Od razu wyjaśniam – to nie będzie felieton o konieczności nowego „J’accuse”, choć może by się przydało. To będzie o „Rougon-Macquartach”.

Hasło „Zola” wywołuje dziś głównie dwa skojarzenia – oprócz „ten od Dreyfusa” jest jeszcze „ten od Nany”. Rzadziej pamięta się, że powieść o osiemnastoletniej luksusowej prostytutce, którą Emil Zola zbulwersował francuską publiczność literacką w 1880 roku, nie była samodzielnym utworem, lecz dziewiątym z dwudziestu tomów monumentalnego cyklu o zbiorowym tytule „Rougon-Macquartowie. Historia naturalna i społeczna rodziny za Drugiego Cesarstwa”, nad którym pisarz pracował prawie ćwierć wieku i który w jego zamyśle miał być odpowiednikiem „Komedii ludzkiej” Balzaka w następnej epoce dziejów społeczeństwa francuskiego.

Z planów spisywanych przez Zolę w trakcie pracy nad tym cyklem wyłania się przemyślany, chociaż modyfikowany w trakcie wykonania, zamysł ujęcia w nim wszystkich warstw i środowisk społecznych tworzących Francję za panowania Napoleona III. Znajdujemy więc w kolejnych tomach obrazy życia i losu na każdym piętrze gmachu ludzkiej zbiorowości, od zapuszczonych nor paryskiego lumpenproletariatu po dwór Napoleona III, od niepiśmiennych chłopów z Prowansji po elity intelektualne i artystyczne kreujące samoświadomość narodu. Obrazy te na ogół malowane są słowem tak sugestywnie, że czytelnika może ogarnąć żal za dziewiętnastowieczną prozą, w porównaniu z którą wytwory literatury współczesnej wypadają na ogół blado – jeśli oceniać je pod względem zdolności mimetycznego naśladownictwa „samej rzeczywistości”, co jest, rzecz jasna, kryterium naiwnym i prymitywnym, ale jednak niekiedy pozwalającym skutecznie odróżnić dobrą literaturę od pretensjonalnej hucpy.

Karykatura Emila Zoli autorstwa Charles’a Léandre’a, tygodnik satyryczny „Le Rire”, 20 listopada 1897 r. Źródło: gallica.fr/Bibliothèque Nationale de France. Domena publiczna

Co więcej, Zola nie ograniczył się do reporterskich opisów. Tworząc cykl, przyjął pewne założenia teoretyczne odnośnie jego zawartości. Kluczowe jest określenie użyte w podtytule: „historia naturalna i społeczna”. Kwalifikowanie Zoli w podręcznikach historii literatury jako głównego przedstawiciela naturalizmu w literaturze dziewiętnastowiecznej wynika właśnie stąd, że w „Rougon-Macquartach” uznał on za główny motor ludzkich działań uposażenie psychologiczne jednostek dziedziczone w różnych kombinacjach po przodkach oraz przyjął, że w ostatecznym rozrachunku o tych działaniach decydują odruchy i instynkty mające podłoże biologiczne i dominujące nad instancjami rozumu i rozsądku ukształtowanymi przez kulturę, społeczeństwo oraz ich nakazy.

Dwadzieścia tomów cyklu, w którym poza „Naną” mieści się też druga z najsłynniejszych powieści Zoli, czyli „Germinal”, wypełnione jest opowieścią o trzech pokoleniach jednej rodziny – z tym że każdy tom stanowi samodzielną powieść, którą można czytać, nie znając pozostałych, chociaż czytane w całości, nabierają one więcej znaczeń, gdy widzi się powiązania między poszczególnymi postaciami. Członkowie tej rodziny żyją i funkcjonują w każdym obszarze społecznym – jako chłopi, rzemieślnicy, wyrobnicy, duchowni, artyści, biznesmeni i mężowie stanu. Nie należy jednak sądzić, że jest to rzecz podobna w ogólnym pokroju do sag rodzinnych w stylu Galsworthy’ego, „Rodziny Whiteoaków” czy Margit Sandemo, tylko szerzej zakrojona i lepsza literacko. Zola nie pudruje bowiem swoich bohaterów ad usum delphini ani nie przypodchlebia się publiczności. Prostytuująca się ostentacyjnie Nana jest kuzynką ministra Eugeniusza Rougona, jednego z głównych rozgrywających w polityce Francji, a robiący milionowe interesy na paryskiej giełdzie cyniczny spekulant Saccard to bliski krewny praczki Gerwazyny, która mimo najlepszych intencji ulega tak zwanemu wykolejeniu i umiera jako alkoholiczka w nędznej izdebce kamienicy czynszowej (Nana jest jej córką). Brutalność, cynizm, pazerność, niczym niemaskowane pożądanie i żałosna pozorność zasad etycznych – z tym, przeważnie, ma do czynienia odbiorca cyklu. Zola ma pewną cechę wspólną z Jackiem Londonem – obaj rozwijają skrzydła przy opisach silnych negatywnych emocji, konfliktów i agresji, wszelkich odmian ludzkiej nędzy i poniżenia, natomiast kiedy przystępują do relacjonowania sytuacji idyllicznych, scen spokoju i szczęścia, stają się nieprzekonujący, a same opisy są raczej drętwe. Bądźmy jednak wyrozumiali – w końcu komu oprócz Barbary Cartland udała się sztuka przekonującego opisania szczęścia w literaturze?

Zasady naturalistycznego ujmowania ludzkich spraw prowadziły Zolę do relacjonowania ich w sposób, który nie mógł podobać się ani władzy politycznej (mimo że opisywał epokę minioną, Drugie Cesarstwo, które w Trzeciej Republice nie cieszyło się szczególną estymą), ani zwolennikom konserwatywnych porządków społecznych z klerem na czele. Reakcje prasowe wywołane publikacją niektórych tomów cyklu mocno przypominają dzisiejsze zdziczałe hejty, a sam Zola był na nie przygotowany i stawiał im czoła bez zaskoczenia, spokojnie, stanowczo. Nienawiść, którą wzbudzał, była tak wielka, że istnieje dziś we francuskim literaturoznawstwie pogląd, według którego jego śmierć (oficjalnie z powodu zatrucia czadem) nie była tragicznym wypadkiem, lecz skrytobójstwem zorganizowanym przez osoby z kręgów konserwatywno-prawicowych. Jest to wprawdzie typowa teoria spiskowa, lecz traktuje się ją poważnie – jako możliwą do przyjęcia wersję wydarzeń – nie tylko na sensacyjno-plotkarsko-fantazyjnych portalach i grupach dyskusyjnych. Faktem jest, że kręgi prawicowo-kościelne we Francji nienawidziły Zoli wyjątkowo namiętnie.

I teraz niech felietoniście wolno będzie puścić wodze fantazji. Gdyby tak w naszych czasach ktoś stworzył nowych „Rougon-Macquartów”. Gdyby jakiś potężny autor podjął to zadanie i napisał cykl powieści o jednej rodzinie, w której losach przegląda się cała druga połowa XX wieku, sięgając aż po nasze czasy. Protoplastami tej rodziny mogłaby być para małżeńska nękana traumami, które wynikają z tego, że oboje za młodu przeszli przez drugą wojnę światową. Ich dzieci – to byłoby pokolenie rewolty obyczajowej lat sześćdziesiątych. Jedno z nich: niech to będzie biznesmen w którejś z branż przemysłowych, który dorabia się dużego majątku w latach 80., jeszcze przed rewolucją informatyczną, a potem pozostaje zwolennikiem dawnych metod prowadzenia biznesu, jak Warren Buffett. Niech by miał siostrę, która nigdy nie wydostała się spod toksycznego oddziaływania swoich straumatyzowanych rodziców, wychodziła za mąż pięć albo sześć razy i tyleż razy się rozwodziła, nigdy nie ułożyła sobie życia. Powinni mieć jeszcze dwoje lub troje rodzeństwa, rozsianego po Europie (kwestia do rozstrzygnięcia – czy po obu stronach żelaznej kurtyny). Pokolenie wnuków to milenialsi wchodzący w dorosłość już w epoce cyfrowej. Niektórzy z nich: start-uper, który ponosi porażkę za porażką, a kiedy wreszcie wymyśla coś godnego uwagi, zostaje to natychmiast przejęte przez którąś z wielkich firm; programista-incel, po latach życia w zamknięciu, przed ekranem komputera, poznaje dziewczynę, która zakochuje się w nim, morduje ją podczas pierwszej wspólnej nocy, po czym popełnia samobójstwo; modelka robiąca zawrotną karierę w świecie haute-couture, ale nieszczęśliwa w życiu osobistym; artystka-happenerka z silnymi epizodami psychotycznymi; intelektualista, który cieszy się poważaniem w swojej dziedzinie i jest czytany, ale mimo to pogrąża się w alkoholizmie. Zgoda, wygląda to jak wyliczenie bohaterów jakiejś telenoweli (z tych smutniejszych), ale gdyby zabrał się za nich pisarz formatu Zoli, moglibyśmy dostać poważną propozycję podsumowania ostatnich kilkudziesięciu lat dziejów naszej cywilizacji. Może niedaleko od podobnego osiągnięcia był Houellebecq, ale trochę za bardzo skupił się na swoich prywatnych obsesjach.

Miło jest pofantazjować, lecz po powrocie do rzeczywistości stwierdzamy, że to i tak by dziś nikogo nie obeszło. Jedną powieść można jeszcze ostatecznie przeczytać, jeśli media bardzo długo i uparcie powtarzają, że jest niezwykła i wyjątkowa. Ale żeby dwadzieścia? Nie te czasy.

 

Książki:

Emil Zola, „Rougon-Macquartowie. Historia naturalna i społeczna rodziny za Drugiego Cesarstwa”

  1. „Pochodzenie rodziny Rougon-Macquartów (La Fortune des Rougon, 1871)
  2. „Zdobycz” (La Curée, 1871–72)
  3. „Brzuch Paryża” (Le Ventre de Paris, 1873)
  4. „Podbój miasta Plassans” (La Conquête de Plassans, 1874)
  5. „Grzech księdza Mouret” (La Faute de l’Abbé Mouret, 1875)
  6. „Jego ekscelencja Pan Minister Rougon” (Son Excellence Eugène Rougon, 1876)
  7. „W matni” (L’Assommoir, 1877)
  8. „Kartka miłości” (Une page d’amour, 1878)
  9. „Nana” (Nana, 1880)
  10. „Kuchenne schody” (Pot-Bouille, 1882)
  11. „Wszystko dla pań” (Au bonheur des dames, 1883)
  12. „Radość życia” (La Joie de vivre, 1884)
  13. „Germinal” (Germinal, 1885)
  14. „Dzieło” (L’Œuvre, 1886)
  15. „Ziemia” (La Terre, 1887)
  16. „Marzenie” (Le Rêve, 1888)
  17. „Bestia ludzka” (La Bête humaine, 1890)
  18. „Pieniądz” (L’Argent, 1891)
  19. „Klęska” (La Débâcle, 1892)
  20. „Doktor Pascal” (Le Docteur Pascal, 1893)

Edycja polska: Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1956–1961, tłumaczyli: Krystyna Dolatowska, Nina Gubrynowicz, Marta Hulewiczowa, Gabriel Karski, Roman Kołoniecki, Ewa Krasnowolska, Aleksandra Olędzka-Frybesowa, Izabella Rogozińska, Hanna Szumańska-Grossowa i inni.