Zdarzają się w życiu takie chwile, gdy jedno nieistotne zdanie uruchamia zapierającą dech w piersiach opowieść. Czasem wystarczy spytać kogoś w pociągu o godzinę. Innym razem w konwencjonalnej wymianie uprzejmości wymówić nazwę swojego rodzinnego miasta. Być może trafimy na moment, w którym nasz uśmiech lub jakaś błaha wzmianka poruszą w naszym przypadkowym rozmówcy czułą strunę. Jeśli tak się stanie, być może zechce się on podzielić z nami swoją historią.

Będziemy pewnie zaskoczeni. Rzadko kiedy jesteśmy gotowi na dysonans, który powstaje, gdy spod burej podszewki rzeczywistości zaczyna prześwitywać wielobarwny splot ludzkich losów. Oto na naszych oczach dokonuje się alchemiczna przemiana. Szary przechodzień jakich wielu zamienia się w wyjątkową postać. A my znów odkrywamy starą prawdę, że każdy z nas nosi w sobie historię, która może stać się wielką literaturą.

Kameralna saga

Doskonale wie o tym Marie-Hélène Lafon, której uhonorowana literacką Nagrodą Renaudot powieść „Historia syna” właśnie ukazała się po polsku w przekładzie Agaty Kozak. Jak autorka sama przyznała w jednej z audycji, impulsem do napisania tej niewielkiej objętościowo książki była dla niej usłyszana przypadkiem rodzinna opowieść [1]. „Rzeczywistość nieustannie mnie osacza, bombarduje: nie potrafię pisać, wychodząc od czegoś, co nie istnieje”, podkreślała Lafon. Historię kilku nieznanych szerszemu ogółowi osób z prowincjonalnej Owernii, które połączyły ze sobą los lub więzy krwi, zamieniła więc w kameralną sagę rodzin Lachalme’ów i Léotych.

Wyrażenie „kameralna saga” brzmi jak oksymoron, ale tym właśnie dokładnie jest książka Lafon. Sagą, bo opowiada o ludziach należących do przynajmniej czterech pokoleń Francuzów i o wydarzeniach, które rozgrywają się na przestrzeni całego stulecia – od 1908 do 2008 roku. Utworem kameralnym, bo Lafon nie jest Rogerem Martinem du Gard z jego siedmiotomową „Rodziną Thibault” i swoją opowieść zamknęła w dwunastu – jak sama to określiła – obrazach, a więc krótkich, niezwykle skondensowanych epizodach, skomponowanych nie do końca chronologicznie w większą całość.

Daleka matka i widmowy ojciec

Kim są jej bohaterowie? W „Historii syna” nie ma jednej głównej postaci, choć da się wskazać tę, która łączy wszystkie pozostałe. To André Léoty, którego młodość przypada na czas okupacji, a dojrzały okres życia na czasy Trente Glorieuses, czyli wspaniałego powojennego trzydziestolecia boomu gospodarczego. Poznajemy go w roku 1950. Ma dwadzieścia sześć lat i mieszka ze swoim wujostwem Léonem i Hélène oraz ich trzema córkami w Figeac, dziesięciotysięcznym sennym, prowincjonalnym mieście w Masywie Centralnym.

André jest szczęśliwy: wychował się w pogodnym domu wujostwa, zaręczył się z pełną energii Juliette, snuje plany na przyszłość. Na jego życiu kładzie się jednak cieniem rodzinna tajemnica. Nie zna swojego ojca, matka zaś, żyjąca samotnie w Paryżu była pielęgniarka Gabrielle, nie chce mówić o przeszłości. Widuje syna dwa razy do roku. Przyjeżdża do Figeac w Boże Narodzenie na tydzień i w sierpniu na wakacje na trzy tygodnie. Sama zdecydowała, że odda go siostrze i że usunie się dyskretnie z jego życia. Tak jak usunęła z jego życia nigdy niewidzianego ojca.

Ten ostatni wcale jednak nie cierpi z tego powodu. Nie wie, że ma syna. Nazywa się Paul Lachalme i jest szanowanym paryskim adwokatem. Podobnie jak Gabrielle pochodzi z Owernii, z Chanterelle – jeszcze mniejszej miejscowości niż Figeac. Jego dziad był chłopem, ojciec – oberżystą, który zaangażował się w lokalną politykę i został merem. On sam, przystojny, wykształcony, wysportowany, bezczelny, przez całe dorosłe życie przyciągał kobiety jak magnes. Pierwszą ofiarą jego zniewalającego męskiego uroku jest o szesnaście lat starsza pielęgniarka z bursy liceum w Aurillac. Ma na imię Gabrielle. Choć być może jest na odwrót. To ona wykorzystuje nadarzającą się okazję w postaci dorastającego, rozpieranego pożądaniem licealisty.

Zaklęty krąg

Z tak poplątanych losów można było wykroić ckliwy melodramat. Lafon daje nam jednak do ręki subtelną psychologiczną opowieść, rozpisane na kilka postaci studium rodzinnych emocji. Pierwszą z nich jest uczucie, jakie targa synem nieznanego ojca. W dzieciństwie André czuje się wyraźnie inny („w Figeac nie ma nieznanych ojców”) i uparcie szuka plusów takiej sytuacji („ma nad ojcem przewagę […] wie, że ten ojciec istnieje […] natomiast ojciec może nie wiedzieć, że ma syna”). W wieku dojrzałym obsesyjnie zadaje sobie pytania o własną tożsamość i o to, w jaki sposób brak ojca wpływa na jego stosunek do świata. Teraz on też ma syna. Co oznacza ten najbliższy stopień pokrewieństwa? Jaką opowieść o sobie i rodzinie ma mu przekazać?

Każdy w swoim pokoleniu musi sobie na to odpowiedzieć sam. Taki jest zresztą głębszy sens tytułu powieści Lafon. Historia syna to bowiem nie tylko historia André. To także historia jego jedynego dziecka Antoine’a i historia Paula Lachalme’a, wychowywanego przez milkliwego ojca surową ręką. Z pokolenia na pokolenie przekazujemy sobie te same błędy i niewiele osób jest na tyle świadomych i zdeterminowanych, że potrafi przerwać ten zaklęty krąg.

Przy dziecku trzeba iść na kompromisy

To jednak nie wszystko. Syn ojca jest u Lafon również synem matki. Jej też w zasadzie nie ma, a jeśli się pojawia na chwilę, trudno nawiązać z nią bliższy kontakt. „Z Gabrielle – przyznaje narratorka albo narrator – wszystko się ześlizgiwało. Nie była ani wrogo nastawiona, ani zamknięta, ale się wymykała, nie było wiadomo, jak do niej dotrzeć”. Co nią powodowało? Dlaczego zdecydowała się przekazać syna na wychowanie siostrze? Wiemy przecież z opowieści, że bardzo chciała mieć to dziecko.

Lafon nie daje wyraźnych odpowiedzi. Raczej naprowadza na pewne tropy. Być może zdecydował lęk przed porażką, zranieniem. „Czułość to luksus, ryzyko” – czytamy na jednej ze stron. Być może wynikało to z jej charakteru – była trudna, twarda. Życie jej nigdy nie rozpieszczało, dlaczegóż miałaby rozpieszczać innych?

Postawę dystyngowanej, tajemniczej pani Léoty wobec André da się wytłumaczyć też w inny sposób. „Historia syna” to w dużej mierze opowieść o przemianach społecznych, które zaszły we Francji w ciągu XX wieku. Widzimy, jak powoli kobiety się emancypują. Po drugiej wojnie światowej zaczynają prowadzić auta, jak Juliette, przejmują stery w domach, przestają się tłumaczyć ze swoich decyzji. Gabrielle tym rożni się od większości z nich, że robi to wszystko znacznie wcześniej. Ta „paryżanka […] w kapeluszu, rękawiczkach, zgrabnych bucikach, w nieskazitelnym stroju, z eleganckim bagażem” jest pierwszą w rodzinie, która wybiła się na niezależność i opuściła rodzinne strony, być żyć w nieformalnych związkach i czerpać z życia, ile się tylko da. Przy dziecku trzeba jednak iść na kompromisy. Miłość do niego nie zawsze musi być łatwa.

Zmysłowość i prostota

Lafon wie, że uczucia to skomplikowana materia. Umie o nich jednak opowiadać w prosty sposób, nie wyzbywając się przy tym głębi. „To opowieść hipnotyzująca, prosta i poważna jak przemijanie”, cytuje recenzję z „Nouvel Observateur” na okładce „Historii syna” jej polski wydawca. Zazwyczaj traktujemy takie hasła jak reklamowy chwyt na wyrost, tu jest ono jednak uzasadnione.

Proza Lafon jest prosta, ponieważ autorka – przez lata nauczycielka języków klasycznych w liceum – nie przestała wierzyć w siłę francuskiej clarté. Hipnotyzująca, bo język Lafon jest niezwykle zmysłowy. Dawno nikt nie pisał o zapachach tak, jak ona i mało który pisarz jest tak wyczulony na zmysłowy szczegół – zachrypnięty głos Hélène, rozczochraną niczym czuprynę linię drzew w niewielkiej miejscowości Jaladis („włochaty łuk wierzb”). Owa zmysłowość bierze się być może ze sposobu, w jaki sama Lafon podchodzi do pisania. W cytowanym już wywiadzie radiowym mówiła: „Tekst wymyśla się, pisze się, wykuwa się słowo po słowie, znak po znaku, zdanie po zdaniu. Każda fraza kroczy, oddycha, przechodzi przez ciało: wychodzi z trzewi, by unieść się w powietrze. To kwestia siłowania się z ciałem: dla mnie pisanie jest czynnością bardzo fizyczną” [2]. W „Historii syna” czuć to na każdej stronie.

Wreszcie powieść Lafon jest poważna, bo choć głosem cichym i pozbawionym nadmiernej afektacji, mierzy się ze sprawami fundamentalnymi dla każdego człowieka – skomplikowanymi relacjami z najbliższymi, rodzinnymi tajemnicami, uczuciami, które w domowym zaciszu tak łatwo zranić lub tak trudno wyrazić.

W jednej z ostatnich scen, w której André, Juliette i Hélène odwiedzają cmentarz w Chaterelle w poszukiwaniu grobów rodziny Lachalme’ów, trafiają na grób Armanda, brata bliźniaka Paula Lachalme’a, który zginął tragicznie w wieku pięciu lat. Juliette zastanawia się, co mogło zabrać na tamten świat małego chłopczyka. Narratorka lub narrator dopowiada: „Wszystkie rodziny skrywają w tkliwych punktach swojej historii małe trumienki”. To zdanie zawiera w sobie bardziej ogólną prawdę – wszystkie rodziny, nawet te, których członkami są najbardziej maluczcy z maluczkich, skrywają poruszające historie. Marie-Hélène Lafon potrafi je opowiedzieć.

 

Przypis:

[1] „Marie-Hélène Lafon : « L’écriture est une affaire charnelle »”, audycja z 5 września 2020, France Culture [https://www.radiofrance.fr/franceculture/podcasts/l-invite-e-culture/marie-helene-lafon-l-ecriture-est-une-affaire-charnelle-1658795].

[2] Tamże.

 

Książka:

Marie-Hélène Lafon, „Historia syna”, przeł. Agata Kozak, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2022.

Wcześniej wydane w Polsce prozy Marie-Hélène Lafon:
– „Joseph”, przeł. Małgorzata Kozłowska, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2015;
– „Nasze życie”, przeł. Agata Kozak, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2019.