Zapowiedzi Campusu Polska Przyszłości – tygodniowego zjazdu organizowanego przez Fundację Rafała Trzaskowskiego jako „przestrzeń dialogu i spotkań dla aktywnych, młodych ludzi” – wyglądały świeżo i merytorycznie, dlatego gdy Fundacja Instytut Bezpieczeństwa Społecznego poprosiła mnie o współprowadzenie warsztatu podczas Campusu, od razu się zgodziłam. Jednak po przeanalizowaniu pełnego programu jestem rozczarowana podejściem organizatorów do młodych ludzi. Paneli jest mnóstwo, można powiedzieć, że „każdy znajdzie coś dla siebie”. Jednak nie w tym rzecz.
O nas bez nas
Weźmy dwa elementy programu, w których bezpośrednio występuje słowo „młodzi”. Mamy wydarzenie specjalne „Polska młodych” w formacie „speed datingu”, podczas którego osoby uczestniczące dobierają się w pary, aby porozmawiać, a po kilku minutach zmieniają partnera/partnerkę. Dyskutować będzie można z siedmiorgiem posłów i posłanek Koalicji Obywatelskiej (w wieku od 31 do 43 lat).
Organizatorzy zaproponowali dość innowacyjną – przynajmniej w świecie polityki – formułę, która pozwala na bezpośredni kontakt z posłami i posłankami. Oferują jednak młodym ludziom rozmowę z siedmioma osobami z tego samego ugrupowania politycznego. W takich warunkach trudno o konstruktywny ferment.
Przykład kolejny: dyskusja „Siedem wyzwań dla polskich miast. Jak wygrać wyścig o młodych ludzi?”. Prowadzenie – Mikołaj Chrzan, 41-letni zastępca redaktora naczelnego „Wyborczej”. W składzie panelu pięcioro samorządowców i samorządowczyń w wieku od 42 do 67 lat, a w opisie czytamy: „O najważniejszych wyzwaniach, przed jakimi stoją miasta, opowiedzą ich włodarze. Miasto to nie tylko nie budynki, a przede wszystkim ludzie. Co polskie metropolie oferują młodym?”.
Tytuł tej dyskusji brzmi niemal ironicznie, biorąc pod uwagę, że wydarzenie, w którym uczestniczyć ma blisko tysiąc młodych osób, jest idealnym miejscem na odwrócenie paternalistycznej dynamiki i zapytanie młodych ludzi, „czego nie oferują Wam metropolie?” albo „czego jeszcze potrzebujecie od swojego miasta?”. Przecież jakie jest miasto, widzi każda mieszkająca w nim osoba.
Panele o takim formacie bardzo często oferują złudzenie partycypacji: kilkoro polityków lub polityczek ma około godziny na opowiadanie – a więc mnóstwo czasu na tworzenie zgrabnych narracji i usprawiedliwienie ewentualnych niedociągnięć – publiczność może natomiast liczyć na to, że na koniec uda jej się zadać kilka pytań.
„Młody prezydent Trzaskowski”
W polskiej polityce młodość zdaje się trwać dłużej niż gdziekolwiek indziej. Średnia wieku posłów w obecnym Sejmie to 50 lat, więc prezydent Trzaskowski ze swoją dumną czwórką z przodu i prężnie zarządzanym Instagramem niektórym komentatorom może wydawać się młodszy niż w rzeczywistości. Można mówić, że wczorajsze 50 to dzisiejsze 40 albo że młodości nie wyznacza metryka. Jednak w przypadku dyskusji o Polsce dla młodych – czyli o tym, jaka ta Polska dla młodych jest, a jaka być powinna, jakie są ich potrzeby i pragnienia – metryka ma znaczenie.
Inne problemy ma bowiem 31-letnia pracująca zawodowo matka mieszkająca w stolicy (kazus Aleksandry Gajewskiej) czy 43-letni poseł z dwójką dzieci z Lublina (Michał Krawczyk), a zgoła inne – 17-latka na co dzień dojeżdżająca z mniejszej miejscowości do technikum w mieście powiatowym. Wyobrażam sobie, że może ona mieć problem na przykład z dojazdem na dodatkowe zajęcia z języka obcego, z dostępnością opieki ginekologicznej czy antykoncepcji i zastanawiać się nad swoją dalszą ścieżką edukacyjną albo zawodową.
Jeszcze inne potrzeby ma 24-latek łączący studia zaoczne z pracą zawodową w dużej korporacji we Wrocławiu. Ten może być sfrustrowany wyzyskiem w firmie czy poziomem nauczania na studiach, za które płaci, a na dodatek być przejęty rosnącymi cenami mieszkań i „patodeweloperką”. Są też dwudziestoparolatkowie, którzy od czasu skończenia szkoły pracują w gastronomii i usługach, a sezonowo wyjeżdżają do pracy do Niemiec czy Anglii, przysyłając pieniądze rodzinie.
W programie Campusu Polska Przyszłości nie ma momentu, w którym perspektywa którejkolwiek z tych postaci mogłaby zostać przedstawiona. Chyba że po którymś z paneli, gdy na ostatnie 15–20 minut dyskusja otworzy się na publiczność, ewentualnie w kuluarach lub kiedy jakiś polityk albo polityczka wpadną na pomysł zreferowania tego, co też ostatnio usłyszał(a) od „młodej osoby X”. Można by powiedzieć – wspaniale, wsłuchuje się w głos młodych, ale…
Sorry, to za mało!
Dlaczego? Bo zrobienie Campusu, który oddawałby głos młodym, było banalnie proste. Po pierwsze, trzeba było zaprosić młodych ludzi do paneli i dyskutować z nimi, a nie „dla nich”. Paternalistyczne podejście polegające na „tworzeniu przestrzeni do dialogu”, które w praktyce okazują się wyłącznie mówieniem „do ludzi”, to smutna codzienność polskiej polityki. Problem ten dotyka nie tylko młodych, ale także wielu marginalizowanych i wrażliwych grup społecznych.
Campus to jednak nowa inicjatywa, więc organizatorzy mieli unikalną szansę, żeby odwrócić tę dynamikę – szczególnie że posiadali odpowiednią wiedzę na temat osób uczestniczących, bo wypełniały one bardzo szczegółowe zgłoszenia. Wystarczyło wybrać kilka młodych osób o różnym profilu (jeśli chodzi o miejsce zamieszkania, wiek, status ekonomiczny etc.)
Alternatywnie, można było zaprosić przedstawiciel(k)i organizacji młodzieżowych, które zrzeszają młodzież i/lub prowadzą z nią regularne konsultacje, których efektem nierzadko są ogólnodostępne publikacje (jak choćby raport PROM na temat potrzeb młodzieży z Łodzi czy analiza potrzeb młodzieży przygotowana przez Radę Młodzieży Województwa Zachodniopomorskiego). Niestety, w żadnym panelu nie występuje przedstawiciel(-ka) ani jednej młodzieżówki, brakuje również reprezentanta(-ki) jakiejkolwiek dużej apartyjnej organizacji młodzieżowej działającej w Polsce.
Co więcej, organizatorzy nie konsultowali programu wydarzenia nawet z młodzieżówkami PO ani Nowoczesnej, co byłoby najprostszym i całkowicie bezkosztowym rozwiązaniem (choć może nie najbardziej reprezentatywnym).
Młodych „zapomniano” włączyć do dyskusji nawet w obszarze „klimat”, który stał się elementem debaty publicznej w dużej mierze właśnie dzięki aktywności ruchów i organizacji młodzieżowych: Młodzieżowego Strajku Klimatycznego, Extinction Rebellion, Ostrej Zieleni i wielu innych. Niezaproszenie żadnej z nich do współtworzenia tej części programu to już nie tyle krótkowzroczność, co zawłaszczanie tematów, które przez długi czas były ich domeną.
Do tego headlinerzy tacy jak Donald Tusk, Leszek Balcerowicz, Adam Michnik czy Radosław Sikorski. Z perspektywy osoby młodej – ale i tak nie najmłodszej, bo w Campusie będą brać udział także nastolatkowie – to wybór co najmniej zaskakujący. Nie odmawiając im zasług czy szacunku, trzeba zauważyć, że młodzi niczego nie pragną chyba bardziej, niż żeby polska polityka zaczęła wreszcie być w większym stopniu kształtowana przez osoby bliższe im wiekiem i świadomością. To właśnie z niewystarczającej reprezentacji grup społecznych w procesach decyzyjnych w dużej mierze wynika niedopasowanie programów politycznych, a później polityk publicznych do ich potrzeb.
Czy politycy i polityczki boją się młodych?
Podczas swojej działalności w organizacjach młodzieżowych przez blisko cztery lata podnosiłam te same argumenty na dziesiątkach różnych wydarzeń z udziałem polityków i polityczek wszystkich ugrupowań. Usłyszeli to chociażby posłowie Arkadiusz Marchewka i Aleksandra Gajewska podczas panelu o potrzebach młodych na Forum Programowym KO dwa lata temu (na którym byłam jedyną przedstawicielką młodzieży).
Niestety, obserwując kolejne wydarzenia organizowane przez polityków hołdujących zasadzie „zdjęcie z młodymi to dobry PR”, trudno pozbyć się wrażenia, że to nie przypadek. W rzeczywistości „tworzenie przestrzeni do dialogu dla młodych ludzi” to ładny bon mot, ale niewiele więcej.
Czego więc boją się politycy i polityczki? Czy wydaje im się, że postulaty młodych są nie do pogodzenia z ich własnymi potrzebami? A może nie opłaca im się poważnie podchodzić do młodych, bo to coraz mniejszy elektorat, który na dodatek rzadko chodzi na wybory?
Temu drugiemu nie da się zaprzeczyć. Warto jednak pamiętać, że młodzi, choć stanowią niewielką część elektoratu, potrafią niekiedy być elektoratem bardzo głośnym i nadawać ton debacie publicznej – co niejednokrotnie obserwowaliśmy wokół kwestii związanych z klimatem czy podczas protestów przeciwko zaostrzeniu prawa aborcyjnego.
Jeśli zaś chodzi o „pogodzenie” postulatów i wspólną międzypokoleniową wizję – cóż, trudno ją wypracować, nie próbując. A biorąc pod uwagę konstrukcję tego wydarzenia, trudno też liczyć na to, że Campus Polska Przyszłości sprawi, że politycy i polityczki lepiej zrozumieją młodych.