Nie ulega wątpliwości, że największe poruszenie w polskiej biografistyce politycznej wywołała w zeszłym roku książka Michała Przeperskiego. Po części stało się tak za sprawą bohatera – zadziornie spoglądającego z okładki Mieczysława F. Rakowskiego, wieloletniego redaktora naczelnego „Polityki”, a także ostatniego komunistycznego premiera [1] oraz I sekretarza KC PZPR. Mówimy więc tu o postaci bezsprzecznie pierwszoplanowej, o której mnóstwo do powiedzenia ma wielu komentatorów. Drugi powód tego zamieszania leży wyłącznie po stronie autora – mówimy tu po prostu o pracy wybitnej, jednej z najlepszych biografii politycznych ostatnich lat.
Ego w biografii
Nie będę w tej recenzji streszczał życiorysu Rakowskiego, ani tym samym kolejnych rozdziałów książki – od dzieciństwa na wielkopolskiej wsi, przez komunistyczne zaangażowanie w wojsku i aparacie partyjnym do 1956 roku, szefowanie najważniejszemu polskiemu tygodnikowi przez lata sześćdziesiąte i siedemdziesiąte, po karierę rządową ostatniej dekady PRL. Zarysuję natomiast kilka obszarów, które wydają mi się szczególnie godne pochwał, ale też i kilka takich, w których mój poznawczy apetyt nie został do końca zaspokojony.
A zatem, po pierwsze: język autora, swoista narracyjna strategia i wypośrodkowana, a jednocześnie atrakcyjna dla czytelnika odpowiedź na pytanie „Ile biografa w biografii?”. Przeperski nie kryguje się, nie udaje doskonale obiektywnego i neutralnego lustra, w którym przeglądać się ma Rakowski, ale też nie wpada nigdy w rejestr „Mieczysław i ja” albo wręcz „Ja i Mieczysław” i nie wpycha się przed swojego bohatera. Niekoniecznie używając bezpośrednio pierwszej osoby liczby pojedynczej, jest w tej opowieści nieustannie obecny jako komentator, który nie waha się przed formułowaniem interpretacji oraz ocen, zgłaszania krytyk i udzielania pochwał. I bardzo dobrze, tak trzeba żyć. Przeperski nie jest tylko dziejopisem, który uporządkuje życiorys Rakowskiego i zrekonstruuje jego zakręty. Ma na temat bohatera swoje zdanie, potrafi je w bardzo spójny sposób uargumentować – i robi to, wydatnie ożywiając przy tym narrację, podsuwając czytelnikowi ważne tropy, zachęcając odbiorcę do lektury bardziej zaangażowanej.
Biografowi udało się, po drugie, uchwycić bogatą osobowość swojego bohatera. Rakowski był politykiem o żywym umyśle, ponadprzeciętnej inteligencji, w dużej mierze napędzanym pragnieniem, by się uczyć i rozwijać. Jednocześnie był egocentryczny, nad wyraz ambitny, na swojej ścieżce politycznej potrafił działać w sposób brutalny. Dla Przeperskiego nie są to elementy pomijalne, w jego interpretacji działacz komunistyczny to nie tylko odpowiednio sformatowany nośnik ideologii i linii partii. Jego Rakowski jest żywy, pełen namiętności, ambicji i resentymentów. Choć autor nie problematyzuje tego w sposób teoretyczny, jego książka udowadnia, jak ważne w każdym porządku politycznym są uwarunkowania osobowościowe oraz emocje. Widać to choćby na przykładzie słynnego spotkania wicepremiera z załogą Stoczni Gdańskiej 25 sierpnia 1983 roku. Można powiedzieć, że wybuchowy i arogancki polityk zaliczył tu swego rodzaju meltdown (do takiej interpretacji skłania się autor), aczkolwiek można też widzieć w tej konfrontacji z niechętną salą odwagę występowania z otwartą przyłbicą.
Rakowski był zwierzęciem politycznym, które przez całe dekady wyżywało się, oddychało wręcz walką na tym polu. Walką – czyli grą o znaczenie, prestiż, o ustawienie się w dostępie do wyższych szarż, lecz także o możliwości realizowania swoich poglądów i wartości. Nie zawaham się stwierdzić, że autor analizuje te praktyki i ich uwarunkowania z niesłychaną finezją, wręcz po mistrzowsku. Powiedziałbym nawet, że tymi politycznymi grami jest chyba po prostu zafascynowany (czemu się nie dziwię), ale też nieustannie zachowuje badawczą uważność. Ta analiza prowadzona jest w przekroju całej książki na bardzo równym poziomie, a szczególnie wyróżniłbym fragmenty dotyczące pierwszej połowy lat osiemdziesiątych. Przeperski umiejętnie odsłania tam dylemat polityka, który po wielu latach budowania swojej renomy partyjnego liberała, stał się jedną z twarzy i głosów ekipy, która wprowadziła stan wojenny i podeptała emancypacyjne dążenia społeczne wyrażane przez „Solidarność”. Sam Rakowski był wobec tego ruchu bardzo krytyczny, szukał jednak sposobów, by zbudować jakiekolwiek pomosty między partią a społeczeństwem. Cały ambaras w tym, że narażało go to na – żywą od lat – niechęć „twardogłowych” i „towarzyszy radzieckich”. Jeśli zaś chciał, będąc pragmatycznym politykiem, a nie błędnym rycerzem, poprawić swoją pozycję względem tych aktorów, musiał wypowiadać się ostro, co z kolei jeszcze bardziej depopularyzowało go w opinii opozycyjnej. Była to pułapka, z której wyjścia już nie udało mu się znaleźć.
Śladem autokreacji
Wiwisekcja mitu partyjnego liberała jest w ogóle tym, co autora zajmuje szczególnie żywotnie. Przeperski jest wyraźnie sceptyczny wobec tej legendy Rakowskiego, wskazując na istotne ograniczenia tegoż „liberalizmu”. Pokazuje wyraźnie, że MFR zawsze był zwolennikiem silnej władzy i partyjnego monopolu, że w ostatecznym rozrachunku podstawowym punktem odniesienia była dla niego PZPR i reprezentowany przez nią porządek. Był zawsze krytyczny wobec inicjatyw wykraczających poza ten horyzont i tym samym zaprzeczających jego osobistej Realpolitik. W latach osiemdziesiątych, gdy jednoznacznie stanął po stronie ekipy stanu wojennego, bezceremonialnie żegnał się z wieloletnimi współpracownikami i przyjaciółmi, którzy przeszli na stronę opozycyjną. Przeperski udowadnia również, że Rakowski autentycznie zinternalizował komunistyczne idee i że osobiście czuł się związany z powojennym porządkiem jako tym, który dał jemu i wielu ludziom z klas ludowych awans społeczny.
Z drugiej jednak strony, równie autentyczne, a nie koniunkturalne, było datujące się już od lat sześćdziesiątych przekonanie przyszłego premiera, że socjalizm/komunizm w Polsce i na całym świecie zmierza w złą stronę i coraz wyraźniej przegrywa geopolityczne starcie z Zachodem. Rakowski chciał, by PRL-owski porządek był rozumniejszy, bardziej demokratyczny i przyjazny „zwykłemu człowiekowi”, by dawał więcej przestrzeni oddolnym inicjatywom społecznym czy gospodarczym. Frustrowały go dogmatyzm, małostkowość i patologiczna żądza kontroli w łonie aparatu władzy. Rozumował jednak, że jeśli pragnie się cokolwiek w tym układzie zmienić, można działać wyłącznie od środka, zdobywając wpływ na najwyższych przywódców, suflując im reformatorskie rozwiązania – albo samemu działać na takim odcinku, na jakim jest to możliwe, próbując realizować swoją agendę lub przynajmniej zachowując się przyzwoicie. Z perspektywy tych, którzy wykroczyli poza strefę partyjnego komfortu lub/i wiązali się z opozycją – było to niewiele. Z drugiej strony jednak, życie w PRL, w takich warunkach, jakie były możliwe, niewątpliwie było tym znośniejsze, im więcej było Mieczysławów Rakowskich.
Książka unaocznia też, jaką dynamiką charakteryzowały się te wybory. Jest to opowieść o człowieku, który umie poruszać się po gabinetach i wie, jakie znaczenie ma zapewnienie odpowiedniej protekcji. O człowieku, który w drugiej połowie lat sześćdziesiątych ze względów taktyczno-pragmatycznych zbliżył się nieco do środowiska moczarowskich „partyzantów”. A jednocześnie jest to historia kogoś, kto w 1968 roku odmówił włączenia się w antysemicką nagonkę i wraz z całym zespołem „Polityki” sprawił, że pismo zachowało wówczas wspomnianą przyzwoitość. Tym samym Rakowski zdobył poważanie, swego rodzaju moralną legitymizację w wielu środowiskach, na których mu zależało. W dalszych fragmentach książki widzimy natomiast stopniowe kruszenie się tego autorytetu, równoległe do coraz bardziej konsekwentnego opowiadania się po stronie władzy i stawania się jej częścią.
Michałowi Przeperskiemu i jego badaniom zawdzięczamy nie tylko zweryfikowanie mitu pierwszego liberała PRL, lecz także wielką demitologizację źródłową. W swojej pracy korzystał on, rzecz jasna, jako z podstawowego materiału ze słynnego dziennika Rakowskiego, który polityk regularnie prowadził od 1958 roku. Jako jedyne w swoim rodzaju świadectwo zapiski te szybko po publikacji (pierwszy tom: 1998, ostatni: 2005) uzyskały status fundamentalnego źródła do najnowszej historii politycznej Polski. Ostatni I sekretarz, przygotowując je do wydania, zarzekał się, że nie dokonał w nich żadnych zmian, pozostawiając zapis swoich przemyśleń takim, jakim był on kilka dekad wcześniej. Już jednak w 2013 roku Andrzej Paczkowski opublikował w „Polityce” artykuł, w którym zwrócił uwagę, iż była to deklaracja mocno na wyrost. A dzięki wnikliwym badaniom Przeperskiego nad maszynopisem przechowywanym w amerykańskim Instytucie Hoovera mamy już pełny obraz skali i kierunków autokreacji i modyfikacji, jakich MFR dokonał w latach dziewięćdziesiątych. Były premier dopisał więc obszerne fragmenty, niekiedy wręcz fabrykował całe notki z poszczególnych dni. Inne zapisy skreślał albo zmieniał ich brzmienie na przykład na łagodniejsze w ocenie pewnych osób. Wyłącznie tej kwestii autor poświęcił osobny, niezwykle ciekawy artykuł. W książce zawarł zaś konkluzję, iż „Dzienniki polityczne” zachowują doniosłą wartość jako źródło historyczne, ale należy je traktować jako swego rodzaju hybrydę dziennika oraz wspomnień.
Niedostatki pokolenia
Przeperski na wstępie deklaruje – słusznie – że przez pryzmat życiorysu jego bohatera spojrzeć można na szersze konteksty funkcjonowania władzy w PRL. Tak rzeczywiście jest, aczkolwiek książce tej bardzo daleko do tego, co nazywa się „biografią pretekstową”, obarczoną ryzykiem nadmiernego wtopienia się głównej postaci w tło. Tutaj bowiem kamera nieustannie podąża za Rakowskim, śledząc wszystkie jego ruchy i sama będąc tylko parę kroków za nim. Autorowi udaje się jednak trudna sztuka, by za pomocą tych wąskich planów, zgodnie ze swoją obietnicą, rzucać światło na całą scenę. Poprzez perypetie Rakowskiego u początków „Polityki” pokazuje przecież meandry polityki kulturalnej PZPR w okresie odchodzenia od „Października”, a analizując jego działania w roli wicepremiera w pierwszej połowie lat osiemdziesiątych, siłą rzeczy buduje też opowieść o układzie sił w ówczesnej elicie partyjno-rządowej.
Czasem jednak tej szerszej perspektywy nieco brakuje. Przykładowo, społeczny awans i wczesny etap politycznej ścieżki Rakowskiego, której pierwszym odcinkiem była służba w aparacie polityczno-wychowawczym Wojska Polskiego, należałoby mocniej osadzić w procesach transformacji społecznej, masowym doświadczeniu przedstawicieli warstw ludowych drugiej połowy lat czterdziestych oraz socjalizacji wiążącej ich z nowym porządkiem. Początki kariery MFR można by rozpatrywać również w kontekście doświadczeń pokolenia polityków okresu PRL-owskiego, urodzonych w latach dwudziestych, najczęściej (choć nie zawsze) pochodzących z warstw nieuprzywilejowanych i z racji wieku praktycznie niezaangażowanych politycznie w II RP. Mówimy tu o ludziach takich jak premier Edward Babiuch, I sekretarz KC Stanisław Kania, minister kultury Józef Tejchma (wszyscy z rocznika 1927, a zatem o rok młodsi od MFR) czy odrobinę starszych, którzy tak jak urodzeni w latach 1923–1924 wicepremier Mieczysław Jagielski albo kierownik Wydziału Nauki KC Andrzej Werblan poważne kariery zaczęli robić już przed 1956 rokiem. Co prawda w przeciwieństwie do nich Rakowski aż do lat osiemdziesiątych nie był czynnym politykiem wyższego szczebla – ale jednak w okresie stalinowskim pracował jako etatowy funkcjonariusz aparatu partyjnego. Gdyby w styczniu nie trafił do nowo powstałej „Polityki”, kto wie, czy dużo wcześniej nie znalazłby się bliżej centrum pola władzy jako, dajmy na to, rzutki zastępca kierownika Biura Prasy albo Wydziału Propagandy i Agitacji KC. Warto więc postawić pytania o Rakowskiego na tle politycznej formacji jego równolatków.
Innym przykładem możliwych linii krytyki wywodu i metody Przeperskiego są chociażby dużo późniejsze fragmenty o napięciach między Rakowskim a sekretarzem KC Waldemarem Świrgoniem w okolicach roku 1983. Świrgoń pojawia się tu nagle, trochę na zasadzie delikatnego name-droppingu, który nie-specjalistom może sprawić pewne problemy w dekodowaniu. Oczywiście, trudno wymagać, by każdemu politykowi PZPR pojawiającemu się na kartach książki autor poświęcał osobną odnogę narracyjną. Jednak w tym przypadku mamy do czynienia z karierą zdumiewającą, której wisienką było objęcie stanowiska sekretarza KC przed trzydziestką (a czego myśmy przed trzydziestką dokonali, pozostaje smutno westchnąć). Na dodatek, jak zresztą Przeperski wspomina, ten cudowny beniaminek ekipy Wojciecha Jaruzelskiego był wcześniej protegowanym MFR. Rozwinięcie tego wątku mogłoby stanowić obiecujący przyczynek do analizy mechanizmów politycznych patronatów i ojcobójstw i jeszcze lepiej osadzić Rakowskiego w sieci relacji, które go oplatały i które on tkał.
Męska gra
Najdotkliwszy natomiast niedosyt, który pozostaje po lekturze książki, bierze się z tego, iż Przeperski zdaje się hołdować zasadzie ścisłego rozgraniczenia tego co polityczne od tego co prywatne. Bardzo poważnie, by nie rzec dogmatycznie traktuje podtytuł swojej książki, czyli „Biografię polityczną”. Pisze więc tylko o Rakowskim jako aktorze uwikłanym w struktury, procesy i mechanizmy sprawowania władzy, w gry na polu partyjno-państwowym. Lektura szybko przynosi jednak wątpliwość, czy takie tradycyjne, sztywne rozgraniczenie jest w ogóle możliwe i potrzebne.
Przeperski pisze oczywiście o absolutnie kluczowych dla zrozumienia biografii Rakowskiego dyspozycjach, jakimi w latach sześćdziesiątych stały się dla niego fascynacja światem kulturalnym oraz aspiracja do warstwy inteligenckiej, rejestruje także napięcia, w jakich pozostawały one z lojalnością wobec partii i równie silnym parciem do politycznej kariery. Pokazuje tym samym postać trochę rozdartą, a trochę próbującą ustawić się w roli – a przynajmniej za kogoś takiego uważaną – łącznika, pośrednika między tymi światami. Z kolei dla niego samego taką łączniczką była pierwsza żona, wybitna skrzypaczka Wanda Wiłkomirska, dzięki której nawiązał liczne kontakty w środowisku artystycznym i inteligenckim.
Na czym jednak polegało doświadczenie bycia ważnym redaktorem prasowym w gomułkowskiej Warszawie lat sześćdziesiątych? Jak żył, w co wierzył, czego pragnął świat dziennikarski – a przynajmniej to środowisko, którego częścią, a w wielkim stopniu kreatorem, był Rakowski? Co spajało, a co dzieliło towarzyską socjetę, do której aspirował? Jak i czym żyły te środowiska, jakie były struktury ich wartości czy emocji? Gdzie się mieszkało, dokąd chodziło na wódkę, wymieniając jednocześnie pogłoski spływające z Komitetu Centralnego, tkało sieci kapitałów społecznych? Przeperski wspomina co prawda o elementach stylu życia takich jak żaglówki czy domki letniskowe, ale czyni to w sposób mocno zdawkowy. Tymczasem wszystko są to doświadczenia integralnie powiązane z doświadczeniem godzenia różnych tożsamości, które było udziałem Rakowskiego.
Gdy się nad tym dłużej zastanowić, w książce paradoksalnie brakuje też nieco mocniejszego snopu światła na tygodnik „Polityka” jako fenomen kultury PRL. Przeperski rekonstruuje polityczne rozgrywki wokół pisma, strategie jego redaktora w kontaktach z różnymi aktorami politycznymi oraz środowiskami partyjnymi, które miały obronić jego samego lub prowadzony przezeń tytuł. Dzięki jego książce czytelnik nie-specjalista będzie wiedział doskonale, kto w „Białym Domu” patrzył na tygodnik spode łba, a kto starał się go osłaniać, mniej natomiast dowie się, jakie było znaczenie kierowanego przez MFR tytułu dla PRL-owskiej inteligencji, inaczej mówiąc – co trwałego i obserwowalnego na zewnątrz, poza gabinetami i korytarzami Komitetu Centralnego – udało się Rakowskiemu zbudować.
Praktycznie nieobecne jest też życie prywatne MFR. Zupełnym mimochodem dowiadujemy się o rozpadzie jego pierwszego małżeństwa albo o zaistnieniu na świecie dwóch jego synów. Druga żona bohatera, Elżbieta Kępińska, właściwie nie zostaje wprowadzona do opowieści o tej „męskiej”, politycznej grze, co należy ocenić krytycznie nie tylko z perspektywy genderowej i obecności kobiet w historii. Mówimy wszak – o czym w książce nie ma ani słowa – o aktorce teatralnej i filmowej, która zagrała obok Cybulskiego w legendarnej adaptacji „Dwojga na huśtawce” i już choćby przez to zdobyła trwałe miejsce w dziejach polskiej kultury. Tym samym, choć w latach osiemdziesiątych relacje Rakowskiego ze światem artystycznym uległy znacznemu osłabieniu, małżeństwo to wciąż mogło stanowić rodzaj pomostu między światami społecznymi. A zresztą, nawet gdyby Kępińska była postacią anonimową dla „wielkiej historii”, „zwyczajną” panią domu bez własnej kariery publicznej, a tym samym podmiotem niesłuchanym w tradycyjnych narracjach, należałoby poświęcić jej przynajmniej akapit.
* * *
Powyższe utyskiwania w niczym nie zmieniają werdyktu, że mamy do czynienia z rewelacyjną książką o postaci nie tylko kluczowej dla najnowszej historii naszego kraju, lecz także barwnej i nieoczywistej. Przeperski wykonał z naddatkiem robotę historyka-stachanowca, który przekopał się przez wszelkie możliwe źródła oraz wytworzył też własne (ponad 30 wywiadów). Dokonał ich krytycznej konfrontacji, ale na tym nie poprzestał – zaoferował nam atrakcyjną narrację, w której ta barwność i nieoczywistość jest dobrze widoczna. Nie zaprzągł może do swoich rozważań tropów teoretycznych, nie odkrywa nowych metodologii, ale jeśli polska biografistyka historyczno-polityczna rozwijać będzie się szlakiem wytyczanym przez Michała Przeperskiego, a także Eryka Krasuckiego, możemy z wielkim optymizmem spoglądać w jej przyszłość.
Przypis:
[1] Pozwalam tu sobie nie liczyć nieudanej próby stworzenia gabinetu rządowego przez Czesława Kiszczaka w sierpniu 1989 roku.
Książka:
Michał Przeperski, „Mieczysław F. Rakowski. Biografia polityczna”, Instytut Pamięci Narodowej, Warszawa 2021.
Rubrykę redaguje Iza Mrzygłód.