Konsekwencje kryzysu bezpieczeństwa na Wschodzie wykraczają daleko poza Europę. Ostatnie spotkania dyplomatyczne w Azji i Australii pokazują, że światowe demokracje mają świadomość, iż rosyjska polityka gróźb wobec sąsiadów może zniszczyć fundamenty światowego ładu.
Z jednej strony, żadne z państw demokratycznych nie zaakceptowało aneksji Półwyspu Krymskiego czy zaangażowania Rosji w destabilizację Donbasu. Jednak ta sama wspólnota międzynarodowa nie zrobiła wiele, by uświadomić gospodarzowi Kremla, że za swoje działania zapłaci on odpowiednio wysoką cenę.
Niska cena za zajęcie Krymu i Donbasu ośmieliła Rosjan
Były i są sankcje, była i jest częściowa izolacja Rosji na scenie światowej, ale jednocześnie rosyjski przemysł wydobywczy ropy i gazu ziemnego funkcjonuje w najlepsze i przynosi rosyjskiemu budżetowi, w tym także sektorowi zbrojeniowemu, kolosalne zyski. To efekt uzależnienia europejskich demokracji od surowców energetycznych Federacji Rosyjskiej. Rezerwy walutowe Rosji w ostatnich latach wzrosły, mimo że jest ona państwem łamiącym międzynarodowe porozumienia i zmieniającym przebieg linii granicznych siłą.
Efekt Krymu i Donbasu ośmielił kremlowskich strategów, którzy uznali, że światowe demokracje są na tyle niewydolne, iż można nadal uprawiać politykę gróźb, zastraszania i szantażu. Już nie tylko wobec sąsiadów, ale także wobec wspólnoty międzynarodowej. Dowodem na to są obecne działania Moskwy.
Wydarzenia wokół Ukrainy zapaliły w stolicach największych państw regionu indopacyficznego czerwone światełka. Poparcie, którego polityce Moskwy udzielił w ostatnim czasie Pekin, wskazuje, iż działania Kremla mogą stać się wzorem dla polityki chińskiej. Jednocześnie Chiny podczas spotkania obu przywódców podczas zimowych igrzysk olimpijskich uzyskały ze strony Rosji zapewnienia o poważnym podejściu do strategicznego partnerstwa łączącego oba państwa.
Chińska święta trójca: wyspa, morze, góry
Ambicje Pekinu o charakterze terytorialnym obejmują długą listę punktów zapalnych. W jej skład wchodzą: pełna pacyfikacja Hongkongu, chęć podporządkowania Tajwanu, rozszerzenia chińskich wód terytorialnych o akwen Morza Południowochińskiego, pretensje wobec obszaru Morza Wschodniochińskiego, próby przesunięcia granicy chińsko-indyjskiej w Himalajach.
Nie mniej ważne są próby podporządkowania sobie przez Pekin – na razie przy pomocy narzędzi gospodarczo-politycznych – takich sąsiadów jak Nepal, Laos, Kambodża, Birma/Mjanma. Pekin jest przekonany, że w regionie indopacyficznym jest miejsce wyłącznie dla jednego hegemona, a kraje takie jak Indie, Australia czy Japonia muszą się z tym pogodzić.
Tajwan uważany jest przez Pekin za zbuntowaną prowincję, a wyspa ma stać się integralną częścią państwa chińskiego. O realności tej polityki świadczą coraz częstsze rajdy chińskich samolotów wojskowych naruszających obszar powietrzny Tajwanu, a także liczne wtargnięcia na wody terytorialne wyspy przez okręty chińskiej marynarki wojennej. Tajwan ma co prawda gwarancje amerykańskiej pomocy wojskowej w razie chińskiego ataku, ale konsekwencje takiej konfrontacji są trudne do przewidzenia.
Równie aktywnie Pekin działa na terenie Morza Południowochińskiego, gdzie od pewnego czasu realizuję politykę, zgodnie z którą akwen jest morzem wewnętrznym ChRL. W związku z tym, liczne wyspy i wysepki oraz archipelagi leżące na tym morzu są terytorium należącym do Chin. To sprawiło, że na Wyspach Paracelskich czy archipelagu Spratley Pekin zaczął budować rozwiniętą infrastrukturę militarną. To wzbudziło zaniepokojenie krajów sąsiedzkich, które uznają konkretne obszary akwenu za sferę swych wpływów. Dla Wietnamu, Indonezji czy Filipin Morze Południowochińskie jest kluczowe ze względu na ogromne zasoby ryb i owoców morza, a także zasoby energetyczne kryjące się pod jego dnem.
Ponadto, od stuleci przez morze to przebiegają szlaki komunikacyjne łączące Europę poprzez porty Azji Południowej z Azją dalekowschodnią, w tym także z Japonią. Szlaki te należą do najważniejszych nitek łączących współcześnie Azję z Europą, Afryką i Bliskim Wschodem. Dlatego Stany Zjednoczone od dłuższego czasu realizują politykę wolnego dostępu do szlaków morskich biegnącymi przez wody międzynarodowe, do których zalicza się Morze Południowochińskie.
Wreszcie himalajska granica, a właściwie obszar określany mianem line of control pomiędzy Chinami i Indiami, który coraz częściej jest agresywniej kwestionowany przez Pekin. Chiny twierdzą, że linia kontroli nie przebiega zgodnie z historią himalajskich ziem i otwarcie zgłaszają pretensje terytorialne do części indyjskiego stanu Arunaćal Pradeś, a także do części Ladakhu, którego fragment zajęły już podczas himalajskiej wojny prowadzonej pomiędzy obu krajami w roku 1962.
W 2020 roku doszło tam do walk pomiędzy oddziałami chińskimi oraz indyjskimi. Kilka lat wcześniej, w 2017 roku, do podobnej eskalacji doszło we wschodniej części himalajskiego łańcucha w miejscu gdzie zbiegają się granice Indii, Chin i Królestwa Bhutanu.
Panowanie nad łańcuchem Himalajów, nad przełęczami i źródłami rzek wypływających z południowych stoków najwyższych gór świata ma ogromne znaczenie geostrategiczne. Pozwoliłoby Pekinowi kontrolować obszary Niziny Hindustańskiej, której rozwój zależy przede wszystkim od dostępu do wód spływających z gór. Dążenie do kontroli nad tymi zasobami to jeden z elementów polityki otaczania Indii przez Chiny. Kolejnym jest „naszyjnik z pereł”, czyli rosnąca obecność sił morskich Chin na Oceanie Indyjskim i tworzenie w krajach współpracujących z Pekinem – Birma/Mjanma, Sri Lance i Pakistanie – chińskich baz morskich.
Zachód chce powstrzymać chińskie ambicje
Dlatego na początku lutego w Australii doszło do spotkania szefów dyplomacji krajów tworzących nieformalny sojusz polityczny o nazwie QUAD [Quadrilateral Security Dialogue – Czterostronny Dialog na Rzecz Bezpieczeństwa]. W jego skład wchodzą: Australia, Indie, Japonia i Stany Zjednoczone. Nie jest to sojusz militarny, dlatego określanie go – przynajmniej na razie – mianem azjatyckiego NATO jest przedwczesne. Wzmożoną aktywność QUAD przejawił dopiero w roku 2019, ale obawy przed polityczną, gospodarczą i militarną hegemonią Chin pojawiały się już wcześniej, bo organizacja powstała już w 2007 roku.
Podczas spotkania w Melbourne szefowie dyplomacji krajów członkowskich bardzo wyraźnie podkreślali, że spotkanie ma świadczyć o wspólnocie wartości łączącej te cztery państwa. Anthony Blinken podkreślił, iż coraz bardziej agresywna polityka Chin zarówno w sprawach wewnętrznych Australii, jak i w kwestiach międzynarodowych budzi niepokój państw demokratycznych.
To, co łączy niepokoje obszaru indopacyficznego z wydarzeniami na pograniczu rosyjsko-ukraińskim, to fakt uznania przemocy za racjonalny argument do zrealizowania ekspansjonistycznych dążeń i podboju terytoriów, do których agresor rości sobie pretensje. Chiny jednoznacznie sygnalizują, że zarówno w przypadku Tajwanu, morza południowo-chińskiego oraz granicy w Himalajach rezerwują sobie prawo do użycia środków militarnych w celu uzyskania zdobyczy terytorialnych.
Nie jest to dalekie od rosyjskiego myślenia o siłowym podporządkowaniu sobie Ukrainy oraz o budowie tak zwanego ruskovo mira. Jeżeli demokratyczny świat pogodzi się z takimi scenariuszami, będzie to oznaczało kompletną destrukcję dotychczasowego ładu międzynarodowego. Siła, przemoc, konflikty zbrojne, wojny staną się głównym sposobem na realizowanie imperialnych planów.