„Faktów nigdy nie wolno wypaczać. Prawdzie nigdy nie wolno zaprzeczać […] Zwracamy się do Pani i do OHCHR [Urzędu Wysokiego Komisarza ds. Praw Człowieka ONZ], by stanęła Pani po właściwej stronie historii, i nie ogłosiła oceny pełnej kłamstw”. Z takim listem otwartym wystąpiło do Michelle Bachelet ponad 700 organizacji społecznych z zamieszkałego przez Ujgurów Sinciangu, do których dołączyło ponad 200 organizacji z innych części Chin.

W obronie prawdy występuje nie tylko Instytut Systematycznego Uczenia i Nauczania Akademii Zarządzania Partyjnej Szkoły Ujgurskiego Autonomicznego Komitetu Regionalnego Chińskiej Partii Komunistycznej, ale też Sinciangskie Stowarzyszenie Poprawiania Wyników Porodu i Rozwoju oraz Wychowania Dzieci, o Sinciangskim Ośrodku Obsługi Przedmiotów Znalezionych już nie wspominając.

Już pal sześć owo Poprawiane Wyników Porodu, bo załóżmy, że chodzi o działanie przed faktem, a najlepiej przed poczęciem. Lekki niepokój budzi jednak fakt, że inne Instytuty szacownej Akademii się pod listem otwartym nie podpisały. Taka ideologiczna nieprawomyślność może jak nic zaprowadzić na niewłaściwą stronę historii i wymagać może Poprawiania.

Swój podpis złożył nawet Instytut Rozwiązywania Konfliktów z Islamabadu w Pakistanie, który (jeszcze?) w Chinach nie leży, ale najwyraźniej bardzo już chce im pomóc konflikty rozwiązać. No i dobrze, bo dzięki temu liczba sygnatariuszy mających w nazwie „islam” wzrosła dwukrotnie; drugim jest Stowarzyszenie Islamskie Sinciangskiego Ujgurskiego Regionu Autonomicznego (SURA). To pozwala zadać kłam oszczerstwom, jakoby Chiny dławiły w SURA islam; głupio by było, gdyby na liście pojawiło się tylko tylu sygnatariuszy reprezentujących islam, co napoje wyskokowe, w imieniu których występuje Stowarzyszenie Przemysłu Napojów Alkoholowych SURA. Tym bardziej, że jednym z testów skuteczności resocjalizacji domniemanych islamistów w chińskich obozach pracy przymusowej jest właśnie sprawdzenie, czy po perswazji piją już – zakazany w islamie – alkohol.

Raport o „największym kłamstwie stulecia”

Oburzenie sygnatariuszy wzbudził zaś raport o sytuacji w Sinciangu, który Wysoki Urząd pani Bachelet obiecuje ogłosić od niemal roku. Miał być gotowy przed końcem 2021 roku, następnie odroczony ze względu na olimpiadę, potem ze względu na wizytę, którą Chiny pozwoliły Wysokiej Komisarz w Sinciangu złożyć. O jej „efektach” pisałem już na łamach „Kultury Liberalnej”.

Teraz Bachelet obiecuje, że opublikuje raport przed końcem jej upływającej 31 sierpnia kadencji. Nikt go jeszcze nie widział, ale chińskie organizacje społeczne już wiedzą, że „jest on przeciwny obiektywnym faktom i myli prawdę i fałsz”. Czyżby chiński wywiad wykradł projekt raportu i udostępnił go, powiedzmy, Stowarzyszeniu Chórów Chińskich? Nic o tym nie wiadomo, ale sygnatariusze zgodnie stwierdzają, że „odzwierciedla on największe kłamstwo stulecia, jakoby w Sinciangu dochodziło do tak zwanego ludobójstwa, zbrodni przeciwko ludzkości, pracy przymusowej, przymusowej sterylizacji i represji na tle religijnym”.

Istotnie, takie właśnie oskarżenia stawiają Pekinowi, w oparciu o relacje tysięcy świadków i ogromną liczbę chińskich dokumentów, już nie tylko organizacje praw człowieka, ale rządy i parlamenty. Złośliwe języki w ONZ sugerują, że list powstał z inspiracji samej Bachelet, która jest ostro krytykowana za swą uległość wobec władz chińskich, za odwlekanie raportu i za to, że podczas wizyty w Sinciangu spotkała się tylko z dobranymi przez władze Ujgurami. Ale Chiny pokrywają 12 procent budżetu ONZ, a kto płaci, ten czasem i wymaga.

Inni twierdzą, że list, opublikowany po angielsku przez „China Daily” to wręcz wywrotowa dywersja – bo jeśli ogłosiła go też prasa wychodząca po chińsku, to Chińczycy mogliby się dowiedzieć, co konkretnie się władzom w Pekinie zarzuca. Ale dowiedzieliby się również, jak bujnie rozkwita w ich kraju swoboda stowarzyszeń. Zwłaszcza w represjonowanym jakoby Sinciangu: ponad połowa sygnatariuszy ma w nazwie zwrot „SURA”. To, że liczne inne podpisane pod listem otwartym stowarzyszenia lokalne podobnych określeń geograficznych w nazwie nie mają, potwierdza tylko, że każdy w Chinach może się nazywać, jak chce – taka tam swoboda. A to, że większość nazw jednak „SURA” uwzględnia zdaje się świadczyć, że nastąpił właśnie niebywały rozkwit stowarzyszeń spod jednej, twórczej sztancy. No bo kto nie chciałby należeć na przykład do Stowarzyszenia Utrzymania Ładu i Porządku oraz Sprawiedliwości i Odwagi SURA? Tym bardziej, że stamtąd ponoć tylko krok do Stowarzyszenia Chwały.

Totalitarne słowotwórstwo

Totalitarne słowotwórstwo zawsze budzi podziw: ludzie zapomną o stanie wojennym, ale WRON w pamięci pozostanie. Birmańscy generałowie może i Tolkiena nie czytali, ale nazwać swoją juntę (dwie junty temu) SLORC? Prawdziwą orgię nazw zawiera jednak dopiero przytoczony list otwarty. Stowarzyszenie Gołębi Wyścigowych? Stowarzyszenie Patrz w Kamień? Czysta poezja – aż dochodzimy do Stowarzyszenia Jądrowych Nauk Rolniczych i śmiech jakoś przechodzi. Ale zapewne gdzieś – może w Akademii Zarządzania? – jest wydział, który takie nazwy produkuje, i to z normą dzienną, bo wszak niejeden jeszcze list otwarty przed nami.

Żadne jednak wyzłośliwianie nie może dorównać rzeczywistości, w której istnieje Młodzieżowa Federacja Organów Rządowych Bezpośrednio Podporządkowanych SURA, a głos publicznie zabiera Stowarzyszenie Kaligrafii i Malarstwa Zasłużonych Urzędników. Wyzłośliwianie owo zresztą podszyte jest strachem, bo „China Daily” opatrzyło list otwarty – jak i wszystkie inne publikowane tam materiały – notką, że „Treści publikowane na tej stronie internetowej należą do China Daily Information Co (CDIC). Treści takie nie mogą być republikowane lub wykorzystywane w dowolny sposób bez pisemnej zgody CDIC”. W dowolny sposób… Na wszelki wypadek nie powtarzajcie Państwo znajomym tego, co tu przeczytaliście.