W ostatnich dniach w Sejmie pojawił się projekt ustawy określany mianem „lex Suski” albo „lex TVN”. Przewiduje on, że koncesja dla telewizji może być udzielona wyłącznie podmiotowi, który nie jest zależny od osoby prawnej spoza Europejskiego Obszaru Gospodarczego. Jego deklarowanym celem jest ochrona mediów w Polsce przed ingerencją ze strony krajów takich jak Rosja albo Chiny. W praktyce ustawa zagraża TVN i TVN24, które mają amerykańskiego właściciela.

Teraz wszyscy zastanawiają się nad tym, dlaczego PiS zgłosiło taką propozycję? Jest przecież jasne, że to uderzenie w Amerykanów – po co więc drażnić ważnego sojusznika? Do tego nie mogło być wątpliwości, że opozycja będzie zdecydowanie protestować – po co otwierać nowy front? Co więcej, było prawdopodobne, że PiS-owi zabraknie większości w Sejmie, a Jarosław Gowin już powiedział w radiu TOK FM, że projekt nie był z nim konsultowany i go nie popiera – po co zgłaszać projekt, który nie ma szans na uchwalenie?

Jest kilka możliwych wyjaśnień. Najprostsze i zarazem najbardziej prawdopodobne jest takie, że PiS nie akceptuje niezależnych mediów i chce je zniszczyć. To wynika wprost z ustawy, która jest wyraźnie wymierzona w TVN. Byłoby to spójne z innymi działaniami PiS-u. I właściwie nie musi być innego powodu – niewykluczone, że ustawa nie zyska większości w Sejmie, ale może przy jej pomocy uda się coś ugrać, choćby rozpocząć naciski na amerykańskiego właściciela, by sprzedał TVN. Orlenowi udało się przejąć Polska Press i nie widać powodu, by PiS miało zaprzestać autorytarnej praktyki przejmowania niezależnych mediów przez władzę.

Wedle innego wyjaśnienia, powodów zgłoszenia ustawy należy szukać w sferze spraw wewnętrznych. W ostatnich dniach powrót Donalda Tuska do polskiej polityki wzbudził ogromne zainteresowanie opinii publicznej. Do tego PiS ma problem z tak zwanym Polskim Ładem, który w teorii ma być wielkim, epokowym projektem obozu rządzącego, a w praktyce nie wiadomo, jaką ma treść i czy poprą go koalicjanci. W obozie rządzącym ciągle zgrzyta, a najlepszym tego dowodem jest treść uchwały o nepotyzmie, która celowo jest tak napisana, aby dopuszczała szerokie wyjątki od reguły – najwyraźniej chodzi o to, aby Kaczyński w razie potrzeby mógł kupować sobie poparcie w parlamencie. A zatem, w zgodzie z filozofią lidera PiS-u, w sytuacji ogólnego chaosu, można rozpętać potężny konflikt, który na nowo zorganizuje scenę polityczną, a jednocześnie odwróci uwagę od innych spraw.

Jeszcze inne wyjaśnienie ma związek ze stosunkami międzynarodowymi. Według informacji Wirtualnej Polski PiS-owi chodziło mniej więcej o to, żeby zdenerwować Amerykanów, a następnie wycofać się z projektu ustawy w ramach sympatycznego gestu, poprawiając chłodne relacje z USA. Tego rodzaju wyjaśnienie wydaje się kompletnie absurdalne. Na tej zasadzie, jeśli ktoś chciałby dostać pracę w straży pożarnej, powinien najpierw wywołać pożar, żeby zwrócić na siebie uwagę strażaków. Nie oznacza to, że takie wyjaśnienie nie może być prawdziwe, ale raczej jako część prawdy, podczas gdy pełne wyjaśnienie jest trochę bardziej chaotyczne, a działanie PiS-u nie ma jednego celu.

W konsekwencji niektórzy przekonują, że projektu ustawy nie ma sensu traktować zbyt poważnie, bo przecież jest oczywiste, że to wrzutka, która nie przejdzie w głosowaniu, a może i nie będzie głosowana. Jednak takie stanowisko nie wydaje się rozsądne. Po pierwsze, fakty to fakty – zgłoszono autorytarny projekt ustawy, uderzający w konkretne medium, którego nie lubi władza. Wydarzyło się to publicznie, ma to znaczenie polityczne i stanowi co najmniej ważną informację na temat wyobraźni politycznej PiS-u. Może być to także element większej gry – nawet jeżeli nie dojdzie do głosowania nad ustawą, to wysłany został sygnał do właściciela TVN-u, który może zastanowić się nad niepewną przyszłością biznesu.

Po drugie, elementem zgłoszenia tego rodzaju projektów z pewnością jest testowanie reakcji jego przeciwników i skali ewentualnego oporu – jeśli wszyscy machną ręką na ustawę jako niepoważny projekt, może to ośmielić władzę do dalszych kroków. Wreszcie, projekt ustawy złożył blisko związany z Jarosławem Kaczyńskim Marek Suski, a potem kilkukrotnie publicznie go bronił. Suski powiedział kilka rzeczy. Przekonywał, że ustawa ma zabezpieczać Polskę, która dopiero co padła ofiarą ataku hakerskiego, chociaż wyjaśnienie to jest zupełnie groteskowe. Suski sugerował też, że ustawa ma chronić media przed przejęciem przez wrogie kraje, ale nie był w stanie odpowiedzieć na pytania dziennikarzy, czy Stany Zjednoczone są wrogim krajem. W obronie ustawy publicznie wystąpił także premier Mateusz Morawiecki, który wręcz wyrażał zdziwienie, że nie została ona uchwalona wcześniej.

PiS jak zwykle próbuje przedstawić pozornie słuszny powód, żeby zrobić coś złego. Wraz z upływem czasu widać, że zamiast naprawy sądów są czystki kadrowe. Zamiast naprawy państwa jest nepotyzm na ogromną skalę. A teraz, zamiast deklarowanej ochrony mediów, jest atak na niezależną telewizję, której władza nie lubi.