„Człowiek zawsze może być [tylko czymś] więcej albo mniej niż zwierzęciem, ale nigdy – zwierzęciem” [1] – głosi słynny aforyzm Maxa Schelera, zawarty w programowym dziele tego filozofa „Stanowisko człowieka w kosmosie”. I mimo że chodzi w nim wyłącznie o „możność wyłączenia popędu z instynktownego zachowania” [2], a zatem o zdolność do upajania się czystą przyjemnością, która – jak twierdzi Scheler – „dopiero u człowieka przybiera najbardziej monstrualne formy” [3], trudno nie odnieść wrażenia, iż niemiecki fenomenolog wyraził w tych słowach pewną uniwersalną zasadę, daleko wykraczającą poza kwestie badań nad popędem lub nawet szerzej – naukę o wartościach.

Scheler stwierdza, że człowiek, choć wyrasta ze zwierzęcych korzeni, jednocześnie je przerasta, albowiem potrafi wykroczyć poza, a w istocie ponad wszelką Systema Naturae. Filozof zabezpiecza w ten sposób, wzorem Linneusza i Arystotelesa, jego miejsce na samym szczycie hierarchii żywych organizmów, a zarazem toruje mu drogę ku temu, co wychodząc z jego istoty, już ją przekracza. Jak to przekroczenie jest możliwe?

Odpowiedź Schelera jest fenomenologiczna, a więc z jednej strony opiera się na założeniu, że każda istota ludzka jest bytem ukierunkowanym, intencjonalnym, nastawionym na ogląd otaczających ją zjawisk. Z drugiej strony niemiecki filozof dodaje, że takie ukierunkowanie pod nazwą pędu uczuciowego [Gefühlsdrang] dotyczy każdej żywej istoty, poczynając od roślin, i w miarę skomplikowania coraz bogatszej struktury relacji z otoczeniem i wreszcie ze światem wynosi je na coraz wyższy poziom – przez zwierzęta ku człowiekowi. Człowiek natomiast wywyższa się nad zwierzę i jest od niego zasadniczo oddzielony, ponieważ w ten właśnie sposób je postrzega – jako oddzielone od siebie i będące częścią świata. Co więcej, człowiek widzi siebie jako oddzieloną od świata istotę, a zatem też oddzielną, o własnym byciu. Ba, dostrzega też możliwość własnego niebycia przy jednoczesnym istnieniu świata i vice versa – potrafi pomyśleć sam świat jako obserwowaną przez siebie pustkę.

Szowinizm ludzki?

„Stanowisko…” może być powodem do posądzania autora tej książki o szowinizm ludzki. Już we wstępie Scheler odwołuje się do swoich wcześniejszych rozważań, gdzie wskazuje na nieredukowalną różnicę miedzy zwierzęciem a człowiekiem. Filozof wprawdzie nie odmawia innym niż człowiek gatunkom – w tym roślinom – psychicznej natury (co uważa za nonsens i co zarzuca Kartezjuszowi) [4], ani nawet nie podważa świadomości zwierząt, łącząc ją – co jest znamienne – z cierpieniem [5], ale kwestionuje ich inteligencję. Z człowiekiem, pisze, można zestawić zwierzęta głównie na płaszczyźnie afektów [6]. Wszystko to stanowi zaledwie preludium do przedstawienia najważniejszego przywileju ludzkości – ducha – wynoszącego ją ponad naturę ku niewątpliwej apoteozie. To dzięki duchowi „człowiek jest takim X, które w stopniu nieograniczonym może się zachowywać «otwarcie wobec świata». Dla zwierzęcia nie ma żadnych «przedmiotów», wżywa się ono ekstatycznie w swoje otoczenie” [7].

Czy można wyobrazić bardziej nieprzekraczalną granicę pomiędzy kondycją ludzką a zwierzęcą? Zwierzę jest u Schelera podrzędne wobec człowieka, podporządkowane mu, niższe [8]. Czy niemiecki myśliciel odmawia zatem zwierzętom prawa do traktowania ich na równi z istotami ludzkimi?

Z perspektywy genealogicznej, którą przyjmuje filozof, niewątpliwie tak jest. Wygląda jednak na to, że nie chodzi mu ani o prawa i hierarchie, ani o klasyfikację organizmów, ale o bardziej podstawową różnicę doświadczaną wewnętrznie przez samego człowieka. Nie zapominajmy, że Scheler był twórcą antropologii filozoficznej i ludzką kondycję opisywał z ludzkiej perspektywy. Jak stwierdzał, każdą kwestię da się sprowadzić do pytania o człowieka.

Między

Nie inaczej jest z relacją między tym ostatnim a zwierzęciem. Jeśli przyjąć takie założenie, można byłoby, nie podważając sensu przywołanego na wstępie zdania, przedstawić taką jego parafrazę: „Człowiek zawsze może być [tylko czymś] więcej albo mniej niż człowiekiem”. To „więcej albo mniej” odnosiłoby się tutaj do bycia sobą i do różnicy przebiegającej wewnątrz człowieka – stanowiącej o jego istocie, a jednocześnie stawiającej go pod znakiem zapytania. Różnica ta ujawnia się, kiedy człowiek sam siebie przekracza, kiedy przeżywa siebie jako istnienie wykraczające ponad jego własną istotę, ponad naturę ludzką. To właśnie on tu pyta, bowiem tylko on jest do tego zdolny. Dopiero później, na marginesie tego pytania, pojawia się kwestia stosunku człowieka zarówno do zwierząt, jak i reszty świata: „Owa zdolność oddzielenia istoty i istnienia stanowi podstawową cechę ludzkiego ducha, będącą fundamentem wszystkich innych cech” [9].

Zdolność, o której pisze Scheler, gdy ujmiemy ją w terminach Martina Heideggera (filozofa bardzo mu bliskiego; Scheler był jednym z pierwszych wdzięcznych czytelników „Bycia i czasu”), wiąże się z dostrzeganiem różnicy ontologicznej. Chodzi o zapoznaną przez filozofów zdaniem Heideggera różnicę między byciem a bytem, aktem i jego skutkiem, hipostazą, tym, co ukazuje czasownik, a rzeczami. Chodzi o różnicę, której nie wyrazimy wprost w słowach – język płata nam tu figle – ale która ma być podstawowym tematem myślenia filozoficznego.

Tu nie może już być mowy o zwierzętach jako takich. Heidegger zresztą unika nawet używania pojęcia człowieka. Zaryzykuję zatem stwierdzenie, że to ona – różnica ontologiczna – oraz wszystko, co się z nią wiąże, zdaje się w całym tym wywodzie Schelera interesować. Mówi zatem o różnicach i przekraczaniu granic, własnych przede wszystkim [10], i afirmowaniu w ten sposób tego, co ludzkie.

Mówienie o różnicy odsyła z kolei do kategorii inności, a to prowadzi do zepchnięcia tego, co ludzkie, na dalszy plan, do wyboru innego przedmiotu refleksji niż człowiek. Myśl Schelera jest jednak spójna. Paradoksalnie takie mówienie okazuje się performatywną manifestacją człowieczeństwa – nicości, w której współdokonuje się akt tworzenia, logos jako źródło zróżnicowania [11].

Wiele wątków, pojawiających się u tego filozofa, można potraktować jako zapowiedzi tego, co się w pełni ujawni i rozwinie u późniejszych myślicieli. Wiele pochodzi niewątpliwie od wcześniejszych filozofów – szczególnie znamienna jest tutaj obecność Hegla. Zdaje się, że Scheler stoi u progu zupełnie nowego filozofowania: w jego tekście wciąż jeszcze pobrzmiewa oświeceniowe przesłanie, sformułowane przez Edmunda Husserla, żeby filozofię uprawiać jako naukę ścisłą [Philosophie als strenge Wissenschaft]. Jednocześnie stawia on pod znakiem zapytania spójność przywołanego w tytule „Stanowiska…” kosmosu jako pewnego wspólnego mianownika lub – by użyć określenia zaproponowanego przez współczesną autorkę Donnę Haraway – pewnego układu scalonego [12]. Człowiek bowiem staje się sobą, gdy wykracza poza świat, gdy okazuje się nicością.

Gdyby przyjąć, że zaproponowana przez Schelera ludzka transgresja tożsamości, przemiana jej w samą różnicę, faktycznie stanowi główny temat jego późnej refleksji, to okazuje się on prekursorem – przed Heideggerem i Derridą – myślenia człowieka jako różnicy wkraczającej do każdej przestrzeni, tematyzującej ją, lecz dokonującej tego bez jednoznacznego określania swojej tożsamości, a nawet bez używania określonego zaimka osobowego (różnicą w istocie staje się tu wszystko). Człowieka zdolnego, na przykład, do powiedzenia: „Między nami zwierzętami”.

Wypowiadając te słowa, jest on zarówno źródłem, jak i aktem tej wypowiedzi, sam okazuje się poza jej tematem, lub w pełni obecny we wszelkich tematach naraz. Przestaje mówić o sobie i tworzy przestrzeń do wypowiadania wszelkiej inności. W tym punkcie dbającemu o precyzję wypowiedzi filozofowi wypadałoby zamilknąć zupełnie. Pielęgnowanie ciszy natomiast powinno przejść na barki poety lub też mistyka. Ci trzej, jak wiadomo, niekiedy współbrzmią w swoim elokwentnym milczeniu. Czy nie o tym, co ludzkie? Chyba że powstaje wątpliwość co do człowieczeństwa któregoś z nich. Wówczas te głosy jednak mogą się różnić.

Różewicz powiedział, że poeta to zwierzę,
niepewny bezpański pies,
nie biegnie od razu do grobu,
chłepczę wodę w ciszy,
wypełnia nią usta i brzuch,
czasem musi coś powiedzieć. [13]

Zwierzę

Piszę ten krótki szkic niby o filozofii Schelera na marginesach najnowszego tomiku wierszy Anny Augustyniak „Między nami zwierzętami”. Tomiku, który słusznie jest postrzegany jako głos w obronie cierpiących zwierząt lub też jako głos udzielony ich cierpieniu, po to, by stało się ono bardziej [sic!] widoczne. Tomiku wołającym o konieczność respektowania praw braci mniejszych. Wiersze, które się na niego składają, są zapisem – jak ujawnia sama Autorka – dramatycznych doświadczeń zwierząt, których była świadkiem i mimowolną uczestniczką, między innymi jako zdecydowana obrończyni cierpiących istot. Nie mogę się jednak uwolnić od myśli, że każda historia, co więcej, każda mowa poetycka – zgodnie z twierdzeniem przyjętym jeszcze w Szkole Aleksandryjskiej – jest w istocie kumulacją różnych warstw interpretacyjnych. Często wydaje się, że nie przystają one do siebie, jednak gdy przyjrzymy się im uważnie, zobaczymy, że jedna przechodzi w drugą i ujawnia coraz nowsze i głębsze sensy.

Jeśli zatem poezja Augustyniak, mowa cierpienia, niczym fala przelewająca się z jednej książki tej Autorki do drugiej, musi jako alegoria ukrywać i ujawniać warstwy coraz głębsze, to o czym traktuje najgłębsza z nich?

Odcyfrowanie alegorii wymaga klucza i odpowiedniego usposobienia. W moim wypadku to właśnie „Stanowisko człowieka w kosmosie” Schelera posłużyło mi do odczytania Augustyniak, lecz zarazem – na drodze koła hermeneutycznego – samo, w kolejnym kroku, zostało zreinterpretowane dzięki lekturze „Między nami zwierzętami”. Zaletą takiego sposobu czytania dzieła jest fakt, iż wybór kluczy pozostaje w wyłącznej gestii interpretatora lub tego, co go do samego aktu interpretacji zmusza.

Księga separacji, cierpienia i milczenia 

Wróćmy zatem do pytania o najgłębszą warstwę tomiku Augustyniak. Patrząc na niego z punktu widzenia etyki, da się w nim dostrzec tak zwany dyskurs maladyczny, starający się ująć w słowa cierpienie. Da się ujrzeć noszących go w sobie odmieńców w przyswojonym przez nas, a zatem przyjaznym, chciałoby się rzec, świecie. Da się również wyróżnić kwestię inności (kobiet, zwierząt, cudzoziemców lub samej śmierci) oraz tożsamości tych, którzy muszą wyjść naprzeciw niej, stawić jej czoło.

Pytam zatem: Co oznacza ten zaimek „my/nas/nami”? Czy wypowiedziany dzieli, czy przeciwnie – przemilczany, sprowadzony do materialnej powłoki, fizjologii, współszczekania lub też procesów trawiennych – odnosi się do niczym nieograniczonej, najbardziej intymnej jedności? Usiłując udzielić odpowiedzi na to pytanie, dochodzimy – raczej na skróty – do kolejnego. Jaka jest różnica pomiędzy nami a tamtymi? Co nas od nich oddziela, co między nami a nimi jest? I wreszcie – co to jest owo między i na ile ono od nas zależy? Czy to my wyznaczamy ową granicę, która stanowi między nami linię demarkacyjną? Czy to my się w niej wypowiadamy nawet w chwili, gdy próbujemy poza nią sięgnąć? Czy to my się w niej sobie przyglądamy?

Moim domem są moje słowa,
nie ma niczego prócz tych ścian ze słów
i ze szczekania psów. [14]

Wydaje się, że Augustyniak, tak samo jak Schelerowi w „Stanowisku…”, nie chodzi tu o prawa i hierarchię, tylko o pewną nieprzekraczalną granicę – o zasłonę oddzielającą od siebie cierpiącego i tego, kto się wypowiada w jego imieniu, a zarazem ukazującą tego, kto jako jedyny potrafi wnieść cierpienie do świata, oblekając je w słowną szatę. „I Słowo ciałem się stało” – przypomina nam święty Jan [15]. Akt połączenia słowa i ciała nie podważa tu istniejącej między nimi granicy, ale to właśnie dzięki temu, dzięki owemu między, albo też obok, niewidocznemu i niewypowiedzianemu, może się artykułować obecność tego, co ona od siebie oddziela.

Czy jednak istota ludzka nie artykułuje się wpierw sama, manifestując nie tylko odmienność, lecz i swoją empatię? Empatię, która ma sens wówczas dopiero, gdy istnieją różnice – lub by użyć terminologii Heideggera: istnieje różnica. Gdy sahib ma okazję przejąć się losem cierpiących ludzi lub zwierząt, otworzyć się na świat, jak to było u Schelera, lub, dajmy na to, „otworzyć się na Wschód”, jak to się czasem mówi. Jest to droga człowieka.

Moja mowa jest jak miedź brzęcząca,
A powinna przeszywać bólem, który zadajecie,
Abyście usłyszeli głos wołającej na pustyni. [16]

A jednak, pomimo tej empatii i otwarcia na świat, odczytuję ten tomik jako księgę separacji, cierpienia i milczenia. W tej właśnie kolejności – kiedy separacja w milczeniu zanika („Rewizja własnych granic to wojna ze sobą” [17]), kiedy cierpienie zamyka usta, lecz unaocznia ranę, zaprasza do niej i przez nią, by „podnieść rękę i włożyć w bok”, lecz zarazem wyzbyć się wiedzy, umiejętności różnicowania tożsamości, kiedy „nie ma żadnych przedmiotów” [18], kiedy czyniący tak „wżywa się ekstatycznie w swoje otoczenie” [19]. Człowiek przestaje wówczas być człowiekiem, źródłem różnicy. Wnika do niej, użycza się jej, przyjmuje ją na siebie. Milknie.

Nie za cicho? Nigdy nie mówię za głośno,
Zresztą rzadko w ogóle zabieram głos.
Nie mam głosu, tak to czuję. [20]

Czy wobec tego – oto główne pytanie, które dla mnie z tej lektury wynika – „poeta zawsze może być [tylko czymś] więcej albo mniej niż człowiekiem, ale nigdy – człowiekiem”?

Przypisy:

[1] Max Scheler, „Stanowisko człowieka w kosmosie”, tłum. Adam Węgrzecki [w:] Max Scheler, „Pisma z antropologii filozoficznej i teorii wiedzy”, PWN, Warszawa 1987, s. 73.
[2] Tamże.
[3] Tamże.
[4] Tamże, s. 123.
[5] Tamże, s. 53.
[6] Tamże, s. 80.
[7] Tamże, s. 85.
[8] Por. tamże, s. 115–116.
[9] Tamże, s. 99.
[10] Por. tamże, s. 93.
[11] Tamże, s. 143 passim.
[12] Donna Haraway, „Manifest cyborgów: nauka, technologia i feminizm socjalistyczny lat osiemdziesiątych”, [w:] „Przegląd filozoficzno-literacki”, nr 1 (3) 2003, s. 59.
[13] Anna Augustyniak, „Cisza” [w:] „Między nami zwierzętami”, wyd. słowo/obraz terytoria, Gdańsk 2020, s. 13.
[14] Anna Augustyniak, „o Annie Q i verbum”, tamże, s. 45.
[15] J. 1, 14.
[16] Anna Augustyniak, „o mojej mowie”, tamże, s. 15.
[17] Anna Augustyniak, „o odrębności”, tamże, s. 36.
[18] Max Scheler, dz. cyt., s. 85.
[19] Tamże.
[20] Anna Augustyniak, „o Annie Q i jedzeniu”, tamże, s. 29.

 

Książka:

Anna Augustyniak, „Między nami zwierzętami”, wyd. słowo/obraz terytoria, Gdańsk 2020.

 


 

Powyższy tekst jest polską wersją artykułu, który ukazał się pierwotnie w języku ukraińskim pod tytułem „Більше – поміж – менше: питання людини. На полях «Між нами тваринами» Анни Ауґустиняк” na stronie Polskiego Radia: https://www.polskieradio.pl/398/8124/Artykul/2734665.