Szanowni Państwo!

Trudno tak po prostu cieszyć się świętami wieńczącymi 2021 rok. Świąteczna sielanka i swawolna konsumpcja mogą wydawać się niestosowne w obliczu tak wielu trudnych spraw, których ostatnio wszyscy doświadczamy. Mamy chyba więcej powodów do smutku i lęku niż do beztroskiej radości.

Wprawdzie w polskie święta zawsze była wpisana pewna melancholia, może dlatego, że zaczynamy je od Wigilii, czyli od wieczoru wypełnionego kameralną atmosferą oczekiwania na właściwe świętowanie. Rodzinny charakter tych dni sprawia, że nauczyliśmy się smucić losem tych, którzy nie mieszczą się w wizji szczęśliwej rodziny przy stole. Współczujemy samotnym, pokrzywdzonym, którzy nie mają z kim usiąść do stołu albo nawet nie mają domu, w którym mogliby go ustawić. Do tego nastroju towarzyszącej nam zwykle troski przystosowane są nawet wyciskające łzy świąteczne reklamy.

Jednak w tym roku do pakietu znajomych smutków dochodzą kolejne. Dotykające wszystkich, realne, a nie tylko metafizyczne powody do żalu i lęku.

„Wśród nocnej ciszy ktoś zamarza w lesie” – głosi pewien internetowy mem. Trudno będzie nie przywoływać skojarzeń z ludźmi w lesie przy granicy, patrząc na świąteczne szopki czy kładąc dodatkowy talerz dla wędrowca na stole. Z powodu tylu okazji do skojarzeń wielu z nas święta nie dadzą odpocząć od bolesnego poczucia bezsilności wobec kryzysu humanitarnego, który powstał tym razem nie gdzieś daleko, tylko u nas, na naszym terenie. Wielu z nas (bo nie każdy) poczuje, że nie tylko jesteśmy bezsilni wobec krzywdy ludzi, którzy przybyli na nasze granice, ale i że los jednostek przy wielkich politycznych interesach nie ma znaczenia. Nawet u bram zbudowanej na wartościach ludzkich praw Unii Europejskiej.

Kolejny powód do smutku, czy wręcz rozpaczy przynosi nam pandemia. Z powodu covidu umiera kilkaset osób dziennie. Już nie jest tak, jak podczas poprzedniej fali, że każdy z nas zna kogoś, kto zachorował. Teraz pewnie każdy z nas zna kogoś, kto z powodu koronawirusa umarł. Każdego dnia czy tygodnia dowiadujemy się nie tylko o anonimowych ofiarach, ale o znajomych – czy też widzimy, że nasi znajomi kogoś żegnają. Od tego już trudno się odizolować, przejść w zwyczajowy tryb świąteczny i beztrosko pożartować przy pierogach. Ofiary pandemii przypominają się w rozmowach, brakuje ich przy stole. I nie wiadomo, co będzie dalej, czy nowe mutacje wirusa będą odporne na szczepionki, czy nadejdzie kolejna, nieznana zaraza? Po niemal dwóch latach z covid-19 lęk o przyszłość i o siebie jest coraz bardziej uzasadniony. W święta nas nie opuści.

Jest jeszcze jeden powód, dla którego lęk o przyszłość i smutek mają się dobrze. Inflacja. Dotyka nas bezpośrednio, a w tym czasie szczególnie. Przez wysokie ceny stać nas na mniej i nie wiadomo, co będzie dalej. Idą w górę nie tylko ceny w sklepach, ale i ceny usług medycznych, na przykład psychologicznych, tak potrzebnych w czasach epidemii stanów lękowo-depresyjnych. Nieprzewidywalność inflacji to też niepewność przyszłości dla przedsiębiorców, którzy nie wiedzą, jak kształtować ceny. Napawa też lękiem tych, którzy oszczędzają, zmusza do likwidacji lokat i poszukiwania innych form inwestowania, co może zaszkodzić gospodarce.

Czy te smutki i lęki zmienią coś więcej niż nasze święta – nas samych? A może można zbudować na nich coś wspólnotowego? I jak z nich wyjść. Piszemy o tym w aktualnym numerze „Kultury Liberalnej”.

Tomasz Stawiszyński, filozof i eseista, w rozmowie z Katarzyną Skrzydłowską-Kalukin mówi: „Kiedy myślę o jednej z najgorszych perspektyw, z której można dziś popatrzeć na świat, natychmiast przychodzi mi do głowy Podlasie. Tam widać jak na dłoni: jednostka się nie liczy, ludzkie życie się nie liczy, liczą się wielkie polityczne interesy”.

Jednocześnie zauważa, że „jest pewna poznawcza korzyść z tej sytuacji. Myślę, że w umysłach wielu z nas rozpryśnie się infantylna iluzja niewinności, przekonanie, że świat jest dobry i sprawiedliwy. Będzie to więc rodzaj inicjacji. A inicjacja jest zawsze lepsza niż idealizacja”. Zdaniem Stawiszyńskiego zarówno kryzys przy granicy, jak inflacja i skutki pandemii nie łączą nas we wspólnym cierpieniu, a dzielą. Uważa to za skutek zapoczątkowanej katastrofą smoleńską polaryzacji. Spodziewa się dalszej atomizacji społecznej. „W Polsce trudno oczekiwać żałoby, bo na poziomie świadomości zbiorowej nie było pandemii. Podobnie, jak wszystko inne, jak kwestie granicy, inflacji, tak i to zostało pochłonięte przez ten polityczny, dualistyczny, apokaliptyczny konflikt” – mówi Stawiszyński.

Z kolei profesor Paweł Wojciechowski, ekonomista, były wiceminister finansów, główny doradca ekonomiczny Szymona Hołowni, w rozmowie z Tomaszem Sawczukiem przyznaje, że powodów do troski nie brakuje. Święta „na pewno będą dużo droższe i smutne. Z powodu wysokiej inflacji, którą ludzie nazywają drożyzną, ale również z powodu pandemii, z którą rząd sobie nie radzi. Widać to choćby w rankingach liczby nadmiarowych zgonów”. 

Zarzuca NBP, że zlekceważył inflację mimo ostrzeżeń ekonomistów. Mówi, że rząd na niej korzysta: „Przy ośmioprocentowej inflacji budżet zyskuje co najmniej 10 miliardów złotych dodatkowych dochodów podatkowych rocznie, spada też realna wartość długu publicznego”.

Tracą na tym najbiedniejsi obywatele, bo mają stały koszyk podstawowych dóbr konsumpcyjnych, a nie mają możliwości oszczędzania. Dodaje, że polski rząd „już dawno odszedł od, nazwijmy to, ekonomii rozumu. Teraz mamy ekonomię propagandy, w której dobiera się dane do tezy, którą chce się przedstawić, a przede wszystkim pokazuje swoje rzekome sukcesy”.

W te smutne święta bezpośrednio odczujemy więc to, czego obawiamy się w nadchodzącym roku – brak pewności w codziennym życiu i lęk o przyszłość w państwie zrujnowanym jako wspólnota i zarządzanym przez władzę, która zaprzecza rzeczywistości.

Redakcja „Kultury Liberalnej” nie chce jej zaprzeczać i udawać, że mamy powody tylko do powierzchownego entuzjazmu. Jednak, właśnie zdając sobie sprawę z obecnego stanu rzeczy w kraju, życzymy Państwu prawdziwej nadziei i tego, aby z tej smutnej sytuacji wyrosło z czasem coś dobrego.

Redakcja

 

Zdjęcie wykorzystane jako ikona wpisu: pixabay, źródło: Canva;