Gra o 723 miliardy euro

Premier Morawiecki nie ma obecnie większości, aby uruchomić środki z unijnego Fundusz Odbudowy, który ma służyć odbudowie Europy po pandemii. Jego poparcia odmówił Zbigniew Ziobro i posłowie Solidarnej Polski. Lewica postanowiła samodzielnie negocjować z rządem, pomijając resztę opozycji. To wywołało kryzys wewnątrz opozycji, który szybko przykrył kłopoty rządu.

Lewica zdecydowała się poprzeć rząd w głosowaniu nad unijnym Funduszem Odbudowy, który musi ratyfikować każdy z krajów członkowskich. Postawiono jednak określone warunki. Zgodnie z postulatami przedstawionymi przez lewicową koalicję, rząd w wysłanym do Komisji Europejskiej dokumencie ma zobowiązać się do przekazania 30 procent środków na samorządy, wybudowania 75 tysięcy mieszkań na wynajem, przeznaczenia 850 milionów euro na szpitale powiatowe. Z kolei 300 milionów euro ma trafić bezpośrednio do branż poszkodowanych w wyniku pandemii.

Dodatkowo premier ma przedstawić precyzyjny plan wydatków oraz powołać komitet, który miałby je kontrolować, wspólnie z opozycją.

Ryzyko może się opłacić

Inicjatywa Lewicy jest ryzykowna. Jeśli oceniać po przebiegu obecnych rządów, istnieje realne prawdopodobieństwo, że PiS najprawdopodobniej będzie starało się przekierować strumień pieniędzy do znajomych królika. W ten sposób Lewica może przyłożyć rękę do wsparcia PiS-owskich samorządów i kolejnych projektów Tadeusza Rydzyka. Premier Morawiecki już zapowiedział, że środki unijne wspomogą rządowy projekt tak zwanego Nowego Ładu, w którym nie brak prawicowej ideologii, związanej chociażby z reformą uczelni wyższych pod kierownictwem Przemysława Czarnka.

Jednak PiS może także wywiązać się z umowy, ponieważ Komisja Europejska będzie nadzorować sposób wydawania środków. Polska najpierw dostanie jedynie część środków (13 procent przyznanej nam kwoty), a jeśli złamie założenia zawarte w planie dla KE, Unia może wstrzymać wypłatę pozostałych pieniędzy. Ponadto, wykonując przyjazny gest w stronę Lewicy, rząd może zwiększyć szansę na podobną współpracę w przyszłych głosowaniach, gdy powrócą problemy ze stabilną większością w Zjednoczonej Prawicy.

Tak czy inaczej, pewnym wyzwaniem będzie przedstawienie porozumienia jako sukcesu Lewicy. Wkrótce rząd będzie chwalił się tym, że wynegocjował unijne wsparcie dla Polek i Polaków. O wkładzie Lewicy do kształtu porozumienia mało kto się dowie. Z pewnością tylko nieliczni odniosą wrażenie, że rząd ugiął się pod postulatami Lewicy. Wielu wyborców opozycyjnych, w tym wyborców Lewicy, którzy mają według badań opinii publicznej nastawienie najbardziej antypisowskie, może za to dojść do wniosku, że Czarzasty, Biedroń i Zandberg po prostu rzucili rządowi koło ratunkowe.

Lewica chce przedstawić swoje podejście jako wyraz sprawczości – postawili warunki rządowi, a rząd je zrealizuje. To może pomóc jej wizerunkowo i wyróżnić się na tle Platformy Obywatelskiej, do której przylgnęła łatka „totalnej opozycji”. Nie ma jednak pewności co do tego, czy tak się rzeczywiście stanie, a nawet jeśli rząd zrealizuje porozumienie – to nie wiadomo, czy ktoś się o tym dowie i czy ktoś będzie pamiętać, o jakie porozumienie chodziło.

W Platformie się zagotowało

Decyzja Lewicy wywołała burzę w szeregach Platformy Obywatelskiej. Bartłomiej Sienkiewicz stwierdził, że działania Lewicy to „zdrada opozycji”. Radosław Sikorski porównał porozumienie do „paktu Ribbentrop–Mołotow”, natomiast Arkadiusz Myrcha powiedział, że „z terrorystami się nie negocjuje”.

Jak na ironię, Platforma nie miała problemu, żeby rozmawiać „z terrorystami” przy okazji ustawy o podwyżkach dla parlamentarzystów. Co gorsza, Platformie brak spójności nawet w kwestii Funduszu Odbudowy! Jeszcze niedawno partia Borysa Budki sama formułowała przecież postulaty wobec rządu i przekonywała, że głosowanie przeciwko FO byłoby niezgodne z interesem Polski.

Nie bez powodu. Trudno sobie wyobrazić, w jaki sposób Platforma Obywatelska zamierzałaby wytłumaczyć wyborcom wstrzymanie pieniędzy dla wszystkich krajów członkowskich Unii Europejskiej. To samo dotyczy jej partnerów z Europejskiej Partii Ludowej, która jest najsilniejszą frakcją w Parlamencie Europejskim. Szczególnie że jak wynika z ostatniego badania IBRIS-u, 66,3 procent [!] Polaków domaga się ratyfikacji Funduszu Odbudowy i zagłosowania w tej sprawie wspólnie z rządem. Tymczasem głosowanie przeciwko FO z ziobrystami i Konfederacją popiera 2,1 procent badanych.

Do dyskusji dołączył nawet Strajk Kobiet, który z oficjalnego konta organizacji ostro potępił działania Lewicy, dając jej ultimatum na zmianę stanowiska. O sile sprawczości tego wpisu niech świadczą poprzednie ultimata, które miały zakończyć się dymisją rządu pod koniec 2020 roku. Jest to niestety kontynuacja postawy, w wyniku której liderki ruchu marnują kapitał społeczny, o czym pisaliśmy w przeszłości wspólnie z Filipem Rudnikiem.

[promobox_wydarzenie link=”https://kulturaliberalna.pl/2021/02/09/ogolnopolski-strajk-kobiet-to-nowy-kod-na-wlasne-zyczenie/” txt1=”Ogólnopolski Strajk Kobiet to nowy KOD. Na własne życzenie” txt2=”Filip Rudnik i Jakub Bodziony” pix=”https://kulturaliberalna.pl/wp-content/uploads/2021/04/bodziony-Piotr-Nowak-źródło-archiwum-własne-550×366.jpg”]

Zjednoczona Opozycja jak Zjednoczona Prawica

Skąd takie emocje? Wydaje się, że złość z powodu współpracy Lewicy z PiS-em to nie wszystko. Jest także inny powód. Chodzi o to, że to Lewica postanowiła zadziałać na własną rękę – przecież jeszcze w grudniu Borys Budka mówił, że kiedy słyszy pomysły o głosowaniu przeciwko unijnemu funduszowi, to „burzy się w nim krew”, a w marcu sam stawiał bardzo podobne warunki rządowi w kwestii poparcia FO.

Ponownie okazuje się, że pomysł zjednoczonej opozycji, pod reklamowanym przez Platformę szyldem #koalicji276, polega na tym, że reszta ugrupowań opozycyjnych powinna podporządkować się woli Borysa Budki. PO nie była w stanie zdobyć się nawet na czysto symboliczny gest poparcia dla Piotra Ikonowicza, kandydata Lewicy na Rzecznika Praw Obywatelskich. Ten sposób myślenia nie różni się znacząco od tego, jak PiS traktuje swoje koalicyjne przystawki.

W konsekwencji Platforma stanęła w szpagacie – od lat pozycjonuje się na najbardziej euroentuzjastyczną partię, a teraz niejasno grozi zablokowaniem unijnych pieniędzy dla Polski wspólnie ze skrajną prawicą.

Czas na powrót do rozmów

Platforma zmieniła zdanie, ponieważ liczy na dalsze podziały i ewentualny rozpad Zjednoczonej Prawicy. W tej sprawie PO ma dobry argument. Można było opóźnić negocjacje, domagać się od rządu większych ustępstw i próbować eskalować napięcia w koalicji. Jednak przewidywanie, że rząd mógłby upaść z powodu głosowania w sprawie Funduszu, to w tej chwili myślenie życzeniowe. A wynik ewentualnych przedterminowych wyborów pozostaje niewiadomą.

Teraz opozycja wciąż może powrócić do rozmów i uzgodnić wspólne postulaty w sprawie Funduszu Odbudowy. Wydaje się jednak prawdopodobne, że obecny konflikt po stronie opozycyjnej jedynie pogłębi brak zaufania między partiami opozycyjnymi i pogorszy perspektywy na dalszą współpracę. Szef klubu Koalicji Obywatelskiej w Sejmie, Cezary Tomczyk, mówił w niedawnym wywiadzie, że „jedna, duża lista opozycji jest w stanie zniszczyć PiS w sensie wyborczym. Doprowadzić do sytuacji, kiedy my ich rozbijemy w pył. To nasz polityczny cel. Na tym się skupiamy”. Ujęcie w ten sposób głównego motywu działania to jeden z największych błędów Platformy po 2015 roku. To strategia, która od sześciu lat nie przyniosła tej partii zwycięstwa.

Trudno dziwić się, że Lewica szuka innej drogi, zamiast bez protestu grać w przegranym zespole. Jeśli Platformie zależy na budowaniu koalicji politycznej, to zmiana relacji między partiami opozycyjnymi na bardziej partnerskie byłaby pierwszym krokiem w dobrym kierunku.

 

* Zdjęcie użyte jako ikona wpisu: Platforma Obywatelska RP, Flickr.com