Fabuła „Rytmów Casablanki” opiera się na znanym motywie: oto do zapomnianej i ubogiej dzielnicy przybywa nauczyciel buntownik, który podejmuje się pracy z lokalną młodzieżą – trudną i pozostawioną samą sobie. Oferuje jej narzędzie do wyrażenia siebie – muzykę, literaturę, czasami taniec. Tym samym młodzi ludzie otrzymują możliwość ukazania, a czasami wykrzyczenia światu tego, co myślą i czują. Pociąga to za sobą daleko idące konsekwencje. Czasami tego typu filmy kończą się happy endem – młodzi ludzie zyskują uznanie i dalej mogą rozwijać swoje talenty. Czasami młodzieńczy zryw kończy się jednak na oporze ze strony szkoły czy rodziny. W takiej oto ramce zamyka się fabuła „Rytmów Casablanki”. To, co w tym filmie ciekawi, to niewątpliwie wypełnienie tej ramki, czyli marokański, muzułmański kontekst (a dla amatorów języka arabskiego dodatkowo rymy w marokańskiej dariji).
Sam tytuł, „Rytmy Casablanki”, może kojarzyć się muzyką raï czy Alabiną śpiewającą niegdyś z Gypsy Kings „De Granada a Casablanca…”. W filmie Nabila Ayoucha są to jednak rytmy i rymy rapu. Daje się tu swoją drogą zauważyć stopniowa ewolucja tytułu, który w języku arabskim brzmi „علي صوتك” – „na twój głos”, w wersji francuskiej – „Haut et Fort” [wysoko i głośno], podczas gdy w wersji angielskiej – i co za tym idzie, polskiej – tytuł został sprowadzony wyłącznie do sfery muzycznej [„Casablanca Beats”=„Rytmy Casablanki”]. W ten sposób główne przesłanie filmu, czyli głos i jego doniosłość, zeszło na dalszy plan.
Arabski rap jako głos sprzeciwu
Rap zdecydowanie nie jest rdzenną muzyką arabską, jednak jako muzyka sprzeciwu bardzo dobrze wkomponował się w realia Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej. Początkowo, w latach dziewięćdziesiątych, kojarzony był przede wszystkim z Palestyną. Raperzy palestyńscy zwracali w ten sposób uwagę na swoje dążenia do ustanowienia niepodległego państwa palestyńskiego oraz na opresyjny sposób traktowania Palestyńczyków przez Izrael. Utwór najbardziej wówczas znanego zespołu DAM „Min irhabi?” [Kto jest terrorystą?] stał się znany i rozpoznawalny daleko poza granicami arabskojęzycznego świata. Ponowne zainteresowanie rapem przypada na czas Arabskiej Wiosny, kiedy to rzesze młodych mieszkańców regionu wyszły na ulicę, domagając się zmian politycznych i godziwych warunków życia. Rap był wówczas znakomitym środkiem do wyrażania niezadowolenia, a raperzy tacy jak tunezyjski El General stali się rozpoznawalni także poza światem arabskim.
Problemy, z którymi muszą się mierzyć, nie zniknęły w momencie, gdy znaleźli sposób na to, aby o nich mówić. Wręcz przeciwnie – pojawiły się nowe, ponieważ wyrażanie swojego zdania i przeciwstawianie się porządkowi społecznemu nie jest dobrze widziane w tradycyjnych społecznościach. | Katarzyna Górak-Sosnowska
W czasie tych trzech dekad sporo się zmieniło, jeżeli chodzi o to, co w rapie można i wypada. Zakres tematyczny zdecydowanie poszerzył się poza kontekst palestyński, obejmując całą gamę problemów społecznych i politycznych – opresyjną kulturę, skorumpowanych polityków, bezrobocie. Obok arabskich raperów zaczęły pojawiać się arabskie raperki – niektóre, jak Shadia Mansour, mieszkają na Zachodzie, inne – jak chociażby Soultana – w Afryce Północnej. Każda z nich na swój sposób przełamuje granice, nie tylko muzyczne, ale i obyczajowe. Warto wspomnieć, że jeszcze dwie dekady temu zastanawiano się, czy kobiecie w hidżabie wypada kołysać się w takt muzyki. Tymczasem saudyjska raperka Asayel Slay nagrała teledysk w Mekce, wywołując spore kontrowersje, jednak nie ze względu na to, że rapowała, a na miejsce.
To wyjątkowe znaczenie kulturowe, jakiego nabrał rap w świecie arabskim, pozwoli nam lepiej zrozumieć „Rytmy Casablanki”. Oto na przedmieściach tego miasta, w miejscowości Sajidi Mumin, w lokalnym domu kultury nastoletnia młodzież – chłopcy i dziewczęta – poznaje rap. Wkrótce staje się on środkiem wyrazu buntu, sprzeciwu i niezgody na to, co dzieje się w ich najbliższym otoczeniu. Młodzi ludzie rapują o biedzie, przemocowych rodzinach czy konieczności trzymania się tradycyjnych norm społecznych. Nastoletnie dziewczyny domagają się uznania swojej podmiotowości niezależnie od tego, czy noszą hidżab, czy nie, oraz od tego, co na ten temat sądzą ich bracia.
Wspólne podwórko
Zdumiewające jest nie tylko to, jak szybko i sprawnie młodzi adepci rapu wczuwają się w ten nowy środek wyrazu, ale i to, jak sprawnie i skutecznie – nieraz do bólu – potrafią z niego skorzystać. W grupie artystycznej w lokalnym ośrodku kultury bez problemu wyrzucają z siebie to, co przynosi im cierpienie czy wywołuje niezgodę. Ich poglądy czy opinie poznajemy śladowo – jedynie przy kilku dyskusjach, które pojawiły się podczas omawiania występu tej czy innej osoby. Ich życie poza ośrodkiem kultury znamy jeszcze słabiej – docierają do widza w zasadzie tylko jego strzępy – chora matka, kłótliwy ojciec, nadopiekuńczy brat czy inna matka, która tak dba o to, by rapująca córka nie narobiła wstydu rodzinie, że zapomina o jej potrzebach. Niewiele wiemy również o nauczycielu grupy – pojawił się znikąd, przyjechał starym samochodem, w którym zdaje się mieszkać i mieścić całe swoje życie. Trudno powiedzieć, co sprowadziło go do Sajidi Mumin.
Świat arabski najpierw pokazał, że może wyjść poza przypisane mu ramki ostatniej ostoi autorytaryzmu, a następnie już nieco mniej spektakularnie wrócił do punktu wyjścia. […] Podobnie i w „Rytmach Casablanki” rapowanie daje młodym ludziom namiastkę poczucia, że mogą coś zmienić, i tyle. | Katarzyna Górak-Sosnowska
Ten swoisty dualizm – zresztą nie jedyny w filmie – jest uderzający. Na sali w ośrodku wszyscy rozumieją się bez słów (czy raczej w tym kontekście – od razu rozumieją swoje słowa). Poza ośrodkiem każdy zdaje się podążać swoją drogą, wraca do swojego zakątka nieprzyjaznego świata, w którym musi na co dzień funkcjonować. Wspólnota losu staje się efemeryczna i krucha. Jeżeli faktycznie ci młodzi ludzie mają wziąć sprawy i życie w swoje ręce, będą to najpewniej robić w pojedynkę. Pytanie, które należy postawić, brzmi: czy będą mieli na to siłę? Mieszkają w nieznanej nikomu miejscowości na przedmieściach dużego miasta (podkreśla to nawet angielski tytuł – rytmy są w Casablance, a nie w Sajidi Mumin), w ubogich, tradycyjnych rodzinach, funkcjonują w dość konserwatywnej społeczności lokalnej, i – jak powiedziała to jedna z rapujących dziewcząt – nie umieją nic więcej ponad rapowanie. Problemy, z którymi muszą się mierzyć, nie zniknęły w momencie, gdy znaleźli sposób na to, aby o nich mówić. Wręcz przeciwnie – pojawiły się nowe, ponieważ wyrażanie swojego zdania i przeciwstawianie się porządkowi społecznemu nie jest dobrze widziane w tradycyjnych społecznościach. Na trudności napotkały głównie dziewczęta (co ciekawe: nie za taniec, tylko za mówienie na głos tego, co uważają), choć i jeden z chłopców musiał bronić swojego stanowiska podczas spotkania z grupą starszych mężczyzn przed modlitwą w meczecie.
Pobożne życzenia?
A może zatem film należałoby odczytać jako fantazmat – pobożne życzenie, aby głos młodych ludzi został nie tylko zauważony, ale i zrozumiany. Film pod względem formuły nie jest do końca jednoznaczny – niekiedy mamy do czynienia z wydarzeniami faktycznymi, a czasami być może z fikcją. Żadna ze scen, gdy młodzi bohaterzy poprzez rap wyrażają swoje zdanie w kłopotliwej dla siebie sytuacji, nie kończy się reakcją ze strony otoczenia – ani pozytywną, ani negatywną; po prostu scena urywa się. Nie wiemy, co się wydarzyło później – czy wyrapowany przekaz dotarł, czy nie. Skoro nic się w życiu bohaterów nie zmieniło, być może rap okazał się narzędziem nieskutecznym, albo tak naprawdę nigdy nie został wypowiedziany na głos.
Charakter tych scen raz jeszcze ilustruje ulotność nadziei młodych ludzi, czy to w Maroku, czy innych państwach Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej. Nie inaczej było z Arabską Wiosną, do której na początku filmu nawiązał nauczyciel. Przez kilka miesięcy młodzi ludzie, którzy demonstrowali na ulicach, mieli złudne poczucie, że mogą coś zmienić. Z perspektywy ponad dekady od wybuchu Arabskiej Wiosny bilans wydarzeń przedstawia się niekorzystnie. Świat arabski najpierw pokazał, że może wyjść poza przypisane mu ramki ostatniej ostoi autorytaryzmu, a następnie już nieco mniej spektakularnie wrócił do punktu wyjścia: przez Syrię, Jemen czy Libię przetoczyły się wojny, w Egipcie władza wróciła w ręce wojskowego, a w Maroku skończyło się na kilku reformach. Podobnie i w „Rytmach Casablanki” rapowanie daje młodym ludziom namiastkę poczucia, że mogą coś zmienić, i tyle. Wobec braku innych zasobów najpewniej nadal najwięcej do powiedzenia będą miały ich rodziny. Główny bohater – nauczyciel – też zresztą nie wyszedł najlepiej na tym, że przeciwstawił się swojemu otoczeniu i wybrał własną drogę. A może jednak wyszedł?
Patrząc na wycinek rzeczywistości zobrazowany przez jeden lokalny ośrodek kultury, można powiedzieć, że nic się nie zmieni, a wystawianie młodych ludzi na dodatkowe trudności – pomimo już i tak niełatwego losu – nie ma sensu. Jeżeli jednak ten sam wycinek zostanie osadzony w pewnej chronologii wydarzeń, zilustruje olbrzymią zmianę, jaka dokonuje się na naszych oczach (choć biorąc pod uwagę niewielkie zainteresowanie w Polsce światem arabskim, można raczej powiedzieć, że obok nas). Oto w zabiedzonej niewielkiej miejscowości organizowane są zajęcia z rapu, młodzi ludzie są świadomi problemów, z którymi się stykają, i umieją je wyrazić w kreatywny, twórczy sposób. Nie znikają w slumsach, nie pogrążają się w nałogach, ale myślą i starają się coś zmienić w swoim otoczeniu. Rapują młodzi chłopcy, rapują i tańczą dziewczęta – niektóre mają hidżaby, a do tego spodnie-rurki, inne burzę niesfornych loków i koszulki z odsłoniętymi ramionami. Mentalna i kulturowa przepaść między nimi a ich rodzicami pogłębia się coraz bardziej. To już nie jest archetyp religijnego muzułmanina czy „kobiety w islamie”, jakie znamy z naszych wyobrażeń na temat tamtej części świata. Bo tamten świat intensywnie się zmienia – i to często szybciej i bardziej, niż jesteśmy sobie to w stanie wyobrazić. Chociażby z tego powodu, by tę wyobraźnię rozwinąć, warto pójść na „Rytmy Casablanki”.
Film: