Jesienią 2017 roku astronomowie po raz pierwszy w historii zaobserwowali wewnątrz Układu Słonecznego obiekt pochodzący z przestrzeni międzygwiezdnej. Obiekt ów przemknął przez nasz układ, zmienił trajektorię pod wpływem grawitacji Słońca i po kilku tygodniach czasu ziemskiego oddalił się znów w otchłań Kosmosu. (Należy jednak zauważyć, że działo się tak tylko w naszym układzie odniesienia i równie zasadnie można by twierdzić, że to Układ Słoneczny nadleciał w pobliże tego obiektu, po czym oddalił się od niego.) Rzecz jasna, obiekty pozaukładowe zdarzają się u nas zapewne całkiem często, lecz nigdy dotąd nie widzieliśmy ich na własne oczy. Pierwszemu zidentyfikowanemu gościowi nadano nazwę „‘Oumuamua”, co w języku hawajskim znaczy mniej więcej „najpierwszy, który przybył”.
Po dokładniejszym zbadaniu danych obserwacyjnych okazało się, że przybysz, który w tym czasie znalazł się już daleko od nas, jest zdumiewający nie tylko z powodu swojego egzotycznego pochodzenia. Z pomiarów zmienności natężenia światła, które odbijał, wynikało, że miał niespotykane wśród ciał niebieskich proporcje – kilkaset metrów długości przy dziesięciokrotnie mniejszej grubości. Naukowcy uznali, że mógł mieć kształt cygara lub dysku. Co jeszcze dziwniejsze, jego prędkość była nieco zbyt duża jak na obiekt poruszany wyłącznie siłami grawitacji, a nie udało się wykryć żadnych czynników, które mogłyby ją w naturalny sposób przyspieszać, jak na przykład emisja gazów i pyłów. ‘Oumuamua zaliczano albo do komet, albo do planetoid. Żadna z tych opcji nie zyskała stuprocentowej pewności, lecz jakoś trzeba było ów obiekt przyporządkować.
Pojawiła się jednak również inna możliwość. Niektórzy badacze, wyciągając daleko idące wnioski z nietypowych rezultatów obserwacyjnych, wysunęli hipotezę, że ‘Oumuamua jest przedmiotem pochodzenia sztucznego, czyli artefaktem wytworzonym przez obcą cywilizację. Określenia takie jak „cygaro” czy „dysk” wręcz narzucają takie skojarzenia (o ile z nich nie wynikają). Jednym z rzeczników tego poglądu stał się Abraham (Avi) Loeb, który utrzymuje, że ‘Oumuamua jest żaglem kosmicznym, czyli rodzajem urządzenia napędowego wykorzystującego ciśnienie promieniowania lub uderzeń cząstek materii i mającego postać bardzo cienkiego arkusza folii metalicznej. W celu rozpowszechnienia tego pomysłu Loeb napisał w 2021 roku książkę „Pozaziemskie. Pierwsze ślady życia rozumnego poza Ziemią”, którą błyskawicznie przetłumaczyła i wydała po polsku oficyna Zysk, pospołu z Prószyńskim dbająca w naszym kraju o przyswajanie co ciekawszych publikacji naukowych ze świata.
Trzeba od razu wyjaśnić, że Avi Loeb nie jest w nauce intruzem, nie jest też amatorem-fantastą ani naciągaczem wyłudzającym pieniądze od naiwnych. Nie jest to „człowiek znikąd”, przeciwnie – jest zdecydowanie „człowiekiem skądś”, ponieważ przez ostatnie dziesięć lat pełnił funkcję dziekana wydziału astronomii na Uniwersytecie Harvarda. Należy do czołówki pracujących obecnie w Stanach Zjednoczonych astrofizyków i ma ogromny, ceniony dorobek z kilkudziesięcioma tysiącami cytowań. Jeśli uczony o takiej pozycji ryzykuje swój autorytet dla obrony ekscentrycznego pomysłu, to znaczy, że albo jest do niego naprawdę głęboko przekonany, albo też wchodzi w fazę celebryctwa intelektualnego, która niejeden wybitny umysł zwiodła już na manowce.
Książka Loeba domaga się szczegółowej dyskusji, na którą nie ma miejsca w krótkim felietonie. Można tu tylko wskazać pewne kierunki skojarzeń, które wywołuje jej lektura. Przede wszystkim podjęty w niej problem ma nadzwyczaj delikatną naturę intelektualną. „Życie pozaziemskie” to hasło wciąż jeszcze lokowane gdzieś na pograniczu nauki, fantastyki naukowej i zwykłego humbugu – jego umiejscowienie na ziemi intelektualnie niczyjej pozwala wielu ludziom traktować temat niepoważnie. Latające spodki, ufoludki, zjawiska paranormalne i rewelacje osób o podejrzanej konduicie publikowane w tabloidach – oto standardowy zestaw asocjacji, który zresztą Loeb konsekwentnie ignoruje. Po zreferowaniu historii obserwacji ‘Oumuamua i wyłożeniu argumentów za tezą, że jest to żagiel kosmiczny, autor przechodzi w dalszej części książki do żarliwej obrony projektów poszukiwania rozumnego życia poza Ziemią. Czyni przy tym liczne uwagi na temat szkodliwego niekiedy wpływu mód i trendów na rozwój nauki, przytaczając przykład, jakim jest łożenie olbrzymich funduszy na budowę urządzeń mających weryfikować mniej lub bardziej fantastyczne teorie budowy materii i wielkoskalowej struktury Wszechświata, przy jednoczesnym niemal zupełnym lekceważeniu projektów w rodzaju SETI (Search for Extraterrestrial Intelligence). Takie rozkładanie pozytywnej uwagi i strumieni finansowania pociąga za sobą w naturalny sposób nie tylko reprodukcję wsobną najczęściej dofinansowywanych projektów badawczych i karier akademickich, lecz także obumieranie tematów, których nikt nie chce finansować – ponieważ młodzi badacze, czemu trudno się dziwić, nie garną się do nich.
Uwagi Loeba dotyczące ignorowania egzobiologii przez główne nurty współczesnej nauki są mimowolnym komentarzem do niepewnej pozycji tej tematyki w nowoczesnym krajobrazie intelektualnym naszej cywilizacji. Ostatecznie, który post-doc chciałby ryzykować dalszą karierę uczelnianą, zdradzając się z zainteresowaniami bliskimi ideom ufologów? Osobliwa zdaniem Loeba niechęć do SETI jest więc bardziej zrozumiała z punktu widzenia początkującego naukowca niż profesora z więcej niż uznanym dorobkiem, który może sobie pozwolić na takie „fanaberie” bez obawy, że uczelnia nie przedłuży mu kontraktu.
Tymczasem propozycje Loeba są, wbrew jego deklaracjom, nie mniej ryzykowne intelektualnie niż teorie multiwersum czy jedenastowymiarowego wszechświata zbudowanego ze strun i bran. Przede wszystkim uznanie, że zagadkowe cechy ‘Oumuamua wynikają z jego sztucznego pochodzenia, stanowi wzorcowy przykład błędu rozumowania zwanego niegdyś ignotum per ignotum – czyli wyjaśniania zagadki przez przedstawienie innej zagadki, w tym przypadku obecności śladu obcej cywilizacji. Nauka nie lubi takich wyjaśnień, ponieważ nie można z nimi niczego zrobić w dalszych procedurach badawczych. Można jedynie potraktować je jako niezobowiązujące sugestie intelektualne z pogranicza nauk szczegółowych i filozofii. Ponadto Loeb dyskretnie pomija te wyniki obserwacyjne, które nie pasują do jego idei. W swojej książce kilkadziesiąt razy powtarza, że przyspieszenie ruchu ‘Oumuamua nie wynika w żaden sposób z jego charakterystyki fizycznej i jego wyjaśnienie na gruncie „naturalnym” wymaga przyjęcia nierealistycznych założeń, ale bodaj ani razu nie wspomina, że z obserwacji wynika jednoznacznie, iż obiekt ten wiruje wokół własnej osi, co czyni go bezużytecznym w roli żagla kosmicznego.
Ale z drugiej strony autor „Pozaziemskiego” proponuje wiele trafnych uwag o „astroarcheologii”, które mogą być zgodne ze stanem naszego przelotnego gościa z kosmosu. Jeśli bowiem życie inteligentne jest w kosmosie zjawiskiem powszechnym, to prawdopodobnie wiele rozsianych w nim cywilizacji dawno już wymarło, możemy więc w trakcie trwania naszej własnej cywilizacji mieć do czynienia jedynie z pozostałościami po nich. ‘Oumuamua mógłby być właśnie takim reliktem – dryfującym w przestrzeni wytworem rasy, która miliony lat temu wygasła lub unicestwiła się po dojściu do fazy technicznej (nam taka samozagłada grozi nieustannie od 1945 roku, a od niedawna dołączył do niej kryzys klimatyczny). Zresztą sami wysłaliśmy już kilka takich obiektów – sondy Pioneer 10 i Pioneer 11 oraz Voyager 1 i Voyager 2 wystrzelone przez Amerykanów w latach siedemdziesiątych znajdują się obecnie w przestrzeni międzygwiezdnej, a wkrótce dołączy do nich wysłana w 2006 roku New Horizons. Voyager 1 podąża w kierunku gwiazdy Gliese 445 położonej w gwiazdozbiorze Żyrafy i dotrze w jej pobliże za jakieś czterdzieści tysięcy lat, chociaż gwiazda ta w skali kosmicznej położona jest o rzut kamieniem od nas, na co można jedynie powtórzyć za Pascalem: „Le silence éternel de ces espaces infinis m’effraie” (w przekładzie Boya: „wiekuista cisza tych nieskończonych przestrzeni przeraża mnie”), a mało kto z ludzi postawiłby dziś większe pieniądze na opcję, że ludzkość będzie wtedy nadal istniała.
Nieco słabsze wydają się dalsze partie książki z omówieniem hipotezy panspermii i jej konsekwencji (Loeb wymienia obie odmiany tej hipotezy, według których proces rozsiewania życia w kosmosie może być naturalny lub zaplanowany), a zwłaszcza z dywagacjami autora opartymi na założeniu, że obcy są podobni do nas zarówno fizjologicznie, jak i mentalnie. Równie mało sugestywne są wezwania do powszechnego pokoju i zachowywania rozsądku, których słyszalność w przestrzeni publicznej jest odwrotnie proporcjonalna do poziomu natężenia konfliktów społecznych i kryzysów cywilizacyjnych (co znaczy, że obecnie jest bardzo niska). Wreszcie deklaracja autora, że kontakt z obcą cywilizacją pomoże nam odpowiedzieć na pytanie o „sens życia”, brzmi niemal jak wyznanie religijnego podłoża idei Kontaktu. Skoro sens naszej egzystencji mieliby nam objaśniać przedstawiciele innej cywilizacji – i miałoby to udać się im lepiej niż nam – to niewiele by się oni różnili od istot nadprzyrodzonych zamieszkujących niebiosa w wierzeniach dawnych kultur albo od kosmitów nawiedzających owe kultury w bajkach Ericha von Dänikena czy Zecharii Sitchina.
Takimi uwagami Loeb stawia się, chyba mimowolnie, blisko autorów, od których wolałby się raczej odżegnać – tych mianowicie, dla których idea kontaktu z obcą inteligencją stanowi namiastkę metafizyki i religii, form życia mentalnego słabo korelujących z osiągnięciami nowoczesnej nauki. Jeżeli zaś chodzi o ogólną niechęć gremiów naukowych do tego rodzaju tematyki, to możliwe jest – i o tym Loeb również nie wspomina – że ma ona źródło w nie do końca uświadomionym ludzkim lęku mającym przynajmniej dwie przeciwstawne przyczyny. Po pierwsze – stwierdzenie istnienia innych od naszej form życia rozumnego odbierze nam ostatni żywotny jeszcze dziś pretekst do uważania się za coś wyjątkowego. Po drugie zaś – w wyniku nawiązania kontaktu z Obcymi zrealizuje się jedna z dwóch możliwości: albo do niemałego katalogu naszych własnych problemów będziemy musieli dołączyć katalog problemów cudzych, albo też przekonamy się, że tamci ich nie mają, co będzie jeszcze gorsze, ponieważ w porównaniu z nimi wyjdziemy na kosmicznych wręcz frustratów.
PS Na wszelki wypadek przypominamy, że Stanisław Lem opisał historię odkrycia ‘Oumuamua w utworze „Opowiadanie Pirxa” opublikowanym po raz pierwszy w 1965 roku.
Książka:
Avi Loeb, „Pozaziemskie. Pierwsze ślady życia rozumnego poza Ziemią”, przekład Marek Krośniak, Tomasz Tesznar, Zysk i S-ka, Poznań 2021.
* Ilustracja użyta jako ikona wpisu: artystyczna impresja ukazująca asteroidę ‘Oumuamua © European Southern Observatory (ESO) / M. Kornmesser. Źródło: Wikimedia Commons (CC BY 4.0).