Na Campusie Polska Przyszłości spędziłem cały weekend. Prowadziłem debatę o państwie, oglądałem inne debaty, rozmawiałem z organizatorami oraz wieloma uczestnikami z całej Polski, w sytuacjach bardziej i mniej formalnych. Trudno byłoby mi podsumować wydarzenie w kilku zdaniach, bo miało ono inne znaczenie z punktu widzenia wielkiej polityki, inne z punktu widzenia tego, co dzieje się politycznie wśród młodych, oraz tego, czym może być w przyszłości polska polityka centrowa.

Tusk vs. Trzaskowski

Zastanówmy się nad odpowiedzią na kilka pytań politycznych, które pojawiły się jeszcze przed Campusem. Po pierwsze, kto byłby lepszym liderem dla opozycji? Idea Campusu powstała wtedy, gdy Rafał Trzaskowski miał perspektywę przewodzenia opozycji demokratycznej. Jednak w międzyczasie do polskiej polityki wrócił Donald Tusk, który szefuje obecnie Platformie Obywatelskiej. W czasie otwarcia Campusu panowie po raz pierwszy od tego czasu wystąpili wspólnie na jednej scenie.

W debacie Tusk potwierdził własną pozycję jako szefa PO. Oto na czym polega jego magia: zdecydowana większość uczestników Campusu, z którymi rozmawiałem, była gotowa przyznać, że ma bardziej liberalne poglądy niż Tusk – a jednocześnie wszystkim zdecydowanie podobał się jego występ. Mówiąc bardziej konkretnie, wystąpienia lidera Platformy były równocześnie bardziej precyzyjne i emocjonalne. Powracała opinia, że Trzaskowski był trochę bardziej jak konferansjer, a Tusk trochę bardziej jak przywódca – mówił od siebie, przekonywał do swojej agendy, momentami budował nawet dystans wobec publiczności.

To prowadzi do kwestii drugiej: jak wygląda obecnie relacja między Tuskiem a Trzaskowskim? Ciekawy był moment, w którym z publiczności padło pytanie na temat sporu o przywództwo między liderami. Tusk odpowiedział w sposób dość oschły i rzeczowy – że „spotkał się z Rafałem w Brukseli”, rozmawiali o jego powrocie do kraju, Rafał na to przystał, Tusk wygrał w głosowaniu, został szefem… i tyle. Trzaskowski dość długo szukał właściwej melodii, aż wreszcie – chyba z pewną ulgą – dotarł do twierdzenia, że panowie wzajemnie się uzupełniają. Jednak nie powiedział otwarcie, że teraz to Tusk jest szefem. Obaj zwracali uwagę, że w polityce zdarzają się konflikty ambicji oraz interesów – i przekonywali, że przecież byłoby nieracjonalne, gdyby nie chcieli współpracować. Ich wyjaśnienia szły w kierunku: zobaczcie, przecież nie różnimy się w poglądach aż tak bardzo (cóż, nie tego dotyczyło pytanie).

Po trzecie, jaki będzie program polityczny Platformy za Tuska i na ile będzie inny, niż byłby za Trzaskowskiego? W czasie debaty Tuska i Trzaskowskiego największe brawa ze strony publiczności zebrało pytanie uczestnika o to, kiedy będzie mógł wziąć ślub ze swoim chłopakiem („kiedy?!” – krzyczała publiczność), a także pytanie uczestniczki o prawo do legalnej aborcji. Trzaskowski sugerował, że jest po stronie uczestników, ale wyjaśniał, że Platforma jest partią centroprawicową i prosił, by zwrócić uwagę na to, w jaki sposób udało się ulepszyć ją w ostatnich latach. Jego zdaniem trzeba zmieniać partię na lepszą od wewnątrz. Tusk był bardziej zdystansowany – o ile wcześniej radził sobie na scenie znakomicie, w czasie pytania o związki LGBT wyraźnie się zaciął. Obaj politycy zachęcali do tego, żeby młodzi, jeśli chcą osiągnąć własne cele, wywierali nacisk na polityków, ale przede wszystkim na społeczeństwo – Tusk wręcz krzyczał na nich na koniec, żeby poszli i przekonali babcię do związków partnerskich, ponieważ „Trzaskowskiego nie trzeba do tego przekonywać”.

Jaka Platforma? Jaka polityka?

Warto wyłuskać z tego wszystkiego kilka bardziej ogólnych spraw, które mówią coś na temat Platformy Obywatelskiej jako formacji politycznej.

Po pierwsze, interesujące były wypowiedzi polityków na temat edukacji. Rafał Trzaskowski powiedział w czasie dyskusji, że „nic nie boli go bardziej niż to, co PiS robi z edukacją”. Również Donald Tusk zwracał uwagę, że ulepszenie systemu edukacji ma duże znaczenie – chociaż przestrzegał przed radykalnymi zmianami instytucjonalnymi w rodzaju przywrócenia gimnazjów. Jednak politycy PO mówili na temat edukacji przede wszystkim tyle, że należy wyrzucić ideologię ze szkół oraz uczyć współpracy. Nie wyszli poza ograne ogólniki, które można usłyszeć w czasie każdej dyskusji na temat edukacji, ale nie całkiem wiadomo, co znaczą. Co więcej, były to hasła, które można by usłyszeć z Platformy równie dobrze dziesięć lat temu. Tymczasem przeciwieństwem szkoły zideologizowanej na wzór PiS-u nie jest szkoła bez ideologii, lecz szkoła bardziej demokratyczna – w której bardziej szanuje się podmiotowość ucznia. To prowadzi w naturalny sposób do kolejnej kwestii: w jaki sposób można uczyć lepszej współpracy? Tego już nie mogliśmy usłyszeć ze sceny. Można by podsumować, że to pytania do specjalistów, ale nie do końca tak jest. Jeśli to naprawdę takie ważne sprawy, to rodzi się pytanie, czy liderzy polityczni nie nauczyli się w tej sprawie niczego nowego od wielu lat?

Po drugie, charakterystyczna była odpowiedź na pytanie uczestnika o to, jak sprawić, żeby młodzi Polacy chcieli mieszkać w swoich małych miasteczkach i wioskach, zamiast wyjeżdżać. Tusk mówił o tym, że wszystko zaczyna się od miłości do lokalności. Trzaskowski mówił o tym, że różnorodność jest wartością, a w samorządach ludzie wiedzą najlepiej, jak wydawać pieniądze. Jednak zabrakło odpowiedzi instytucjonalnych – bo gdyby młodzi ludzie mogli liczyć na lokalne instytucje, mieli przekonanie, że jest u nich dobra szkoła, dobra praca, dobra opieka zdrowotna, to może nie mieliby tak silnej potrzeby, żeby wyjeżdżać?

Po trzecie, zwracał również uwagę sposób, w jaki Tusk i Trzaskowski mówili o polityce. Pokazywali politykę – jak jest to w zwyczaju w środowisku Platformy – jako przykrą konieczność, coś trochę obcego młodym i niezbyt ładnego. Tusk mówił, że istnieją politycy cyniczni, ale skuteczni, idealistyczni, ale nieskuteczni, a także cyniczni oraz nieskuteczni – tutaj wskazał na PiS. I w porządku, polityka ma ograniczenia, a czasem wiąże się z trudnymi wyborami – trzeba o tym pamiętać. Jednak, szczerze mówiąc, wybór takiego przekazu wydawał mi się ogółem dziwny. Zabrakło intencji politycznej – pozytywnej opowieści wyjaśniającej, po co młodzież jest na Campusie.

Wydaje się, że przyjechała po to, żeby zastanawiać się nad tym, jak tworzyć lepszy kraj, uczyć się mądrych sposobów angażowania się w demokrację. Oto spotkały się osoby z różnych miejsc, z różnymi poglądami – żeby poznać się, organizować się i wzajemnie uczyć się od siebie. A zatem można było wyobrażać sobie, że liderzy polityczni będą tam przede wszystkim po to, żeby dać inspirację do działania – powiedzieć, dlaczego warto zajmować się polityką. Powstała więc pewna trudność – którą potwierdzali w rozmowach ze mną młodzi uczestnicy – w kwestii tego, czym właściwie jest Campus w sensie politycznym. Oczywiście, wynikała ona po części z turbulencji w Platformie, a po części z wizji polityki, która dominuje w Platformie. Wskazanie konkretnego celu politycznego nie było również łatwe – Rafał Trzaskowski zwracał uwagę na to, że zrobienie wydarzenia jednoznacznie pod szyldem Platformy mogłoby odstraszyć wiele spośród młodych osób, których Platforma nie chciała przecież stracić. Może w przyszłości, w kolejnych krokach, pojawią się w tej mierze nowe pomysły.

Uwagi na przyszłość

Jest dużo więcej spraw, o których można by napisać. Na koniec wymienię więc tylko kilka, o których chciałbym jeszcze wspomnieć. Od początku nie rozumiałem, dlaczego wydarzenie ma angielską nazwę – jest wystarczająco dużo ładnych słów w języku polskim, żeby nie trzeba było mówić „Campus”.

Kolejna rzecz: niektórzy, szczególnie z lewej strony, wyzłośliwiali się, że program wydarzenia będzie dziaderski i będzie promować przebrzmiałe idee. Jeśli spojrzeć na całość Campusu, wcale tak nie było – dużym powodzeniem cieszyły się liczne panele o zielonej polityce albo prawach kobiet, był choćby panel o wykluczeniu menstruacyjnym, co nie jest tematem, który jeszcze do niedawna można by kojarzyć z Platformą Obywatelską. Do tego słyszałem pełno głosów młodych uczestników, którzy byli bardzo zadowoleni z programu – energicznych i ciekawych świata ludzi, którzy chętnie zaczepiali gości, żeby porozmawiać o polityce. To już prędzej niektórzy politycy Platformy byli niezadowoleni, że na Campusie jest za mało młodych działaczy partyjnych, w związku z czym para – pieniądze i energia – idzie w gwizdek. Campus sugeruje również, że koniec końców Tusk potrzebuje Trzaskowskiego – bo o ile wszyscy obecni uznali Tuska za lidera, to właśnie Trzaskowski ukazuje oblicze partii, z którym młodzież zebrana na Campusie może nawiązać kontakt.

Wreszcie, ostatnie słowo: uważam, że takie imprezy jak Campus Polska powinny odbywać się wiele razy w roku, organizowane przez różne środowiska polityczne. Potrzebujemy żywej, demokratycznej sfery publicznej, a udział młodych ludzi w tych wydarzeniach jest absolutnie niezbędny. Jest to we współczesnej rzeczywistości jeden z niewielu wartościowych sposobów działania politycznego – gdy ludzie organizują się w działaniu, a jednocześnie uczą się od siebie nawzajem. Oczywiście, żadne pojedyncze wydarzenie tego rodzaju nie ma rewolucyjnego znaczenia. Prawica wyzłośliwiała się, że ludzie są na Campusie z powodów towarzyskich, a może po to, żeby pójść na koncert. I w porządku, ponieważ wcale się to nie wyklucza. Polityka jest procesem komponowania wspólnego świata. Ludzie chcą poznać swoich rówieśników, którzy również mają otwarte spojrzenie na świat, chcą mieć życie kulturalne i chcą mieć dobrą demokrację. To jest właśnie normalne życie społeczne, a odpowiedzialne myślenie o polityce jest jednym z jego składników.

 

Zdjęcie wykorzystane jako ikona wpisu: facebookowy profil Campusu Polska Przyszłości.