Wojna niemieckich intelektualistów

List 28 niemieckich intelektualistów opublikowany pod koniec kwietnia w magazynie „Emma” odbił się szerokim echem. Jego autorzy, tacy jak dziennikarka Alice Schwarzer czy psycholog społeczny Harald Welzer, apelują do kanclerza Scholza, aby wstrzymał dostawy ciężkiej broni do Ukrainy. Jak przekonują, należy unikać eskalacji konfliktu i doprowadzić do kompromisu. List zyskał dotąd ponad 240 tysięcy podpisów na platformie change.org.

Niemieckie społeczeństwo jest w sprawie uzbrojenia Ukrainy podzielone mniej więcej pół na pół. List spotkał się więc z licznymi odpowiedziami, również za granicą, w tym z konkurencyjnymi listami niemieckich intelektualistów – pięćdziesięciu pięciu z nich, w tym pianista Igor Levit oraz pisarka Herta Müller, podpisali apel przeciwny, w którym nawołują do dostarczenia ciężkiej broni Ukrainie. Kanclerz Scholz najwyraźniej również był w ostatnich miesiącach rozdarty na pół, jednak ostatnio ogłosił, że Niemcy przekażą Ukrainie ciężką broń.

Wydaje się jasne, że list z „Emmy” jest szkodliwy z punktu widzenia prawa Ukraińców do obrony własnego kraju. Jego autorzy deklarują, że tego rodzaju prawo, w tym decyzja dotycząca dopuszczalnych kosztów takiej obrony, nie jest wyłącznie domeną rządu broniącego się państwa, lecz kwestią uniwersalnego prawa moralnego – najwyraźniej doszli zaś do wniosku, że uniwersalne prawo moralne przesądziło o tym, że Ukraina powinna się poddać.

Jednak problem z tego rodzaju sposobem myślenia jest szerszej natury i nie dotyczy jedynie tego konkretnego listu. Jego autorzy przyjmują mianowicie rażąco błędną wizję współczesnej demokracji. Ich list jest wyrazem głęboko nieaktualnego sposobu myślenia; pozostałością świata, którego już nie ma.

Pięć kryzysów i pogrzeb?

Jest to sprawa, której znaczenia nie sposób przecenić. W ostatnich latach pisano o szeregu kryzysów, które miały dotykać zachodnie demokracje. Wspomnijmy o pięciu z nich: światowy kryzys finansowy, rosnąca popularność ugrupowań narodowo-populistycznych, zmiana klimatyczna, pandemia, a wreszcie napaść Rosji na Ukrainę.

Z punktu widzenia filozofii demokracji, wszystkie te kryzysy mają pewną wspólną cechę. Ujawniają mianowicie wrażliwe punkty naszych systemów politycznych, a tym samym uświadamiają nam, jakie warunki muszą zostać spełnione, aby mogła istnieć stabilna demokracja konstytucyjna. Pokazują więc, że dla stabilności porządku politycznego znaczenie mają sprawy takie jak regulacje rynków finansowych, kontrola nad łańcuchami dostaw i produkcją dóbr niezbędnych do normalnego życia, ograniczenie eksploatacji zasobów naturalnych czy dbałość o zdolności wojskowe.

Charakterystyczny jest przykład narodowego populizmu. Otóż liberalizm polityczny jako szkoła filozoficzna poświęca szczególną uwagę kwestiom prawa i praworządności. Zgodnie z tym sposobem myślenia, należy w pierwszej kolejności uchwalić sprawiedliwą konstytucję, a następnie działać zgodnie z jej zasadami, a wówczas demokracja będzie stabilna. Jednak narodowi populiści pokazują, że nie wystarczy prawo – warunkiem możliwości demokracji liberalnej jest również poparcie społeczne dla obowiązujących zasad. Jeśli tego poparcia nie będzie, to dobre prawo nie wystarczy.

Dlaczego ten sposób myślenia nieraz przychodzi liberalnym demokratom z trudem? Ponieważ w punkcie wyjścia filozofia demokracji liberalnej kieruje się zasadą wolności negatywnej, czyli ochrony jednostki przed zewnętrznym wpływem – przed władzą. Można zatem powiedzieć, że ambicją liberalnego systemu politycznego jest sformułowanie neutralnego prawa, które określa równe dla wszystkich zasady gry, a następnie pozwala toczyć się procesom społecznym w sposób swobodny, niejako niewymuszony. Wynika z tego, że demokracja liberalna dąży do ograniczenia politycznego i społecznego przymusu, natomiast nie dąży do osiągnięcia określonych, pozytywnych skutków, ponieważ te powinny wyłonić się w sposób spontaniczny, po prostu w wyniku tego, że ludzie korzystają z wolności.

Czy tego rodzaju porządek polityczny może być stabilny? Może, pod warunkiem, że przyjmiemy pewne dodatkowe założenia. Trzeba by więc przyjąć coś w rodzaju argumentu, że w warunkach wolności dobrze rozwija się gospodarka, w związku z tym rośnie zamożność ludzi, wraz z tym ich potrzeby są coraz lepiej zaspokojone, dlatego zaczynają oni coraz bardziej cenić warunki wolności… i tym sposobem koło się zamyka, a porządek polityczny jest stabilny na wieki wieków amen.

Problem polega na tym, że pięć kryzysów, o których wspomniałem wcześniej, pokazuje, że takie założenie nie wystarczy. Nie gwarantuje, na przykład, stabilnego klimatu – tymczasem w warunkach niestabilnego klimatu rośnie ryzyko poważnych wstrząsów politycznych, a w czarnym scenariuszu w ogóle upadku istniejących form cywilizacji. Bardziej wymiernie, takie podejście nie gwarantuje również zdolności do obrony przed rosyjską agresją, co pokazuje list dwudziestu ośmiu niemieckich intelektualistów. Tymczasem w rosyjskiej strefie wpływów nie byłoby przecież mowy o wolnościach osobistych i politycznych – zaś ukraińskie elity polityczne i kulturalne, które ustąpiłyby Rosji na rzecz „pokoju”, czekałaby śmierć, kolonie karne lub wywózki.

Dugin przeciwko liberalizmowi

Problem polega również na tym, że istnieją i będą istniały projekty polityczne, których jawnym celem jest obalenie zachodniej demokracji. Taki projekt przedstawia choćby Aleksandr Dugin w pracy „Czwarta teoria polityczna”. Jak wyjaśnia ideolog współczesnego rosyjskiego faszyzmu, walka z liberalizmem jest „moralnym imperatywem wszystkich uczciwych ludzi na planecie”. Jest to zatem projekt uderzenia we wszystkie możliwe słabe punkty modelu zachodniej demokracji; rodzaj intelektualnego wirusa, który będzie tym bardziej zdolny do reprodukcji, im słabsze będzie ciało polityczne, w które wnika.

Odpowiednio do tego, filozofia Dugina jest wybitnie eklektyczna. Liberalizm ma w tej wizji reprezentować wszystko, co minione, natomiast czwarta teoria polityczna ma być „całkowicie otwarta”, reprezentować przyszłość, nieograniczone możliwości, intelektualne święto, filozoficzny nowy rok. Dugin mówi zatem: należy odrzucić liberalizm, a także komunizm i faszyzm (ponieważ przegrały z liberalizmem i odeszły w przeszłość), natomiast wolno czerpać inspiracje z faszyzmu, wolno z komunizmu, a nawet i z liberalizmu (z niego właśnie bierze pojęcie wolności). Do tego dochodzi tradycjonalizm, mitologia, teologia, religia, ezoteryka, szaleństwo, geopolityka, kulturowy pluralizm, postmodernizm, Dasein Heideggera, kłącze Deleuze’a oraz pojęcie autentyczności – i wiele innych inspiracji. A do tego jeszcze światowa koalicja wszystkich, którzy chcą zniszczyć liberalizm, amerykańskie imperium i globalizm, na którą może się składać radykalna prawica, radykalna lewica, ekolodzy, wykluczeni, brexitowcy, muzułmanie, Hindusi, Chińczycy, Irańczycy i Żydzi. Wszyscy są zaproszeni, nic nie jest wykluczone, wszystko wchodzi w rachubę.

Jest to więc projekt, który może dawać pewne poczucie wyzwolenia. Szczególnie atrakcyjna może się wydać proponowana przez Dugina koncepcja wolności – jako wolności bez żadnych granic. Dugin mówi: trzeba myśleć ryzykownie i żyć niebezpiecznie! Główna zasada, która spajałaby ten skrajny eklektyzm, łączyłaby wszystkie owe pozornie niezależnie części w jeden wspólny nurt, brzmiałaby zatem może następująco: wolno działać wbrew obowiązującym regułom. Niekoniecznie dlatego, żeby poszczególne reguły były złe, lecz dlatego, że reprezentują władzę amerykańskiego imperium.

To powoduje, że w myśleniu Dugina mamy do czynienia z szeregiem paradoksów. Oto chodzi o projekt tradycjonalizmu, który ogółem mówi: wszystko wolno. Oto projekt, który krytykuje faszyzm i komunizm za moralne wypaczenia, sprzeciwia się rasizmowi i ksenofobii – ale będzie akceptować, a nawet popierać zbrodnie wojenne w Ukrainie, jeśli ich wyobrażonym celem jest walka z liberalizmem i Ameryką. A przecież, gdyby taka walka się powiodła, kiedy liberalizmu i Ameryki już nie będzie, to wtedy Rosja suwerennie zdecyduje, co należy czynić, a jeśli jakieś normy moralne zostaną przy tym naruszone, to cóż będzie można na to poradzić, skoro – jak uczy Dugin – Rosjanie mają swoją prawdę i nie należy oceniać innych cywilizacji.

Takie paradoksy są więc w praktyce jedynie pozorne – ujawniają one natomiast intencję polityczną teorii, w której tak naprawdę chodzi o władzę, a konkretnie o władzę Rosji. Jak zresztą wspomniałem, rosyjski autor pisze o tym celu wprost: jest to projekt zniszczenia liberalizmu i amerykańskiego imperium, natomiast przyszłość Rosji „w całości zależy od wysiłków mających na celu rozwinięcie Czwartej Teorii Politycznej”. Nic więc dziwnego, że na drodze do tego celu mówi się rzeczy, które mogą przybliżyć jego realizację. Na przykład, Dugin będzie twierdzić, że liberalizm prowadzi do katastrofy ekologicznej, ponieważ to uderza w Zachód – chociaż trudno powiedzieć, żeby akurat Rosja miała jakieś wyjątkowe osiągnięcia w dziedzinie ochrony przyrody.

Samo odsłonięcie owego nieprzesadnie ukrytego celu nie usuwa jednak problemu, który się z nim wiąże. Sugeruje raczej, że jest to projekt, którego nie można po prostu wyśmiać lub zbyć wzruszeniem ramion, lecz na dłuższą metę trzeba go potraktować poważnie i przygotować adekwatną odpowiedź. Nawet jeśli jest jasne, że jest to filozofia rozwijana w interesie większej władzy Rosji, to dla wielu aktorów światowych nie będzie to widoczne, istotne albo oburzające – szczególnie że myślenie Dugina często żywi się realnymi problemami politycznymi, społecznymi oraz filozoficznymi; jest przecież stworzone właśnie do tego, żeby się nimi żywić.

Jak powinna wyglądać tego rodzaju odpowiedź? Z pewnością nie mówimy tutaj o seminarium akademickim, w czasie którego uczestnicy bezinteresownie poszukują prawdy w drodze wymiany racji. Dugina nie można tak po prostu odeprzeć przy pomocy lepszego argumentu. Jednocześnie idee nie są bez znaczenia, a pojęcia filozoficzne wcale nie są tutaj nie na miejscu. Idee i materia nie istnieją w tym konflikcie niezależnie od siebie, rozróżnienie na seminaria filozoficzne i brygady pancerne staje się mniej klarowne.

W tym kontekście warto odnotować ważne zdanie, które Dugin wypowiada w „Czwartej teorii politycznej”. Otóż w jego ocenie w przeszłości liberalizm wygrał z faszyzmem i komunizmem niekoniecznie dlatego, że dysponował przewagą techniczną, gospodarczą czy wojskową. Jego argument jest odwrotny. Liberalizm wygrał, ponieważ był bardziej skuteczną ideologią – i właśnie dlatego dysponował przewagą techniczną czy gospodarczą. W przyszłości również wygra więc ta ideologia, która będzie miała większą moc oddziaływania.

Trzeba zdać sobie sprawę z tego, że o ile liberalny sposób życia jest lepszy od faszyzmu, to dynamika tego konfliktu politycznego i moralnego jest o wiele bardziej złożona, niż wynikałoby z tego prostego twierdzenia. Wystarczy wspomnieć, że w porównaniu z proponowaną przez Dugina koncepcją nieograniczonej wolności bez zasad, doświadczenia pełnego namiętności i przygód, czuciem gorącego ciała, w którym krew płynie szybko, z porządkiem politycznym, w którym oswobodzone z pęt liberalnych konstytucji żywioły pragnienia, fantazje i szaleństwa współgrają z symbolami metafizyki, mitów i tradycji w projekcie historycznego wyzwolenia, liberalni demokraci mogą wyglądać jak przynudzające, bezideowe, konserwatywne dziady, których wizja wartościowego życia dopuszcza niewiele ponad zakupy na promocji w supermarkecie i którzy tylko krępują ludzkiego ducha. A przecież nie powinni tak wyglądać i byłoby dobrze, gdyby sprawnie przegrupowali się na bardziej korzystne pozycje – i zresztą to czynią, dostarczając ciężką broń Ukrainie.

W obronie demokratycznego sposobu życia

I dlatego właśnie ma znaczenie, w jaki sposób myślimy o demokracji. Możemy mianowicie myśleć o niej w taki sposób, jak to czyni dwudziestu ośmiu niemieckich intelektualistów – że najważniejsza jest czystość formalna i przestrzeganie apriorycznych zasad moralnych, takich jak: nie wolno strzelać do drugiego człowieka, a już szczególnie przy użyciu czołgu. Albo możemy o niej myśleć, poczynając od skutków, które chcielibyśmy osiągnąć i sposobów życia, które chcielibyśmy ochronić – aby demokracja była wystarczająco silna, żeby wytrzymała pod naporem czynników destabilizujących, niezależnie od tego, czy chodzi o wirusa, zmiany klimatyczne czy Władimira Putina.

Wszystko to sugeruje potrzebę aktualizacji naszego myślenia na temat demokracji. O tej zmianie pisałem w odniesieniu do polskiej polityki w książce „Nowy liberalizm”, a w innych miejscach w odniesieniu do współczesnego dyskursu moralnego i ekologicznego. W różnych kontekstach powraca bowiem podobny problem. Liberalna koncepcja wolności negatywnej ujawnia własne ograniczenia – ma ona gwarantować wolność podmiotu od zewnętrznego wpływu, ale tym samym zakłada niewiarygodną psychologię jednostki jako istoty wyizolowanej ze świata, a nie zanurzonej w praktykach społecznych. Zakłada również naiwną socjologię, która pomija wpływ obiektywnych czynników społecznych na życie ludzi. Do tego (wzorując się na modelu abstrakcyjnie obowiązującej reguły prawnej) bezpodstawnie zakłada stabilność istniejącego w tle porządku politycznego (w tym stabilność ekonomiczną, społeczną czy ekologiczną).

Mówiąc najogólniej, chodzi więc o poszerzenie koncepcji wolności negatywnej do postaci koncepcji wolności jako praktycznej zdolności współkształtowania relacji społecznych (gdzie przez relacje „społeczne” rozumiemy wszystkie relacje między aktorami działającymi w świecie natury). Na przykład, wyobrażamy sobie nasze relacje z koronawirusem albo Rosją – i zastanawiamy się nad tym, w jaki sposób musimy współkształtować normy społeczne, aby te relacje stały się akceptowalne z punktu widzenia wartościowego dla nas sposobu życia. I jeśli w tym celu trzeba przyjąć szczepionkę albo wysłać czołg na Ukrainę – to po prostu trzeba przyjąć szczepionkę albo wysłać czołg na Ukrainę.

W stronę demokracji militarnej?

Dwudziestu ośmiu niemieckich intelektualistów z pewnością będzie miało rację, że pojmując demokrację w ten sposób, tracimy niewinność – każde nowe działanie, nawet jeśli słuszne, przekształca oryginalną praktykę, przez co staje się ona czymś innym, niż była w przeszłości. Jest to realna cena, którą przychodzi nam zapłacić. Cywilizowane życie nie jest pozbawione kosztów, a w pewnych aspektach – jak odnotował Freud – jest ono nawet źródłem cierpień. Strzelanie do ludzi przy użyciu czołgów nie przestaje być zatem problematyczne jako czynność moralna, chociaż ważąc na szali wchodzące w grę wartości, trzeba to popierać, gdy potrzebna jest obrona przed agresorem.

To prowadzi nas do pewnej analogii. W czasach wojny kształtuje się gospodarka czasów wojennych – w której również chodzi o osiąganie pewnych celów, na przykład produkowanie określonej liczby określonego typu maszyn w określonym czasie. Tymczasem teraz okazuje się, że również w znaczeniu politycznym pole działania nie jest już w pełni puste, czyste, abstrakcyjne, wolne – ponieważ w praktyce politycznej mierzymy się z rozmaitymi przeciwnikami i przeciwnościami, takimi jak agresywne państwo rosyjskie albo limit emisji gazów cieplarnianych, którego nie powinniśmy przekraczać jako ludzkość.

A zatem normy liberalnego porządku politycznego przypominają teraz nie tylko sprawiedliwe zasady organizacji życia zbiorowego, które mają chronić jednostkową wolność. Zaczynają również przypominać broń wytaczaną przeciwko pojawiającym się zagrożeniom, która ma służyć wykluczeniu norm alternatywnych. Norma bowiem nie tylko określa reguły dopuszczalnego działania, lecz również represjonuje pewne scenariusze alternatywne, a zatem nie jest w pełni neutralna – gdzie istnieją reguły, tam istnieje władza.

W takim układzie pytanie brzmi następująco. Czy demokracja, której celem staje się przeciwdziałanie czynnikom destabilizującym i aktywne tworzenie warunków własnego dalszego istnienia, staje się demokracją czasów wojennych? I czy już zawsze taka będzie? I pytanie drugie: jak w tych warunkach znaleźć właściwą równowagę między wolnością a kontrolą? Nie tylko dlatego, że wolność potrzebuje wielkoduszności, tolerancji wobec eksperymentu, różnorodności, błędu i bluźnierstwa. Chodzi również o to, że konieczność zręcznego kierowania pewnymi procesami politycznymi, społecznymi, gospodarczymi, a nawet naturalnymi (klimat, wirus) staje się w praktyce pożywką dla różnej maści autorytarystów, co może zniszczyć demokrację od wewnątrz.

Trzeba zatem powiedzieć sobie, że podział na dobre i złe nie jest tym samym, co podział na wewnętrzne i zewnętrzne. To byłoby zbyt wygodne. Nasze wybory polityczne nie zawsze są jednoznacznie dobre, ponieważ często wiążą się z realnymi dylematami etycznymi. Jeśli zaś zależy nam na prowadzeniu pewnego sposobu życia, zbudowaniu pewnego porządku normatywnego, to zagrożenia dla tego porządku mogą również wynikać z jego wewnętrznych słabości i sprzeczności. Choćby z pragnienia radykalnych partii politycznych, działających w ramach porządków demokratycznych, aby zniszczyć taki porządek. A zatem pytanie trzecie: jak będzie wyglądać w tych nowych warunkach przyszłość wewnętrznych wrogów wolności? Oto dobre pytania, na które trzeba będzie odpowiedzieć przy innej okazji. W tej chwili jedno wydaje się jasne: my również możemy pozwolić sobie na więcej eklektyzmu.