W ostatnim czasie w serwisie społecznościowym Telegram publikowane są dokumenty państwowe oraz screenshoty rzekomych e-maili ministra w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów Michała Dworczyka, a także osób, z którymi korespondował, takich jak premier Morawiecki oraz wicepremier Gowin. Najwyraźniej ktoś uzyskał dostęp do konta pocztowego Dworczyka, a teraz wykorzystuje zdobyte w ten sposób dane – nie jest natomiast jasne, jak duża jest rzeczywista skala wycieku.
Spośród opublikowanych dotąd wiadomości bodaj dwie zwróciły większą uwagę, choć z różnych powodów. Z jednego z e-maili ministra Dworczyka wynikało, że ktoś w obozie władzy rozważał możliwość użycia wojska przeciwko protestom Strajku Kobiet. W innej wiadomości premier Morawiecki odniósł się do informacji podanej przez Cezarego Gmyza na portalu TVP Info w następujący sposób: „:))) poproszę o inne źródło”. Trzeba zresztą powiedzieć, że Morawiecki ma wyjątkowego pecha, ponieważ najpierw został nagrany w czasie afery podsłuchowej, a teraz ujawniono jego mejle (do których się nie przyznał, ale też się ich nie wyparł).
Kto mówi prawdę?
Zwróćmy uwagę na kilka kwestii. Pierwsza z nich to taka, że nie mamy pełnej wiedzy w sprawie tego, kto ujawnia materiały na Telegramie, a także tego, jakie ma intencje. Niektórzy eksperci wypowiadający się dotąd na ten temat przyjęli za prawdopodobne, że jest to robota rosyjskich służb. Premier Morawiecki powiedział, że doszło do ataku hakerskiego, który przeprowadzono z terytorium Rosji i mamy do czynienia ze „współczesną wojną hybrydową”. Rząd poinformował o sprawie NATO. Wydaje się jasne, że w takiej sytuacji niezbędna jest ostrożność w kwestii reakcji na publikowane materiały.
Jednocześnie, niezbędne jest przyjęcie zasady ograniczonego zaufania do rządu, który ma interes w ograniczeniu dostępu do prawdy o aferze ze względu na potencjalnie wrażliwy politycznie charakter korespondencji najważniejszych polityków. Co więcej, rząd w przeszłości wielokrotnie udzielał wyborcom fałszywych informacji, a działalność jego kanałów propagandowych w mediach publicznych – którym najwyraźniej nie ufa nawet premier Morawiecki – sugeruje, że ujawnianie prawdziwych informacji nie musi być jego pierwszym odruchem.
Nie można wykluczyć zatem innych scenariuszy. Jeden z nich już się pojawił. Według informacji, które opublikowała „Gazeta Wyborcza”, korespondencję publikuje… współpracownik Michała Dworczyka. To jednak nie wyjaśnia, dlaczego rząd twierdzi, iż doszło do „ataku cybernetycznego”, którego „zasięg i skala są szerokie” – bo jeśli do niego nie doszło, to kłamstwo łatwo wyjdzie na jaw. A zatem – w celu prawidłowej oceny sytuacji potrzebujemy więcej informacji.
Dodatkowa trudność polega na tym, że nie mamy jasności co do autentyczności poszczególnych materiałów, a także ich znaczenia na tle całości dostępnych dokumentów oraz korespondencji. Przedstawiciele PiS-u z początku nie wypowiadali się na ten temat albo sugerowali, że mamy do czynienia z fałszywkami. Jednak taka linia nie mogła się zbyt długo utrzymać, ponieważ wydaje się, że co najmniej niektóre z ujawnionych informacji są prawdziwe – a z pewnością zostało potwierdzone, że miała miejsce korespondencja za pomocą prywatnych skrzynek pocztowych między czołowymi politykami rządu. Z jednej strony, byłoby zatem dobrze, gdyby w każdym przypadku możliwe było rozwianie wątpliwości. Z drugiej strony, trudno oczekiwać, że politycy będą każdorazowo grać pod dyktando ludzi, którzy ujawniają informacje, próbując kształtować dynamikę polskiej debaty publicznej.
Skrzynki prywatne, polityka publiczna
Do tego dochodzi kwestia powiązana, ale odrębna: otóż okazuje się, że członkowie rządu ustalali politykę gabinetu za pomocą prywatnych skrzynek mailowych. Gdyby nie to, sprawy by nie było, co sugeruje, że politycy obozu rządzącego nie wzięli sobie głęboko do serca lekcji z afery podsłuchowej. Politycy zgodnie zapewniają, że w korespondencji nie poruszano kwestii tajnych, jednak to nie kończy sprawy, ponieważ pozostaje pytanie, dlaczego rząd prowadzi politykę przy pomocy nieoficjalnych kanałów komunikacji.
Jarosław Gowin powiedział w wywiadzie dla Radia Zet, że jego e-maile do premiera zostały wysłane z prywatnej skrzynki, ponieważ zawierały prywatną opinię na temat działania rządu. Tego rodzaju wyjaśnienie wydaje się dziwne. Bo jak to możliwe, że wicepremier oraz premier wymieniają „prywatne” opinie , które potem mają wpływ na politykę rządu? Skoro mają one znaczenie polityczne, to nie są prywatne.
Jest jeszcze jeden powód, dla którego komunikacja w rządzie powinna odbywać się przez kanały oficjalne. Chodzi o to, żeby politycy uwzględniali w działaniu jedynie takie argumenty, które wolno przedstawić publicznie – czyli na przykład zgodne z prawem. Taki sposób działania lepiej zabezpiecza nasze prawa i wolności. W oficjalnej komunikacji będą musieli trzymać się procedur oraz publicznie głoszonych zasad – w komunikacji prywatnej już niekoniecznie.
Uwagę zwraca także reakcja prezesa PiS-u na aferę mailową. W 2014 roku Jarosław Kaczyński stwierdził w odpowiedzi na aferę podsłuchową, że „jedyną właściwą reakcją jest dymisja rządu”. Tym razem jako wicepremier do spraw bezpieczeństwa opublikował zwięzłe oświadczenie, w którym apeluje „do wszystkich o rozwagę i nie wpisywanie [pisownia oryg. – przyp. TS] się w scenariusz operacji zaplanowanej przeciwko polskim urzędnikom i politykom różnych opcji”.
A przecież używanie nagrań z podsłuchów w celach partyjnych nie przeszkadzało PiS-owi. Co więcej, w ostatnich latach w TVP Info regularnie pojawiały się nowe nagrania z czasów afery podsłuchowej. Różnica polega na tym, że tym razem PiS najwidoczniej nie ma kontroli nad źródełkiem z materiałami. To właśnie dlatego obóz władzy zniechęca do zajmowania się tematem – a nie z pobudek patriotycznych, którymi wcześniej nie kierował się w analogicznej sytuacji.
Ostatecznie rzecz biorąc, decydować będzie waga konkretnej sprawy. Jeśli w publikowanych materiałach pojawią się wypowiedzi ważne dla polskiej polityki, takie jak choćby dowody na naruszenie prawa, to media będą musiały zadawać odpowiednie pytania, ponieważ ich zadaniem jest demokratyczna kontrola władzy – wówczas rząd Zjednoczonej Prawicy nie będzie mógł uchylić się od odpowiedzi.