Szanowni Państwo!
Jeśli oceniać po wydarzeniach za oknem, wokeizm nie grozi Polsce. Zaledwie kilka dni temu Sejm uchwalił tak zwane lex Czarnek. Jest to reforma edukacji czy, jak chcą przeciwnicy, pseudoreforma, która ustawia się w opozycji do ideałów uznawanych za postępowe na początku XXI wieku. Centralizacja edukacji plus ultrakonserwatywny nacjonalizm w programie mają być wedle rządzących odpowiedzią na wyzwania współczesności.
Można by więc przewrotnie powiedzieć, że jeśli ktoś jest w Polsce woke, to przede wszystkim rządząca prawica, która chce przypilnować, aby mówiono i myślano w sposób zgodny z preferowanymi przez nią kanonami.
Istnieje jednak również bardziej ogólna płaszczyzna dyskusji o woke. Dotyczy ona tego, w jaki sposób zmienia się współczesna zachodnia kultura, której częścią jest Polska. Trudno zaprzeczyć, że różne zmiany cywilizacyjne, które miały miejsce w zachodnich demokracjach, przychodzą z opóźnieniem do Polski, ponieważ są wyrazem bardziej ogólnych procesów kulturowych.
A zatem, nawet jeśli myśl o wokeizmie – który ideowo kojarzy się z radykalną odmianą lewicowości – może wydać się we współczesnej Polsce nie na miejscu, trudno nie zastanowić się nad sprawą z szerszej perspektywy. Niezależnie od doraźnych wydarzeń politycznych, dokoła zachodzą zjawiska społeczne, co do których warto się rozeznać.
Z grubsza rzecz biorąc, być woke oznacza wykazywać szczególne wyczulenie na uprzedzenia i dyskryminację, a także domagać się w tej mierze błyskawicznych reform społecznych. Pojęcie to często wiąże się z wyrażeniem cancel culture, czyli kultury unieważnienia. „Wymazanie z kultury” z powodów etycznych oznacza w praktyce różne rzeczy. Jednym z wariantów jest społeczna niezgoda na zabieranie przez daną osobę głosu w sprawach publicznych z uwagi na reprezentowane czy wyrażane poglądy. Ów ostracyzm mógłby spotkać właśnie tych, którzy świadomie lub nieświadomie nie są woke.
Takie zjawiska niepokoją niektórych liberałów w Polsce. W jednym z niedawnych numerów „Kultury Liberalnej” Bartłomiej Sienkiewicz ostrzegał, że w dłuższej perspektywie radykalna lewica jest dla liberalizmu większym zagrożeniem niż narodowy populizm, ponieważ o ile ten ostatni jest dobrze znany i zdefiniowany, o tyle wokeizm radykalizuje i przejmuje liberalne ideały, tym samym osłabiając liberalną tradycję polityczną, dla której jedną z naczelnych cnót jest tolerancja, zakładająca raczej pokojowe współistnienie, a nie przymusową reedukację i wykluczenie opornych.
Tomasz Sawczuk z naszej redakcji przekonywał jednak, że w Polsce nie istnieje radykalna lewica – w takim sensie, o którym mówi się w zachodnich społeczeństwach. Ostrzegał także, iż mechaniczne kopiowanie zachodnich debat nie pomoże nam lepiej zrozumieć naszej sytuacji politycznej. Sawczuk wyjaśniał, że w polskich warunkach przeciwko cancel culture często protestują osoby, które nie chcą wprost bronić własnych poglądów, ponieważ można by wówczas uznać je za opresyjne i niesprawiedliwe, dlatego ogłaszają, że odmawia im się prawa do swobodnego wyrażania poglądów. A przecież swobodnie wyrażać poglądy i mieć rację w debacie to dwie różne sprawy. Tolerancja nie zakłada, że nie można krytykować poglądów, z którymi się nie zgadzamy.
W nowym numerze „Kultury Liberalnej” kontynuujemy debatę o tym, jakie jest kulturowe znaczenie wokeizmu. Publikujemy dwa przeciwstawne głosy na ten temat.
Wojciech Engelking, pisarz i stały współpracownik „Kultury Liberalnej”, przekonuje w swoim tekście, że pojawienie się wokeizmu zwiastuje głęboką zmianę kulturową – trwałe rozejście się środowisk liberalnych oraz lewicowych. Engelking porównuje wokeizm do reformacji, która doprowadziła do rozłamu w chrześcijaństwie na katolików i protestantów. Jak pisze autor „woke jest nurtem głęboko nieliberalnym i ciążącym ku totalitaryzmowi. Wychodzi od liberalnych idei, jednak pozbawia ich kluczowego dla myśli liberalnej spójnika – kleju, który o tyle łączy owe idee ze sobą, że nie łączy prawie wcale. Klejem tym jest niekonsekwencja”.
Z kolei Michał Bilewicz, profesor psychologii z Uniwersytetu Warszawskiego, przekonuje w rozmowie z Katarzyną Skrzydłowską-Kalukin, że wokeizm to prawicowy chochoł. Zdaniem Bilewicza prawdziwym problemem, szczególnie w Polsce, nie jest wokeizm, lecz dyskryminacja, natomiast lęk przed wokeizmem jest w rzeczywistości lękiem grup uprzywilejowanych przed utratą statusu. W praktyce chodzi po prostu o to, żeby w różnych miejscach, takich jak miejsce pracy, udało się znaleźć zasady, dzięki którym wszyscy będą czuć się bezpiecznie. Jak wyjaśnia badacz, „mówiąc o polskim wokeizmie, mówimy o prawicowych fantazjach na jego temat. Że studenci są wrażliwi jak płatki śniegu, a safe spaces na uniwersytetach kneblują debatę. To kopiowanie języka amerykańskiej konserwatywnej prawicy, który ma słabe zastosowanie w polskiej rzeczywistości”.
To prawda, że trudno przenieść do Polski debaty na temat wokeizmu zza Oceanu. A jednak wystarczy zajrzeć do prasy, szczególnie prawicowych tygodników, aby odnaleźć całe strony o cancel culture czy wokeism. Temat mocno zaprząta uwagę autorów. Profesor Ryszard Legutko przekonuje, że chodzi o „kulturową czystkę” podobną do czystek komunistycznych i ostrzega na łamach „Sieci”, że chodzi o „terror, indoktrynację, ujednolicenie naszych umysłów”. W tym kontekście podkreśla on historyczne znaczenie rządów Prawa i Sprawiedliwości: „Polska jest jednym z niewielu miejsc na świecie, które jeszcze się broni. Pamiętajmy, że tak daleko, jak uda nam się powstrzymać te siły, będzie to wpływało na stan kultury świata Zachodu. Nie po raz pierwszy Polska broni wartości w imię całego świata zachodniego. Oby skutecznie”.
Temat na prawicy kwitnie – i to nawet w tak osobliwych ujęciach, jak opublikowana w „Sieciach” pochwała Izraela za rzekome odrzucenie kultury unieważniania. Oczywiście, to tylko wybrane przykłady. Niemniej pokazują one, że dyskusja o wokeizmie (czy raczej pseudodyskusja) ma w naszych warunkach miejsce i z pewnością zaczyna pełnić pewną rolę polityczną i społeczną.
Jedno jest pewne: w naszym magazynie przyjmujemy klasyczne podejście wolnościowe spod znaku Johna Stuarta Milla. A zatem w aktualnym numerze przedstawiamy najlepsze dostępne argumenty i zachęcamy do refleksji, umożliwiającej wyrobienie sobie przez Czytelników własnego zdania.
Zapraszamy do lektury!
Redakcja „Kultury Liberalnej”