Czas pandemii okazał się okresem bardzo intensywnego namysłu nad historią odbudowy stolicy. Rok 2020 (ogłoszony rokiem Odbudowy Warszawy z okazji z okrągłej 75. rocznicy powołania Biura Odbudowy Stolicy) obdarzył nas świetnym „Najlepszym miastem świata” Grzegorza Piątka. Teraz zaś otrzymujemy książkę Krzysztofa Mordyńskiego „Sny o Warszawie”. Nie sposób zresztą czytać książkę Mordyńskiego bez kontekstu „Najlepszego miasta świata”. Obaj autorzy zahaczają nieomal o ten sam okres. Piątek w „Najlepszym mieście świata” porusza się między rokiem 1944 a 1949, zaś Mordyński koncentruje swoją narrację na latach 1945–1952. W swoich opowieściach poruszają te same wątki. Obaj piszą o pierwszych latach Biura Odbudowy Stolicy (BOS) na warszawskiej Pradze oraz o jego późniejszej działalności. W obu czytamy o tych samych postaciach, spoglądamy na te same inwestycje.

Marzenie, maszyna, więź społeczna i kompozycja

Ale skupmy się na monografii Mordyńskiego i na tym, jak buduje swoją opowieść. „Sny o Warszawie” składają się z czterech części, z czego każda opisuje odbudowę Warszawy pod kątem innego zagadnienia. Pierwsza traktuje o „marzeniu”. Mordyński pisze, jak architekci wyobrażali sobie miasto przed wojną, podczas wojny oraz krótko po niej, gdy była skupiskiem gruzów. Przeczytamy tu między innymi długie opisy wizji Macieja Nowickiego (ucznia Le Corbusiera i współtwórcę przedwojennego budynku Klubu Sportowego „Orzeł” przy ulicy Podskarbińskiej), odtwarzane z nielicznych zachowanych jego notatek. Widać zresztą, że autor wyraźnie nie ukrywa swojej fascynacji tą postacią. Poznamy również klasyczną historię powstania BOS-u, choć zdecydowanie jest tego mniej niż w książce Piątka, (może i z korzyścią dla pracy Mordyńskiego), a także kontekst urbanistyczny przedwojennej Warszawy oraz kierunków powojennej odbudowy.

Druga koncentruje się na „maszynie”. Autor pokazuje w niej, jakim wyzwaniem było dla planistów stworzenie miasta, które będzie sprawnie funkcjonowało. Trzecia zaś na „więzi społecznej”, a więc opowiada o kwestii stworzenia takich osiedli w Warszawie, które będą dobre do życia również pod kątem społecznym. Obie części to bardzo ciekawa analiza dywagacji ideowych, które prowadzono wewnątrz BOS-u, niekiedy w formie kłótni, co autor dokumentuje fragmentami stenogramów. Mordyński opisuje, jak systemowo próbowano rozwiązać kwestię zaplanowania rozwoju Warszawy po wojnie i w jakiej mierze inspirowano się przedwojennymi propozycjami. Jedna z tych, które były uważniej studiowane, to odważna wizja Chmielewskiego i Syrkusa zawarta w ich architektonicznym manifeście „Warszawa funkcjonalna”.

Mordyński zwraca również uwagę na to, co stanowiło kluczowy kościec dla nowego systemu miejskiego – czyli osiedla. Są one wyrazem troski, z jaką architekci i urbaniści myśleli wówczas o przyszłych mieszkańcach Warszawy. Pojęciem, które stawiano w absolutnym centrum myślenia o nowych jednostkach mieszkaniowych w Warszawie, była więź społeczna. Osiedle miało być nie tylko dobrze zaprojektowane, ale też tak pomyślane, żeby mieszkańcy nawiązywali między sobą kontakty i relacje. Musiało ono być również na tyle dobrze skomunikowane z resztą miasta, żeby można było z niego w miarę szybko dotrzeć do centrum. Miasto miało być sprawną maszyną.

W ostatniej części „Snów o Warszawie” – pod hasłem „kompozycji” – autor poświęca dużo miejsca socrealizmowi w architekturze oraz próbuje odkryć jego dobre strony. Mordyński stara się nas przekonać o tym, że u podstaw koszmarnego, znienawidzonego później socrealistycznego projektu stały w gruncie rzeczy słuszne założenia.

Odbudowa Warszawy, pisze autor, była projektem politycznym polegającym nie tylko na odtworzeniu stolicy, ale i stworzeniu nowego człowieka socjalistycznego. Pod tym sloganem kryła się jednak szczera chęć zaprojektowania miasta dobrego do życia dla każdego człowieka, wolnego od „błędów i wypaczeń” poprzednich dekad kapitalistycznych, kiedy działki zabudowywano gęsto kamienicami, a większość mieszkań nie miała dostępu do naturalnego światła. Mordyński pokazuje nam na podstawie planów, jak pod wierzchnią warstwą języka propagandy architekci próbowali przemycić ukształtowane jeszcze przed wojną architektoniczne wizje. Paradoksalnie, to właśnie zburzona Warszawa pozwoliła je zrealizować.

Dużo wizji, mało rzeczywistości

Książka Mordyńskiego opatrzona została dość wieloznacznym podtytułem „reportaż” i widać, że autor miejscami stara się relacjonować wydarzenia odbudowy Warszawy, trochę „jakby tam był”. Choć robi to jedynie w oparciu o materiały archiwalne, udaje mu się to wprost mistrzowsko. Dzieje się tak choćby wtedy, gdy przytacza opisy powrotów warszawiaków do miasta. Miejscami miały one naprawdę dramatyczny przebieg. Wystarczy wspomnieć opisaną przez Mordyńskiego historię mężczyzny, który przechadzając się po ruinach zbombardowanego w 1939 roku szpitala św. Ducha przy ulicy Elektoralnej, wpadł w pewnym momencie do zasypanego pomieszczenia służącego za powstańczy lazaret, w którym leżały jeszcze stosy trupów nieodgrzebane od września 1944 roku.

Samo powstanie warszawskie zajmuje w tej książce raczej mało miejsca (Piątek swoją historię rozpoczyna w dość symboliczny sposób: opisem chwili, gdy płonie jeszcze lewa strona Warszawy, a na Pradze już stacjonują radzieckie wojska), jednak jedna scena opisana przez Mordyńskiego to kawał naprawdę świetnej literatury. Chodzi mi o fragment, gdy opisuje on, jak dwóch architektów – Stanisław Dziewulski oraz Kazimierz Marczewski –przygotowywało w trakcie powstania w ukrytej pracowni w Alejach Ujazdowskich wytyczne pod odbudowę Warszawy. Była druga połowa września 1944 roku, miasto płonęło, a oni w tym czasie pracowali między innymi nad planem nowej dzielnicy na terenie Muranowa. W każdej chwili mogła spaść na nich bomba i pozbawić ich życia oraz owoców pracy. To ich jednak nie powstrzymywało. Jest w tym fragmencie i dynamika reportażu, i zgrabne odmalowanie słowem niecodziennej scenki, jaką niewątpliwie musiał być widok dwóch architektów pracujących w samym środku płonącego miasta.

Takich obrazowych fragmentów jest w książce niewiele. Książce Mordyńskiego można jednak postawić poważniejszy zarzut, który stawia pod znakiem zapytania „reportażowość” tej publikacji. Podobnie jak w „Najlepszym mieście świata”, tak i w „Snach o Warszawie” za dużo mówi się o wizjach, a za mało o tym, jak w rzeczywistości wyglądał proces odbudowy Warszawy. Autor tylko pozostawia do domyślenia się, jaką drogę przebyły poszczególne projekty na drodze z deski kreślarskiej na konkretną parcelę. U Mordyńskiego Warszawę oglądamy przez filtr abstrakcyjnych dyskusji oraz rysunków planistycznych, oddalając nas od wszędobylskiego kurzu placów budowy, nieznośnego słońca i spoconych ciał przodowników pracy.

Znamienny jest zresztą fakt, że również w tej książce nie ma nic o historii modernistycznego CeDeTu, który oddany został do użytku chwilę po ogłoszeniu doktryny realnego socjalizmu i jego architekci mieli z tego tytułu problemy. To historia powszechnie znana, ale doskonale pokazująca, jak wyglądała odbudowa miasta oraz z jak punktowych i fragmentarycznych działań niekiedy się składała.

Mit Bieruta architekta

Tym, co ciekawie różni książkę Piątka i Mordyńskiego, to podejście do…. Bolesława Bieruta. Prezydent Polski Ludowej w „Najlepszym mieście świata” został odmalowany w stosunkowo ciepłych barwach – jako osoba zainteresowana architekturą, angażującą się procesy planistyczne oraz poświęcającą im dużo czasu. Przytoczę jedno zdanie: „Bierut był pierwszą głową państwa od czasu Stanisława Augusta, która tyle uwagi poświęcała architektom, urbanistom i przyszłemu kształtowi stolicy”.

Mordyński ma do niego zupełnie odmienny stosunek: „Przekonanie o tym, że ówczesny prezydent rzeczywiście kierował procesami ponownego wznoszenia miasta, że miał pełną wiedzę niemal o wszystkim, co się działo w tej kwestii, i że był w stanie użyć jej dla wykonania swojego planu, jest błędne”. Mordyński powołuje się tu na stenogramy z obrad, w których Bierut miał zadawać pytania wyłącznie o kwestie drugorzędne i zwracać uwagę tylko na detale, co wskazywało na rzeczywisty brak zainteresowania tematem). Obraz Bieruta jako przodownika prac oraz głównego inspiratora zmian był więc tylko propagandowym posunięciem. Na taki efekt mieli pracować wszyscy jego podwładni. Pytaniem pozostanie, czy polityk musi posiadać głębszą architektoniczną wiedzę, by zostać uznany za osobę zaangażowaną w kwestie urbanistyczne. To, czy Bierut naprawdę przejmował się sprawą odbudowy Warszawy, dziś chyba trudno jednoznacznie ustalić.

Warszawski palimpsest

Co nowego do dyskusji o historii odbudowy Warszawy wnosi książka Mordyńskiego? Podkreśla wagę planowania oraz inspiracji, którymi urbaniści się kierowali, i sporów o to, czym ma być Warszawa przyszłości u progu lat 50. Powtarza jednak ten sam schemat, który pojawia się w tego typu publikacjach. Tak jak i one – bardzo dużo miejsca poświęca marzeniom architektów.

Jest to bardzo kusząca propozycja – dać się porwać śmiałym wizjom o powojennym mieście, które de facto nigdy nie powstało, a jedynie zawisło gdzieś na wpół drogi i pozostało jedynie niezrealizowanym marzeniem. Tymczasem wciąż brakuje opowieści o tym, jak ta odbudowa się odbywał wespół z przywracaniem do życia ocalałych fragmentów miasta oraz jak nowa zabudowa doklejała się do tej istniejącej i jak w ten sposób nawarstwiał się legendarny warszawski palimpsest. To nie tylko opowieść o Muranowie, który powstał na gruzach getta, ale tak naprawdę opowieść o całej Warszawie, którą kontynuujemy również dziś, nawiązując lub pozostając w kontrze do zabudowy ostatnich dekad. Bo tak naprawdę odbudowa Warszawy, a więc jej budowanie na nowo, wciąż trwa.

 

Książka:

Krzysztof Mordyński, „Sny o Warszawie. Wizje przebudowy miasta 1945–1952”, wyd. Pruszyński i S-ka, Warszawa 2021.