Erytrea zbojkotowała zwołaną przez Chiny w Addis Abebie poniedziałkową konferencję pokojową dla Rogu Afryki. Może trochę dziwić, że akurat Chiny próbują swych sił tam, gdzie i Stany Zjednoczone, i Unia Europejska połamały zęby na konfliktach sudańsko-południowosudańskich, sudańsko-etiopskich, etiopsko-sudańsko-egipskich, etiopsko-erytrejskich i etiopsko-somalijskich, nie licząc somalijskich oraz etiopskich krwawych wojen domowych. Ale Pekin po prostu usiłuje chronić swe inwestycje.
5 milionów baryłek ropy dziennie i baza wojskowa w każdym rogu
Po secesji Erytrei 29 lat temu Etiopia jest odcięta od morza, a sąsiednie Dżibuti to jedyny port, z którego może korzystać: tylko szybka kolej Addis Abeba–Dżibuti kosztowała Chińczyków 3,4 miliarda dolarów. Dlatego też właśnie w Dżibuti Chiny mają swą jedyną zagraniczną bazę wojskową z 2 tysiącami żołnierzy, lotniskiem i pirsem na dwa z trzech chińskich lotniskowców. Bazy w Dżibuti mają też zresztą USA, Wielka Brytania, Francja, Włochy, a nawet Japonia: przez cieśninę Bab el-Mandeb, między Dżibuti a Jemenem, przechodzi w drodze do Europy około 5 milionów baryłek ropy dziennie, niemal jedna trzecia unijnego zapotrzebowania. Położone po obu jej stronach przeraźliwie biedne państwa codziennie patrzą, jak dosłownie przepływa im koło nosa bogactwo świata. Nic więc dziwnego, że po arabsku nazwa cieśniny znaczy Brama Łez i że bazy w Dżibuti są w stałym pogotowiu.
Głównym tematem konferencji była jednak wewnętrzna sytuacja w Etiopii, gdzie chińskie inwestycje wydają się chwilowo bezpieczne. Tyle że tak samo sytuacja wyglądała rok temu, kiedy armia etiopska i sprzymierzona z nią erytrejska okupowały i krwawo tłumiły zbuntowaną prowincję Tigraj, która odmawiała podporządkowaniu się władzy premiera Ahmeda Abiya.
Zaraz potem jednak Tigrajczycy nieoczekiwanie przeszli do kontrofensywy, wyzwolili większość prowincji i ruszyli na Addis Abebę. Zanosiło się na powtórkę zwycięskiego szturmu z 1991 roku, kiedy to sprzymierzone wówczas Fronty Narodowowyzwoleńcze – tigrajski i erytrejski – obaliły krwawą komunistyczną dyktaturę wojskową, kładąc tym samym kres półtorawiekowej dominacji Amharów (dziś 27 procent ludności). Po pokojowej erytrejskiej secesji, autorytarne rządy Tigrajczyków (6 procent) trwały do 2016 roku, kiedy to w obliczu narastającego buntu, zwłaszcza najliczniejszych w kraju Oromo (36 procent), Tigrajski Front pokojowo oddał władzę w Addis Abebie – ale Tigraju oddać nie chciał.
Wzorowanie się na Jugosławii nie było dobrym pomysłem
Zwłaszcza że w efekcie przekształcenia Etiopii w 1995 roku w etniczną federację na wzór jugosłowiański, Tigraj odzyskał ziemie na zachód od rzeki Tekeze, z tigrajską większością, lecz historycznie rządzone przez Amharów, którzy odtąd pragnęli je odzyskać. Wzorowanie się w 1995 roku na Jugosławii nie było dobrym pomysłem.
By pokonać Tigrajczyków, premier Abiy, choć sam jest z Oromo, oparł się w 2020 roku na Amharach, historycznych gnębicielach Oromo, oraz zawarł sojusz z Erytreą, z którą Etiopia zdążyła już była w międzyczasie stoczyć krwawą graniczną wojnę. Siły federalne zajęły wówczas wschód prowincji, zaś oddziały amharskie, w tym ludobójcze bojówki Fano, wspólnie z Erytrejczykami zajęły zachodni Tigraj i przystąpiły do czystek etnicznych Tigrajczyków.
Ta okupacja trwa do dziś, a spływające rzeką Tekeze do Sudanu trupy mają tigrajskie tatuaże. Z kolei w rok później marsz Tigrajczyków na południe, przez ziemie amharskie, znaczyły krwawe pogromy ich mieszkańców. Wojska Frontu zyskały wówczas nieoczekiwane wsparcie od Oromskiej Armii Wyzwoleńczej (OLA).
Chińskie drony ratują premiera
Autorytarne rządy Tigrajczyków ciężko doświadczyły Oromo, a wyniesienie Abiya na fotel premiera wzbudziło wśród nich ogromne nadzieje. Jednak premier je zawiódł, opierając się na Amharach i dążąc do centralizacji władzy, a nie do zaspokojenia oromskich dążeń do autonomii. Klęska Abiya wydawała się przesądzona – gdy do walki włączyły się drony. Importowane z Chin, Iranu i Turcji maszyny bojowe, obsługiwane w większości przez obcych specjalistów, zmasakrowały jesienią ubiegłego roku oddziały Frontu i OLA, zmuszając je do odwrotu.
Ale wojska federalne nie zdecydowały się na wkroczenie do Tigraju i usiłowały wziąć prowincję głodem. Gdy i to zawiodło, Abiy ogłosił właśnie, na kilka dni przed chińską konferencją pokojową, że jest gotów do negocjacji z Frontem – ale dla Tigrajczyków odzyskanie żyznych i dających, przez granicę z Sudanem, okno na świat, ziem zachodnich pozostaje warunkiem sine qua non. Amharowie zaś ziem odebranych Tigrajowi bez walki nie oddadzą.
Zapewne dlatego już w maju władze federalne przystąpiły niespodziewanie do pacyfikowania prowincji Amhara: wiadomo o półtora tysiąca aresztowanych. Front zaś podał w maju o zwycięskiej bitwie z Erytrejczykami, lecz nie było słychać o federalnej ofensywie, by wspomóc dawnych sojuszników. To z kolei jest przyczyną, dla której Asmara zbojkotowała konferencję.
Jedyny pewnik to szekspirowska intryga
Zaś w dniu jej rozpoczęcia doniesiono o spektakularnej akcji zbrojnej rozbitej jakoby OLA, której oddziały zajęły pół stolicy sąsiedniego stanu Gambella, zanim musiały się wycofać, a także miały dopuścić się, w oromskiej wsi Tole, masakry dwustu amharskich osadników.
Być może Abiy uznał, że – skoro został odrzucony przez zawiedzionych swoich, a nie chce być ani narzędziem mocarstwowych marzeń Amharów, ani młodszym bratem erytrejskiego dyktatora Isaiasa Afwerky’ego – nie pozostaje mu nic innego, jak negocjacje z dawnym arcywrogiem. Dziś tak osłabionym, że chwilowo nie może mu zagrozić, a który bez niego swych ziem zachodnich nie odzyska.
Szekspirowska intryga i odwrócenie sojuszy to bodajże jedyny pewnik zmieniającego się jak w kalejdoskopie etiopskiego układu sił. W ciągu ostatnich 20 miesięcy zmiany te kosztowały życie pół miliona ludzi. Trudno właściwie zrozumieć, dlaczego tylko jedna morska cieśnina nosi w Rogu Afryki nazwę Bramy Łez.
Póki co jednak Abiy gwarantuje bezpieczeństwo chińskich inwestycji, a chińskie drony bezpieczeństwo jego władzy. Zaś w Addis Abebie powstaje jego gigantyczny pałac, który przyćmi stojące opodal cesarskie pałacyki. Wszak, jak premier lubi powtarzać, matka wywróżyła mu, że zostanie królem królów.