Informacje na temat powrotu Donalda Tuska do polskiej polityki pojawiały się od wielu miesięcy. I wreszcie stało się: w sobotę na konwencji PO Borys Budka ogłosił, że chce przekazać stery Platformy Obywatelskiej Donaldowi Tuskowi. Budka powiedział, że Tusk wrócił do polskiej polityki na jego zaproszenie, co ten potwierdził następnie w swoim wystąpieniu. Ustępujący szef Platformy wbił także szpilę Rafałowi Trzaskowskiemu, kiedy stwierdził, że „nie jest to praca na pół etatu” – a zatem, jak można rozumieć, nie dla osoby, która jest obecnie prezydentem Warszawy. Następnie na scenie pojawił się Donald Tusk, który zapewnił, że „wrócił na 100 procent”. Jak powiedział, wstaje rano i kładzie się spać, myśląc o Polsce.

Powtórne przyjście

Wystąpienie byłego premiera miało kilka wyróżniających się motywów. Przede wszystkim Tusk chciał dodać działaczom PO wiary w siebie. Przekonywał, że Platforma jest niezbędna do tego, żeby wygrać z PiS-em walkę o przyszłość kraju. Wyraził zaniepokojenie, że z partii uszła energia, a jej działania prowadzone były w sposób niezorganizowany. Przekonywał, że rządząca prawica jest silna wyłącznie słabością opozycji. Zamiast tego, jak mówił, potrzebna jest wiara w zwycięstwo i odnowione poczucie sprawczości, które przyjdzie wraz ze zmianą przywództwa w partii. Tusk miał w tej sprawie dobry argument: zrezygnował z wygodnego życia i zaryzykował własnym dorobkiem, co oznacza, że gra jest na poważnie. Dlatego zwrócił się do PiS-u słowami, które nawiązują do czasów jego premierostwa: „macie z kim przegrać”.

Następnie, Tusk zdefiniował zadanie, które stoi przed Platformą. Celem powinna być „walka ze złem”, którym są rządy PiS-u w Polsce. Jeśli widzisz zło, to należy z nim walczyć i nie pytać o dodatkowe powody, przekonywał. Nowy szef Platformy krytykował ludzi, którzy mówią, że należy się przeciwstawić PiS-owi, „ale” – i w tym miejscu zgłaszają choćby oczekiwania programowe względem PO. Odrzucił także rozumienie polityki w kategoriach „dylematów intelektualnych”. Wyjaśnił, że gdy spotyka ludzi na ulicy, mówią mu prosto: zrób porządek, bo z PiS-em nie można już wytrzymać. I mówił dalej: program PiS-u można określić jako „3D”: dług, daniny, drożyzna.

Podsumowując: nie zmienia się linia polityczna, natomiast zmienia się dominująca emocja. Tusk kontynuuje program Grzegorza Schetyny oraz Borysa Budki, zgodnie z którym należy najpierw pokonać PiS, a dopiero potem rozmawiać o innych sprawach, tyle że on zamierza walczyć z większym zaangażowaniem i mocą. Partia ludzi rozgoryczonych ma stać się partią mentalnych zwycięzców.

Pytania na przyszłość

Po sobotnim zjeździe Platformy zostajemy z czterema pytaniami. Po pierwsze, czy to wystarczy, żeby pokonać Zjednoczoną Prawicę? Ile może zmienić nowy lider? Tusk jest bardzo dobrym mówcą. Potrafi nie tylko mocno i zwięźle uderzyć w PiS, lecz także dać widzom rozrywkę – co nie jest bez znaczenia w polityce. Ma rację, że determinacja i konsekwencja są bardzo ważne. Wydaje się, że może przynajmniej na chwilę ożywić PO. Doda skrzydeł starym działaczom. O ile jednak w przeszłości polaryzacja między Platformą a PiS-em służyła partii Tuska, od 2015 roku służy partii Kaczyńskiego – jaki jest pomysł na to, żeby jej beneficjentką znowu stała się Platforma?

Po drugie, jaką partią będzie programowo Platforma Obywatelska? Pytanie o program może nie interesować Tuska, ale ma znaczenie dla Polaków. Powód jest najprostszy z możliwych: jeśli Platforma przyjmie zły program, to przegra wybory, natomiast jeśli wygra wybory, to jej program będzie miał wpływ na przyszłość Polski. Alternatywa „albo prawdziwy anty-PiS, albo debata na temat programu” byłaby fałszywa. Cała rzecz polega na tym, że jednoznaczne nazwanie zła i otwarcie się na lepszą przyszłość, to nie są cele, które się wykluczają, ale cele, które się wzmacniają.

Po trzecie, co dalej z projektem zjednoczenia opozycji? Dotychczas było to główne przesłanie Platformy, ale Tusk nie zajmował się tą kwestią w czasie wystąpienia, stawiając na odrodzenie siły własnej partii. To wydaje się rozsądne. Jeśli Platforma urośnie pod wodzą Tuska i będzie jasne, że wyborcy patrzą na niego jako na lidera opozycji, będziemy mieli do czynienia z nową sytuacją polityczną.

Wreszcie, co zrobi Rafał Trzaskowski? Być może prezydent Warszawy przegapił swój moment – nie palił się do tego, żeby objąć przywództwo, tymczasem przyszedł Tusk, a Budka oddał mu władzę. Nie miał szansy zmierzyć się z Tuskiem w wyborach na szefa partii – i pewnie nie będzie jej miał. A gdyby zdecydował się na opuszczenie Platformy, tworzenie nowej inicjatywy obok Tuska i Hołowni będzie trudniejsze.

Powrót Donalda Tuska do polskiej polityki daje Platformie Obywatelskiej nadzieję na odrodzenie. Jest pewnym paradoksem, że źródłem owej nadziei nie są nowe pomysły, nowe siły, nowe badania, lecz dawne doświadczenia – „stary dobry Donald, który wie, jak wygrywać z Kaczyńskim”. Opozycja miałaby pecha, gdyby okazało się, że Hołownia mógł zostać prezydentem, a Trzaskowski nie, natomiast Trzaskowski mógł zostać premierem, a Tusk nie. Chwilowo wszystko zależy od tego, czy „Donald wciąż wie”?

 

* Zdjęcie wykorzystane jako ikona wpisu: EU2017EE Estonian Presidency / flickr.com