Szanowni Państwo!

Atom pobudza wyobraźnię. Elektrownia jądrowa może wyprodukować olbrzymią ilość energii – a jednocześnie bywa źródłem głębokich obaw społecznych w kwestii bezpieczeństwa. Energetyka atomowa może pomóc w zielonej transformacji – ale budowa elektrowni jądrowej jest bardzo trudna i czasochłonna, a koszt finansowy ogromny.

Jak na razie, polski rząd ogłosił zamiar wybudowania sześciu bloków. W teorii budowa miałaby rozpocząć się w 2026 roku, pierwszy blok miałby zacząć działać w 2033 roku, a kolejne powstawać w odstępach 2–3 lat. W lipcu tego roku Ministerstwo Klimatu i Środowiska zaproponowało skrócenie odpowiednich procedur, żeby pomóc w dotrzymaniu terminu. Zupełnie inaczej wygląda sytuacja za naszą zachodnią granicą. Polska oraz Niemcy idą w sprawie energetyki atomowej odmiennymi drogami. W 2022 roku w Niemczech ma zakończyć działanie ostatnia elektrownia atomowa. Kilka lat później Polska zamierza rozpocząć budowę pierwszej.

Ciekawe jest także porównanie historii społecznej atomu w obu krajach. W latach 80. w Polsce miały miejsce protesty społeczne przeciwko budowie elektrowni atomowej. Obecnie pozostało po nich jedynie mgliste wspomnienie. Większość sił politycznych w Polsce opowiada się za atomem. Jednak opinia publiczna jest podzielona mniej więcej na pół. Jak wynika z niedawnego raportu CBOS-u, 39 procent Polaków opowiada się za budową elektrowni jądrowych w Polsce, podczas gdy 45 procent jest temu przeciwnych. Liczba zwolenników wzrosła o 5 punktów procentowych w porównaniu z 2018 rokiem, ale niechęć wobec energii z atomu utrzymuje się na wysokim poziomie po 2011 roku, kiedy miała miejsce katastrofa elektrowni w Fukushimie.

Z kolei, w Niemczech opór wobec atomu narastał przez kilka dekad. Ruch antynuklearny istniał już w NRD, w wyniku czego elektrownie atomowe zamykano w Niemczech na początku lat 90. W 1998 do rządu weszła przeciwna energetyce jądrowej partia Zielonych. Ostatecznie Niemcy podjęły decyzję o wygaszeniu atomu. Doszłoby do tego niezależnie od katastrofy w Fukushimie, która jedynie przyspieszyła proces.

Merytoryczna debata na temat atomu jest trudna. Towarzyszą jej silne emocje polityczne. Krytycy decyzji Niemiec o wygaszeniu energetyki atomowej przekonują, że była ona nieracjonalna, ponieważ Niemcy w miejsce atomu muszą obecnie spalać gaz, co zwiększa emisje gazów cieplarnianych – ale w niemieckim kontekście decydujące były obawy społeczeństwa. Do tego w debacie argumenty teoretyczne często mieszają się z praktycznymi. Na przykład, jeden z nich dotyczy tego, że energetyka atomowa jest ryzykowna – ale to trudno zmierzyć, ponieważ wiele zależy od tego, w jaki sposób zdefiniujemy ryzyko. Weźmy następujące pytanie, które wykracza poza perspektywę czysto naukową: czy jest ona równie ryzykowna w kraju procedur oraz w kraju tupolewizmu?

W Polsce dyskusja na temat atomu wiąże się również z innego rodzaju wątpliwościami. Budowę elektrowni atomowej przedstawia się jako kolejny spektakularny projekt rządu – dlatego podobnie jak w przypadku innych wielkich projektów, trudno przewidzieć, ile z niego zostanie. Jak na razie nie wiadomo, gdzie powstanie elektrownia, kiedy powstanie, jaki będzie jej koszt. A jeśli myślimy o niej w kontekście zielonej transformacji, to trzeba działać szybko.

W nowym numerze „Kultury Liberalnej” rozmawiamy o historii atomu w Polsce oraz Niemczech ze znawcami polityki energetycznej z obu krajów, poszukując odpowiedzi na pytanie, jakie lekcje płyną dla nas z przeszłości?

Kacper Szulecki z redakcji „Kultury Liberalnej”, a także współautor książki „«Bez atomu w naszym domu!». Protesty atomowe w Polsce po 1985 roku”, w rozmowie z Jarosławem Kuiszem mówi o historii atomu w Polsce, a także o tym, jak zmienił się od tego czasu stosunek Polaków wobec energetyki jądrowej. Zdaniem Szuleckiego Polska nie potrzebuje elektrowni atomowej, a problemy wynikające z tego projektu przewyższają jego zalety. W jego ocenie jest to przede wszystkim projekt, „który realizuje marzenia pewnej części ekspertów sektora energetycznego, naukowców i dużej części polityków”.

Oldag Caspar z Germanwatch w rozmowie z Aleksandrą Sawą opowiada o historii energetyki jądrowej w Niemczech. Caspar zwraca uwagę na to, że wygaszenie atomu w tym kraju nie było wynikiem przypadkowej decyzji, lecz długotrwałego procesu, który wraz z upływem czasu popierały różnorodne siły polityczne. Z początku decyzja ta miała istotny związek ze społecznymi obawami przed ryzykiem związanym z energetyką jądrową, a z czasem – obserwując malejące koszty OZE – Niemcy doszli do wniosku, że może również być uzasadniona ekonomicznie.

Warto zwrócić uwagę na jeszcze jedną sprawę, która jest zwykle pomijana w debacie publicznej. System energetyczny ma znaczenie polityczne – inaczej wyglądają relacje władzy w kraju, który czerpie istotną część energii elektrycznej z kilku potężnych źródeł, a inaczej w kraju, w którym dominuje energetyka rozproszona. O tym ostatnim można myśleć, że jest mniej scentralizowany, a bardziej demokratyczny. Otwarte pozostaje pytanie, który model jest bardziej bezpieczny, a jeszcze bardziej otwarte jest pytanie: który może realnie zaistnieć w polskim kontekście.

Zapraszamy do lektury!

Redakcja „Kultury Liberalnej”

 

 

 

Wydano z finansowym wsparciem Fundacji Współpracy Polsko-Niemieckiej. Herausgegeben mit finanzieller Unterstützung der Stiftung für deutsch-polnische Zusammenarbeit.