Europejska podróż prezydenta Joe Bidena miała większe znaczenie, niż by to wynikało z licznych komentarzy w Polsce.
Najważniejszym jej celem była reintegracja Zachodu na bazie gwarancji bezpieczeństwa, demokratycznych wartości, pogłębienia więzi z sojusznikami oraz osłabienia napięć i nieufności we wzajemnych stosunkach po dramatycznym spadku zaufania do Ameryki w czasie prezydentury Donalda Trumpa.
Dla oceny ostatnich wydarzeń niezbędne jest przyjęcie szerokiej perspektywy.
Relacje Stanów Zjednoczonych z Chinami, dotąd traktowanymi jako rosnąca gospodarcza konkurencja, przeszły w fazę w otwartego konfliktu. Inicjatywę Trumpa kontynuuje Biden ze wsparciem obu partii w Kongresie oraz opinii publicznej.
Władimir Putin na Konferencji Bezpieczeństwa w Monachium w 2007 roku ogłosił politykę konfrontacji z Zachodem i dynamicznie ją realizował. Największy cios zadał Gruzji w 2008 roku i Ukrainie w 2014 – terytorialnie i w stratach ponad 12 tysięcu zabitych, nie licząc rannych. W Syrii wsparcie dla reżimu Assada skutkowało kilkuset tysiącami zabitych i milionami uchodźców.
Na tym tle winniśmy prześledzić przemyślany kalendarz podróży prezydenta Bidena.
Szczyt G7
Na szczycie G7, zrzeszającym najważniejsze gospodarki globalnej Północy, omówiono najważniejsze problemy rozwojowe po pandemii, wyzwania klimatyczne oraz zagrożenie ze strony Chin. Nowością była inicjatywa amerykańskiego prezydenta stworzenia projektu infrastrukturalnego Build Back Better World – Odbudowy Lepszego Świata. Z budżetem 40 miliardów dolarów do 2035 roku ma stanowić alternatywę dla chińskiej Inicjatywy Pasa i Szlaku. Międzynarodowa współpraca publiczno-prywatna będzie wspomagać państwa, które potrzebują środków na rozbudowę swojej infrastruktury, jednocześnie nie uzależniając ich od Chin.
Wszyscy uczestnicy zadbali o stworzenie wrażenia powrotu do normalności po Trumpie, niemniej widoczne były różnice w kwestii podejścia wobec Pekinu. Japonię i Europejczyków cechowała ostrożność i unikanie antagonizowania Chin.Premier Włoch Mario Draghi mówił o konieczności współpracy w ważnych kwestiach, takich jak polityka klimatyczna, ale jednocześnie zdystansował się od wcześniej popieranego projektu Pasa i Szlaku. Prezydent Emmanuel Macron podkreślał, że G7 nie jest „wrogie wobec Chin”, a premier Wielkiej Brytanii Boris Johnson w ogóle nie zabrał głosu na ten temat. Natomiast kanclerz Angela Merkel poparła inicjatywę Odbudowy Lepszego Świata, podkreślając ogromne zapotrzebowanie na rozbudowę infrastruktury, na przykład w Afryce, gdzie Chińczycy od lat wzmacniają swoje wpływy. Ponadto kanclerz Merkel poparła uwzględnienie w końcowej deklaracji kwestii naruszeń praw człowieka w innych państwach, w tym pracy przymusowej w Chinach. Tyle w kwestii zarzutów, że Niemcy uczynią wszystko dla zabezpieczenia relacji gospodarczych z Pekinem.
Mimo różnic, wspólny komunikat krytykował Chiny za nierównoprawne praktyki handlowe, represje wobec Ujgurów w prowincji Sinciang, korzystanie z pracy przymusowej, niszczenie demokracji w Hong Kongu, zagrażanie Tajwanowi i „jednostronne próby zmiany status quo” na Morzu Wschodniochińskim i Południowochińskim.
NATO oddycha z ulgą
Prezydent USA na szczycie NATO na wstępie potwierdził bezwarunkowe zobowiązania sojusznicze i nienaruszalność artykułu 5, więc na szczycie panowała niemal radosna atmosfera ulgi z powrotu do bliskiej współpracy i powagi wobec zadań. Wystarczy przypomnieć, że gdy po ostatnim szczycie z udziałem Trumpa w 2019 roku pojawił się komunikat z zaledwie dziewięcioma akapitami, obecnie ogłoszono bardzo szczegółowy, obfity w konkrety, 79-akapitowy dokument. Konkretne działania w najbliższym roku czy dwóch pokażą, czy uzgodnienia mają charakter operacyjny czy polityczno-aspiracyjny.
Sojusz podkreślił zagrożenie ze strony Rosji, w tym wobec Ukrainy, groźne konsekwencje rozmaitych form ataków hybrydowych na podstawy demokracji oraz infrastrukturę krytyczną, penetrację cybernetyczno-wywiadowczą i rozległe działania dezinformacyjne, presję gospodarczą, represje wobec opozycji, w tym Aleksieja Nawalnego.
Uzgodniono zmiany w funkcjonowaniu Sojuszu, zmierzające do wzmocnienia potencjału odstraszania, obrony zbiorowej i zarządzania kryzysowego, spójności oraz koordynacji politycznej, opracowania nowej koncepcji strategicznej NATO 2030, wzmocnienia flanki wschodniej i wsparcia wojskowego dla Gruzji i Ukrainy. Dla osiągnięcia rozwoju technologicznego uzgodniono pogłębienie współdziałania w sferze gospodarki i wysokich technologii.
Sojusznicy potwierdzili zobowiązanie z 2014 roku, zgodnie z którym mają przeznaczać na obronę co najmniej 2 procent PKB. Przypomnieli jednocześnie, że dwie trzecie państw nadal „zamierza” wywiązać się z tego celu, wyraźnie starano się także odpolitycznić tę kwestię i nie nadawać jej czołowego priorytetu, jak czynił Trump. Europejczycy skłonili Amerykanów do uwzględniania w przyszłych pracach nad nowymi kryteriami podziału kosztów obrony także inne wydatki wzmacniające partnerów NATO, takie jak pomoc międzynarodowa (Niemcy) czy udział w misjach stabilizacyjnych (Francja).
Potwierdzono też perspektywę członkowską Gruzji i Ukrainy, ale ponownie odsunięto w czasie ogłoszenie Planu Działań na Rzecz Członkostwa (MAP), co Biden na konferencji prasowej uzasadniał koniecznością kontynuacji reform. Szczególnie ważna w tym kontekście jest Ukraina i jej rola we wzmocnieniu frontu demokracji przeciwko rosyjskiemu autorytaryzmowi. Stąd publiczny nacisk prezydenta USA na dalsze zmiany polityczne i gospodarcze, wśród których powtarza się zwalczenie systemowej korupcji.
Koniec tolerancji dla autokratów
Bidenowi udało się skoncentrować uwagę sojuszników w NATO na zagrożeniu chińskim. W komunikacie końcowym po raz pierwszy w historii Sojuszu wymieniono Chiny, deklarując, że kraj ten stanowi „systemowe wyzwanie dla porządku międzynarodowego opartego na zasadach oraz dla obszarów istotnych dla bezpieczeństwa Sojuszu”. Europejczycy wzdragają się przed udziałem NATO w potencjalnym konflikcie zbrojnym USA z Chinami, jednak akceptują potrzebę wzmożenia presji na Pekin. Zdają sobie sprawę z priorytetów i oczekiwań Amerykanów w zakresie zwiększenia odpowiedzialności za stabilizację na południowych i wschodnich granicach kontynentu.
Intencją Bidena było też przekonanie, że skończyła się Trumpowska era tolerancji dla autokratów. Przeformułowanie NATO jako sojuszu państw demokratycznych przeciwko autokracjom jest bliskie ogromnej większości aliantów – z wyjątkiem obecnych rządów Polski, Węgier czy Turcji, które nie zabrały głosu w tej kwestii. Znamienne, że po okresie demonstrowania zbliżenia Ankary z Moskwą i zakupu systemów obrony rakietowej S-400, co spotkało się z zablokowaniem sprzedaży myśliwców F-35, Erdoğan na konferencji prasowej wychwalał NATO i osobiście Bidena, co powieliła i turecka propaganda rządowa, oraz potwierdził udział wojsk tureckich w ochronie lotniska międzynarodowego w Kabulu po wycofaniu się z Afganistanu oddziałów amerykańskich i NATO-wskich. W kuluarach dyplomaci z Ankary przypominali też o odmowie uznania aneksji Krymu.
Szczyt USA–UE: odnowa partnerstwa transatlantyckiego
Komentatorzy w Polsce, zwłaszcza na prawicy, skupiali się na spotkaniu Bidena z Putinem, przestrzegali przed kolejnym resetem, czy wręcz „nową Jałtą”. Dlatego ważne wyniki szczytu z NATO i z Unią traktowane były co najmniej pobieżnie.
Obie strony włożyły wiele wysiłku w przygotowania, co dało efekt w postaci licznych i ważnych uzgodnień. We wspólnym oświadczeniu „W kierunku odnowionego partnerstwa transatlantyckiego” uzgodniono:
– Poparcie USA dla integracji europejskiej na bazie wspólnych wartości i celów, co Europejczycy przyjęli z wyraźną satysfakcją po okresie wrogości Trumpa.
– Zacieśnienie współpracy w zakresie nowoczesnych technologii, sztucznej inteligencji i innych technologii cyfrowych.
– Koordynację działań na rzecz wzmocnienia łańcucha dostaw, także po doświadczeniach z pandemią, ale i w związku z zagrożeniem „weaponizacją” importu z Chin minerałów ziem rzadkich.
– Zintensyfikowanie współdziałania w sferze obronnej, akceptując de facto rolę UE w tej dziedzinie. Ze względu na znaczenie przytaczam w całości pkt. 36. Komunikatu [tłum. własne]:
„Z zadowoleniem przyjmujemy zaproszenie UE skierowane do Stanów Zjednoczonych, by przyłączyły się do projektu PESCO «Mobilność wojskowa» jako ważnego kroku w kierunku bliższego partnerstwa UE–USA w dziedzinie bezpieczeństwa i obrony. Uznajemy, że inicjatywy UE w dziedzinie bezpieczeństwa i obrony mogą wnieść wkład zarówno do bezpieczeństwa europejskiego oraz transatlantyckiego, toteż planujemy rozpoczęcie specjalnego dialogu nad bezpieczeństwem i obroną oraz dążenie do ściślejszej współpracy w tej dziedzinie. Zobowiązujemy się do pracy nad porozumieniem administracyjnym między USA z Europejską Agencją Obrony, w ramach którego będą rozpoczęte jak najszybciej rozmowy nad sposobami i warunkami bliższej i wzajemnie korzystnej współpracy w tych ramach. Ponownie potwierdzamy nasze niezachwiane poparcie dla silnej współpracy NATO–UE oraz dla zobowiązań i zasad zapisanych we wspólnych deklaracjach z 2016 i 2018 roku. Będziemy wspólnie pracować nad podniesieniem poziomu ambicji w stosunkach NATO–UE, aby jeszcze bardziej utrwalić to wzajemnie wzmacniające się kluczowe partnerstwo strategiczne”.
– Jako wyraz dobrej woli ogłoszono zamrożenie na pięć lat trwającego już od 2004 roku konfliktu o subsydia publiczne dla Airbusa i Boeinga w ramach wspólnego poszukiwania rozwiązań, które wzmacniałyby obie gospodarki po pandemii i w globalnej konkurencji z Chinami.
– W mocy co prawda pozostają nałożone przez Trumpa wyższe cła na niektóre europejskie produkty, jak na przykład na import stali czy aluminium, ale i w tych sprawach rokowania mają zostać zakończone do końca roku.
UE i USA – pragmatyczna różnorodność
Nie zniknęły inne, ważne różnice, dotyczące na przykład rozwiązywania sporów na linii inwestorzy–państwo, ochrony danych osobowych, zliberalizowania importu amerykańskich leków czy żywności genetycznie modyfikowanej.
Jak bardzo pragmatycznie traktowane są różnice stanowisk, dowodzi znamienny brak odniesienia się we wspólnym komunikacie do rozpoczętych w 2013 roku, a zamrożonych przez Trumpa rokowań nad Transatlantyckim Partnerstwem w dziedzinie Handlu i Inwestycji (TTIP). Ogłoszono natomiast utworzenie wspólnej Komisji ds. Handlu i Technologii (TCC) oraz współpracę w zakresie ustanawiania standardów międzynarodowych. To ważne w obliczu zastrzeżeń USA wobec zdolności Unii do jednostronnego określania standardów oraz norm współpracy i wymiany handlowej w stosunkach ze światem zewnętrznym.
Nie znajdujemy też w oświadczeniu poparcia UE dla nowego projektu Bidena, a strony zaledwie zaznaczyły, że „witają z zadowoleniem dyskusję G7 nad projektem «Odbudowy Lepszego Świata» i w obliczu licznych wyzwań ukierunkowania narzędzi finansowych, pozwalających wspomóc rozwijające się kraje w zakresie rozwoju odpornej infrastruktury i technologii, systemów opieki zdrowotnej i bezpieczeństwa, przeciwdziałania skutkom zmian klimatycznych czy opracowywania rozwiązań cyfrowych oraz wspierania równości płci [gender] i edukacji”.
Chiny w większym stopniu niż na forum NATO były punktem odniesienia w dyskusjach i ustaleniach konstruujących zarysy skoordynowanej, transatlantyckiej reakcji na rosnący problem. Uczestnicy zobowiązali się do „ścisłych konsultacji i współpracy w pełnym zakresie zagadnień w ramach wspólnego, podobnego, wieloaspektowego podejścia do Chin”. Dodajmy, że ten zapis – w połączeniu z zamrożeniem ratyfikowania przez państwa członkowskie i Parlament Europejski zawartej w grudniu 2020 roku Umowy Inwestycyjnej z Chinami – został dostrzeżony w Pekinie, który błyskawicznie odrzucił i potępił wspólne oświadczenie UE i USA.
Oceniając dynamikę zmian we wzajemnych stosunkach i zbliżenie stanowisk w sprawach strategicznych, uznać można, że istnieje ogromna szansa, iż w ciągu roku czy dwóch lat, kluczowych z punktu widzenia amerykańskich wyborów uzupełniających do Kongresu w listopadzie 2022 roku, dojdzie do daleko idących uzgodnień. Wzmocnią one pozycję USA oraz Zachodu wobec i Chin, i Rosji.
Rola Niemiec i Polski
W tym kontekście należy postrzegać wcześniejszą decyzję Bidena o „tymczasowej” rezygnacji z części sankcji wobec przedsiębiorstw budujących Nord Stream 2 i uznać za jego inwestycję w niezbędną współpracę z Niemcami – a przez Niemcy z całą Europą. Nie podoba się to w Polsce, szczególnie prowincjonalnym politykom prawicowym, którzy, ślepi na zmiany globalne, głoszą, że to Warszawa powinna odgrywać szczególnie ważną rolę partnerską z USA jako główny sojusznik na wschodzie. Nic bardziej odległego od realiów strategicznych, gdyż Polska, szczególnie pod obecnymi rządami, nie ma w tej perspektywie nic do zaoferowania.
Oczywistym błędem administracji amerykańskiej było nieprzeprowadzenie konsultacji z sojuszniczą Polską i państwami bałtyckimi, co Biden nadrobił, spotykając się oficjalnie podczas szczytu NATO z liderami Estonii, Litwy i Łotwy, z którymi omówił sytuację na Białorusi i zagrożenie rosyjskie. Między zaplanowanymi spotkaniami Biden jedynie porozmawiał na widoku publicznym przez kilka minut z prezydentem Dudą, którego miał zapewnić, że… bezpieczeństwo sojuszników na wschodzie leży mu na sercu.
Jednak nieuprzedzenie Ukrainy o rezygnacji z części sankcji wobec Nord Stream 2 wywołało nieprzychylne komentarze i w Kijowie. Ukraina obawia się jakichkolwiek porozumień bez jej udziału, szczególnie że Biały Dom nie odpowiedział na sugestię prezydenta Wołodymyra Zełenskiego, by spotkać się z nim przed rozmowami z Putinem. Ukraina oświadczyła, że nie zaakceptuje żadnych porozumień zawartych bez jej udziału. Zełenski otrzymał więc zaproszenie do odwiedzenia Białego Domu w najbliższych tygodniach. Prezydent Duda musi na nie jeszcze poczekać…
PiS nie jest w stanie bronić interesu Polski na Zachodzie
Bezpieczeństwo Polski i innych państw regionu jest zapewnione zarówno w ramach gwarancji NATO, traktatów bilateralnych i porozumień USA z Unią. Natomiast inne interesy podporządkowane są w USA globalnej wizji strategicznej, to jest wzmocnienia stosunków transatlantyckich i rozmów z pozycji siły i jedności Zachodu z Pekinem i z Moskwą. Rząd PiS-u przez swoją politykę łamania praworządności i praw człowieka środowisk LGBT+, także stania przy Trumpie już po zwycięstwie Bidena, zaprzepaścił możliwość skutecznej obrony interesów Polski w Waszyngtonie i w innych stolicach.
Sytuację pogarszają jeszcze absurdalne gesty, jak majowa wizyta ministra Raua w Pekinie, z publicznym wyrażeniem przez niego zrozumienia dla „uzasadnionych” interesów Chin, poszukiwanie sojuszu z autorytarną Turcją czy budowa wspólnej europejskiej platformy ze skrajnie prawicowymi ugrupowaniami w zachodniej Europie. A potem się dziwią, że Angela Merkel odmawia spotkania w Berlinie, co miałoby uwiarygodnić premiera Mateusza Morawieckiego, a nawet przeprowadzenia z nim wideokonferencji.
Dyplomatyczny balet przed spotkaniem z Putinem
Agresywna polityka Rosji i zwiększająca się potęga Chin, nie zapominając o odejściu Trumpa, doprowadziły do odtworzenia się poczucia wspólnoty Zachodu na bazie wspólnych interesów i wartości demokratycznych, rządów prawa i prawa państw do wyboru sojuszy.
Biden promował hasło America is back, zdając sobie sprawę, że sojusznicy europejscy – poza rządem w Warszawie i Budapeszcie – są obolali i nieufni po doświadczeniach z prezydenturą Trumpa, że kierują się obawą, iż sam Trump lub produkt trumpopodobny może powrócić za cztery lata w świetle poparcia ponad 70 milionów Amerykanów i przekonania 75 procent wyborców republikańskich, że wybory zostały „ukradzione”.
Biden więc nie żądał, ale przekonywał, a przez to skutecznie potwierdził rolę przywódczą Stanów Zjednoczonych, nie narzucając swojej woli innym w ramach Pax Americana, ale jako Wielki Integrator w imię Pax Occidentis – Pax (demokratycznego) Zachodu. W tej atrakcyjnej formule obronno-ofensywnej mogą zmieścić się różnice ocen sytuacji oraz interesów, także wobec Chin.
Nic nie przeszkodziło wykonaniu szczegółowo zaplanowanego kontredansu dyplomatycznego, który sprawił, że po trzech konferencjach Biden poleciał do Genewy na spotkanie z Putinem, nie tylko jako prezydent USA, ale z odtworzonym mandatem lidera wolnego świata.
Spotkanie Biden–Putin: Enough is enough
Rozmowa z Putinem była i ważna, i nietypowa, co można wnioskować z ich konferencji prasowych oraz późniejszych przecieków i miarodajnych analiz.
Nie było mowy o resecie czy zaprzyjaźnianiu się, także zaproszeniu do Białego Domu lub na Kreml. Nie tylko ze względu na ingerencje w wybory amerykańskie i gdzie indziej, ale pamiętając o ponad dwudziestoletnim doświadczeniu z agresją wobec państw sąsiednich, zagrażaniu bezpieczeństwu międzynarodowemu w skali europejskiej i globalnej. Także poprzez naruszanie zobowiązań o kontroli zbrojeń, zamachami na terenie Europy z użyciem zakazanej broni chemicznej, a w samej Rosji mordowaniem i więzieniem opozycjonistów oraz licznych dziennikarzy.
Biden zadeklarował wcześniej, a po rozmowach potwierdził, że bez złudzeń co do partnera chciał osobiście, dla uniknięcia nieporozumień, wyjaśnić Putinowi, że jest gotów nawiązać „przewidywalne i stabilne” stosunki w Rosją w interesie obu państw. W rozmowie wymienił kontrolę zbrojeń, powstrzymanie ataków cybernetycznych, irańskie ambicje atomowe, klimat, Arktykę, bezpieczeństwo Ukrainy i inne działania Rosji w regionie Europy Wschodniej, Syrii i Libanie, zagrożenie dla życia Aleksieja Nawalnego.
Z drugiej strony zapowiedział, że odrzucenie oferty współpracy i kontynuowanie wrogich działań spotkają się ze zdecydowaną reakcją USA. Znamienna była przestroga zawarta w pytaniu skierowanym do Putina: „Co by było, gdyby ktoś zdalnie wyłączył rosyjskie gazociągi?”.
Biden przekazał Putinowi dokument z szesnastoma sektorami życia publicznego i gospodarki (od procesów demokratycznych, instalacji ropy i gazu, siłowni i linii przesyłowych, po komunikację i dostarczanie żywności), na które atak spotka się ze zdecydowaną odpowiedzią Stanów Zjednoczonych. Biden powtórzył kilkakrotnie, że okres od 6 do 12 miesięcy pozwoli przekonać się, czy Rosja wykaże gotowość do współpracy.
Ostrzeżenie, że enough is enough, było zakomunikowane w sposób stonowany, bez agresji i poniżania Putina, jak to uczynił Obama po aneksji Krymu, gdy stwierdził, że Rosja to zaledwie mocarstwo regionalne. Biden określił Rosję jako „wielkie mocarstwo” i nie starał się punktować Putina, lecz raczej przekonać go, że w interesie obu stron jest znalezienie wspólnych płaszczyzn współpracy. Nie kierował się nadziejami, że uda się rozwiązać wszystkie problemy we wzajemnych stosunkach, lecz zapraszał do skupienia się na takich sferach, których rozwiązanie leży w interesie obu państw.
Czerwone linie Putina
Dyplomacja amerykańska ujawniła przekazanie wcześniej Rosjanom wiadomości, iż gdy Biden w wywiadzie telewizyjnym określił Putina jako „killera”, to nie nazwał go zabójcą, lecz miał na myśli jego agresywny instynkt polityczny. Ta inwestycja w dobre stosunki osobiste musiała spodobać się na Kremlu.
Według rosyjskich analityków „czerwone linie” Putina to członkostwo Ukrainy w NATO i rozmieszczenie wojsk amerykańskich w tym kraju oraz ingerowanie Zachodu w Białorusi powiązane z odmową dyskusji nad łamaniem praw człowieka w samej Rosji.
Na konferencji prasowej Putin był wyraźnie w defensywie, początkowo spięty, później bardziej rozluźniony. Stwierdził, że rozmowy przebiegły w przyjaznej, rzeczowej atmosferze, komplementował Bidena i jego znajomość problematyki międzynarodowej, określił go jako „człowieka wartości moralnych”. Odrzucał wszelkie zarzuty dziennikarzy kierowane pod adresem Rosji, a dociskany w kwestii represji wobec opozycji czy losu Nawalnego, uciekał się do znanej taktyki: „A w Ameryce biją Murzynów”.
Rozmówcy uzgodnili rozpoczęcie rokowań na szczeblu ekspertów nad:
1. Ograniczeniem nuklearnych broni strategicznych i niestrategicznych.
2. Zwalczaniem przestępstw cybernetycznych, co by miało uwzględniać „specyficzne ustalenia, jakie cele ataków będą niedopuszczalne oraz formy rozpatrywania specyficznych incydentów wywołanych z terenów obu państw”.
Stany Zjednoczone z pewnością nie mają złudzeń, że Kreml nadal będzie przeciwstawiać się wpływom Ameryki i jej presji gospodarczej, finansowej czy politycznej, szczególnie w zakresie wpływu Zachodu na społeczeństwo rosyjskie. Stąd wyrzucenie z Rosji Radia Wolna Europa/Radia Swoboda i niemieckich fundacji politycznych.
Dodajmy, że obaj przywódcy wypowiadali się, mając też na uwadze odbiorców w swoich krajach. Putin wie, że spada poparcie dla niego i jego partii Jedna Rosja, a obywatele obawiają się kolejnej awantury międzynarodowej w warunkach pogarszającej się sytuacji gospodarczej. Biden natomiast mówił do członków Kongresu, gdzie i Demokraci, i Republikanie oczekują od niego zwiększania presji na Moskwę. Nie zapominajmy przy tym, że wkrótce po objęciu urzędu, w kwietniu Biden ogłosił kolejne sankcje wobec Rosji.
Reasumując: Putin dostał ofertę współpracy – tam gdzie okaże się to dla obu stron możliwe – z pozycji siły, stanowczości i możliwości Ameryki. Znamienny jest, że nie odrzucił jej, co czynił wcześniej, gdy spotykał się ze strony Zachodu z ofertami przystąpienia do rozmów bez zaspokojenia z góry jego warunków.
To ważne, gdyż Biden odmawia uznania rosyjskich stref wpływu, nie mówiąc już o jakiejś „nowej Jałcie”, czego obawiali się histerycznie prawicowi komentatorzy w Polsce.
Gdy w Polsce i w państwach bałtyckich polityka Moskwy uznawana jest za poważne i realne zagrożenie, ani w Waszyngtonie, ani w stolicach zachodnioeuropejskich, ani w Kwaterze Głównej NATO nie przewiduje się realistycznych możliwości ataku na jakiekolwiek państwo Sojuszu. Ukraina pozostaje zagrożona i uzyska wsparcie, co potwierdzono w komunikatach i NATO, i Unii Europejskiej po naradach z Bidenem. Celem jest ograniczenie swobody agresywnych i destrukcyjnych działań Moskwy, a jeśli Rosja będzie nadal się angażować, tracić ludzi i pieniądze, których ma mało, na przykład na Bliskim Wschodzie, to jest to co najwyżej źródło irytacji, ale nie poczucia rzeczywistego zagrożenia dla interesów Zachodu.
Berlin w planach Waszyngtonu
Po europejskich spotkaniach zdumiewały komentarze w Polsce utrzymujące z zaskakującą pewnością i mało skrywaną wrogością, że prezydent Biden niejako przekazuje Niemcom odpowiedzialność za bezpieczeństwo Europy.
Waszyngton doskonale zdaje sobie sprawę, że z powodów historycznych Niemcy odmówią przyjęcia przywódczej roli wojskowej, lecz również, że bez zaangażowania Niemiec plany reintegracji Zachodu będą mało realistyczne.
Z tego wynika, że Stany Zjednoczone oczekują od Berlina aktywności w realizacji uzgodnionych celów politycznych i gospodarczych, także w sferze bezpieczeństwa, co pociągnie za sobą resztę Europy. Oczekują odciążenia USA, które koncentrują się na Chinach, w zwiększeniu odpowiedzialności Europejczyków za stabilność i bezpieczeństwo, tak na wschodzie, jak i na południu kontynentu – w interesie samej Europy.
***
W tej wielkiej rozgrywce o przyszłość rząd PiS-u nie ma nic do zaproponowania. Skoncentrowany na publicznej walce z Nord Stream 2 jest kompletnie osamotniony – wypowiada się w imieniu całego regionu, pozostając jedynym, który postrzega wzmocnienie własnej pozycji poprzez osłabienie wpływów Niemiec. Wszyscy inni w regionie odrzucają podobne podejście, co dalej osłabia pozycję Polski. Nie jest bowiem możliwe wypracowanie realistycznej strategii na podstawie błędnych przesłanek i postrzegania rzeczywistości przez pryzmat własnych tylko oczekiwań, uprzedzeń i fantasmagorii.
Niebezpieczeństwo może pojawić się wraz z potencjalną kontrofertą Putina, na tyle atrakcyjną dla USA, że skłoniłaby administrację Bidena do przedefiniowania własnych priorytetów i zdecydowania się na poprawę stosunków z Rosją kosztem sojuszników. Wykluczyć można opowiedzenie się Moskwy po stronie Zachodu w rozgrywce z Chinami, niemniej od stosunków z rządem amerykańskim i współpracy licznych rządów będzie także zależeć, czy nie odbędzie się to kosztem naszego regionu. Szczególnie Ukrainy – nie tyle jej bezpieczeństwa, co interesów gospodarczo-strategicznych w stosunkach z Moskwą. Tym bardziej że zaskakująca i niekonsultowana z innymi państwami propozycja Francji i Niemiec wznowienia szczytów UE–Rosja z udziałem Putina, zawieszonych po aneksji Krymu i rozpoczęciu wojnie w Donbasie, sugeruje podążanie za Bidenem i podjęcie własnej próby określenia na nowo stosunków z Nord Stream 2 w tle.
Propozycja ta została obecnie odrzucona, niemniej będzie stanowić ogromne wyzwanie dyplomatyczne dla każdego rządu w Warszawie.
* Skrócona wersja tekstu ukazała się w „Rzeczpospolitej” 30 czerwca 2021 roku.
** Ilustracja użyta jako ikona wpisu: Arkadiusz Hapka.