Z uwagą przeczytałem tekst „Trudno studiować prawo, kiedy ono nic nie znaczy”, ponieważ dzielę z jego autorem, Samuelem Shannonem, zarówno uniwersytet i kierunek studiów, jak i wiele obaw. Jednak w naszym myśleniu pojawiają się też rozbieżności.
Autor pisze: „Żeby dostrzec, że PiS ma dewastujący wpływ na system wartości studentów prawa, należy zrozumieć, co powinni oni poczuć w toku nauki. A powinni, krótko mówiąc, poczuć doniosłość tego, czym się zajmują” – a przecież nic tak nie wzmacnia poczucia doniosłości tego, czym się zajmujemy, niż postępująca od 2015 roku degradacja państwa prawa! Pozwala nam ona zrozumieć, że system, który działa wyłącznie wtedy, gdy podmioty w nim partycypujące chcą, żeby działał, jest systemem dziurawym. Jeżeli ład konstytucyjny od 1997 roku opierał się wyłącznie na dobrej woli rządzących i wystarczyło zdobycie samodzielnej większości parlamentarnej (nawet nie konstytucyjnej!), żeby go podważyć, to znaczy, że podobnym rozmontowywaniem państwa prawa mogła się zająć każda koalicja rządząca.
Trybunał Konstytucyjny miał być bezpiecznikiem eliminującym z naszego prawa normy niezgodne z Konstytucją. Jego orzeczenia mają moc powszechnie obowiązującą i są ostateczne. Dlaczego więc, wiedząc, jak istotną rolę TK odgrywa w systemie, pozostawiliśmy kwestię publikacji wyroków w rękach władzy wykonawczej? Dlaczego Beata Szydło w 2016 i Mateusz Morawiecki w 2020 roku mogli po prostu nie zarządzić publikacji orzeczeń, stanowiącej warunek ich wejścia w życie?
Ulegliśmy iluzji świętości norm prawnych. Wydawało nam się, że wystarczy napisać, że orzeczenia podlegają niezwłocznemu ogłoszeniu, aby tak było. Skonstruowaliśmy system funkcjonujący do chwili, w której rządzący przestają tego chcieć.
Dlatego dopiero teraz możemy naprawdę dostrzec doniosłość sztuki prawniczej. Rządy Zjednoczonej Prawicy, podnosząc jej wagę, przypominają nam, jak bardzo społeczeństwo potrzebuje wybitnych prawników.
„Magia prawa polega bowiem na tym, że istnieje tylko dzięki dobrej woli człowieka. Oto człowiek, z natury zachłanny i skupiony na własnej korzyści, zdecydował się nałożyć na siebie ograniczenia, by być lepszym. […] Prawo jest więc dowodem posiadania rozumu i systemu wartości. Tak mnie nauczono na studiach, w to uwierzyłem” – pisze dalej Shannon. Tyle tylko, że magia prawa nie polega na tym, że istnieje „tylko dzięki dobrej woli człowieka”, a na tym, że istnieje tylko dzięki jego woli, również tej złej. Nie musi wcale stanowić drogi do stawania się lepszym ani do realizacji wyższych wartości. Może służyć monopolizacji władzy, ograniczaniu pluralizmu medialnego, zdobywaniu partykularnych korzyści majątkowych, czy po prostu sprawnemu zarządzaniu państwem.
Nie mówię, że prawnicy powinni pochwalać takie instrumentalne wykorzystanie prawa ani że powinni w nim uczestniczyć. Nie możemy natomiast zaklinać rzeczywistości i odwoływać się tylko do argumentów natury moralnej. Źródłem prawa nie jest i nigdy nie było dobro, prawda i piękno – była nim władza, a normy prawne są jedynie tekstem na papierze, naruszalnym i nierzadko pozbawionym mądrości. Czy to odbiera im ich doniosłość? Moim zdaniem nie. Ostatecznie i tak to one wyznaczają nam zakres naszych praw i wolności, nakładają dotkliwe obowiązki, słowem: decydują o naszym życiu. I dlatego właśnie nie możemy tracić poczucia sensu ich zgłębiania. Na własnej skórze odczuwamy teraz bolesne konsekwencje prawa niesprawiedliwego, uchwalanego przy złych intencjach.
Samuel Shannon pisze też o studentach oraz ich motywacji, obawia się, że Polska może w wyniku obecnego kryzysu stracić wielu świetnych prawników. Faktycznie, nie jest to najłatwiejszy czas na wybór tego kierunku. Jednak są to trudności, w których powinna hartować się stal. To doświadczenie pomoże nam wykształcić prawników innych niż ci z czasów transformacji, o których Katarzyna Skrzydłowska-Kalukin pisała tak: „Pamiętam atmosferę na zajęciach z prawa konstytucyjnego, unosił się nad nimi duch świętych zasad praworządności, coś z pewnością wzniosłego”.
Studenci czasów obecnego kryzysu powinni być świadomi chaosu i pozbawieni złudzeń o świętości praworządności. Powinni spojrzeć na rzeczywistość taką, jaka jest naprawdę i nie odrzucać jej, ale nauczyć się tworzyć prawo, które będzie w stanie ją opanować.
Tekst jest publikowany w ramach projektu „Kultury Liberalnej” „PraworządźMy”, w którym analizujemy kryzys praworządności w Polsce, a także w Czechach, Bułgarii i na Węgrzech.
Zdjęcie wykorzystane jako ikona wpisu: Sora Shimazaki, źródło: Pexels