W połowie lat 70. podróżowałem po Afganistanie z przyjaciółmi. Nocowaliśmy w afgańskim stepie, obserwowaliśmy kolorowe karawany koczowników ze społeczności Pasztunów, siedzieliśmy przy ogniu w górach Hazaradżatu i przypatrywaliśmy się życiu ludu Hazarów. Gdy podczas nocy spędzonej w wąwozie Tangigaru usłyszeliśmy nawoływania nomadów zmierzających w stronę granicy z Pakistanem – nie mieliśmy obaw. Ani razu podczas tej podróży nie czuliśmy się zagrożeni, mimo że zarówno nasi wiejscy gospodarze, jak i wędrujący koczownicy byli uzbrojeni. Byliśmy gośćmi, może egzotycznymi, ale budzącymi życzliwość, pewnie też ciekawość. Te spotkania odbywały się już po upadku afgańskiej monarchii, kiedy prezydent Sardar Mohammad Daud Chan chciał zbudować w kraju nowy, bardziej demokratyczny system.
Tworzenie nowych relacji społeczno-politycznych szło opornie. Mimo to Afganistan ewoluował – po długim flircie ze Związkiem Sowieckim zaczął zmierzać w stronę modeli przynoszonych z Zachodu. W przemianach tych nie było jednak żadnych rewolucji obyczajowo-kulturowych. Afgańska prowincja nadal żyła swoimi tradycjami i nawet miasta takie jak Kabul, Kandahar czy Herat pozostawały w zgodzie z tradycją. W zgodzie z tradycją wybuchały także lokalne konflikty, czy nawet wojny o podłożu plemiennym lub klanowym. Króla już nie było, więc nie było władzy, która za sprawą swojego autorytetu potrafiłaby pełnić funkcję rozjemcy. Wkrótce spory i konflikty plemienno-kastowe zaczęły destabilizować afgańskie terytorium.
Początek tragedii
Dla Związku Sowieckiego owa niestabilność Afganistanu i jego ewolucyjne uleganie wpływom Zachodu okazały się zachętą do interwencji. Warto przy tym pamiętać, że terytorium Afganistanu od dziesięcioleci było przedmiotem gry, którą toczyły mocarstwa pragnące zapanować nad tym obszarem. Imperium brytyjskie próbowało rozciągnąć swe wpływy na ziemie tworzące dzisiejszy Afganistan, podobnie jak carska Rosja. Gra ta nie przestała się toczyć wraz z upadkiem brytyjskiego imperium czy końcem carskiej Rosji. W czasach współczesnych zmieniły się jednak motywacje jej uczestników: nie chodzi już tylko o zaspokajanie imperialnych apetytów, ale o wymierne korzyści gospodarcze. Związek Sowiecki eksploatował złoża ropy naftowej w północnym Afganistanie, a uczestniczące w grze o Afganistan mocarstwa miały świadomość istnienia cennych kopalin w centralnej części tego kraju. To metale takie jak miedź, lit i wiele innych tak bardzo pożądanych przez współczesny przemysł.
Sowiecka interwencja z 1979 roku była początkiem dramatycznego okresu nieustającej wojny. Od trzech do pięciu milionów obywateli Afganistanu uciekło wtedy do sąsiedniego Pakistanu, który był wówczas ważnym przyczółkiem w amerykańskiej grze o wpływy w Azji Południowej i Środkowej. Sowieckie próby osadzenia w Afganistanie władzy o charakterze socjalistycznym wzbudziły sprzeciw pakistańskiego sąsiada, Stany Zjednoczone uznały natomiast, że należy wesprzeć społeczeństwo – a właściwie plemiona zamieszkujące terytorium, na które wkroczyli Sowieci – bronią oraz instruktażem. Wsparcia antysowieckim bojownikom udzielała także Arabia Saudyjska. Tak zrodził się ruch mudżahedinów, którego kolebką były właśnie terytoria plemienne na pograniczu afgańsko-pakistańskim, dziś znane pod nazwą Chajber Pasztunchwa.
Sztuczne granice i początek ruchu mudżahedinów
Obszary te, mimo że należały i należą do Pakistanu, nigdy nie były w pełni zintegrowane z tym państwem. Rządziły się własnymi prawami plemienno-klanowymi, a władza miejscowej starszyzny plemiennej była tam zawsze znacznie silniejsza niż wpływy stołecznego Islamabadu. Przebiegająca przez nie granica pakistańsko-afgańska była raczej teoretyczna. Wędrujący ze stadami Pasztuni wiosnę i lato spędzali na terytorium afgańskim, a na jesień i zimę migrowali do Pakistanu. Przekraczali ją więc nagminnie, bowiem była to granica sztuczna, która dzieliła ziemie pasztuńskiej wspólnoty pomiędzy dwa kraje.
Tradycję tych wędrówek kontynuowali później mudżahedini z Afganistanu, którzy na terytorium Pakistanu znajdowali schronienie. Stamtąd też rozpoczynali swe rajdy przeciw wojskom sowieckich interwentów. To właśnie dzięki ruchowi mudżahedinów zwycięstwo z agresorem z północy okazało się możliwe. W walce z Rosjanami istotną rolę odegrała siatka Hakkanich, Pasztunów z pogranicza afgańsko-pakistańskiego. Sowieci musieli się wycofać po dziewięciu latach walk, w których zginęły setki ich żołnierzy.
Lata walki z Sowietami doprowadziły jednak do zrujnowania Afganistanu. Liczba ofiar tego konfliktu po stronie afgańskiej była trudna do oszacowania. W tym czasie w kraju dorastało też pokolenie, dla którego wojna stała się normalnością.
Ze starcia z Sowietami Afganistan wyszedł okaleczony, ale jednocześnie przekonany o sile swej tradycji i wspólnot plemiennych, pewny naczelnej roli islamu, pod którego sztandarami walczyli mudżahedini. To właśnie dlatego późniejsze próby westernizacji Afganistanu nie przyniosły rezultatów, a terytorium tego kraju stało się niebezpieczne dla podróżników zmierzających na wschód.
Od momentu sowieckiej inwazji każdy człowiek innej kultury i cywilizacji stał się dla plemion Afganistanu podejrzany. Kraj pod kierunkiem mudżahedinów dryfował w stronę islamskiego kalifatu, islamskiego fundamentalizmu, a nawet islamu wojującego. Stał się siedzibą al-Kaidy, miejscem szkolenia terrorystów. Plemienna ludność Afganistanu żyjąca w warunkach sprzed stuleci nie widziała w tej metamorfozie kraju niczego nadzwyczajnego – była zajęta ciągłą wojną pomiędzy różnymi frakcjami plemienno-klanowymi.
Narodziny talibów
I wtedy, w 1994 roku, pod wodzą mułły Omara rodzi się w Kandaharze ruch talibów. W jego skład wchodzą ugrupowania radykalnie islamskie, wywodzące się w dużym stopniu z dawnych mudżahedinów oraz z bojowników siatki Hakkanich. To ostatnie ugrupowanie, dzięki wsparciu płynącemu z Pakistanu, szybko staje się jednym z najbardziej wpływowych nurtów w ruchu o nazwie „Taliban”. Rok 1996 przynosi zwycięstwo talibów w wojnie domowej w Afganistanie i rozpoczyna okres wprowadzania w życie najbardziej surowych i brutalnych zasad szariatu, czyli islamskiego prawa religijnego.
Rosnąca siła al-Kaidy i atak na World Trade Center sprawiły, iż świat zachodni zadrżał. W 2001 roku rozpoczęła się inwazja amerykańska, której celem było zniszczenie baz al-Kaidy, schwytanie lub zabicie Osamy bin Ladena i wreszcie – doprowadzenie do stabilizacji w kraju od lat nieznającym pokoju. Przez niemal dwadzieścia lat obecności militarnej Zachodu w Afganistanie kładziono nacisk na tworzenie fundamentów pod budowę społeczeństwa, które uzna wartości cywilizacji zachodniej za swoje. Implementowano je przede wszystkim w dużych miastach, a głównie w stołecznym Kabulu, który w tym czasie przekształcił się w dość nowoczesne miasto.
Tyle tylko, że zdominowana przez interesy plemienno-klanowe i wierna prawom ortodoksyjnego islamu prowincja nie odczuwała nadmiernych pożytków z dobrze oświetlonych jezdni w Kabulu czy powstających tam nowoczesnych rządowych gmachów i eleganckich hoteli. W pewnym – choć oczywiście skromniejszym – wymiarze, tego typu cywilizacyjne udogodnienia wprowadzali już w latach 70. Sowieci. Przykładem był „mikrorejon”, czyli spore osiedle mieszkaniowe z wielkiej płyty, w którym mieszkali w Kabulu głównie ekspaci. Korzyści z istnienia tej enklawy dla żyjących na prowincji Pasztunów, Hazarów, Tadżyków czy Uzbeków były naprawdę znikome.
Zachodnie wartości nie dla prowincji
Zachodząca w wyniku interwencji Zachodu przemiana Afganistanu dotyczyła zatem przede wszystkim dużych miast, podczas gdy prowincja nadal żyła systemem wartości tradycyjnych. Na dodatek system wartości zachodnich – nawet gdy jakimś cudem docierał na prowincję – okazywał się niezbyt atrakcyjny dla pasztuńskich koczowników, osiadłych Hazarów, Tadżyków czy Uzbeków, ponieważ w gruncie rzeczy wszystko, co przyniosła Afganistanowi w sferze cywilizacyjnej blisko dwudziestoletnia obecność wojsk NATO oraz organizacji społecznych, było dla nich obce. Natomiast przesłanie talibów, mówiące o tradycji, o więzach plemiennych i klanowych, o znaczeniu starszyzny plemiennej, o roli islamu, okazało się bliższe wszystkim tym, którzy nie stanowili wielkomiejskiej elity Kabulu. Dlatego właśnie większość dystryktów wraz z policją i wojskiem właściwie bez wystrzału przechodziła na stronę talibów – w końcu ci, którzy przyszli, to „swoi”.
Przekonanie, że progresywny, zachodni system wartości może podbić serca i umysły afgańskiej prowincji, było w gruncie rzeczy dość naiwne. Nasza wiara w to, że zachodnie wartości kulturowo-cywilizacyjne są najlepsze, a ich implementacja pod każdą szerokością geograficzną spotka się z entuzjastycznym przyjęciem, zderzyła się z rzeczywistością, którą trudno nam jest zaakceptować. Oto miliony ludzi – nie tylko zresztą w Afganistanie – mają odmienne przekonania i kierują się odmiennymi systemami wartości. Możemy i powinniśmy wierzyć w nasz system wartości, ale jednocześnie musimy rozumieć, że inni niekoniecznie będą chcieli na jego rzecz wyrzec się swoich przekonań.
Czy można było przewidzieć, że po wycofaniu wojsk zachodnich talibowie błyskawicznie podporządkują sobie Afganistan? Tak, ale musielibyśmy przyjąć, iż inne systemy kulturowo-cywilizacyjne – choć sprzeczne z naszym – są ważne dla znacznej części ludzkości. Co więcej, są na tyle ważne, że niemała część ludzkości chce przy nich pozostać i będzie ich bronić. Przekonali się o tym politycy, którzy po obaleniu afgańskiej monarchii chcieli poprowadzić kraj w stronę zachodnich demokracji, dowiedzieli się Sowieci, którzy próbowali budować tam socjalizm, a teraz wiedzą już także zwolennicy liberalnej demokracji, którym przez dwadzieścia lat udało się przekonać w zasadzie tylko wielkomiejskie elity.