Większości z nas nazwisko Chris Niedenthal kojarzy się przede wszystkim ze SKOT-em stojącym pod kinem Moskwa, na którym to kinie wisi afisz reklamujący „Czas Apokalipsy” Francisa Forda Coppoli. Można by pomyśleć, że trzeba mieć farta, by wpaść na taki kadr, ale to nie wystarczy, bo to nie fart uczynił Niedenthala jednym z najbardziej cenionych fotoreporterów XX wieku. Sprawiła to jego umiejętność wynajdywania obrazów, na których różne elementy z różnych przestrzeni znaczeniowych łączą się w całości, tworząc celny komentarz do dziejącej się wokół rzeczywistości. Niedenthal zawsze umiał być świadkiem wydarzeń.
O tym w dużej mierze jest książka „Zawód: fotograf. Ciąg dalszy nastąpił” – autobiografia, ale też swego rodzaju kalendarium wydarzeń, którym Niedenthal świadkował i które opisuje, przeplatając opowieść anegdotami z prywatnego życia. Styl opisów jest bardzo osobisty, autor skromny i miły, momentami robi się może nawet za sympatycznie, ale czuć tu pasję i o to chodzi, bo to książka o fotografii i fotografie, który na świat patrzy obrazami i jest w stanie uchwycić jego cząstkę celnym strzałem aparatu.
Niedenthal, urodzony w Wielkiej Brytanii w polskiej rodzinie, wyjechał do Polski w latach siedemdziesiątych i na przekór wszystkiemu w niej pozostał, bo się w tym kraju po prostu zakochał. Łatwo nie było, często bardzo wyboiście, ale tutejszy folklor od początku go fascynował. Może po prostu był ciekawszy od brytyjskiego? Bardziej wymagający? Prawdziwszy? Na pewno aż prosił się, by pokazać go światu, dzięki czemu ten mógłby zobaczyć, co się za tą „żelazną kurtyną”, u licha, dzieje. I spróbować zrozumieć.
Symbole, konteksty, metafory
W tym zaznajamianiu świata z Polską i innymi krajami bloku wschodniego Niedenthal miał ogromny udział. Jego zdjęcia dla „Newsweeka”, „Time’a” czy „Spiegla” stały się symbolicznymi obrazami przemawiającymi do wyobraźni setek tysięcy czytelników. Na najbardziej znanych widać transparent „JESTEŚMY Z WAMI TOW. GIEREK” stojący na ławce na pustym stadionie obok dwóch orzełków-godeł, księdza przemawiającego przez megafon z milicyjnego stara, dwie świnie siedzące w bagażniku samochodu, kobietę klęczącą na chodniku z rolkami papieru toaletowego na sznurku w ręce, strajki, protesty, msze papieskie, symbole, konteksty, metafory.
Chris Niedenthal chłonie obrazy, dostrzega konotacje, a przede wszystkim patrzy na świat z ogromną ciekawością. Oddaje to choćby fragment, w którym pisze o turystyce: „Praca fotoreportera jest wyjątkowa, bo nie będąc turystą, można dużo, bardzo dużo zwiedzić, zobaczyć. Do tego na cudzy koszt. Właśnie dzięki temu moje aktywne życie zawodowe było fantastyczne. Może dlatego, kiedy dziś jadę na wakacje, jestem bardzo kiepskim zwiedzaczem. Lubię zwiedzać, pracując, a nie jako zwyczajny turysta. Nie znoszę, kiedy się mnie zmusza, żeby zaliczył taki czy inny kościół albo muzeum. Bronię się przed tym, jak mogę, choć zawsze oczywiście dla świętego spokoju coś tam od czasu do czasu pozwiedzam, nie rozumiem jednak ludzi, którzy z pasją biegają od kościoła do katedry, od muzeum do pałacu, według ściśle nakreślonego planu. Przyznam się szczerze, że o wiele bardziej wolę sobie usiąść w kawiarence z mocnym espresso i spokojnie oglądać ludzi, przyglądać się ich normalnemu, codziennemu życiu”. Tak to widzi, a słowa te warte są przemyślenia szczególnie teraz – w czasie, gdy znów możemy podróżować, a okresy zwiększonych obostrzeń pandemicznych pozwalają przemyśleć sens tego podróżowania na nowo.
Fotoreporter, który ma to coś!
Książka „Zawód: fotograf” po raz pierwszy ukazała się w 2011 roku. Obecne drugie wydanie uzupełnione jest o ostatnie lata i najnowsze wydarzenia. Szczerze mówiąc, nie wiem, czy ten dodatek był potrzebny. Oczywiście zdjęcia Niedenthala warte są obejrzenia, nawet jeśli już nie przedstawiają wyszukanych scen z PRL-u, tylko znane wszystkim obrazy z teraźniejszości – protesty pod sądami, strajki kobiet, festiwale itp. Jednak sam komentarz do nich to w dużej mierze dość często spotykane osobiste przemyślenia osób z pokolenia Niedethala. Ludzi, którzy pamiętają czas przed 1989 rokiem, cieszyli się z czasów tuż po nim, a teraz boją się, że wracamy do tego, co było w latach osiemdziesiątych. Nie jest to żadna głębsza, dziennikarska analiza.
To jednak zupełnie nie przeszkadza temu, że po obejrzeniu i lekturze całości książki główny bohater jawi się nam jako fotoreporter z krwi i kości, osoba, która potrafi ze swoim sprzętem znaleźć najbardziej idealne miejsce do zrobienia zdjęcia. Do tego Niedethal gdziekolwiek się ustawia – czy w bloku na klatce schodowej, czy w czyimś mieszkaniu – zawsze fotografuje z innego kąta niż wszyscy. To fotoreporter z socjologicznym zmysłem i do tego artystycznym talentem. Z wyraźnym reporterskim instynktem. Ma to coś!
Nie wystarczy mieć aparat
Gdzieś na pierwszym roku studiów przeczytałam książkę Wojciecha Jagielskiego „Modlitwa o deszcz”. Była w niej scena, w której reporter rozmawia z jakimś Afgańczykiem. Afgańczyk prosi go, by opisał to, co się dzieje w jego kraju, i słał dalej w świat. Po to są przecież reporterzy i fotoreporterzy.
Dziś, by zobaczyć ważne wydarzenia, nie kupujemy gazety w poszukiwaniu wyselekcjonowanych zdjęć-symboli, które dźwigają całą historię, ale otwieramy laptopa lub włączamy smartfona i mamy do dyspozycji setki, tysiące fotografii – nie tyle w prasie i na portalach w galeriach zdjęć, ile na profilach facebookowych i na Instagramie. W jednym z wywiadów Chris Niedenthal skomentował to słowami: „Nie będę narzekał, bo to pokazuje, że ludzie są zainteresowani fotografią, chcą robić zdjęcia – to już jest coś. A to, że używają głównie aparatów w telefonach – trudno, co zrobić. Mimo to uważam, że zawsze będzie miejsce dla zawodowych fotoreporterów, bo to jest po prostu wyższa szkoła jazdy” [„Wysokie Obcasy”, 8 maja 2021].
Niedenthal przez całe życie zawodowe spełniał dziennikarską misję fotografowania tego, co się dzieje w naszym kraju, i słania tego dalej w świat, co często wymagało sporej logistycznej gimnastyki. Dzięki takim jak on świat o wielu sprawach dowiedział się i wciąż się dowiaduje. Czy ktoś z tym coś zrobi, czy nie, czy spróbuje to zrozumieć – to już jego decyzja. Jednak już sama świadomość, że istnieje jakaś inna, potrzebująca naszej pomocy rzeczywistość stanowi podstawę do działania i o to pewnie chodziło afgańskiemu mężczyźnie, który rozmawiał z Jagielskim. A to, że dziś wszyscy robią zdjęcia? Cóż, pozostaje mieć nadzieję, że Niedenthal ma rację. Do bycia dobrym fotoreporterem nie wystarczy mieć aparatu.
Książka:
Chris Niedenthal, „Zawód: fotograf. Ciąg dalszy nastąpił”, wyd. Marginesy, Warszawa 2020.
* Zdjęcie użyte jako ikona wpisu: Chris Niedenthal na Pol’and’Rock Festival w 2018 r. Fot. Ralf Lotys. Źródło:Wikimedia Commons (CC BY 4.0).