Postawa patriarchatu moskiewskiego wynika z roli, jaką Cerkiew moskiewska odgrywa we współczesnym systemie władzy w Rosji. Jednak jej pozycja w życiu publicznym sięga korzeniami czasów Związku Sowieckiego, a nawet, czasów Rosji carskiej.
Aktualna diagnoza sprzed 30 lat
Niemal trzydzieści lat temu podnosili te zagadnienia cerkiewni dysydenci, z którymi miałem okazję rozmawiać w roku 1992. Zbierałem wówczas materiały do książki o odrodzeniu życia religijnego na terenie byłego Związku Sowieckiego [1]. Moi prawosławni rozmówcy mówili o kwestii „pokajania”, czyli wyrażenia skruchy lub odbycia pokuty za postawy zajmowane przez cerkiewną hierarchię w czasach schyłku ZSRR. Kiedy dzisiaj słucham nagrań z tamtych rozmów, dochodzę do wniosku, że niektórzy moi rozmówcy niezwykle trafnie diagnozowali problemy, z którymi mierzyć się musiała Cerkiew moskiewska. Duża część z nich jest aktualna dzisiaj.
Ojciec Gleb Jakunin to legendarna postać rosyjskiego prawosławia, a w latach dziewięćdziesiątych aktywny uczestnik życia politycznego. Był jednym z duchownych, nowo deputowanych do Rady Najwyższej Rosji, którzy badali dokumenty KGB. Jakunin jeszcze przed upadkiem Związku Sowieckiego próbował wskazywać na nadużycia w zakresie wpływu sowieckiego aparatu represji na Cerkiew. „W roku 1965 […] w liście do Aleksieja I zwróciliśmy uwagę, że nasza hierarchia cerkiewna weszła na drogę kolaboracji z komunizmem, że odeszła od pouczeń patriarchy Tichona i w czasie prześladowań faktycznie […] trzymała stronę władz komunistycznych. Pisaliśmy również, że nasza hierarchia weszła na drogę kłamstwa, że tworzy dla zagranicy fałszywe wyobrażenie stosunków religijnych w Związku Sowieckim”.
Pijacy i łobuzeria na szczycie cerkiewnej hierarchii
W podobny sposób opisywał sytuację panującą w Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej ojciec Wiaczesław Połosin. Na początku lat dziewięćdziesiątych przewodniczący Komitetu do spraw wolności wyznania i działalności dobroczynnej przy byłej RN Federacji Rosyjskiej pisał: „Ta choroba [która toczy Cerkiew – przyp. aut.] to wejście w środowisko cerkiewne agentury KGB i werbowanie do tej agentury ludzi związanych z Cerkwią. Celem tej agentury było unicestwienie Cerkwi prawosławnej od wewnątrz. Jeszcze w latach dwudziestych XX wieku najbardziej utalentowani ludzie Cerkwi zostali zesłani do obozów, zostali rozstrzelani, zamordowani. A pijacy, wszelka łobuzeria z pomocą państwa wstępowała na coraz wyższe piętra cerkiewnej struktury.
My w tej chwili nie wiemy z całą pewnością, ilu jest takich biskupów, którzy nieprawnie otrzymali swoją godność. Dokumenty, które mamy, mówią w każdym razie, że część biskupów otrzymała tę godność w wyniku mieszania się w sprawy Cerkwi władz państwowych”.
Mówiąc o sytuacji panującej na seminariach duchownych w czasach sowieckich, inny kapłan prawosławny ojciec Kiriak Temiercidi podkreślał podczas naszego spotkania: „Wszyscy żyliśmy w strachu. Wszystkich studentów śledzono. Niemal wszystkich werbowali do współpracy z KGB. Bardzo szybko można się było zorientować, kto ze studentów stawał się donosicielem. Wtedy zrozumiałem, że słowa Anatolija Krasnowa [2] o tym, że nasza Cerkiew jest chora, były rzeczywiście prawdziwe”. Ojciec Kiriak jasno określa przy tym, jaką postawę zajmowała hierarchia prawosławna Cerkwi: „Patriarchat […] tak jak zawsze szedł na układy z władzą, jakąkolwiek władzą, potrafił się czołgać przed władzą, tak i dzisiaj postępuje podobnie. Duchowieństwo jest przestraszone. Boi się o swoją pozycję, o swoje rodziny”. Przypomnę, że słowa te padły w roku 1992.
Cerkiew nie rozliczyła się z kolaboracyjną przeszłością
Odnosząc się do pracy w Komisji badającej archiwa KGB, cytowany już ojciec Gleb Jakunin, tłumaczył mi: „Nasza Cerkiew, przede wszystkim Patriarchat Moskiewski był […] filią IV oddziału V wydziału KGB czy inaczej wydziału Z, który został rozwiązany dopiero na początku lat dziewięćdziesiątych. Byłem jednym z inicjatorów jego rozwiązania, kiedy to po sierpniowym puczu, razem z generałem Olegiem Kaługinem [3], wystosowaliśmy list […] żądający zlikwidowania tego oddziału.
Badając archiwa, dowiedziałem się, że nasza Cerkiew była kontrolowana przez Komitet Centralny KPZR. […] To Komitet Centralny decydował o polityce kadrowej w rosyjskiej Cerkwi prawosławnej, a KGB, a dokładniej jego IV oddział był posłusznym narzędziem realizacji tej polityki. […] Jeszcze kilka lat temu biskupem mógł zostać tylko taki duchowny, który zgodził się na współpracę z organami KGB. On powinien zgodzić się na pisanie donosów na swoich braci, na swoją owczarnię. Tylko wtedy mógł zostać biskupem. To właśnie struktury KGB decydowały, dokąd przenosić kapłanów, których wysłać za granicę, a których umieszczać gdzieś w głębi kraju. Musi pan wiedzieć, że niemal wszyscy przedstawiciele Cerkwi prawosławnej wysyłani za granicę byli tajnymi współpracownikami organów bezpieczeństwa.
Takich biskupów jest w naszej Cerkwi jeszcze wielu – i lecząc chory organizm Cerkwi, trzeba przede wszystkim usunąć tych ludzi. Ludzi, którzy stali się wiernymi sługami prześladowców religii i którzy tak wiele zła wnieśli w wewnętrzne życie Cerkwi”. Słowa te były jasnym wezwaniem do dokonania przez Cerkiew moskiewską owego wyrazu skruchy, aktu pokuty. Tego aktu skruchy za dobrowolną, a niekiedy wymuszoną represjami, współpracę z komunistycznym państwem patriarchat moskiewski nie dokonał.
Dawał temu wyraz wspomniany wcześniej ojciec Wiaczesław Połosin: „Proces oczyszczenia jest konieczny. Niestety grupa naszych hierarchów, między innymi metropolita Cyryl, uważa tego typu wypowiedzi za zamach na Cerkiew, za próbę pełnej dyskredytacji Cerkwi. Według mnie jest to zupełnie zadziwiająca reakcja”. Warto zauważyć, że ów metropolita Cyryl, to dzisiejszy patriarcha Cyryl, tak mocno wspierający politykę Władimira Putina.
Duchowe dzieci komunizmu
Gdy w roku 1992 pytałem moich rozmówców o perspektywy rysujące się przed rosyjską Cerkwią prawosławną, nie kryli oni sceptycyzmu. Ojciec Kiriak Temiercidi mówił mi wówczas: „Niestety korzystnych zmian w naszej Cerkwi jest niewiele. Biskupami i metropolitami zostają nadal ludzie wykształceni w minionych latach. Mówię wykształceni, ale przecież oni właściwie nie są wykształceni. Brakuje im wiedzy, brakuje im horyzontów. Przed rewolucją ludzie o takim poziomie intelektualnym, tak słabo wykształceni mogliby co najwyżej być wiejskimi batiuszkami.
Nie wiem, co będzie dalej z naszym prawosławiem. Jeżeli nie będzie powrotu do ducha soboru z czasów patriarchy Tichona, to przyszłość Cerkwi będzie mroczna. Przecież większość naszych hierarchów to ludzie wychowani za czasów patriarchy Pimena. Tego Pimena, który na tysiąclecie chrztu Rusi w roku 1988 powiedział na Kremlu, że w naszym życiu społecznym trzeba przywrócić leninowskie normy. Patriarcha mówi o leninowskich normach! To on nie pamięta, że przywrócić trzeba w naszym życiu przede wszystkim normy chrześcijańskie? Dla niego ważne są leninowskie! Ludzie kierujący Cerkwią do dzisiaj, to duchowe dzieci tamtego okresu. Oni są zatruci tamtą epoką”.
Sojusz tronu i ołtarza
Gdy pytałem ojca Kiriaka o rosyjski sojusz tronu i ołtarza, bez wahania wyjaśniał: „Cerkiew państwowa będzie służyła państwu, będzie państwu posłuszna. Oczywiście taka Cerkiew nie jest państwu potrzebna, ale dla właścicieli państwa jest wygodna, bo łatwiej rządzić”.
Przed owym sojuszem tronu i ołtarza przestrzegał na początku lat dziewięćdziesiątych również ojciec Aleksander Borisow, uczeń zamordowanego ojca Aleksandra Mienia. Duszpasterz prawosławnej inteligencji moskiewskiej nie krył przede mną obaw: „Sojusz pomiędzy konserwatywnym prawosławiem, a ruchami tak zwanych nacjonalpatriotów jest dla mnie bardzo niepokojący. Tych ludzi łączy przede wszystkim poczucie wielkoruskiej dumy, wynoszenie się ponad inne narody i społeczeństwa. […] My Rosjanie, my prawosławni – my zawsze na pierwszym miejscu. Logiczną konsekwencją takiego myślenia jest pragnienie odbudowy imperialnej Rosji, ogromnego państwa, które po raz kolejny w historii tracić będzie siły na utrzymanie w jedności swego terytorium i podporządkowanie sobie innych narodów. Podporządkowanie nie tylko gospodarcze, ale i moralno-ideologiczne. Do tego dochodzi jeszcze przekonanie tych ludzi, że do wytyczonych celów można i należy dochodzić za pomocą siły. To wszystko łączy konserwatywne prawosławie z komunistami i faszystami.
Tego typu nastroje dominują niestety wśród prawosławnego duchowieństwa, które chce budować prawosławie zamknięte przed światem. Oni mówią po prostu – tylko my mamy rację, tylko my jesteśmy dobrzy, a wszyscy pozostali to heretycy. […] Nie liczyć się także i dzisiaj z tymi siłami, siłami nacjonalizmu i ksenofobii, byłoby lekkomyślnością”. Te słowa padły z ust mojego rozmówcy w Moskwie trzydzieści lat temu. Dzisiaj są jeszcze bardziej aktualne, aniżeli wówczas, gdy wydawało się, że Rosja może wkroczyć na drogę demokratyzacji. Z perspektywy czasu tamte nadzieje okazały się iluzją, a słowa ojca Borisowa brzmią niemal jak prorocza przestroga.
Przypisy:
[1] Krzysztof Renik „Religie, które przeżyły”, WAM, Kraków 1996.
[2] Anatolii Krasnov-Levitin (1915–1991) – rosyjski pisarz cerkiewny, uznawany za cerkiewnego dysydenta i działacza na rzecz praw człowieka w Związku Sowieckim.
[3] Oleg (Daniłowicz) Kaługin (ur. 1934) – były generał major, przez długi czas szef operacji KGB w Stanach Zjednoczonych, później krytyk tej instytucji. Podczas puczu sierpniowego w 1991 roku działał w najbliższym otoczeniu Borysa Jelcyna, współuczestnicząc w obronie Białego Domu.