Tydzień temu PiS ogłosiło wstępny projekt reform pod hasłem „Polskiego Ładu”. Propozycji było wiele, jednak zdecydowanie największe emocje po stronie opozycyjnej wzbudziła zapowiedź zmian w podatkach, w tym podniesienie kwoty wolnej od podatku oraz podniesienie składki zdrowotnej. Z wstępnych analiz wynika, że zmiany podatkowe proponowane przez PiS byłyby korzystne lub neutralne finansowo dla 90 procent podatników oraz niekorzystne finansowo dla 10 procent najlepiej zarabiających Polaków.

Tymczasem w ostatnich dniach Platforma Obywatelska i jej zwolennicy konsekwentnie twierdzą, że PiS atakuje „ciężko pracujących Polaków”, czyli „klasę średnią”. Tego rodzaju sposób mówienia jest fałszywy oraz niemądry politycznie. Ujawnia on problemy polityczne, z którymi musi zmierzyć się polska polityka centrowa.

Nie tylko klasa średnia pracuje ciężko

Zwróćmy uwagę na kilka spraw. Po pierwsze, nie tylko klasa średnia pracuje ciężko. Byłaby to bardzo dziwna teza, że jedynie 10 procent najbogatszych Polaków para się ciężką pracą. Robi to z pewnością pielęgniarka, a zarabia mniej niż warszawski pracownik biurowy. Po drugie, o jakiej klasie średniej mówimy? 10 procent najbogatszych Polaków to z pewnością nie wyłącznie klasa średnia ani nie cała klasa średnia – jest to raczej grupa, która obejmuje także najbogatszych Polaków.

A zatem, po trzecie, mówiąc w ten sposób, Platforma wpuszcza się kanał i ustawia się w pozycji obrońcy najbogatszych. To jest w interesie PiS-u, które w dalszym ciągu będzie mogło ubierać się w szaty obrońcy ludu. Dzieje się tak zresztą nie pierwszy raz. Borys Budka wielokrotnie podkreślał, że PO jest partią „ludzi ciężko pracujących”. Jednocześnie ludzie Platformy wielokrotnie sugerują, że wyborcy PiS-u to ci, którzy „dali się kupić za grosze”, a zatem raczej lenie czy nieroby. Tyle że budowanie tego rodzaju podziału nie ma zalet politycznych, pozwala jedynie wyrazić pogardę wobec tych, których uważa się za „nierobów”. Znów – punkt dla PiS-u.

Co więcej, wszystko to prowadzi do komicznej sytuacji, w której Platforma mówi, że wyborcy PiS-u „dali się kupić za grosze” (lub bardziej wprost: za 500 złotych miesięcznie), a jednocześnie kilkaset złotych podatku zniszczy klasę średnią, czyli w tej optyce najbogatszych Polaków. A zatem: 500 złotych – dużo to czy mało?

Więcej wyobraźni!

Wreszcie, w ogólniejszym planie rzecz być może najważniejsza. Sytuacja ta pokazuje ważny problem, a mianowicie bolesny brak wyobraźni społecznej w polskiej debacie publicznej. Nie istnieje przecież konsekwentny związek między ciężką pracą a wysokością zarobków. Wystarczy zastanowić się pięć sekund, aby to zrozumieć. Oczywiście, jeśli popatrzeć na indywidualne historie, to nieraz będzie tak, że jeśli popracuję kilka godzin więcej, to zarobię trochę więcej. Ale nie o tego rodzaju zależność tutaj chodzi. W tej chwili chcemy spojrzeć na społeczeństwo z lotu ptaka. Z tej perspektywy łatwo dostrzec, że praca w odpowiednim miejscu albo w odpowiedniej branży może mieć znacznie większe znaczenie niż indywidualne zasługi – pracownik agencji reklamowej będzie zarabiać więcej niż opiekunka w przedszkolu, niezależnie od tego, ile godzin przepracowałaby ta ostatnia. Bogaty rentier może lenić się cały dzień, a i tak będzie bogatszy niż kierowca taksówki, choćby jeździł na taryfie całą dobę. Ktoś może powiedzieć, że lepiej zarabia się tam, gdzie wytwarza się dobra bardziej wartościowe – tyle że nie istnieje także konsekwentny związek między produktywnością a wartością pracy człowieka. Można wręcz produkować bardzo dużo szkodliwych rzeczy – w tej sytuacji wartość działania człowieka byłaby większa, gdyby ich nie produkował. Zarobić można na tym, że wzrosła wartość nieruchomości, którą otrzymałem od rodziców, że wyrzucono mnie z pracy w banku i dostałem sowitą odprawę. Pieniądze ma ten, kto ma pieniądze, a nie ten, kto ciężko pracuje.

Socjolog Charles Wright Mills w klasycznej książce „Wyobraźnia socjologiczna” pisał o tym, że posiadać wyobraźnię socjologiczną oznacza być zdolnym do tego, aby umieścić własną indywidualną biografię na tle historii społecznej. Prościej można powiedzieć, że chodzi o to, aby w myśleniu o społeczeństwie umieć wyjrzeć poza czubek własnego nosa. Rzecz polega na tym, żeby rozumieć warunki społeczne, które współkształtują bieg naszego życia, a także wyobrazić sobie, w jaki sposób warunki społeczne wpływają na życie innych ludzi. Najprostszy przykład: jakie znaczenie ma w życiu moim oraz twoim okoliczność, że urodziliśmy się na wsi albo w dużym mieście, w rodzinie bogatej albo biednej, w środku PRL-u albo u początków III RP?

Może to zabrzmieć ironiczne, ale sugeruje to, że przekonania przedstawicieli klasy średniej na temat znaczenia pracy nie są w pełni ich własnym wytworem. Złudzenie, że sukces zależy głównie od indywidualnego wysiłku, jest pewnie jednym z wierzeń charakteryzujących klasę średnią – trudno mieć zatem pretensje, że jej przedstawiciele w to wierzą. Do pewnego stopnia zostali uwarunkowani do tego, żeby myśleć w ten sposób. Jednocześnie, pozostaje wątpliwość – jeśli ktoś przekonuje nas, że pracuje ciężej i sam zasłużył na swoją wyższą pozycję, to chyba wolno wymagać od niego trochę refleksji?

Czas profesjonalizmu

Refleksja, która chwilowo pogodziłaby wszystkich, mogłaby wyglądać następująco. Indywidualny los człowieka to zawsze złożenie osobistego wysiłku oraz kontekstu historyczno-społecznego. Zwykle jest tak, że prawica podkreśla znaczenie pierwszego (woli jednostki), a lewica znaczenie drugiego (systemu) – jedni i drudzy mają trochę racji.

Oznacza to, że „ciężka praca” może być wartością. Z pewnością często jest tak, że osoby, które posługują się tym wyrażeniem, po prostu chcą podkreślić, że indywidualny wysiłek człowieka wymaga docenienia, że świat powinien być sprawiedliwy, co oznacza, że za zasługi powinno otrzymywać się nagrody – skoro Jaś zrobił dobrze, to mama powinna pochwalić. Jest także jasne, że każdy ma prawo bronić własnego interesu – i jeśli dobrze zarabiająca osoba nie chce wyższych podatków, to ma pełne możliwości do tego, żeby przekonywać, że podniesienie podatków to zły pomysł.

Jednak nie trzeba pozować w tym celu na tytanów pracy, którzy doszli do wszystkiego własnymi siłami i jako jedyni rozumieją, co to znaczy ciężka praca. Wydaje się, że jesteśmy już na etapie, kiedy możemy uznać, że najważniejszym wyznacznikiem tego, czy ktoś pracuje dobrze, jest pytanie o to, czy jest prawdziwie profesjonalistą w swoim fachu – czy jest osobą, na której można polegać, czy wykonuje swoje zadania rzetelnie i dobrze. Jest to sposób myślenia, który ma tę zaletę, że nie oddziela w sztuczny sposób klasy średniej od innych klas – ponieważ dobra robota liczy się wszędzie.

Jest to także sposób myślenia, który dostrzega nie tylko indywidualny wysiłek, lecz także znaczenie struktury społecznej, która umożliwia oraz podtrzymuje nasze codzienne wysiłki. Ciężka praca świadczy jedynie o ilości przelanego przez jednostkę potu. Nie wyklucza ona pogardy, wyzysku, poniżenia. Z kolei, profesjonalna praca nie jest możliwa bez wsparcia ze strony innych. Wymaga ona odpowiednich warunków – organizacji, edukacji, narzędzi, komunikacji. Wzrost profesjonalizmu daje zatem korzyści wszystkim, nie tylko w obszarze jakości pracy, lecz także standardów cywilizacyjnych. Zgoda?

 

* Zdjęcie użyte jako ikona wpisu: Stanhope Forbes, „Forging Steel” / Wikimedia Commons.