W obozie dla uchodźców, 30 kilometrów od stolicy, wybuchają kolejne zamieszki. W wyniku chaosu część zakwaterowanych tam osób ucieka – co jeszcze bardziej niepokoi okolicznych mieszkańców. Policja, aby uspokoić nastroje, musiała użyć gazu łzawiącego. W tym samym czasie przed stołecznym parlamentem w ruch idą kamienie, race i butelki – protestujący ścierają się z policją, domagając się zniesienia paszportów covidowych.
Brzmi jak political fiction? To zaledwie jeden sierpniowy dzień na sąsiedniej Litwie, przez której granicę od wiosny przechodzą zawrotne liczby bliskowschodnich migrantów. Przybysze, pragnąc dostać się do Europy, wchodzą w pakt z diabłem – Alaksandrem Łukaszenką. Białoruski dyktator wykorzystuje ich w ramach wywarcia presji na Europę. Opracowany przez Mińsk schemat transportu polega na zorganizowaniu przerzutu uchodźców (głównie Irakijczyków) na białorusko-litewską granicę, gdzie białoruscy pogranicznicy odwracają wzrok, przepuszczając ich na drugą stronę. Ta „operacja” stała się czynnikiem prowadzącym do niepokojącej destabilizacji Litwy. Trzymilionowego kraju, który nie ma doświadczenia z podobnymi kryzysami.
Do końca zeszłego miesiąca ponad 4 tysiące migrantów przekroczyły litewsko-białoruską granicę, w tym aż 1400 w samym lipcu. Od sierpnia Litwini zaczęli bardziej zdecydowane działania, siłowo zawracając migrantów na białoruską stronę i otaczając granicę drutem kolczastym. Staraniami dyplomatycznymi wstrzymano także loty z Bagdadu do Mińska. Czy to humanitarne i zgodne z procedurami – to już zupełnie inna kwestia.
Wszystko jednak wskazuje na to, że chwilowa stabilizacja poprzez wariant siłowy – litewskie MSW informowało o odesłaniu ponad 1300 migrantów na Białoruś od 2 sierpnia – to jedynie tymczasowy środek zaradczy z perspektywy całej Unii. Wraz z uszczelnieniem granicy na Litwie, zwiększył się nielegalny ruch na granicy łotewskiej i polskiej.
Mariusz Kamiński listy pisze
Tymczasem co robi polskie MSWiA? Pisze listy. 12 sierpnia minister Mariusz Kamiński w dość krótkiej odezwie do Straży Granicznej wyraził wdzięczność za służbę funkcjonariuszy, której potrzebują zarówno Polska, jak i Polacy. Kamiński podkreślił, że „to czas Waszej ogromnej mobilizacji i wzmożonego wysiłku”. Kazał także podziękować w jego imieniu wszystkim bliskim funkcjonariuszy, bo to przecież ich wsparcie i zrozumienie Służby pozwala pogranicznikom pracować należycie. W liście brakowało tylko sakramentalnego „Pilnujcie Polski!” bądź „Czuwaj!”, co by bez wątpienia dodało zapracowanym strażnikom otuchy.
Kamiński zapewnia, że „sytuacja na granicy jest pod kontrolą”. Sam list jest jednak symptomatyczny – przecież nie pisze się podobnych wówczas, kiedy tak faktycznie jest. W przygranicznych Krynkach zanotowano grupy uchodźców, którzy już na terenie Polski zwracają się do okolicznych mieszkańców z prośbą o jedzenie bez jakiegokolwiek nadzoru Straży Granicznej. Czy zatem zamiast listów nie powinno się wysłać wsparcia dla funkcjonariuszy, którzy być może stoją przed największym wyzwaniem od 30 lat? To jednak byłoby wbrew narracji Kamińskiego i rządu, który twierdzi, że sytuacja jest „pod kontrolą”. Być może zatem trzeba zwrócić się po pomoc do innych krajów Unii, które dysponują w tej kwestii już wypracowanymi procedurami i logistyką? Cóż, jakiekolwiek prośby o asystę Niemiec czy samej Komisji Europejskiej trudno byłoby wytłumaczyć własnemu elektoratowi, który od dawna jest przekonywany, że to nasi zachodni partnerzy grają na osłabienie Polski.
O ile litewska granica jest obecnie szczelna, to polska już nie – i to się nie zmieni, bo ruch migrantów ulegnie intensyfikacji. Chociaż trasa lotnicza Bagdad–Mińsk została zawieszona, zorganizowane zostaną nowe szlaki przerzutowe, które będą dodatkiem tych już istniejących. I to przy wsparciu Rosji i Białorusi, które w nacisku na zewnętrzne granice UE od lat upatrują możliwości destabilizacji całej Wspólnoty.
„Polska gościnność”
Dochodzi do tego sytuacja w Afganistanie, w którym po wycofaniu Amerykanów talibowie błyskawicznie przejęli kontrolę nad całością kraju, co poskutkowało masowym ruchem ludności – do końca lipca pojawiło się tam ćwierć miliona nowych uchodźców wewnętrznych.
Ci Afgańczycy, którzy realnie boją się o swoje życie ze względu na opozycję wobec talibów, już teraz szukają możliwości zabezpieczenia swojego losu poprzez ucieczkę do Europy. Dopiero 15 sierpnia premier Morawiecki ogłosił wydanie wiz humanitarnych dla 45 osób, które współpracowały z polskimi władzami w ramach natowskiej koalicji wojskowej w Afganistanie. W dniu, w którym talibowie przejęli kontrolę nad Kabulem. Co więcej, wizy były odbioru w… indyjskim New Delhi. Dopiero dzień później, w wyniku presji polityków i mediów zdecydowano się wysłać do Kabulu specjalny samolot.
Ta opieszałość źle wróży również w kwestii zabezpieczenia wschodniej granicy. Jedynym pomysłem polskich decydentów na uszczelnienie polskiego bezpieczeństwa jest karygodna koncepcja nowelizacji ustawy o cudzoziemcach. Według proponowanych zmian, wniosek o azyl lub ochronę mogą złożyć tylko cudzoziemcy na przejściu granicznym. Przekroczenie tak zwanej zielonej granicy, innymi słowy przejście nielegalne, będzie w myśl zapisów uznane za przestępstwo. Otworzy to prawną drogę do bezkarnego wyrzucania migrantów z kraju. Łamie to konwencję genewską, według której wypowiedzenie słowa „azyl” przez przybysza automatycznie wszczyna procedurę o ochronę międzynarodową, niezależnie od miejsca przekroczenia granicy. Ta nowelizacja, przygotowana przez MSWiA, kolejny raz potwierdzi to, że obecna ekipa rządząca za nic ma prawa człowieka i międzynarodowe standardy.
Powtórka z 2015 roku – tym razem w Polsce
Już teraz mówi się o tym, że czeka nas powtórka z 2015 roku – tym razem jednak na szlaku tranzytowym znajdzie się Polska. Przyszli migranci zapewne nie będą chcieli zatrzymać się w naszym kraju na stałe, ale brakuje infrastruktury i personelu, by zapewnić chociażby czasowy pobyt sporych grup osób w Polsce. W obecnej chwili polski rząd woli po prostu odwrócić wzrok.
To jednak nie sprawi, że problem zniknie i najprawdopodobniej będzie on widoczny zarówno na granicy, jak i na ulicach polskich miast. Skonfliktowani z zachodnimi partnerami, skupieni na zapewnianiu parlamentarnej większości przekupstwem i szantażem, gwarantujemy sobie wewnętrzną destabilizację poprzez ignorowanie istotnych wyzwań. Dość powiedzieć, że obecna kadencja ministra Kamińskiego upływa głównie pod znakiem konfrontacji z prezesem Najwyższej Izby Kontroli – tak jakby to areszt dla syna Mariana Banasia miał stanowić o powstrzymaniu egzystencjalnego zagrożenia dla Polski. Na Litwie zamieszki przed parlamentem zorganizowali antyszczepionkowcy, być może w wyniku inspiracji zza granicy. Takie grupy, grające na destabilizację sytuacji wewnętrznej, będą nabierały wiatru w żagle w obliczu każdego kryzysu – także migracyjnego. Analogiczny scenariusz może wkrótce zrealizować się w Polsce.