W powodzi informacji o kolejnych sankcjach wymierzonych w Rosję po jej agresji na Ukrainę, jedna wryła mi się w pamięć. Otóż Fédération Internationale Féline (FIFe), czyli największa międzynarodowa organizacja hodowców kotów, ogłosiła, że żaden kot urodzony w Rosji nie może brać udziału w wystawach organizowanych przez tę federację. Płonące budynki mieszkalne, kolumny czołgów, zacięta walka Ukraińców z najeźdźcami, a tu koty jako presja na agresora na równi z zawieszeniem systemu bankowego SWIFT i całą maszynerią wyrzucania Rosję ze współczesnej cywilizacji. A przecież to tylko jeden z tysięcy przejawów represji, które spadały na Federację Rosyjską po rozpoczęciu wojny.
Ich spontaniczność i rozmach, przecież zdecydowana większość z nich to samodzielne decyzje firm i różnego typu organizacji, pokazuje coś, co się nie śniło jeszcze parę miesięcy temu – „deputinizację” polityki, gospodarki i kultury całego Zachodu. Unikalną jedność zachowań i odruchów wobec zbrodniczego reżimu w Moskwie. Zaledwie w parę dni Putin stał się następcą Hitlera – symbolicznej figury służącej nam za straszak i synonim absolutnego zła. Ta przemiana jest tym dziwniejsza, że dokonała się w społeczeństwach (i polityce państw) które od lat, czy nawet dziesięcioleci, ulegały rosyjskiej propagandzie i manipulacjom, zmiękczającym ich zdolności do realnej oceny polityki Kremla.
Niemożliwe staje się faktem
Co zatem się stało? Skąd ten rozmach i szybkość totalnego sprzeciwu? Tajemnica tkwi w narodzinach nowego społeczeństwa ery rewolucji komunikacyjnej. Na naszych oczach pojawiło się zjawisko pokazujące Nowy Świat, w którym żyjemy od dawna, ale którego reguł na co dzień nie jesteśmy świadomi, będąc wszyscy bez mała widzami, uczestnikami i kreatorami tej rzeczywistości.
Główną zasadą tej rzeczywistości nie jest wbrew powszechnym sądom przekaz informacji w czasie nieomal rzeczywistym do każdego zakątka globu, lecz „transfer przeżyć”, jak to nazywa Jacek Dukaj, czyli rozprzestrzenianie emocji ogarniających całe kontynenty i globalną społeczność połączoną internetem. Zdjęcie ukraińskiego żołnierza z kotkiem, filmik ze zrujnowanego miasta, poruszający paruzdaniowy wpis w mediach społecznościowych mają moc porównywalną z tsunami przetaczającym się przez mózgi odbiorców, którzy nagle ze zindywidualizowanych bytów stają się jedną siłą odkształcającą politykę, gospodarkę czy trendy kulturowe. I to, co się wydawało niemożliwe politycznie, nagle staje się oczywistym faktem.
Jeśli Niemcy w ciągu paru dni zrywają z całą swoją doktryną polityczno-militarną i deklarują dostawy broni do Ukrainy, podwyższenie wydatków na wojsko na skalę wielkiego programu zbrojeniowego, a kanclerz ogłasza, że Bundeswehra będzie czołową siłą militarną Europy, by chronić siebie i swoich sojuszników – to tej zmiany o 180 stopni nie da się wytłumaczyć polityczną kalkulacją. W Berlinie dostrzeżono falę wywołaną „transferem przeżyć”, której się ignorować nie dało, niezależnie, czego politycy niemieccy by chcieli, a czego nie. Ktoś, kto nie rozumie tej siły opinii na turbodoładowaniu nowoczesnych technologii, nie rozumie ani Europy, ani szerzej Zachodu. To nie jest obszar wyłącznie zimnej gry interesów, jak chcieliby różnej maści realiści, geopolitycy czy inne zrzeszenia jednowymiarowych mózgów.
Zełenski – „Batman Forever”
Putin, z maską ostrzykniętą botoksem czy sterydami, stał się Jokerem w naszym globalnym Gotham City. Nie sam z siebie – przecież był zawsze taki: i w czasie pacyfikacji Groznego, i w czasie najazdu na Gruzję, a potem pierwszej wojny z Ukrainą i aneksji Krymu. I rosyjskie czołgi nad Dnieprem to nie jedyny powód tej przemiany – owszem zasadniczy, ale Joker nie istnieje bez Batmana. Mit dobra i zła jest zawsze dualny i musi być spersonalizowany, by działał skutecznie. To Wołodymyr Zełenski jest teraz Batmanem i co więcej, sam stworzył tę rolę, napisaną starożytnymi mitami, popkulturowymi schematami oraz ultranowoczesną komunikacją.
I co tu dużo mówić, ma pomocników światowej klasy – Ukraińcy pokazali przy rewolucji godności w 2014 roku, jakimi są sprawnymi performerami, jak świetnie wykorzystują zarówno własne uwarunkowania tradycji i kultury, jak i talent do przekładu tego na język zrozumiały od Nairobi po Los Angeles. Na temat obecnej kampanii powstaną książki i prace naukowe poświęcone zarządzaniu informacją przez stronę słabszą, która nagle staje się silniejsza w momencie egzystencjalnego zagrożenia.
Jeśli na przykładzie Ukrainy spróbować ująć paradygmat współczesnej siły i podmiotowości, to brzmiałby on następująco: podmiotowość jest funkcją odporności na zagrożenia oraz zdolności do uruchomienia globalnej maszyny informacyjnej. Liczba czołgów, wysokość PKB, miejsce na mapie czy polityczne uwarunkowania nie mają już znaczenia dla tej zasadniczej funkcji „informacja plus odporność” (bez jednego nie ma drugiego).
W ten sposób stworzono front walki z najeźdźcą, wobec którego Putin, jego trolle, cała armia i jokerowa maska mająca budzić przerażenie swoją martwotą, okazały się bezradne.
I jeśli prawdziwe jest założenie z rosyjskiej doktryny Gierasimowa, o której pisałem ostatnio, że celem każdej walki jest uzyskanie przewagi informacyjnej, która ostatecznie decyduje o zwycięstwie, to już można powiedzieć, że klęska rosyjska jest kompletna i nieodwracalna. Pokonani własną bronią, w tych ostatnich dniach pokazali zupełne niezrozumienie reguł Nowego Świata. Władzy pozostało tylko zamknięcie obywateli w odciętej od internetu, mrocznej i absurdalnej dyktaturze. Prawdziwym wrogiem każdego autokraty jest zawsze własne społeczeństwo, które trzeba zniewolić, by karmić się jego biernością i na tym budować swoje chore ambicje. Dyktatorzy wszelkiej maści nie zapominają o tym nawet we śnie.
I być może siła masy wojsk w końcu przełamie opór Ukraińców, ale tę wojnę Putin już przegrał. Zełenski stał się „Batmanem Forever”, a wraz z nim cała Ukraina. Tego się nie da spacyfikować wojskiem i terrorem, nawet jeśli będą one tak okrutne i brutalne, że będą nam chodziły dreszcze po plecach. Ukraina w tych dniach zdobyła sobie niewymazywalne miejsce na mapie politycznej i co ważniejsze – emocjonalnej mapie świata. Jej faktyczne kontrolowane terytorium może być mniejsze, jej państwowość okrojona, ale nie ma już takiej siły, która by Ukraińcom odebrała podmiotowość, prawo do istnienia i własną ojczyznę wśród innych narodów.
Nawet jeśli na pewien czas będzie ona tylko skrawkiem ziemi pod stopami.