Pierwsze wydanie „Pocztu faraonów” Bogusława Kwiatkowskiego wyszło w 1998 roku i miało objętość 224 stron, drugie (a pierwsze w Iskrach), z roku 2002, miało ich natomiast 987. Teraz wznowiono je uzupełnione do liczby 1155 stron. Cokolwiek by mówić o dziele, jedno jest pewne – autor nie spoczywa na laurach. W najnowszej edycji mamy więc wzmianki nawet o wydarzeniach sprzed kilku miesięcy, bo chociaż faraonowie panowali bardzo dawno temu, to ich losy pośmiertne rozgrywają się do dziś, realizując w pewnym sensie żywione przez Egipcjan pragnienie życia wiecznego – ale nie ma pewności, czy w taki sposób, jakiego oni by sobie życzyli. Zatem 3 kwietnia 2021 roku władze egipskie zorganizowały z dużym hukiem medialnym Złotą Paradę Faraonów, w trakcie której dwadzieścia dwie mumie władców i władczyń starożytnych, wśród nich Hatszepsut, Amenhotepa III i Ramzesa II, przeniesiono z Muzeum Egipskiego przy kairskim placu Tahrir do nowego Narodowego Muzeum Cywilizacji Egipskiej w Fustacie (który niegdyś był pierwszą stolicą muzułmańskiego Egiptu, obecnie zaś stanowi część metropolii kairskiej). Były iluminacje, fanfary, grupy rekonstrukcyjne i transmisja na YouTubie. Polityczno-propagandowe użytkowanie przeszłości nie zna różnic geograficznych i kulturowych. Aż strach pomyśleć, co moglibyśmy oglądać, gdyby obyczaj mumifikowania władców istniał też w Europie. Powróćmy jednak do książki.
Oprócz „Pocztu faraonów” jest w Polsce obecny również „Leksykon faraonów”, będący tłumaczeniem pracy niemieckiego egiptologa Thomasa Schneidera. Publikacje te, chociaż, sądząc po tytułach, powinny być ze sobą niemal tożsame, są jednak nader odmienne w stylu i treści. Autor niemiecki rzetelnie i oschle przytacza surowe fakty i hipotezy. Autor polski tworzy panoramiczny, a nawet kalejdoskopowy obraz, w którym fakty mieszają się co chwila z domysłami, a sekwencje zdarzeń ustalone przez pokolenia egiptologów uzupełniane są na wpół fabularnymi wstawkami mającymi dopełnić wizję dziejów cywilizacji egipskiej ze szczególnym uwzględnieniem biografii jej władców w ciągu trzech tysięcy lat jej trwania „od Narmera do Kleopatry”, by posłużyć się tytułem jeszcze innej syntezy tego tematu, tym razem francuskiej.
[promobox_wydarzenie link=”https://kulturaliberalna.pl/2020/12/29/pawel-majewski-egipska-ksiega-umarlych-barwik-egipt/” txt1=”Czytaj także” txt2=”Egipskie noce. O „Księdze wychodzenia za dnia” Mirosława Barwika” pix=”https://kulturaliberalna.pl/wp-content/uploads/2020/12/Ksiega_wychodzenia_z_dnia_okladka-420×600.jpg”]
Tytuł tej książki jest trochę mylący. Właściwie jest to bowiem nie tyle opis postaci i losów władców egipskich, ile zarys historii starożytnego Egiptu i rozwoju wiedzy o nim, ułożony według kolejności imion tych władców. Wiele można w tej książce przeczytać o historii odkryć egiptologicznych i przednaukowych eksploracji piramid i grobów, wiele o mumiach królów i królowych, o których autor rozpisuje się niekiedy z dość drastycznymi szczegółami, kiedy indziej zaś – z nieco groteskowymi. Z efektami groteskowymi mamy do czynienia zwłaszcza tam, gdzie niemal utożsamia się aktualny stan mumii ze stanem żywych osób, wskutek czego możemy dowiedzieć się na przykład, że Tutmozis II był „mizerotą” [s. 437]. Zauważmy przy tym, że trudno byłoby sobie wyobrazić historię jakiegokolwiek innego kraju czy cywilizacji pisaną w taki sposób, że dzieje samego kraju przeplatałyby się nieustannie z dziejami odkryć dotyczących tych dziejów. „Starożytny Egipt” jest dla nas natomiast nierozerwalnie związany z tropieniem i śladów, które po nim zostały, oraz z próbami ich zrozumienia. Jednym z istotniejszych elementów wiedzy ludzi nowoczesnych o tej cywilizacji jest właśnie wiedza o nabywaniu tej wiedzy.
Autor „Pocztu faraonów” pisze z zacięciem i bez zacinania się. Wypada jednak przy okazji wznowienia tej skądinąd bardzo pożytecznej książki powtórzyć pewne wątpliwości recenzentów jej poprzedniego wydania.
Spory niepokój wzbudza już choćby absolutna precyzja datowania poszczególnych panowań. Skąd autor bierze pewność, że pierwszy faraon zjednoczonego Egiptu, Narmer-Menes, wstąpił na tron w 3032 roku p.n.e.? W jaki sposób udało mu się wyznaczyć dokładne daty roczne panowania wszystkich jego następców? W nowoczesnej egiptologii od czasów jej powstania, czyli od przeszło dwustu lat, nie ustaje debata na temat datacji nie tylko poszczególnych panowań, ale całych dynastii egipskich, przy czym różnice w wynikach przedstawianych przez różnych badaczy sięgają niemal stu lat, a w odniesieniu do najwcześniejszych władców znacznie przekraczają interwał stulecia. To tak, jak gdyby historycy na przykład z XLIX wieku zastawiali się, czy Lech Wałęsa żył około 1900, czy też około 2100 roku. Wiedza nasza wciąż jest krucha, nawet ta, którą udało się zgromadzić o najsławniejszych faraonach. Niegdyś sądzono, że Tutanchamon był bratem Echnatona, obecnie zaś przeważa pogląd, że był jego synem, ale nadal nie mamy co do tego stuprocentowej pewności. Jednak autor „Pocztu”, nie zważając na te komplikacje, umieszcza dokładne roczne daty panowania wszystkich władców Egiptu, również tych, o których sam pisze, że uczeni nie są zgodni nawet co do tego, w jakim porządku następowali po sobie, nie mówiąc o datowaniu ich z dokładnością do jednego roku.
Inną cechą tej książki, która nieco detonuje czytelnika, jest dość swobodne podejście autora do konstruowania spójnej narracji. Na przykład na stronie 180 mamy wzmiankę o pewnym średniowiecznym władcy islamskim, który postanowił zniszczyć piramidy w Gizie i rozpoczął owo zbożne dzieło od piramidy Mykerinosa. Kwiatkowski podsumowuje te wysiłki, pisząc: „Po ośmiu miesiącach niewolniczej pracy robotnicy kalifa zdołali jedynie wybić ledwie widoczną z dołu dziurę [w ścianie piramidy]”. Ale w następnym akapicie czytamy: „Do dziś w północnej ścianie budowli widać wyraźnie głębokie wyrwy wykonane przez Arabów”. Trudno nie zauważyć, że te zdania przeczą sobie nawzajem. Na stronie 287, pisząc o półlegendarnej królowej Nitokris, autor przytacza to, co zrelacjonował na jej temat Herodot, zaś dwie strony dalej wspomina o młodzieńczym opowiadaniu Tennessee Williamsa poświęconym tej władczyni, ale nie zauważa, że Williams zapożyczył (delikatnie mówiąc) pomysł na to opowiadanie właśnie od Herodota. Na stronie 282 mamy najpierw relację o liście napisanym przez ośmioletniego faraona Pepi II, potem jeden akapit o eksploracji wybrzeży Morza Czerwonego za czasów tego władcy, kolejny zaś akapit zaczyna się od słów: „Długie panowanie Pepiego II zbliżało się ku końcowi. Zgrzybiały faraon zamknięty w swoim pałacu nic już nie znaczył […]”. Pomijając kwestię, skąd autor wie, że Pepi II pod koniec panowania był „zamknięty w swoim pałacu” i „nic już nie znaczył”, można się zdziwić niemal surrealistyczną klamrą, w jakiej zamknięto to panowanie. Niezamierzenie komiczny efekt tego skrótu jest jeszcze mocniejszy, kiedy weźmiemy pod uwagę, że Pepiego II uważano niegdyś za jednego z najdłużej panujących władców w historii ludzkości (nie da się i w jego przypadku ustalić precyzyjnie dat, ale pewne jest, że został faraonem jako kilkuletnie dziecko, a nie jest wykluczone, że żył przeszło dziewięćdziesiąt lat).
Takich niekonsekwencji, sprzeczności i nie do końca udanych konstrukcji stylistycznych oraz narracyjnych jest w „Poczcie faraonów” niemało. Ale nawet z zastrzeżeniami wobec nich wypada uznać tę książkę za przykład popularyzacji nauki w dobrym gatunku, o rząd, i to niejeden, wielkości lepszej od pstrokatych książeczek o starożytnym Egipcie utrzymanych w poetyce filmów grozy czy plastikowego imaginarium współczesnych seriali pseudohistorycznych. Prezentowana jest w niej duża ilość konkretnych informacji zaczerpniętych z literatury fachowej, chociaż bez żadnych przypisów, nawet bez lokalizacji cytatów, co jest poważnym uchybieniem warsztatowym. Ale znów – można uznać, że balast aparatu naukowego odstraszyłby wielu odbiorców, a ci, którzy potrzebują wiedzy ściśle akademickiej, i tak wiedzą, jak tę wiedzę odnaleźć.
Ogólnie rzecz biorąc, jest to książka napisana stylem bardzo podobnym do stylu uprawianego niegdyś przez Aleksandra Krawczuka w jego książkach o historii antyku grecko-rzymskiego, które w Polsce Ludowej były bestsellerami sprzedawanymi niekiedy spod lady. Wyraźna jest w niej chęć stworzenia wciągającej narracji – silniejsza, i to o wiele, od chęci zbudowania rzetelnej struktury wiedzy. Jej autor konsekwentnie zachowuje manierę przewodnika oprowadzającego grupę wycieczkową po zabytkach. Jego priorytetem jest – być interesującym.
A jest się czym interesować. Spośród najstarszych cywilizacji ludzkich chyba żadna nie pozostawiła śladów robiących tak wielkie wrażenie, jak egipska. Kim byli ludzie, którzy stworzyli te przedmioty? Jak przeżywali swoją rzeczywistość? Jak o niej myśleli? Trudno nie zadać sobie takich pytań, patrząc na przykład na diorytowy posąg Chefrena odnaleziony w jego piramidzie. Przy czym Egipcjanie mieli znacznie więcej szczęścia historycznego niż wiele innych kultur. W 1520 roku Albrecht Dürer pojechał do Brukseli, aby zobaczyć skarby azteckie przywiezione do Europy przez Hernána Cortésa po unicestwieniu przez jego ekspedycję państwa Montezumy II. O tym, jakie wrażenie musiały na nim zrobić, świadczy zapis w jego notatniku: „Nigdy dotąd w moim życiu nie widziałem niczego, co by ucieszyło moje serce tak, jak te rzeczy, ujrzałem bowiem między nimi cudowne dzieła sztuki i zdumiewałem się subtelnym talentem ludzi w obcych krajach. Naprawdę nie mogę wysłowić swoich myśli”. Z obiektów, które oglądał twórca „Melancholii”, nie zachował się ani jeden – zostały przetopione na kruszec albo rozgrabione. Dzieła Egipcjan także spotkał ten los – warto może przypomnieć, że sława Tutanchamona bierze się głównie stąd, iż jego grób jest jedynym znanym dziś egipskim grobowcem królewskim, który nie został obrabowany jeszcze w starożytności, a jego wyposażenie zachowało się praktycznie nietknięte – ale rabusie z dawnych epok nie byli aż tak konsekwentni, jak nowocześni Europejczycy.
Książka:
Bogusław Kwiatkowski, „Poczet faraonów. Życie, legenda, odkrycia”, wydanie II uzupełnione, Wydawnictwo ISKRY, Warszawa 2021.