Michele Bachelet, Wysoka Komisarz ONZ do spraw Praw Człowieka, złożyła sześciodniową wizytę w Sinkiangu, autonomicznym regionie Chin, zamieszkanym w dużej części przez muzułmańskich Ujgurów. W kategoriach dyplomatycznych to sukces: ostatnia taka wizyta miała miejsce szesnaście lat temu. Mało tego: Chiny nadały wizycie wysoką rangę, a Bachelet dostąpiła zaszczytu rozmowy przez Zoom z prezydentem Xi Jinpingiem, który ma wszelkie szanse sprawować tę funkcję dożywotnio: jesienny zjazd Komunistycznej Partii Chin ma znieść ograniczenia liczby kadencji na tym urzędzie. Jak wynika zaś ze zhakowanego i ujawnionego tuż przed wizytą pani Bachelet ogromnego zasobu chińskich dokumentów tyczących się represji Ujgurów w Sinkiangu, prezydent Xi jest także inicjatorem tej polityki.
„Pod silnym kierownictwem KC Partii z Towarzyszem Xi Jinpingiem na czele, nasz Komitet Partii [w Sinkiangu] nie może ani na chwilę przerwać walki z separatyzmem: nawet jeśli w ciągu pięciu lat [2017–2021] osiągnięta zostanie podstawowa stabilizacja, nadal będziemy uderzać mocno w ciągu następnych lat pięciu”, mówił sekretarz Sinkiangu Chen Quanguo w 2018 roku, po wizycie w prowincji ministra bezpieczeństwa publicznego. Te mocne uderzenia to przede wszystkim internowanie 10 procent ujgurskiej ludności prowincji w „obozach reedukacyjnych”; można było się tam znaleźć, na czas niekreślony, za noszenie brody (mężczyźni) lub długiej spódnicy (kobiety), niejedzenie wieprzowiny lub niepicie alkoholu. Nie mordowano tam, lecz bito i gwałcono, a przede wszystkim – indoktrynowano. „Reedukacja” ta miała wykorzenić u Ujgurów wszystkie te przejawy „muzułmańskiego ekstremizmu i separatyzmu”. Ujawniono też ogromną bazę danych internowanych: najstarszy miał 73 lata, najmłodsza – 15. Inne ujgurskie dzieci przymusowo wysłano na edukację w chińskich internatach. Zniszczono setki meczetów, muzułmańskich cmentarzy i innych zabytków. Wszystko to razem, zdaniem ekspertów, a także rządów czy parlamentów Stanów Zjednoczonych, Kanady, Holandii czy Litwy, nosi znamiona ludobójstwa.
Do mieszkań internowanych często wprowadzali się chińscy obserwatorzy, którzy nadzorowali, czy pozostali członkowie rodziny przykładnie się od takich zachowań odcinają. Miało to wpływ na czas spędzony przez ich krewnych w obozie: nie było wszak sensu wypuszczać reedukowanych, jeśli narażeni byliby nadal na złe wpływy. KPCh w ogóle przywiązuje wielką rolę do reedukacji w rodzinie: mieszkająca w USA Ujgurka Kalbinur Gheni pozostawała bez wieści o swojej matce, skazanej podobno na siedemnaście lat obozu. Zwróciła się do pani Bachelet z prośbą, by spytała chińskie władze o jej los. Poskutkowało: do pani Gheni jeszcze przed wizytą zadzwoniono z Sinkiangu. Przedstawiciel władz poinformował ją, że jej matka źle się czuje – i to wszystko przez nią. Potem na chwilę przekazano słuchawkę matce, która błagała córkę, by przestała. Potem już nic.
Najodważniejsze wystąpienie
Pekin żądał, a ONZ się nie sprzeciwiła, by była to wizyta „przyjazna”, a nie „śledcza”. Według agencji Sinhua pani Bachelet miała w pierwszym wystąpieniu po przybyciu do Sinkiangu „chwalić osiągnięcia Chin w zakresie praw człowieka”. W odpowiedzi jej biuro prasowe poprosiło dziennikarzy, by „zapoznali się z oryginalną wersją jej wypowiedzi”, w której słowa takie nie padły. Było to najodważniejsze wystąpienie Wysokiego Komisarza w Chinach. Nie mogła się spotkać niemal z nikim, jakoby ze względu na pandemię. Pozwolono jej obejrzeć jedno więzienie dla kryminalnych i jeden nieczynny już obóz. Kampania reedukacyjna była wielkim sukcesem, a poza tym została już zakończona – zapewniły ją władze Sinkiangu. Nie wyjaśniono, dlaczego ją zakończono, skoro była takim sukcesem. W rozmowie z Xi pani Bachelet wyraziła jedynie concern – „zatroskanie” sytuacją praw człowieka. Prezydent zapewnił ją, że wszystko jest w porządku. Dopiero po wizycie Wysoka Komisarz oświadczyła, że „działania antyterrorystyczne nie mogą naruszać praw człowieka”. Bez znaczenia, że już naruszają, a właściwie fundamentalnie je gwałcą, choć niby nie mogą tego robić. I że nie można traktować całego narodu jak terrorystów.
Za to podczas jedynej konferencji prasowej, jaką podczas wizyty odbyła, pani Bachelet – znana z bezkompromisowego stosunku do innych niż Chiny naruszycieli praw człowieka, zajęła się sytuacją na świecie, zwłaszcza w Ukrainie, Jemenie i Mjanmie, a także mordem w szkole w Teksasie, który uznała za przejaw amerykańskiego rasizmu. Rzecznik chińskiego MSZ ją za to pochwalił i skonfrontował „realny problem rasizmu w USA” z „wyssanymi z palca zarzutami wobec Chin”. Istnieje wszelako nadzieja, że biuro Wysokiej Komisarz opublikuje wreszcie swój raport o sytuacji w Sinkiangu, gotowy od ponad pół roku. Jego ogłoszenie odwlekano, najpierw, by nie zakłócać olimpiady w Pekinie, potem, żeby nie utrudnić wizyty w Sinkiangu.
ONZ jak Volkswagen
Najwyraźniej niezakłócanie i nieutrudnianie stały się wytycznymi Wysokiej Komisarz, przynajmniej jeśli chodzi o Chiny – drugiego po USA sponsora ONZ i coraz bardziej wpływowego jej członka. Akurat w tym tygodniu chińskie i rosyjskie weta udaremniły publikację oświadczenia Rady Bezpieczeństwa w sprawie Mjanmy, gdzie setki ofiar giną w rozpętanej przez wojskowy zamach stanu wojnie domowej. Chiny zasiadają także w pięcioosobowym komitecie, który mianuje specjalnych sprawozdawców ONZ do spraw praw człowieka. Trudno doprawdy zakłócać spokój takiemu mocarstwu czy utrudniać mu życie.
W dzień po wizycie pani Bachelet koncern Volkswagen poinformował, że – inaczej niż liczne inne firmy, które pod presją wycofały się z Sinkiangu – nie zamierza likwidować swej położonej tam fabryki. Zapytany, czy nie powinni raczej ją zamknąć na znak protestu, rzecznik VW odpowiedział: „Moglibyśmy to zrobić. Ale nie zrobimy, bo uważamy, że nasza obecność ma wpływ pozytywny”. Pani Bachelet mogłaby powiedzieć dokładnie to samo. Może by połączyć funkcje Wysokiej Komisarz i rzecznika Volkswagena? Urząd Wysokiego Koncernu do spraw Praw Człowieka mógłby w stosownych okolicznościach wyrażać swój high concern – „wysokie zatroskanie”, zapewniając zarazem, że ma to „wpływ pozytywny”. W razie czego można poprosić mamę pani Gheni o potwierdzenie.