Jedno jest pewne – przepaść między mężczyznami a kobietami pogłębia się coraz szybciej. W roku 2015 kobiet i mężczyzn deklarujących poglądy lewicowe było mniej więcej tyle samo – odpowiednio 9% i 10%. W roku 2020 odsetek kobiet o poglądach lewicowych był już dwukrotnie wyższy niż odsetek mężczyzn (40% i 22%). Zwłaszcza w młodym pokoleniu kobiety i mężczyźni inaczej patrzą na świat – widzą inne zagrożenia. Sondaż OKO.press już w 2019 r. pokazał, że dużo więcej kobiet niż mężczyzn obawia się wyjścia Polski z Unii Europejskiej oraz katastrofy służby zdrowia, zaś dużo więcej mężczyzn obawia się zagrożenia przez ideologię gender i ruch LGBT oraz kryzys demograficzny.

Jednak nie na różnicach ideowych skupia się Bartosz Brzyski w swoim tekście. Wskazuje na kilka podstawowych nierówności edukacyjnych, społecznych i gospodarczych. Polscy mężczyźni mają niższe kompetencje w zakresie czytania i ogólnie niższe wykształcenie (to zjawisko dotyczące całego świata zachodniego). Coraz gorzej radzą sobie na rynku pracy. Zwłaszcza w świecie zachodnim, mają coraz mniejszą szansę na znalezienie potencjalnej partnerki, stąd (między innymi) powstanie ruchu inceli. Mężczyźni już dziś – dodaje Brzyski – bardziej niż kobiety obarczeni są ryzykiem samobójstwa, bezdomności, popadnięcia w nałogi, przedwczesnej śmierci. Dodam – nie tylko dziś.

W roku 1950 przeciętna długość trwania życia mężczyzny wynosiła niewiele ponad 56 lat, zaś kobiety – niecałe 62 lata – a więc kobieta żyła o 12% dłużej niż mężczyzna. W 2021 roku, mimo ogromnych zmian społecznych na przestrzeni lat, różnica ta była podobna, choć można się spodziewać, że jedni i drudzy będą żyć dłużej (mężczyźni – około 74 lat, kobiety – około 82). Podobne różnice od lat dotyczą samobójstw, przestępczości, bezdomności i nałogów. Jednocześnie w 2018 r. we wszystkich państwach Unii Europejskiej mężczyźni zarabiali więcej od kobiet – największa gender pay gap wystąpiła w Estonii i w Łotwie (powyżej 21%), najniższa – w Luksemburgu (1,3%) i Rumunii (3,3%). Polska należy do państwo o relatywnie niedużej różnicy wynagrodzeń między mężczyznami a kobietami (8,5%). Wskaźnik zatrudnienia w grupie kobiet jest niższy niż w grupie mężczyzn. Według raportu Komisji Europejskiej, największym wyzwaniem pozostaje zróżnicowanie czasu poświęcanego na czynności społeczne: „72% kobiet w wieku 25-49 lat realizuje codziennie obowiązki opiekuńcze przez jedną godzinę lub dłużej, w porównaniu z 39% mężczyzn”.

Źródła nierówności

Tyle mówią fakty. W społeczeństwie istnieją nierówności płciowe – zarówno te krzywdzące mężczyzn, jak i te krzywdzące kobiety. Mimo starań tylko niektóre z nich udaje się zniwelować; inne zdają się głęboko zakorzenione i pozostają na podobnym poziomie – inne rosną lub pojawiają się. To dobry punkt wyjścia, by zadać trzy fundamentalne pytania i spróbować przynajmniej zacząć na nie odpowiadać. Brzyski w swoim tekście zadaje je w zasadzie tylko między wierszami, skupiając się na diagnozie sytuacji i naświetleniu nierówności, które jego zdaniem nie są odpowiednio widoczne. Trzeba ten proces myślowy kontynuować.

Te fundamentalne moim zdaniem i powiązane ze sobą pytania brzmią następująco: Po pierwsze, w jakim stopniu nierówności te wynikają z różnic biologicznych i psychologicznych, a w jakim – z różnic kulturowych? Po drugie, w jakim stopniu w ogóle możliwe jest zniwelowanie tych nierówności? Po trzecie, w jakim stopniu ich niwelowanie jest zasadne – to znaczy: czy zidentyfikowaliśmy koszty ich niwelowania i czy nie przekraczają one, zwłaszcza w dłuższym terminie, korzyści?

Niestety, odpowiedź na pierwsze pytanie – choć bardzo ułatwiałaby odpowiedzi na kolejne – wydaje się dziś niezwykle trudna, jeśli w ogóle jest możliwa. A to dlatego, że nie istnieje jeden mainstream naukowy i konsensus w tym obszarze. W zasadzie każda strona ideologicznego sporu – od radykalnych konserwatystów negujących wpływ kultury i upatrujących różnic jedynie w biologii do radykalnej lewicy negującej czynniki biologiczne – może znaleźć dane uzasadniające jej stanowisko. Jordan Peterson wskazuje, powołując się przede wszystkim na odkrycia psychologii ewolucyjnej, na biologiczne przyczyny romantycznej niedoli współczesnych mężczyzn (mówiąc o hipergamii, czyli naturalnej tendencji kobiet do wybierania mężczyzn o wyższym statusie) – a z drugiej strony psychologia ewolucyjna, zwłaszcza w popularnej wersji, została już wielokrotnie skrytykowana, istnieją też badania dowodzące, że przynajmniej w świecie zachodnim zjawisko hipergamii zanika. Z kolei różnicę w poziomie wynagrodzeń kanadyjski psycholog wyjaśnia kilkoma czynnikami – przede wszystkim opieką nad dziećmi, którą w dużej mierze sprawują cały czas kobiety, co powoduje, że mają mniej czasu na rozwój i awans zawodowy.

Biologia czy socjalizacja?

Drugi czynnik, na który wskazuje, odnosi się do jednej z cech Wielkiej Piątki – pięcioczynnikowego modelu osobowości, którą to cechą jest ugodowość i skłonność do altruizmu. Dużo większe nasilenie tej cechy występuje u kobiet, dlatego mają one, zdaniem Petersona, mniejszą skłonność do asertywnej lub agresywnej rywalizacji w pracy. W odpowiedzi na to można jednak wysunąć argument, że ugodowość kobiet nie wynika z biologii, a kształtowana jest przez patriarchalną kulturę. Badacze twierdzą, że cechy Big Five są w połowie dziedziczone genetycznie, a w połowie są wynikiem wychowania.

Rozmowa na ten temat nie ma końca, a stworzenie precyzyjnych wskaźników, dowodzących biologicznego lub kulturowego pochodzenia danych cech (a co za tym idzie – nierówności) jest niezwykle trudne. Niestety, o tym, co powszechnie będzie uznawane za prawdę w tym obszarze, w przyszłości zapewne w podobnej mierze będą stanowić czynniki polityczne i siła przebicia danego światopoglądu, co intersubiektywnie kontrolowalna empiria i racjonalne wnioskowanie. Obecnie, zwłaszcza na zachodnich uniwersytetach, dużo większą siłę przebicia mają nurty wskazujące na płynność osobowości i na rolę czynników kulturowych w kształtowaniu relacji między płciami, jednocześnie negujące aspekt biologiczny. Obiektywizm wymagałby jednak uważnego przyjrzenia się obu tym czynnikom.

Odpowiedź na pytanie drugie jest w pewnej mierze związana z odpowiedzią na pierwsze – gdyż próba wykorzenienia zachowań mających swoje głębokie źródło w biologii jest skazana na dłuższą metę na niepowodzenie. Jednak na to pytanie (w połączeniu z pytaniem trzecim) odpowiedzieć łatwiej. Jesteśmy obecnie w trakcie wielkiego eksperymentu równościowego w świecie Zachodu. Eksperyment ten zmierza przede wszystkim w kierunku wzmocnienia sytuacji kobiet, jako dyskryminowanych i deprecjonowanych przez lata. Już widać różne efekty tego doświadczenia, ale podsumowanie będzie możliwe za kilkadziesiąt lat – o ile jakieś zdarzenie lub zmiana polityczna nie spowoduje zahamowania procesu wyrównywania szans.

Człowiek nie jest bezwolną ofiarą

Nie da się zaprzeczyć, że przez wiele lat w cywilizacji zachodniej (choć może w mniejszym stopniu niż w innych wielkich cywilizacjach) pozycja kobiet była znacząco gorsza niż pozycja mężczyzn. Widzimy dziś, że niektóre działania zmierzające do wyrównywania szans nie przyniosły opłakanych skutków, przed którymi ostrzegali konserwatyści – straszono na przykład katastrofalnymi konsekwencjami przyznania kobietom praw wyborczych, których dziś nikt poważny nie kwestionuje. Jednak działania wyrównujące szanse trzeba podejmować w sposób racjonalny i przy zważeniu możliwych kosztów i korzyści. Zwłaszcza że – przede wszystkim w swoich radykalnych formach – naruszają one zasadę pomocniczości. Z tych względów jestem sceptyczny na przykład względem obowiązkowego urlopu ojcowskiego czy parytetów na uczelniach – pomysły te wynikają bowiem z bardzo pesymistycznej, radykalnie Foucaultowskiej wizji człowieka: w tej wizji jest on w zasadzie głównie bezwolną ofiarą przemocy i presji, niezdolną do racjonalnego decydowania o swoim losie i negocjowania go nawet w obrębie rodziny.

Tu dochodzimy do podstawowej dla naszego cyklu kwestii sytuacji mężczyzny. Jak słusznie wskazuje w swoim artykule Bartosz Brzyski, ostatnie lata sprawiły, że w niektórych obszarach nasilają się zjawiska niekorzystne dla mężczyzn, które często są ukryte przed opinią publiczną. Rzetelne i obiektywne projektowanie polityk publicznych, oparte na danych, a nie na bieżących, politycznych emocjach, musi uwzględnić także te dane. Trzeba sobie jednak zadać w miarę możliwości powyższe fundamentalne pytania.

W jakim stopniu większe ryzyko bezdomności, nałogów lub wyboru przestępczej drogi życia wynika z cech osobowości właściwych mężczyznom, zakorzenionych w ich biologii, a w jakim – ze specyficznej socjalizacji mężczyzn? W jakim stopniu przyczyną niepowodzeń części mężczyzn w związkach (a co za tym idzie – rozwoju ruchu inceli) jest hipergamia, w jakim – ich socjalizacja, w jakim cechy osobowe, a w jakim struktura społeczna i zawodowa? Co możemy zrobić, żeby złagodzić cierpienie kobiet i mężczyzn spowodowane nierównościami, jednocześnie nie powodując, że to cierpienie pojawi się w zupełnie innym miejscu systemu? Na pewno takiemu myśleniu o losie mężczyzn nie sprzyjają współczesne media, nastawione na rozgrzewanie do czerwoności ledwo tlącego się – póki co – i w dużej mierze wymyślonego przez polityków i dziennikarzy konfliktu społecznego między mężczyznami a kobietami. Na pewno nie sprzyjają mu instytucje, coraz bardziej służebne wobec partii, coraz bardziej pozbawione bezpieczników racjonalności. Przed nami mnóstwo pracy u podstaw.

 

Fot. Pxhere.com