Zdjęcie wykorzystane jako ikona wpisu: Pixabay, źródło: Pexels;