Katarzyna Skrzydłowska-Kalukin: Czy Krajowy Plan Odbudowy i załączone do niego kamienie milowe to szansa na skok cywilizacyjny dla Polski? A może nic się nie stanie, jeśli go nie wykonamy?
Dariusz Rosati: To jest ogromna szansa na skok cywilizacyjny. Po pierwsze dlatego, że chodzi o ogromne pieniądze, które mają iść na inwestycje, łącznie ponad 250 miliardów złotych. Tyle w sumie Polska mogłaby pozyskać, jednak rząd przyjął mniej ambitną postawę, bo na razie jest zainteresowany kwotą około 160 miliardów złotych.
Drugim ważnym powodem, że KPO może się stać skokiem cywilizacyjnym, jest to, że pieniądze te mają być skierowane w obszary, w których Polska ma poważne zapóźnienia, a które są niesłychanie ważne ze względu na przyszłość. Chodzi o cele klimatyczne i o rozwój gospodarki cyfrowej.
Na te dwa obszary ma być przeznaczone prawie 60 procent środków z funduszu odbudowy. Można mieć wątpliwości, czy gdyby nie było tych pieniędzy, to inwestycje krajowe skierowałyby się w te obszary w takiej proporcji, czy może poszłyby raczej na coś w rodzaju budowy elektrowni w Ostrołęce, przekopu Mierzei Wiślanej czy jakieś inne megalomańskie cele nietworzące podstaw rozwojowych kraju.
Krajowy Plan Odbudowy obejmuje też inne ważne dziedziny, na przykład ochronę zdrowia, innowacyjność, wzrost konkurencyjności, inwestycje lokalne, samorządowe. Traktuję go jako ważny instrument nadania Polsce impulsu rozwojowego. Niestety, z tego impulsu nie korzystamy ze względu na niezdolność rządu do rozstrzygnięcia sporu we własnym gronie w taki sposób, by uruchomić wypłaty pieniędzy dla Polski.
Potrzebujemy pieniędzy na inwestycje w energetykę. Jednak inwestycje opisane w kamieniach milowych dotyczą głównie energetyki zielonej. Rząd wyhamował budowę wiatraków.
I straciliśmy bez sensu kilka lat. Ale na szczęście w tych dniach rząd przyjął projekt ustawy, który reanimuje w pewnym stopniu energetykę wiatrową. Zasada „10H” [minimalna odległość nowej elektrowni wiatrowej od istniejących zabudowań musi wynosić co najmniej tyle, co dziesięciokrotność jej wysokości – przyp. red.] idzie, mam nadzieję, do kosza.
Realizacja tego, co jest zapisane w kamieniach milowych, nie wystarczy, by zapewnić Polsce bezpieczeństwo energetyczne.
Oczywiście, że nie wystarczy. W stosunku do potrzeb to jest wciąż niewielki udział. Nasze potrzeby, jeśli chodzi o zieloną transformację energetyki, idą w tysiące miliardów złotych. Jednak w sytuacji, w jakiej znajduje się Polska, liczą się każde pieniądze.
KPO nie załatwi nam sprawy skoku cywilizacyjnego, jeśli rząd nie skieruje swojej uwagi na głęboką transformację energetyczną. Wątpliwe jednak, czy tak się stanie, bo przez ostatnie siedem lat bardzo niewiele zrobiono. Obniżyliśmy emisję gazów cieplarnianych zaledwie o kilka procent, podczas gdy w całej Unii Europejskiej w tym samym czasie spadek emisyjności wynosił ponad 20 procent. To dlatego Polacy płacą wysokie rachunki za prąd – a nie z winy Unii Europejskiej.
Najbardziej emisyjnym źródłem energii elektrycznej jest węgiel. Znacznie bardziej niż inne paliwa kopalne, takie jak gaz czy ropa, a nieporównanie bardziej niż odnawialne źródła energii, które mają albo zerową, albo skrajnie niską emisję. Gdybyśmy nie zablokowali rozwoju wiatraków, moglibyśmy podwoić udział zielonej energii, do około 25–30 procent potrzeb i dzięki temu nasze rachunki za prąd byłyby o wiele niższe.
Rachunki są wysokie także dlatego, że rząd pieniądze z opłat, które polskie firmy płaciły za prawa do emisji, przeznaczył na łatanie dziur w budżecie. A łącznie w ostatnich siedmiu latach dostał z tego tytułu prawie 60 miliardów złotych. Połowa tych pieniędzy powinna iść na transformację energetyczną.
Teraz, w ramach funduszu odbudowy Unia będzie dawać pieniądze za reformy, a nie za faktury. To, co jest zapisane w KPO, naprawdę będzie musiało być zrobione.
Tu rozliczanie jest rzeczywiście inne niż w perspektywie siedmioletniej.
Są dwa sposoby mierzenia postępu w realizacji planu odbudowy. Jeden to „kamienie milowe”, czyli dokonywanie określonych zmian prawno-instytucjonalnych, głównie na poziomie ustawowym. Są one dokładnie opisane, jest ich ponad 140. A drugi sposób to realizacja określonych celów. Dotyczą one konkretnych inwestycji, które mają doprowadzić do spadku emisyjności, zbudowania linii kolejowych, tramwajowych, eliminacji zanieczyszczeń czy poprawy sytuacji w służbie zdrowia. Obie te miary są istotne dla uruchamiania pieniędzy.
Wiele terminów wykonania kamieni milowych było wyznaczonych na koniec drugiego kwartału tego roku. Ale wiele z nich nie zostało wykonanych, chodzi zwłaszcza o te dotyczące praworządności, nie można więc wystąpić do Komisji Europejskiej o pieniądze.
Cała suma pieniędzy jest podzielona na sześć rat, które mają być wypłacane co kwartał do końca 2023 roku. Pierwsza transza, która ma być wypłacana pod warunkiem wykonania kamieni milowych w tym roku, wynosi 4,5 miliarda euro.
Wszystko w rękach rządu. Niestety, ponieważ rządzi PiS, tych pieniędzy możemy nie zobaczyć.
Kamienie milowe dotyczące ochrony zdrowia to lista spraw, którą można czytać, jak listę zaniechań i zaniedbań w tej dziedzinie. To, co trzeba wykonać, wygląda, jak poważna reforma systemu opieki zdrowotnej.
Może to, co powiem, jest nietypowe jak na przedstawiciela opozycji, ale Krajowy Plan Odbudowy to nie jest zły program. Stanowi bardzo dobrą, krytyczną diagnozę pięciu lat rządów PiS-u. Widać wszystkie niedociągnięcia, niespełnione obietnice, zaniedbania, między innymi w służbie zdrowia, ale nie tylko. Można by jeszcze zwiększać liczbę obszarów wymagających pilnej naprawy, ale generalnie to dokument, który mnie pozytywnie zaskoczył. I Komisja Europejska przyjęła go pozytywnie. Z wyjątkiem zmian instytucjonalnych dotyczących sądów.
Co ważne, wbrew temu, co krzyczą politycy Solidarnej Polski, Komisja nie narzuca krajowi rozwiązań. Zgadza się na nasze propozycje, jeśli spełniają one kryteria zawarte w rozporządzeniu o europejskim planie odbudowy, albo się nie zgadza i odsyła do poprawki. Komisja może wskazywać kierunki, ale to rząd wychodzi z propozycjami i to rząd ponosi odpowiedzialność za ich wykonanie. Trzeba to wyraźnie podkreślić – KPO jest programem rządowym, nie unijnym.
U nas to trwało długo, bo rząd początkowo nie chciał się zgodzić na kamienie milowe dotyczące praworządności, ale też na te związane z uporządkowaniem finansów publicznych tak, by były bardziej przejrzyste. Chodzi chociażby o włączenie do budżetu różnych pozabudżetowych rachunków i funduszy, które pozostają poza kontrolą parlamentu. Chodzi też o zmianę regulaminu Sejmu, żeby zapewnić obowiązkowe konsultacje społeczne w sprawie ustaw związanych z finansami czy ocenę skutków regulacji. W końcu rząd na to przystał.
Rzeczy, których nie było w tym dokumencie w pierwotnym brzmieniu, pojawiły się, bo oczekiwała tego Komisja Europejska. To są instytucjonalne zmiany, które gwarantują, że pieniądze będą wydane zgodnie z regułami przyjętymi przez UE.
Program jest więc w miarę dobry. Problem polega na tym, że Morawiecki okłamał większość członków rządu. W wersji KPO wysłanej do Komisji Europejskiej w ubiegłym roku nie było całej części F dotyczącej zmian instytucjonalnych, czyli praworządności. Część ta pojawiła się w KPO w trakcie negocjacji z KE. Najwyraźniej Morawiecki ograł Ziobrę. Przyjął plan, w którym znalazły się rozwiązania dotyczące praworządności, ale pewnie tak samo było z zapisem o opodatkowaniu samochodów spalinowych.
Nawiasem mówiąc, w KPO nie ma zakazu użytkowania samochodów z silnikami spalinowymi. Kilka dni temu Rada Europejska przyjęła zakaz rejestrowania nowych samochodów tego rodzaju po 2035 roku. Nie jest to więc nowa sprawa, Unia szykowała się do tego od lat.
Awantura o wiek emerytalny to też nieporozumienie, bo w tym dokumencie nie mówi się o podniesieniu ustawowego wieku emerytalnego, tylko o wydłużeniu efektywnego czasu pracy, czyli motywowaniu ludzi, żeby sami zechcieli dłużej pracować. To jest jak najbardziej racjonalne i pożądane, i w niczym nie narusza prawa do odchodzenia na emeryturę w wieku 60 i 65 lat.
Obecna awantura w rządzie na temat KPO i kamieni milowych pokazuje, że albo ministrowie nie byli poinformowani o tym, co jest tam zapisane, albo nie chciało im się czytać przesyłanych dokumentów.
Jakie będą tego konsekwencje?
Jeśli Solidarna Polska zablokuje realizację kamieni milowych, nie dostaniemy pieniędzy. Ziobro będzie się stroił w szaty patrioty, obrońcy Polski przed Unią, która jakoby wywiera na nas naciski czy stosuje szantaż. W rzeczywistości to on szantażuje rząd wyjściem z koalicji, jeśli wskazane przez niego kamienie milowe nie zostaną odrzucone.
Morawiecki musi przekonać Kaczyńskiego, że trzeba przełamać opór Ziobry i w razie potrzeby sięgnąć po wsparcie opozycji w kwestiach związanych z praworządnością czy kontrowersyjnymi sprawami dotyczącymi węgla. Nie chodzi o to, żeby odejść od węgla w 24 godziny, tylko żeby zmniejszać jego udział w produkcji energii.
W jakich więc sprawach PiS może liczyć na wsparcie opozycji?
Wszędzie tam, gdzie Komisja zakwestionuje przyjęte rozwiązanie jako niewystarczające, my jesteśmy gotowi poprzeć rozwiązania idące dalej, po to aby uruchomić środki. Będziemy popierać to, co służy Polsce i czemu będzie się sprzeciwiał minister Ziobro i jego akolici, jeżeli ma to skutkować odblokowaniem środków.
Mam wrażenie, że Unia poprzez programy odbudowy dla różnych krajów członkowskich próbuje wprowadzić wspólny unijny standard w sprawach, w których nie jest on zachowany.
W wielu krajach te standardy już obowiązują. Kamienie milowe dla Polski to częściowo reakcja na braki w funkcjonowaniu instytucji, na brak równowagi w trójpodziale władzy. To są instrumenty, które mają naprawić sytuację w Polsce, zepsutą przez PiS. Nie chodzi o nowe standardy.
Może w kwestii klimatu wciąż jeszcze trwa proces tworzenia nowych standardów. Ale, jak czytam, przede wszystkim jest to powrót do głównego nurtu, naprawienie tych patologii, które PiS wprowadziło do ustroju Polski w ostatnich latach.
W kamieniach milowych są zapisane rzeczy, które rząd dotychczas negował albo pomijał. Na przykład właśnie te dotyczące ekologii. Jeden z nich dotyczy zachowywania odpowiedniego poziomu wody na wsi. Nie twierdzę, że rząd zaprzeczał występowaniu suszy, ale na pewno prezentował niewielką gotowość do walki ze zmianami klimatycznymi. A musi to robić, żeby spełnić kamienie milowe.
Ten dokument został przygotowany przez ekspertów świadomych tego, co jest naprawdę potrzebne. Widać w nim wiele słabych punktów do naprawienia, na przykład niska aktywność zawodowa, zwłaszcza wśród kobiet, czy owa zła gospodarka wodna. To chyba jedyny dokument, który wyszedł z tego rządu i nie jest dokumentem propagandowym. Jest tam solidna diagnoza sytuacji i są wskazane kierunki działań. Na większość z nich bym się zgodził. Ale powtarzam, rząd przyjął ten dokument, ponieważ wiedział, że inny Komisja odrzuci. Gdyby pójść tropem PiS-owskich preferencji, to nie byłoby w nim nic o zmianach klimatycznych, bo wielu PiS-owskich wyborców nie wierzy w zmiany klimatu.
Tak samo jest z węglem, wielu wyborców PiS-u wierzy, że to Niemcy chcą nas go pozbawić, żeby sprzedawać nam droższą elektryczność. Duża część tego elektoratu żyje w jakimś alternatywnym świecie i wierzy w niemiecko-unijne spiski przeciw Polsce. To skutek ignorancji. A co gorsza, to politycy PiS-u, wspierani przez telewizję publiczną, te fałszywe wyobrażenia o rzeczywistości ochoczo podtrzymywali. Opowiadali na przykład, że wiatraki wpływają negatywnie na rozwój dzieci… To wszystko na rzecz utrzymania kopalni, bo PiS-owi nie starczało wiedzy lub odwagi, żeby stopniowo je zamykać.
Zresztą Morawiecki właśnie dlatego wpadł w pułapkę. Zgodził się na nowoczesny program, zawierający zmiany, którym PiS przez lata konsekwentnie się sprzeciwiało. Uprawiali propagandę, że Polska węglem stoi, a ocieplenie klimatu to jakaś fantazja, a teraz mają ogromny problem, żeby przekonać ludzi do KPO.