W gąszczu tematów

Oparty luźno na opowiadaniu Harukiego Murakamiego „Drive My Car” czterdziestoparoletniego japońskiego reżysera Ryusukego Hamaguchiego odnosi sukces za sukcesem. Zdobył nagrodę w Cannes za scenariusz, został nominowany do tegorocznych Oskarów w czterech kategoriach (między innymi za najlepszy film i reżyserię) i wróży mu się powtórzenie triumfu „Parasite”, innego filmu z Dalekiego Wschodu, który rozbił hollywoodzki bank trzy lata temu.

Jedną z jego zalet jest szeroki zasięg tematów, których dotyka. „Drive My Car” opowiada o miłości i zdradzie, żałobie po utracie bliskiej osoby i poczuciu winy, bliskości życia i sztuki, transgresyjnym działaniu teatru, opowiadaniu i słuchaniu. A zarazem jest spójny, nie daje się zredukować do sumy swoich elementów i wykracza poza rozumową analizę; jest w nim jakaś trudna do uchwycenia, a intrygująca tajemnica.

Opowieść jest długa, trzygodzinna, nieprzeznaczona raczej dla niecierpliwych widzów (choć tych cierpliwych sowicie wynagrodzi) – i dość dziwnie skonstruowana. Najpierw dostajemy czterdziestominutowy prolog, w którym następuje spiętrzenie najistotniejszych dla fabuły, bardzo dramatycznych wydarzeń, po czym przechodzimy do „właściwego”, rozgrywającego się w dwa później filmu, przedstawiającego ich bezpośrednie i pośrednie konsekwencje. Nie ma tu jednak pęknięcia czy zawahania stylu, wielkie tragedie i trywialne incydenty płyną tym samym, spokojnym rytmem, bardziej zgodnym z naturą życia niż zasadami dramaturgii. Przy całej swojej poetyckości jest to film głęboko realistyczny.

40minutowy prolog

Głównym bohaterem jest Yusuke, mężczyzna w średnim wieku, uznany aktor i reżyser teatralny, żonaty z Oto, równie wziętą scenarzystką telewizyjną. Ich małżeństwo wydaje się zgodne i jest w nim wciąż miejsce na namiętność (podczas uprawiania seksu Oto wpada na pomysły swoich opowiadań, które Yusuke musi jej później przypominać: seks i rozmowa mogą być czynnościami równie intymnymi), choć pod spokojną powierzchnią wyczuwa się napięcie, które skłonni jesteśmy tłumaczyć tragedią, która ich przed laty spotkała: zmarła ich mała córeczka.

Jednym z naczelnych przekonań, które odnajdziemy z filmie, jest wiara w transgresyjne, przekształcające życie działanie sztuki, a ściślej mówiąc – teatru. To dzięki niemu możemy odkryć utajoną, wcześniej nierozpoznaną prawdę o sobie i wyrazić ją drugiej osobie.| Paweł Mossakowski

Ale jego źródła mogą być też inne. Pewnego dnia Yusuke wraca niespodziewanie do domu i zastaje swoją żonę w łóżku z innym mężczyzną, młodym, przystojnym aktorem Kojim. Niezauważony przez kochanków, wycofuje się, a później, rozmawiając z żoną, ani słowem nie porusza tematu jej niewierności. Gdy wydaje się zaś, że taka rozmowa wkrótce nastąpi, Oto nagle umiera.

Warto w tym miejscu wspomnieć, że wątek kobiecej zdrady pojawiał się już wcześniej w twórczości Hamaguchiego. W pierwszej z nowel („Magic”) z ogółem trzech składających się na jego poprzedni film „W pętli ryzyka i fantazji” dziewczyna zdradza nieco starszego od niej mężczyznę, a prawdziwe powody zdrady wyjawia dopiero w dwa lata po ich rozstaniu. Także i w drugiej z nich („Door Wide Open”) zamężna studentka próbująca uwieść profesora uniwersytetu mówi o swojej „słabości do seksu”, skutkującej posiadaniem kilku partnerów. Jest też w tym filmie sugestia, jeszcze silniej zresztą wyrażana w „Drive My Car”, że tak naprawdę niewiele wiemy o bliskich sobie osobach, że mają one swoje sekretne życie, do którego nie mamy dostępu. 

Scena to jedyne miejsce, gdzie Yusuke ma poczucie panowania nad życiem, kontroli nad losem, wobec którego kaprysów okazał się bezradny. I jedynym miejscem, gdzie można siebie tak naprawdę zrozumieć.| Paweł Mossakowski

Żałoba i teatr

W dwa lata później od wspomnianych wydarzeń, Yusuke wyjeżdża na zaproszenie festiwalu w Hiroszimie (a więc mieście jak on sam naznaczonym tragedią), gdzie ma wystawić „Wujaszka Wanię” Antoniego Czechowa. Mimo upływu czasu wciąż nie przebolał śmierci żony. Jego cierpienie potęguje dodatkowo poczucie winy. Nie jest to irracjonalne poczucie winy, jakie ci, którzy żyją, odczuwają wobec tych, co zmarli. Yusuke czuje się winny, gdyż nie zdążył porozmawiać z żoną o tym, czego się o niej dowiedział (choć właściwie wiedział już wcześniej), nie doprowadził do konfrontacji, nie oczyścił pola. Czemu tego nie zrobił? Przypuszczalnie z obawy, że odkryje jakąś niewygodną i niemiłą prawdę o ich związku. Albo że taka rozmowa ich związek zniszczy. Tak czy inaczej, wciąż jest swoim brakiem odwagi udręczony. I paradoksalnie, w tej długiej podróży emocjonalnej, jaką przed naszymi oczami odbywa, mniej chodzi o to, aby wybaczył Oto, a bardziej – sobie samemu. 

Jednym z naczelnych przekonań, które odnajdziemy z filmie, jest wiara w transgresyjne, przekształcające życie działanie sztuki, a ściślej mówiąc teatru. To dzięki niemu możemy odkryć utajoną, wcześniej nierozpoznaną prawdę o sobie i wyrazić ją drugiej osobie. Ale nie tylko teatr jest nieodzowny dla życia, także w życiu uprawiamy teatr „praktyczny”. We wspomnianej już pierwszej noweli „W pętli…” dziewczyna udaje, że nie zna mężczyzny, o którym z wielką ekscytacją opowiada jej przyjaciółka. W środkowej studentka udaje wielbicielkę książki profesora, aby go wciągnąć w tak zwaną sekspułapkę. W ostatniej idziemy jeszcze krok dalej: jej bohaterka, która pomyłkowo wzięła spotkaną na ulicy kobietę za swoją dawną, licealną miłość, prosi, aby ją odegrała. 

Źródło: Materiały prasowe dystrybutora Gutekfilm

Teatr odgrywa zasadniczą rolę w „Drive My Car” i nieprzypadkowo Hamaguchi głównym bohaterem filmu uczynił właśnie reżysera: scena to jedyne miejsce, gdzie Yusuke ma poczucie panowania nad życiem, kontroli nad losem, wobec którego kaprysów okazał się bezradny. I jedynym miejscem, gdzie można siebie tak naprawdę zrozumieć. Jego metoda twórcza jest przy tym specyficzna: realizuje spektakle z wielonarodową, wielojęzykową obsadą, przez co aktorzy, nie rozumiejąc kwestii pozostałych wykonawców, nie tylko muszą znać cały tekst od deski do deski, ale wyjść też poza słowa, wypełniać znaczeniem przestrzenie pozawerbalne. Nie inaczej jest z reżyserowanym przez Yusukego „Wujaszkiem Wanią”. Mamy tu istną wieżę Babel: aktorów i aktorki wygłaszających kwestie w języku japońskim, mandaryńskim, koreańskim, a nawet koreańskim języku migowym. Dla niektórych z nich ta wielogłosowość jest irytującym, a nawet frustrującym doświadczeniem, ale muszą się pogodzić z tym, że dla reżysera ważniejsze jest to, co dzieje się poza słowami. On wie najlepiej, że można się o sobie nic nie dowiedzieć, nawet posługując się tym samym językiem.

Ta niewiara w słowo, sceptycyzm wobec jego istotnych wartości komunikacyjnych – które Hamagushi najwyraźniej podziela – pozostaje w niejakiej sprzeczności z praktyką artystyczną tego filmowca. Zarówno „Drive My Car”, jak i „W pętli..” to filmy bardzo „gadane”, w których dialog odgrywa istotną rolę. Zwłaszcza w tym drugim filmie: każda z nowel jest niemal sfilmowaną jednoaktówką, wypełnioną intensywną rozmową. Ale docenia też wartość ciszy: pauzy i zamilknięcia są u niego zawsze znaczące.

Wracając do Yusukego. Tym, co w jego inscenizacji czechowowskiego dramatu jest najbardziej zadziwiające, to nie jego wielojęzyczność, ale decyzja obsadowa. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że tytułowa rola jest wprost dla niego pisana: odpowiedni wiek, odpowiednia doza zgorzknienia, melancholia, poczucie straconego życia itd. (niektóre kwestie brzmią jak żywe analogie jego emocjonalnej sytuacji). Tymczasem Yusuke rezygnuje z niej, a zamiast siebie obsadza w niej… Kojiego, kochanka swojej nieżyjącej żony, wbrew jego warunkom zewnętrznym i młodemu wiekowi – to, że ten aktor-celebryta pojawił się na teatralnym castingu, może wydawać się zbyt już wygodnym przypadkiem, ale Hamaguchi nie boi się używać przypadku jako katalizatora zdarzeń. Rządzi on niepodzielnie dramaturgią „W pętli..” (na przykład to, że w „Magic” dwie przyjaciółki z 14-milionowego Tokio „wpadają” na tego samego faceta, jest statystycznie mało prawdopodobne). Skąd ten przewrotny pomysł? Podejrzewam, że z ciekawości: Yusuke liczy, że za jego pośrednictwem – a właściwie granej przez niego roli – dowie się czegoś ważnego o zmarłej Oto. Jakie by nie były jednak motywy jego decyzji, jej efektem jest intrygująca gra między tymi dwoma mężczyznami (Yusuke wie, że Koji był kochankiem żony, Koji nie wie, że Yusuke wie). Buduje też ona niezbędne napięcie: bez tej próby sił długie i żmudne próby spektaklu wypełniające znaczną część filmu mogłyby okazać się zbyt nużące. 

Źródło: Materiały prasowe dystrybutora Gutekfilm

Samochód jako konfesjonał i kanapa psychoanalityka

Kluczowa jednak dla filmu nie jest relacja między Yusukem a Kojim, ale między tym pierwszym a przydzieloną mu przez organizatorów festiwalu szoferką imieniem Misaki. Gdy Yusuke dowiaduje się, że jego ukochany samochód, staromodnie wyglądający czerwony SAAB 900, ma prowadzić kto inny (płeć nie ma tu znaczenia), jest bardzo niezadowolony i w pierwszym odruchu stanowczo protestuje. Wynika to ze szczególnego, bardzo emocjonalnego stosunku do tego, skądinąd bardzo pięknego auta. To jego święte miejsce, intymna, prywatna przestrzeń, w której przebywanie uspakaja go i pozwala zebrać myśli. Podczas jazdy Yusuke potrafi nawet pracować. Ma zwyczaj słuchać tekstu sztuki nagranego na kasetę przez Oto (po jej śmierci nagrania stają się głównym z nią łącznikiem). Choć jednak na propozycję organizatorów reaguje niechętnie, ci pozostają nieprzejednani – przepisy są przepisami. 

Ten świetny i w przyszłości na pewno bardzo głośny reżyser niekiedy wychodzi od stereotypowych sytuacji, ale dopełnia je w zupełnie niestereotypowy i nieprzewidywalny sposób. Jego „Drive My Car” wydaje mi się najlepszą dotąd ekranizacją prozy Murakamiego, mocno rozbudowaną w stosunku do oryginału, ale doskonale chwytającą jego istotę.| Paweł Mossakowski

Początkowo relacja między nieco nadętym reżyserem a przydzieloną mu szoferką jest ściśle służbowa. Misaki jest osobą zamkniętą w sobie, z natury milkliwą, a jej rola (znów ta „rola”!) dodatkowo wymaga od niej dyskrecji i nie narzucania swojej obecności. Podróżują więc wzdłuż wybrzeża Hiroszimy, na trasie z hotelu do teatru i z powrotem, w milczeniu. Wkrótce jednak cisza zostanie wypełniona nagraniami Oto, owym Czechowem w wersji audio, co stanie się punktem wyjścia do ich rozmowy.

Jak dalej rozwinie się ich relacja i w którą stronę będzie ewoluować, tego oczywiście nie zdradzę – i tak już dość naspoilerowałem. Powiem tylko, że jej fundamentem będzie zaufanie – to samo zaufanie, które pozwala nam wsiąść do samochodu z obcym kierowcą (w końcu powierzamy mu swoje życie). I że będzie poprowadzona fascynująco i bezbłędnie psychologicznie oraz bardzo satysfakcjonująco rozwiązana. 

Jazda po Oskara

Jeśli jednak ktoś oczekuje, że zakończy się to banalnym romansem między ciężko doświadczonym przez los reżyserem i jego też nieźle poturbowaną szoferką, będzie w błędzie. To nie u Hamaguchiego. Ten świetny i w przyszłości na pewno bardzo głośny reżyser niekiedy wychodzi od stereotypowych sytuacji, ale dopełnia je w zupełnie niestereotypowy i nieprzewidywalny sposób. Jego „Drive My Car” wydaje mi się najlepszą dotąd ekranizacją prozy Murakamiego, mocno rozbudowaną w stosunku do oryginału, ale doskonale chwytającą jego istotę. Film jest delikatny, utkany z niedopowiedzeń, a zarazem bardzo precyzyjny. Oryginalny, ale nie dziwaczący. Melancholijny i kojący jednocześnie. Przypomina jazdę Misaki, która okazuje się pierwszorzędnym kierowcą: narracja jest płynna, nie słychać zmiany biegów. Jeśli na końcu tej jazdy nie będzie czekać statuetka Oskara, będę bardzo zdziwiony.

 

Film: 

„Drive my car” [Doraibu mai ka], reż. Ryusuke Hamaguchi, Japonia 2021.

 

Ikona wpisu: Materiały prasowe dystrybutora Gutekfilm