„W moim prywatnym katalogu miejsc podróżnych Prowansja nie miała nigdy dobrych notowań – pisze Dariusz Czaja w posłowiu do «Tryptyku oksytańskiego» Adama Wodnickiego. – Gorsze miała chyba tylko Toskania – winem, lukrem i banałem płynąca ziemia obiecana współczesnej popkultury. Jeśli jednak idzie o skalę trywializacji i spłycenia, Prowansja postępuje tylko o krok za włoską prowincją”.

Czaja ma, oczywiście, rację i nie trzeba podawać tu zbyt wielu przykładów banalizacji Prowansji, by zrozumieć, o co mu chodzi: pocztówki z lawendowymi polami, mydło marsylskie, reprodukcje obrazów van Gogha, terakotowe cykady. Do tego kurortowego sztafażu należałoby jeszcze dodać zmieniającą się strukturę społeczną regionu, który stał się miejscem wilegiatury bogatszych mieszkańców Paryża i innych wielkich miast.

Dla cierpliwych i upartych poszukiwaczy Prowansja wciąż może być jednak źródłem niebanalnych olśnień, czego najlepszym przykładem są eseje Wodnickiego. To z nich dowiemy się o szuadit, języku judeo-prowansalskim, który rozwijał się równolegle do języka oksytańskiego i wraz z nim został w XIII wieku wytrzebiony ogniem i żelazem przez katolickich krzyżowców z północy. To dzięki nim poznamy również historię prowansalskich targów, w tym najsłynniejszego i największego, odbywającego się w położonym nad Rodanem Beaucaire, gdzie w XVII wieku zjeżdżało się co roku ponad sto tysięcy kupców z całego świata – od Konstantynopola przez Wenecję aż po Lizbonę. Wodnicki pozwala nam wreszcie posłuchać opowieści starych mieszkańców tego regionu, którym chętnie oddaje głos.

No, ale żeby tak pisać o Prowansji, trzeba przejechać na rowerze błota Camargue, odwiedzić w październiku surowe, górskie miasteczka położone we francuskich Alpach i spędzić w Arles nie jeden sezon, lecz kilka ładnych lat.

Felibrzy

Adamowi Wodnickiemu, który zmarł dwa lata temu, zawdzięczamy jeszcze jeden dar ze słonecznego Południa – publikację polskiego przekładu słynnego „Poematu o Rodanie” Frédérica Mistrala (1830–1914). Jak pisze we wstępie do tej epopei jej tłumaczka Elżbieta Jogałła, do podjęcia się pracy nad tym tekstem skłonił ją właśnie autor „Tryptyku oksytańskiego”.

Kim jest Mistral i dlaczego warto sięgnąć po jego dzieło? Gdyby zadać to pytanie prowansalskiemu patriocie, obruszyłby się i uznał naszą niewiedzę za świętokradztwo. Ten najważniejszy przedstawiciel dziewiętnastowiecznego odrodzenia prowansalskiego to na południu Francji człowiek-instytucja. Był potomkiem zamożnych gospodarzy z niewielkiej miejscowości Maillane. W 1851 roku po ukończeniu studiów prawniczych w Aix postanowił poświęcić się literaturze. Debiutował rok później. W 1854 roku wespół z grupą lokalnych poetów założył Związek Felibrów, nieformalne stowarzyszenie, którego głównym celem była literacka odnowa języka prowansalskiego (jednego z sześciu dialektów języka oksytańskiego). Ten, wyparty przez francuszczyznę, żył przede wszystkim w mowie ludu. Felibrzy pisali w nim poezję i dramaty, wydawali w nim poczytne czasopismo „Almanach prowansalski”, wreszcie w latach 1878–1886 opracowali jego monumentalny słownik.

Mistral uczestniczył we wszystkich przedsięwzięciach felibrów i szybko stał się ich niekwestionowanym liderem. Zdecydowały o tym zaangażowanie i upór, ale też talent. Kiedy w 1859 roku wydał w dwóch wersjach językowych swoje opus magnum, czyli poemat epicki „Mirejo” opowiadający o nieszczęśliwej miłości córki bogatego gospodarza do ubogiego wyplatacza koszyków, zachwycali się nim Lamartine, Mallarmé i Barbey d’Aurevilly. Prowansalski poeta szybko stanie się znany Paryżu. Ostatecznym ukoronowaniem jego twórczej drogi będzie literacka Nagroda Nobla przyznana mu w 1904 roku – rok przed Henrykiem Sienkiewiczem.

Rouan, byk silny niczym fala

To jednak nie z autorem „Ogniem i mieczem” należałoby porównywać Mistrala dla lepszego zrozumienia jego twórczości, lecz raczej z Adamem Mickiewiczem. Ten sam autorytet wśród rodzimych odbiorców, to samo umiłowanie poezji jako głównego środka wyrazu, wreszcie – ta sama fascynacja odległymi dziejami i ludowością, pogaństwem i chrześcijańskim rytuałem, fantastyką i codziennością prostych ludzi.

Tę romantyczną mieszankę znajdziemy również w ukończonym w latach dziewięćdziesiątych XIX wieku „Poemacie o Rodanie”, który pod pewnymi względami przypomina „Pana Tadeusza”. W dwunastu księgach pisanych pozbawionym rymów jedenastozgłoskowcem Mistral cofa się o ponad pół wieku i opowiada o świecie, który właśnie w tamtym czasie zaczął odchodzić w niebyt.

Zbiorowym bohaterem jego dzieła są rzeczni marynarze, bohaterem głównym, choć pozostającym w tle – Rodan, najważniejsza francuska rzeka basenu Morza Śródziemnego. Losy marynarzy i rzeki, która w „Poemacie” nabiera cech samowystarczalnego, magicznego uniwersum, ściśle się ze sobą wiążą. Żeglujący po Rodanie ludzie zależą od jego niebezpiecznych głębi i zmiennych prądów, ale też sami go „udomowiają”, obudowując miasteczkami, przepasując mostami i przede wszystkim – włączając go w snutą od wieków opowieść o swoich dziejach. Rodan, rozpięty pomiędzy światem nieokiełznanej natury a światem kultury, jest równoprawnym podmiotem ludzkiej historii. Jego lewy brzeg to dla marynarzy empèri, imperium, cesarstwo, prawy – reiaume, królestwo. Przez stulecia bowiem na wschodzie rozciągały się ziemie należące do cesarzy, na zachodzie zaś – do królów Francji. Stanowi on granicę i jednocześnie jest pomostem między dwoma politycznymi bytami.

Jest też – jak każda przestrzeń nienależąca w całości ani do przyrody, ani do ludzi – miejscem, gdzie zdarzają się rzeczy, których nie sposób pojąć rozumem. Rodan to mythos, a nie logos, bohater i jednocześnie źródło mitycznych opowieści. Zamieszkuje go bóg rzeki Drach i ondyny, a uosabia go Rouan, wół, byk silny niczym fala. Wokół niego mnożą się cudowne miejsca – diabelski most koło Gardon z zającem zamienionym w kamień, Taraskon ze smokiem Taraskiem ujarzmionym niegdyś przez świętą Martę, sadzawka w Tourne będąca wyrocznią bogów z płaskorzeźbą związaną z kultem Mitry.

Marynarskie rzemiosło

„Poemat” Mistrala nie jest jednak luźnym zbiorem impresji o historii i krajobrazie. To opis konkretnego wydarzenia – wyprawy marynarzy z Condrieu, portowego miasta na Rodanie, położonego około pięćdziesięciu kilometrów na południe od Lyonu, do Beaucaire, w którym co roku odbywa się wspomniany już wcześniej olbrzymi jarmark i do którego marynarze wiozą na sprzedaż rozmaite towary.

Razem więc z właścicielem siedmiu statków, patronem Apianem, kapitanem Janem Rocho i załogą wyruszamy niesieni prądem w dół Rodanu. Towarzyszy nam tajemniczy pasażer, „jasnowłosy młodzian” Wilhelm przybyły niegdyś z północy, o którym marynarze powiadają, że jest księciem orańskim, najstarszym synem króla Holandii. „Dla jednych wariat, niespełna rozumu, wesoły kompan, rozpalona głowa […]. Inni znów mówią, że jak niewielu kocha czytać książki”. W Valence dołącza do nas tłum wenecjanek z diuszesą de Berry, a w Malatrze, tuż obok ujścia Ardèche, dopływu Rodanu, wsiada na pokład młoda Angloro, ciemnowłosa, smagła córka pilota statków przesiewająca rzeczny piasek w poszukiwaniu drobinek złota.

Celem wyprawy i jednocześnie kulminacją opowieści jest oszałamiające Beaucaire ze swoimi egzotycznymi straganami i pokrzykiwaniami sprzedawców z całego świata. Jednak w „Poemacie” znacznie ważniejsza jest droga. W trakcie spływu poznajemy nie tylko kolejne miejscowości, ale przede wszystkim życie na wodzie, marynarskie obyczaje i słownictwo, trudny fach rzecznych przewoźników towarów. A także – co tak charakterystyczne dla romantycznie nastrojonego Mistrala – niewinną, szaloną, rodzącą się w prowansalskim słońcu wśród zapachu tymianku miłość Wilhelma i Angloro. Jak pisze bowiem autor „Poematu”, „Rodan to ślad świata”. Mamy tu więc wszystko, co składa się na pełnię ludzkiego życia – codzienny trud, który przynosi owoce, solidarność i wzajemny szacunek, pamięć o tym, co minione, śmiech i wzruszenie – i zmysłowe namiętności, rzecz jasna.

Koniec (pewnego) świata

Mistral był jednak świadomy, że pisze o raju utraconym. Po pełnym wrażeń pobycie w Beaucaire, kiedy wszystkie towary zostają sprzedane, marynarze wracają do Condrieu. W górę rzeki statki muszą być holowane przez konie, powoli drepczące po ścieżce ciągnącej się wzdłuż brzegu.

Mozół powrotu skłania do refleksji. Podczas postoju na wysokości mostu Saint-Esprit, tuż za Orange, Apian spogląda na jedno z przęseł i z nostalgią wspomina czasy, gdy zgodnie z tradycją na kamieniu pod gołym niebem ksiądz odprawiał mszę dla marynarzy ze wszystkich powracających z Beaucaire łodzi. „Dzisiaj już tego nie ma – mówi – i nie pojmę / dlaczego teraz wszystko się rozpada…”. „Lepiej nie będzie!”, odkrzykuje mu Angloro. Chwilę potem zza zakrętu rzeki wypływa olbrzymi parowiec sunący wprost na kawalkadę statków Apiana. Kapitan parowca każe się im usunąć. „Rodan należy do nas!”, woła stary marynarz i nie rusza się z miejsca. Katastrofa jest nieunikniona. W zderzeniu z maszyną parową tradycyjne statki nie mają szans. Cały życiowy dorobek Apiana idzie pod wodę. Toną też Wilhelm i Angloro, ginąc w odmętach rzeki.

Ten dramatyczny finał łatwo przełożyć na język idei. Parowiec to symbol nadchodzącego wieku pary i żelaza na francuskich (i nie tylko) rzekach. W parę lat później już nie tylko parowce, ale i kolej całkowicie wyeliminują tradycyjny transport rzeczny. Wielowiekowa kultura marynarzy umrze szybciej niż kultura arystokratyczna zdławiona przez rewolucję. Dla Mistrala w latach dziewięćdziesiątych XIX wieku „Poemat” będzie już tylko literacką wyprawą w krainę dzieciństwa, tak jak „Pan Tadeusz” był wyprawą w „kraj lat dziecinnych” dla Mickiewicza. Utwór mistrza z Maillane będzie też jednak odczytywany jako konserwatywne z ducha wezwanie do ocalenia tego, co zostało z dawnej prowansalskiej kultury. A także ostrzeżenie przed zbytnią wiarą w postęp. To, co narastało przez wieki, łatwo bowiem zaprzepaścić za pomocą jednego brutalnego gestu.

Prowansja i nacjonalizm integralny 

Mistral ocalenie widział w literaturze. W drugiej połowie stulecia pojawił się jednak we Francji nowy nurt ideowy, który również z sentymentem patrzył w przeszłość, z tym, że ów sentyment przekuwał w narzędzie nie literackie, a polityczne. Chodzi, oczywiście, o nowoczesny nacjonalizm.

Co ma wspólnego literacki ruch regionalistów, jakimi byli felibrzy, z francuskim ruchem narodowym? Odpowiedzi należy szukać w sylwetce Charles’a Maurrasa (1868–1952), jednego z przywódców prawicowej Akcji Francuskiej, twórcy pojęcia nacjonalizmu integralnego, przeciwnika rewizji procesu Dreyfusa i zwolennika rządów autorytarnych.

Maurras, który urodził się w Martigue niedaleko Marsylii, a więc pochodził z francuskiego, nadmorskiego Południa, swoją publiczną karierę w naturalny sposób zaczął jako akolita Mistrala. Początkowo przyszły przywódca francuskich nacjonalistów miał ambicje czysto literackie (pasjonował się w szczególności poezją Alfreda de Musseta). W 1888 roku, w wieku dwudziestu lat, napisał swój pierwszy list do prowansalskiego poety i od tego czasu regularnie podsyłał mu swoje teksty. W tym samym roku formalnie zgłosił akces do paryskiej sekcji Związku Felibrów, zasilając jej młodą frakcję.

Nowe pokolenie paryskich felibrów w wielu punktach różniło się od starego. Przede wszystkim nie było tak bardzo zakorzenione w języku prowansalskim. Maurras posługiwał się nim z trudem. Skąd zresztą miał go znać? Jego rodzice należeli do lokalnej drobnej burżuazji, która drogę kariery widziała w integracji – również językowej – z ogółem społeczeństwa francuskiego. Maurras, w przeciwieństwie do Mistrala wychowanego w gospodarstwie w górskim rejonie Prowansji, nie miał żadnej styczności z prowansalskim ludem. Stołeczny Paryż też robił swoje. „Za bardzo zapominasz – pisał w 1885 roku Mistral do Paula Mariétona, sekretarza paryskiej sekcji – że z punktu widzenia felibrów w Paryżu jesteś na wrogim terytorium, naturalnie wrogim” [1].

Była też inna różnica. Młodym nie do końca odpowiadał nacisk, jaki Mistral i jego pokolenie kładło na folklorystyczny aspekt prowansalskiego odrodzenia. Co roku 21 maja w dzień świętej Estelli-Gwiazdy felibrzy świętowali hucznie rocznicę założenia swojego związku, recytując wiersze, jedząc, pijąc i wznosząc toasty (znów paralela z Mickiewiczowskimi filomatami i filaretami). Maurras patrzył na tę fetę z wyraźnym dystansem. Gdy w 1892 roku zjazd felibrów miał odbyć się w Sceaux, Maurras zapowiedział Mistralowi, że będzie brał w nim udział wyłącznie w roli dziennikarza, opisującego niejako z zewnątrz to doniosłe wydarzenie. Folklor – zresztą tak jak młodym paryskim poetom symbolistom wrogo nastawionym do prowansalskiego ruchu literackiego – kojarzył mu się z czymś archaicznym, mało pociągającym intelektualnie.

Od literatury do polityki

Być może to właśnie w tym czysto intelektualnym podejściu Maurrasa do prowansalskiego dziedzictwa kryje się klucz do zrozumienia jego coraz chłodniejszego stosunku do felibrów. Prowansja była dla tego świeżo upieczonego paryżanina konstruktem, a nie uwewnętrznioną rzeczywistością, politycznym narzędziem, a nie żywym doświadczeniem przekształcanym później w literacką fikcję. Starszych gromił za łagodność, zwrot ku przeszłości, postrzeganie działalności Związku Felibrów bardziej w kategoriach zabawy niż politycznej walki, do czego skłaniał zresztą jego statut (w obawie przed wewnętrznymi sporami artykuł 2 związku zabraniał między innymi wszelkich dyskusji na tematy religijne, filozoficzne i polityczne).

Do otwartej konfrontacji doszło w 1892 roku. Podczas zebrania stołecznych felibrów w café Voltaire Maurras wraz z kilkoma młodszymi kolegami ogłosił manifest federalistyczny. Przed regionalistami postawił czysto polityczne zadania – trzeba nie tyle popularyzować język oksytański i literaturę prowansalską, ile zdobyć dla idei federalistycznej jak najszersze grono zwolenników. I wyraźnie określić wroga. Był nim jakobiński, rewolucyjny centralizm. Jedyną receptą na to duchowe i polityczne zło było według Maurrasa odwołanie się do koncepcji monarchistycznych. 

W połowie lat dziewięćdziesiątych XIX wieku wszystkie te pomysły Maurras wygłaszał jeszcze w imię interesu Prowansji. To właśnie w czasach ancien régime’u, stwierdzał, francuskie Południe cieszyło się polityczną autonomią. Należy wrócić zatem do starych ustrojowych rozwiązań. Pod koniec stulecia Prowansja w jego wypowiedziach i działaniach powoli zaczęła się jednak usuwać w cień. Maurras skupił się na sprawach ogólnofrancuskich. W 1898 roku zaangażował się po stronie przeciwników Dreyfusa. W 1899 roku został jednym ze współzałożycieli Akcji Francuskiej. W 1900 roku opublikował głośną „L’Enquête sur la monarchie” (Ankietę w sprawie monarchii), wzywając do przywróceni we Francji monarchii antyparlamentarnej. W 1904 roku zajął się tropieniem antyfrancuskiego spisku, za którym stali Żydzi, masoni, protestanci i wykorzenieni kosmopolici. Felibrzy nie byli mu już do niczego potrzebni.

Łyk rześkiego powietrza

W tym samym roku siedemdziesięcioczteroletni Mistral odebrał Nagrodę Nobla za, jak głosił werdykt Akademii Szwedzkiej, „świeżość i oryginalność pełnych natchnienia utworów poetyckich, prawdziwie oddających realia życia oraz ducha narodu”. Był to hołd złożony mijającemu wiekowi. Przyszły miał należeć do Maurrasa i jemu podobnych. Apolityczny, skupiony na literaturze ruch felibrów okazał się zbyt mało radykalny i zbyt łagodny dla wyznawców idei silnego człowieka.

I dobrze. Dzięki temu w wierszach Mistrala nie ma śladu polityczno-dydaktycznej duchoty. Zwłaszcza „Poemat” jest jak łyk rześkiego powietrza o poranku nad Rodanem. Czuć w nim zapach rzeki i tymianku. Słychać nawoływania marynarzy i śpiew cykad. Bije z niego ciepło rozgrzanych w słońcu przybrzeżnych kamieni, między którymi znika mała, zwinna oksytańska jaszczurka – angloro. Każdy, również nie-Francuz, może pokosztować tego raju.

 

Przypis:

[1] Cyt. za: Catherine Valenti, „Maurras, Mistral et le félibrige : le role de la reference Provençale dans l’idéologie de l’Action française” [w:] „Les langues du Sud : entre erosion et émergence. Actes du 126e Congrès national des sociétés historiques et scientifiques «Terres et hommes du Sud», Toulouse, 2001”, Editions du CTHS, Paris 2004, s. 174.

 

Książki:

Frederi Mistral, „Poemat o Rodanie”, przeł. Elżbieta Jogałła, Wydawnictwo Austeria, Kraków–Budapeszt–Syrakuzy 2021.

Frederi Mistral, „Pamiętniki i opowieści. Moje początki”, przeł. Anna-Ludwika Czerny, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1959.

Frédéric Mistral, „Mirejo. Sielski poemat prowansalski”, przeł. Czesław Jastrzębiec-Kozłowski, seria Biblioteka Narodowa, Zakład Narodowy im. Ossolińskich, Wrocław 1963.

Adam Wodnicki, „Tryptyk oksytański”, przedsłowie Mariusz Wilk, posłowie Dariusz Czaja, Wydawnictwo Austeria, Kraków–Budapeszt–Syrakuzy 2014.