Neo-Nówkę od dawna oglądają miliony, ale dopiero teraz stała się tematem dyskusji polityków i publicystów. Skecz o Wigilii, w którym rodzina dyskutuje o polityce, kłócąc się o PiS, został pokazany w Polsacie, można go też zobaczyć na YouTubie.
Nie każdemu musi się to podobać. Dlatego na zdziwienie niektórych, co ludzie w tym widzą, nie ma innej odpowiedzi niż ta, że są tacy, którzy szaleją na Sylwestrze Marzeń, i są tacy, którzy załamują nad tym ręce. O ile jednak co do repertuaru widowisk transmitowanych przez publiczną telewizję można mieć jakieś oczekiwania – że powinny spełniać pewne kryteria jakościowe, że powinny być misyjne – o tyle to, jakiej jakości i treści są żarty w skeczu kabaretu, nie powinno rozgrzewać emocji. A rozgrzewa.
Liczy się szydera z władzy
Pamiętam, jak w latach osiemdziesiątych moi rodzice reagowali na kabaret Jana Pietrzaka. Chociaż żarty były różne, jedne śmieszne, inne jak frazy z dyskusji na bazarze, rodzice puszczali głośno kasety z nagraniem występów i zaśmiewali się z satysfakcją. Najważniejsze było w nich to, że Pietrzak szydził z władzy. I że ludzie na widowni na to reagowali oklaskami. Tak powstawała legenda, tak obrywała władza, tak kanalizowało się niezadowolenie i bezsilność.
Ośmieszona władza staje się mniej dotkliwa. Zwłaszcza władza tak minorowa i śmiertelnie poważna, jak ta sprawowana przez PZPR czy PiS – staje się wtedy groteskowa. Dla rządu więc kabaret, który się z niego śmieje i rozśmiesza tym miliony ludzi, jest niewygodny. A Neo-Nówka rozśmiesza miliony – pierwsza wersja skeczu z 2018 roku ma 24 miliony wyświetleń, a obecna, dostępna na kilku kanałach, ponad 10 milionów. Stąd pewnie nerwowy ruch na Twitterze i w tradycyjnych mediach, kiedy za sprawą emisji skeczu w Polsacie stało się o nim głośno. Politycy i zwolennicy PiS-u narzekali, że niskie loty – a strona przeciwna cieszyła się, że kabaret szydzi z władzy i mówi ludziom, jak jest.
To nie pierwsza w czasach po 2015 roku satyra z PiS. Kabaret „Ucho Prezesa” też cieszył się popularnością, choć nie dorównywał Neo-Nówce. Pewnie dlatego, że aby uśmiać się na „Uchu Prezesa”, trzeba było bardziej pokombinować, skojarzyć, dlaczego Adrian stoi codziennie w poczekalni w nadziei na audiencję u prezesa, albo zrozumieć, co symbolizuje globus z Polską.
Polityczne disco polo do wzięcia
W skeczach Neo-Nówki też można nie zrozumieć pewnych żartów, jeśli nie zna się najważniejszych politycznych wydarzeń, ale są one przekazane w taki sposób, że nie szkodzi, bo po pierwsze, wszystko jest do bólu dopowiedziane, a po drugie zaraz będzie coś o piciu, więc śmieszne. To niezawodny patent, sprawdza się wszędzie – w kinie nic tak nie rozśmiesza publiczności, jak „kur…” lecąca z ekranu.
Neo-Nówka ma potencjał, którego nie mają książki Olgi Tokarczuk – może wejść pod strzechy. Nieelitarna, nieskomplikowana, dla tych, których bawią żarty wujka na imieninach, ale czują się za to ganieni w świecie pełnym poprawnych oczekiwań. Na Neo-Nówce mogą pośmiać się pełną gębą z tego, co zabronione, czego nie wypada. Do tej pory Neo-Nówka powinna była podobać się władzy. To przecież tymi sposobami partia walczy o sympatię wyborców. Z takim potencjałem prezes Kurski mógłby zaprosić Neo-Nówkę do telewizji. Problem jednak w tym, że ona śmieje się z PiS-u. A więc odbiera PiS-owi jego potężną broń – dostęp do emocji spragnionych „normalności” ludzi.
Czy okaże się groźna? Może to zbyt wielkie oczekiwanie. Jednak z pewnością jej popularność świadczy o tym, że o tę potężną siłę społeczną, jaką są „normalsi”, może zawalczyć nie tylko PiS, a wręcz, że może być ona tej władzy niechętna. Jest więc do wzięcia przez inną partię, która ją przekona.
Kusząca obietnica normalności
Obietnica realizacji tęsknoty za zwykłym czy normalnym życiem to coś, na czym wygrywa się wybory. Podczas kampanii wyborczej w 2007 roku, kiedy PiS szalało, tropiąc układy i spiski, Donald Tusk wrócił z Irlandii z przekazem, że możemy żyć w normalnym kraju. I wygrał. Kiedy w 2015 roku wygrywało PiS, obiecywało to samo Polsce lokalnej – godność, czyli normalność dla ludzi niezauważanych przez władzę.
Teraz, kiedy wszystko stało się niepewne, kiedy katastrofa goni katastrofę, obietnica normalnego życia znowu jest kusząca, przy czym tym razem normalność oznacza spokój.
Dlatego, i to jest pocieszające, tym razem, ze swoją wizją „normalności”, politycy mogą przegrać, próbując kupić społeczne emocje poprzez polaryzację. Konflikt, który wcześniej rozpalał wyborców i ciągnął ich do urn, może nie być już dobrym paliwem. Normalność oparta na spokoju może sprawdzić się tym razem o wiele lepiej.
Jeśli tak jest, to zła wiadomość dla PiS-u. W wywiadzie dla tygodnia „Sieci” prezes Jarosław Kaczyński odpala właśnie nową wojenkę – mówi o konieczności zaostrzenia kursu wobec Unii Europejskiej, ułożenia relacji z nią na nowo. To by wskazywało, że szuka kolejnego wroga, by działać zgodnie z dotychczasową metodą grania na najwyższych emocjach. To zresztą nie pierwszy casting na wroga, jaki prowadzi prezes. Wcześniej sprawdzał reakcje na swoje słowa o osobach transpłciowych, wyśmiewając je.
Ta „normalność”, którą proponuje prezes, czyli sprawdzona wcześniej wizja narodu godnego, dumnego i jednorodnego, wolnego od zachodnich „nienormalności”, zbudowana w silnej opozycji wobec jakiegoś wroga, jest daleka od spokoju.
Być może fundowanie Polsce stanu wiecznego konfliktu, kiedy potrzebuje ona stabilizacji, to jest właśnie to, co PiS-owi zaszkodzi.