W ostatnich dniach mieliśmy trzy wydarzenia, które pokazują ten mechanizm. Wczorajsza sprawa była najgłośniejsza. Izba Dyscyplinarna Sądu Najwyższego obradowała nad tym, czy odebrać immunitet sędziemu Włodzimierzowi Wróblowi z Izby Karnej Sądu Najwyższego. Sędzia zwolnił z aresztu człowieka, ale nie powiadomił o tej decyzji zakładu karnego i przez to człowiek spędził w areszcie miesiąc dłużej, niż powinien. Prokuratura grzmi, że to nieumyślne niedopełnienie obowiązku służbowego i chce, by sędzia poniósł odpowiedzialność. Wprawdzie już dawno uznano, że za niedopatrzenie odpowiada pracownik sekretariatu Izby Karnej, co poświadczyła nawet sama prezes Sądu Najwyższego, jednak prokurator jest zdeterminowany, by stawiać sędziemu zarzuty z paragrafu, za który może iść nawet na dwa lata do więzienia.
Nikt oczywiście nie mówi, że odebranie immunitetu i sądzenie to kara za działalność prof. Włodzimierza Wróbla. Sędzia, który jest też wykładowcą na Uniwersytecie Jagiellońskim, jest znany z krytykowania zmian w systemie sądownictwa, krytykuje ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobrę i ubiegał się o stanowisko prezesa SN.
Ziobro wręcz wprost zaprzeczał politycznym motywacjom prokuratury. Wczoraj na konferencji prasowej, która zbiegła się w czasie z rozprawą w budynku SN, przemawiał: „Sprawa sędziego Wróbla nie dotyczy jego wypowiedzi medialnych”.
A potem powiedział jeszcze coś: „On był w składzie, który podjął decyzję o uchyleniu aresztu, […] dysponował wtedy decyzją i powinien podpisać nakaz zwolnienia więźnia. I tego nie zrobił”.
Choć więc minister odżegnywał się od politycznych nacisków, to – jak zauważyła obrończyni Wróbla, Sylwia Gregorczyk-Abram – właśnie to zrobił. Podczas konferencji prasowej w przerwie w rozprawie mówiła wzburzona: „Polityk podyktował w ten sposób Izbie Dyscyplinarnej rozstrzygnięcie. Wprost powiedział o tym, że odpowiedzialność prof. Wróbla w tej sprawie jest bezapelacyjna. Mówił o tym prawie dziesięć minut, dając do zrozumienia, że ten immunitet powinien zostać uchylony. Takie mamy czasy, że my, obrońcy, wchodząc na salę, mamy przekonanie, że ten skład sądzący otrzymał jasne instrukcje od prokuratora generalnego, jak oczekuje, że sprawa zostanie rozstrzygnięta”.
Jednak, do czego wrócimy dalej, są tacy, którzy upolitycznienie wytykają nie Izbie Dyscyplinarnej, tylko sędziemu, który jest w niej sądzony.
Stary traktor jako hak
Sprawa druga, choć wcześniejsza, z piątku. Maciej Czajka ze stowarzyszenia sędziów Themis, obrońca sędziego Waldemara Żurka, napisał na Twitterze: „Dziś rozprawa dyscyplinarna sędziego Żurka – o traktor. Niestety nie odbyła się. Sąd czekał, obwiniony czekał, obrońcy czekali, ludzie czekali. Rzecznicy nas zlekceważyli. Prawidłowo zawiadomieni nie przyjechali – ani słowa usprawiedliwienia”.
Waldemar Żurek stawił się w Sądzie Apelacyjnym w Rzeszowie na sprawie dyscyplinarnej z powodu traktora. Rzecznicy dyscyplinarni odkryli, że sześć lat temu sprzedał 38-letnią maszynę drwalowi z Bieszczad i nie zapłacił od tej czynności cywilnoprawnej 820 złotych podatku. Wprawdzie Urząd Skarbowy nie domagał się podatku, bo traktor był na fakturę, co zwalnia z płatności, jednak rzecznik dyscyplinarny czuł wyraźnie, że Waldemar Żurek uchybił godności sędziego i przedstawił mu zarzuty, które ma rozstrzygnąć sąd. Grozi mu nagana, obcięcie pensji o połowę lub pozbawienie stanowiska.
To jedno z kilku postępowań dyscyplinarnych, które toczą się wobec sędziego. Wśród nich jest inne, za wywiad dla „Gazety Wyborczej”. Sędzia Żurek komentował w nim to, że prokuratorzy, którzy krytykują Zbigniewa Ziobrę, są przenoszeni do pracy nawet kilkaset kilometrów od swoich domów. Żurek nazwał to szykanami, których nie pamięta nawet schyłkowa komuna. Jednak według obecnych władz to Żurek, o czym będzie dalej, działa z inspiracji politycznej, blokując w ten sposób reformatorskie działania władz.
Newsy z sekretariatu
Kolejna sprawa też pochodzi z piątku. Tym razem miejscem akcji nie jest sala sądowa, tylko sekretariat. To tam sędzia Piotr Gąciarek dowiedział się, że nie będzie już orzekał w skomplikowanych i dużych sprawach karnych w stołecznym Sądzie Okręgowym, bo został właśnie przeniesiony do spokojnej i mniej wymagającej pracy w Wydziale Orzeczeń Sądowych. Z sali sądowej przenosi się więc do biura, nie będzie już wydawał wyroków, tylko wykonywał te wydane przez innych. Każda praca jest ważna, jednak sędzia z takim doświadczeniem dowiódł już, że sprawdza się w tej bardziej skomplikowanej, gdzie trzeba zapoznawać się z tomami akt i przeprowadzać trudne wnioskowania. Nie każdy to umie, on tak.
Oczywiście, nikt mu nie powiedział, że został przeniesiony za wypowiedź sprzed tygodnia. Podczas rozprawy publicznie skrytykował on zmiany w sądownictwie wprowadzone przez władzę i zakwestionował awanse dawane przez nową, obsadzoną przez polityków Krajową Radę Sądownictwa. Nominowany przez Zbigniewa Ziobrę prezes Sądu Okręgowego w Warszawie Piotr Schab, który przeniósł Gąciarka, nigdzie nie przyznał, że kierował się tym wystąpieniem ani tym, że Gąciarek to jeden z najaktywniejszych sędziów sprzeciwiających się zmianom w systemie sądownictwa.
Upolityczniona kasta
Media, które w zmianach w wymiarze sprawiedliwości, które wprowadza Zjednoczona Prawica, dopatrują się głębokiego sensu, o tych sędziach piszą: zbuntowana kasta. „Kasta”, bo jest to w ich ocenie uprzywilejowana grupa wynosząca się ponad normalnych ludzi. Do tych sformułowań zdążyliśmy się już przyzwyczaić, sędziowie są tak nazywani od lat. Jednak jest jeszcze określenie: „zbuntowana”, czyli taka, która sprzeciwia się decyzjom kogoś od niej silniejszego. Zbuntowany może być nastolatek albo ktoś, komu puszczają nerwy, bo widzi, że jakaś siła zagraża jego interesom. A kasta jest przecież uprzywilejowana, nie sztubacka. W tej opowieści buntuje się więc, broniąc swoich przywilejów. Zagraża im zmiana, którą media bliskie władzy nazywają reformą sądownictwa. Tymczasem „kasta” nazywa je kryzysem praworządności.
Jednocześnie: niby taka wyniosła kasta, a rzekomo zniża się do pospolitych przestępstw. Stąd konsekwencja w ściganiu za podatek, o który nie upomina się nawet Urząd Skarbowy – prokurator nie obawia się śmieszności, bo takie żenujące drobiazgi składają się właśnie na „prawdziwe oblicze” kasty. Tak ma działać przekaz propagandowy.
Autor tekstu dla portalu wpolityce.pl zapowiadającego rozprawę sędziego Żurka, komentując jego wywiad dla Onet.pl, pisze: „Bunt sędziowski nie interesuje Polaków, którzy domagają się reformy sądownictwa. Żenujące ustawki w obronie sędziego Tulei, czy Juszczyszyna pod Sądem Najwyższym, przyciągają już tylko kilkudziesięciu, najbardziej oddanych, wyznawców «kasty» sędziowskiej. Sędziowska ekstrema przegrywa ze zdrowym rozsądkiem”. Wszystkie ważne pojęcia w kilku prostych zdaniach!
Kolejne ważne pojęcie, które definiuje, z kim mamy do czynienia, to „skrajnie upolitycznione stowarzyszenie” na określenie Iustitii, Wolnych Sądów czy Themis. Określenie to pada niemal zawsze, kiedy w portalu wpolityce.pl mowa o inicjatywach zrzeszających sędziów, adwokatów czy prokuratorów krytykujących zmiany w systemie sądownictwa i komentujących kryzys praworządności. Bo „upolitycznione” są inicjatywy, które sprzeciwiają się decyzjom władz, a nie nowe instytucje działające w sądach (jak Izba Dyscyplinarna SN) czy przekształcone przez „reformę” (jak neo-KRS).
Określanie sędziów, adwokatów i prokuratorów krytykujących władzę za niepraworządne działania jako „skrajnie upolitycznionych” jest jak krzyk złodzieja, że go okradziono, podczas gdy odbierano mu łup. To walka o interpretację: czy to władza szykanuje nieposłusznych pracowników wymiaru sprawiedliwości, czy to oni szykanują władzę. To jest wojna o wyobraźnię, którą zawsze prowadziła propaganda. Jak zdefiniujemy te grupy, które protestują, zwołują konferencje, powołują się na Konstytucję, na praworządność, odwołują do Europy. Jeśli będą wyglądali jak obrońcy wartości, trudno będzie z nimi walczyć. Jeśli jednak będą „skrajnie upolitycznionymi środowiskami” albo „zbuntowaną kastą”, trudno będzie ich lubić.
W ramach projektu „PraworządźMY” analizujemy kryzys praworządności w Polsce. Jednym z celów projektu jest przygotowanie słownika propagandy. „Zbuntowana kasta” to jego kolejne hasło.
Felieton jest publikowany w ramach projektu „Kultury Liberalnej” „PraworządźMY”, w którym analizujemy kryzys praworządności w Polsce, a także w Czechach, Bułgarii i na Węgrzech. Projekt jest realizowany dzięki wsparciu National Endowment for Democracy.