Film Lee Isaaca Chunga wkroczył na międzynarodowe festiwale z przytupem, zdobywając liczne nagrody, między innymi Złotego Globa za najlepszy film nieanglojęzyczny oraz Nagrodę Publiczności i Grand Jury Prize na Festiwalu w Sundance oraz aż sześć nominacji do Oscara, w tym dla najlepszego filmu, za scenariusz oryginalny czy najlepszą reżyserię. Ostatecznie nagrodzono statuetką tylko Youn Yuh-jung za drugoplanową rolę kobiecą, co nie zmienia faktu, że Amerykańska Akademia Filmowa doceniła prostą, quasi-autobiograficzną opowieść o zmaganiach koreańskich imigrantów.
Zrozumieć przeszłość
Piąty film reżysera to zarazem pierwsze jego dzieło, które trafiło do szerokiego grona odbiorców i zachwyciło zarówno krytyków, jak i publiczność. Wcześniejsze, jak choćby debiut pod tytułem „Munyurangabo” o ludobójstwie w Rwandzie nagrany wraz ze studentami z tego kraju, były bowiem bardziej hermetyczne, a historie bohaterów nie tak uniwersalne. Jednak już od swojego pierwszego filmu Lee Isaac Chung dał się poznać jako reżyser opowiadający o przeszłości, która definiuje teraźniejszość i przyszłość, jest konstytutywna dla budowania tożsamości, a konfrontacja z nią jest niezbywalnym elementem dojrzewania. „Minari” jest jak dotąd najpełniejszym wyrazem poszukiwań prawdy o przeszłości w twórczości reżysera, gdyż w fabułę filmu Lee wpisał własne wspomnienia i doświadczenia, które go zbudowały jako twórcę i człowieka, imigranta i Amerykanina. „Minari” jest filmem o tożsamości, o jej utracie, poszukiwaniu i tworzeniu na nowo.
Bohater nie pyta żony o zdanie, gdyż uważa, że jako głowa rodziny i pierworodny syn (co podkreśla w trakcie kłótni) nie musi pytać kobiety o zgodę, wystarczy, że zapewni jej byt. Jacob pielęgnuje obraz męża i ojca, jaki zapewne zna z ojczyzny, ale jego autorytet na amerykańskiej ziemi słabnie. | Agnieszka Mikrut-Żaczkiewicz
Osiemdziesiąt wspomnień
Historia, którą zobaczyć możemy w filmie Lee, to opowieść o jego dorastaniu na farmie w Arizonie, pośród niczego, gdzie kontakty z ludźmi spoza rodziny były sporadyczne, a relacje rodzinne napięte. „Minari” nie jest oczywiście dziełem autobiograficznym, ale fabularyzuje wczesne wspomnienia reżysera, które postanowił spisać zainspirowany powieścią Willi Cather „My Ántonia” o dzieciństwie na farmie pionierów w Nebrasce. Jak mówił w wywiadzie dla National Public Radio: „Nie chciałem zapisać 80 (wspomnień), ale tyle ze mnie uszło. To były drobne wizualne reminiscencje, detale”. I od owej listy zaczęła się przygoda z filmem, który sprawił, że Lee stał się twórcą rozpoznawalnym.
„Minari” opowiada historię czteroosobowej rodziny Yi – koreańskich imigrantów, którzy przeprowadzają się do domu na farmie, a raczej na nieużytku w Arkansas. Zmiana miejsca zamieszkania cieszy jedynie ojca rodziny – Jacoba (Steven Yeun), który planuje założyć farmę i uprawiać warzywa na sprzedaż do koreańskich sklepów. Jego żona Monica (Han Ye-ri) nie jest jednak zachwycona pomysłem męża. Wyrwana z poprzedniego, znanego środowiska i niepytana o zdanie w sprawie zakupu ziemi, czuje się po prostu oszukana. Marzenia Jacoba nie są jej marzeniami, a mieszkanie na odludziu tylko potęguje poczucie wyalienowania w i tak obcym kraju. Nie pomaga także fakt, że ich syn David (Alan S. Kim) ma wadę serca, a dostęp do lekarzy jest tu ograniczony. Chcąc wesprzeć Monicę, mąż proponuje, by zamieszkała z nimi jej matka (Youn Yuh-jung). Z Korei z odsieczą przybywa więc babcia Soon-ja – niezwykła kobieta, która porzuca życie w ojczyźnie i rusza na pomoc dawno niewidzianej córce i jej rodzinie.
Rozpięci pomiędzy koreańską tożsamością a amerykańską rzeczywistością Monica i Jacob wydają się dojrzewać do innych decyzji. Brak im wspólnego celu, a każde śni inny sen o Ameryce. | Agnieszka Mikrut-Żaczkiewicz
Amerykański sen
Rodzina Yi przyjechała do Stanów Zjednoczonych wraz z tak zwaną trzecią falą migracji, która rozpoczęła się w 1965 roku, gdy na mocy ustawy imigracyjnej usunięto ograniczenia dotyczące imigracji z Azji do Stanów Zjednoczonych. W tym czasie populacja Koreańczyków w USA wzrosła z zaledwie 11 tysięcy w 1960 roku do 290 tysięcy w roku 1980. Ułatwienia dla mieszkańców Azji miały pomóc firmom amerykańskim w pozyskiwaniu wysoko wykwalifikowanych pracowników, ale wśród przyjeżdżających było także wielu ludzi, którzy po prostu mieli nadzieję na poprawienie własnej sytuacji materialnej i wolność, także obyczajową. Jacob i Monica bez wątpienia należą do tej drugiej grupy – pracują przy seksowaniu kurcząt, co zapewnia im stabilność finansową, ale zarazem jest zajęciem niezbyt szanowanym.
Nie wiadomo, co bohaterowie robili w Korei i jakie mieli tam perspektywy, ale dla ojca rodziny praca seksera nie jest spełnieniem marzeń. Dlatego postanawia zrealizować swój amerykański sen, zakładając plantację warzyw w Arkansas. Nie pyta przy tym żony o zdanie, gdyż uważa, że jako głowa rodziny i pierworodny syn (co podkreśla w trakcie kłótni) nie musi pytać kobiety o zgodę, wystarczy, że zapewni jej byt. Jacob pielęgnuje obraz męża i ojca, jaki zapewne zna z ojczyzny, ale jego autorytet na amerykańskiej ziemi słabnie. Dorastające w Kalifornii dzieci: córka (Noel Cho) i syn oraz wychowana przez samotną matkę żona kwestionują jego pozycję, o czym dowiadujemy się już na początku filmu, gdy małżonkowie kłócą się o słuszność decyzji o zakupie farmy. Kulminacja utraty autorytetu ojca następuje zaś w zabawnej scenie, gdy Jacob chce ukarać syna za to, że ten ostatni nasikał babci do kubka. Chłopiec jednak „przypadkowo” łamie kij, którym ojciec zamierza go zbić, a następnie przynosi małą, nieużyteczną witkę. Spryt Davida chwali na dodatek babcia, co dopełnia obrazu zmian, które zaszły w mentalności rodziny.
Jak nasiona minari przywiezione z Korei wydały plony w Arkansas, tak rodzina Yi, budując życie od nowa, musi skonstruować swoją nową tożsamość – zakorzenić się na obcej ziemi, a zarazem nie wyzbyć się azjatyckiego dziedzictwa. To właśnie klucz do sukcesu. | Agnieszka Mikrut-Żaczkiewicz
Na rozdrożu
Koreańscy imigranci, choć pielęgnują tradycję, powoli przestają wyznawać zasady, którymi kierowali się w ojczyźnie, zmieniają swoje nawyki, obyczaje, relacje, a nawet dietę (dzieci od tradycyjnych herbat wolą Mountain Dew). O ile Jacob i Monica dobrze pamiętają życie w kraju poniżej 38. równoleżnika (zapach przywiezionego przez Soon-ję chili wywołuje łzy wzruszenia kobiety), to ich dzieci mówią mieszanką języków, a ich wyobrażenia o rodzinie kształtuje amerykańska telewizja. Najpełniej zmiany te dostrzec można w relacji siedmioletniego Davida i jego babci. Chłopiec nie jest zadowolony z odwiedzin seniorki, szczególnie że musi dzielić z nią pokój. Według niego starsza kobieta „pachnie jak Korea”, czyli obco. Co więcej, David twierdzi nawet, że nie jest ona „prawdziwą babcią”, jaką zna z zachodnich bajek – nie umie gotować ani piec ciasteczek. Soon-ja nie jest też tradycyjną koreańską nestorką, bo choć z jednej strony oddaje wnukowi łóżko i przygotowuje leczniczy napar (Hanyak), to z drugiej – uczy go, czym jest hazard i jak przeklinać. Babcia to zresztą postać niezwykła – była samotną matką (straciła męża w wojnie koreańskiej), która zapewne nie miała łatwego życia, ale nie straciła pogody ducha. Gdy jedyna córka jej potrzebuje, kobieta porzuca swoje życie w Korei i wyrusza na „drugi koniec świata”, w podróż na amerykańską prowincję, poświęcając się rodzinie.
Hart ducha odziedziczyła po niej Monica. Wychowana w niepełnej rodzinie i mieszkająca w Ameryce, nie boi się kwestionować decyzji męża, co byłoby nie do pomyślenia w Korei tamtego czasu. Co więcej, jest gotowa przejąć odpowiedzialność za rodzinę, wychowywać i utrzymywać dzieci oraz opiekować się schorowaną matką. Mężczyzna i jego marzenia nie definiują jej, ma własne priorytety. Życie w Stanach Zjednoczonych nauczyło ją, że może o sobie decydować i sama zarabiać.
Wspaniałe minari
Członkowie rodziny Yi mieszkają z dala od świata, ich jedynym amerykańskim znajomym i współpracownikiem na farmie jest ekscentryczny, głęboko wierzący Paul. Obcość Koreańczyków na amerykańskiej prowincji podkreśla fakt, że ich ziemia jest nieurodzajna i uboga w wodę. Nie poddaje się woli Jacoba, który ignoruje lokalne metody pozyskiwania wody i sam buduje studnię. Jak się jednak okaże „koreańska mądrość” nie wystarczy, a napięcie między małżonkami będzie rosło. Rozpięci pomiędzy koreańską tożsamością a amerykańską rzeczywistością Monica i Jacob wydają się dojrzewać do innych decyzji. Brak im wspólnego celu, a każde śni inny sen o Ameryce. Jednak, gdy Soon-ja przy strumieniu sadzi minari (Oenanthe javanica, seler wodny) – roślinę niezwykłą, niewymagającą i silną, której przypisuje się nadzwyczajne właściwości, wydaje się, że dla rodziny Yi jest nadzieja. Minari oczyszcza bowiem wodę i ziemię, na której rośnie i szybko dostosowuje się do lokalnych warunków, symbolizując umiejętność przetrwania Koreańczyków na nieprzyjaznej ziemi. Jak nasiona minari przywiezione z Korei wydały plony w Arkansas, tak rodzina Yi, budując życie od nowa, musi skonstruować swoją nową tożsamość – zakorzenić się na obcej ziemi, a zarazem nie wyzbyć się azjatyckiego dziedzictwa. To właśnie klucz do sukcesu.
Opowieść Lee Isaaca Chenga z pozoru jest bardzo prosta, nie ma w niej wielkich zwrotów akcji, emocji sięgających zenitu czy wbijających w fotel efektów. Fabuła rozwija się powoli, a piękne, ciepłe kadry łagodzą intensywność emocji. Wizualnie „Minari” jest obrazem wspomnień z dzieciństwa, które czas złagodził i przygasił, niejako zatarł w pamięci, ale nie wymazał. To właśnie owe obrazy spisane, a potem odtworzone przez reżysera układają się w historię dojrzewania i konstytuowania tożsamości koreańskich imigrantów na jałowej amerykańskiej ziemi. Bogata symbolika wody i ognia, samego minari oraz nieurodzajnej ziemi pozwala jednak dostrzec w dziele Lee uniwersalną, niemalże biblijną opowieść o zmaganiach ludzi z niesprzyjającym światem i niezwykłej sile rodzinnych więzi.