Czyli właściwie co i w jaki sposób? Ciałaczki Karoliny Sulej to kobiety, które z różnych perspektyw opowiadają o swoim doświadczeniu związanym z cielesnością, seksualnością, a także – niestety – bardzo często z dyskryminacją ze względu na płeć, pruderią środowiska, hejtem, wyśmiewaniem, niezrozumieniem. Sam tytuł książki jest nawiązaniem do wystawy z 2020 roku w Domu Norymberskim, której kuratorkami były Iwona Demko i Renata Kopyto.

Odczarujmy słowa

Jesteśmy w takim momencie naszej historii, kiedy kobiety znów bardzo często w różnych obszarach życia muszą walczyć o swoje prawa. A z drugiej strony mamy za nami ruch #MeToo, który rozwinął się zarówno na świecie, jak i w Polsce. Jakiś czas temu na portalu Dwutygodnik.pl ukazał się cykl tekstów, w którym kobiety związane z teatrem opowiadały o doświadczeniu przemocy seksualnej, której były poddawane, a niedługo potem pojawiła się książka Karoliny Korwin-Piotrowskiej „Wszyscy wiedzieli”. Coraz częściej w debacie publicznej rodzą się dyskusje – również za sprawą książek (na przykład takich jak „Bez wstydu. Sekspraca w Polsce” Karoliny Rogaskiej) – dyskusje na temat pracy seksualnej i praw, jakie powinny być z nią związane.

Innymi słowy, mamy coraz mniej tematów tabu, choć przed nami jeszcze długa droga, zanim faktycznie znormalizujemy dyskusję o cielesności, miesiączce, porodzie i połogu, seksualności, tożsamości płciowej i kulturowej i całym obszarze, o którym, jak wierzyliśmy, „nie wypada” rozmawiać publicznie.

„Ciałaczki” są świetną okazją, żeby tę dyskusję w pewnych kręgach w ogóle zacząć. Dla niektórych bowiem nie do zniesienia jest już samo słowo „feminizm”. Bo kim są feministki? „To niezrównoważone baby biegające nago po ulicach miast na pseudoparadach i pseudoprotestach, które twierdzą, że ktoś im robi krzywdę i że nienawidzą mężczyzn”. Przerysowane? Może trochę, ale naprawdę zdarzyło mi się słyszeć takie opisy. Dopóki nie oswoimy słów (tutaj kłania się wręcz nienawiść części społeczeństwa do feminatywów), naprawdę trudno będzie nam dyskutować o feminizmie na arenie publicznej.

Feministki, aktywistki, ciałaczki

Tej książce udało się mnie zaskoczyć. Wiedziałam o niej dość wcześnie i kiedy trzymałam ją już w ręku, zdziwiła mnie jej forma. Spodziewałam się bowiem klasycznych wywiadów z kilkudziesięcioma bohaterkami. Dostałam eseje, czy może raczej felietony na temat każdej z kobiet, gdzie autorka przedstawia siebie jako jedną z nich.

Sulej ze swoimi bohaterkami spotyka się w miejscach, które są dla nich ważne, bezpieczne, gdzie czują się dobrze. Część osób to kobiety znane szerokiemu gronu odbiorczyń i odbiorców, część z nich znają nieliczne i nieliczni. Te portrety nie są jednak przedstawieniem biografii konkretnej osoby, mają raczej za zadanie afirmować kobiecość jako taką, a przede wszystkim ożywić ideę siostrzeństwa, w którą w ostatnich dekadach mało kto tak naprawdę wierzył. Zmieniły to w zasadzie dopiero Czarne Protesty.

Są w tej książce kobiety, które niosą realną, konkretną, praktyczną pomoc innym kobietom, ale są i takie, które wpływają poprzez swoją sztukę czy inne dziedziny, w których tworzą.

Krystyna Kofta jako jedna z pierwszych zaczęła mówić przede wszystkim, jak ważne jest profilaktyczne badanie piersi, a potem, że kobieta nie równa się biust. Nina Kowalewska-Motlik pokazuje, że kobieta może prowadzić wielkie biznesy i zarabiać wielkie pieniądze, dokładnie tak samo jak mężczyźni. Renata Dancewicz obnaża zakłamanie branży filmowej i seksizm, ale daje też siłę, pokazując, że nie trzeba się na to godzić. Paulina Młynarska udowadnia, że można przetrwać hejt, zrezygnować z życia, którego wszyscy jej zazdrościli, i zacząć zupełnie od nowa. Iwona Demko dzieli się swoją siłą i odwagą, pokazując, że wyśmiewanie i wytykanie palcami można przemienić w fantastyczną sztukę, która ma wielką siłę rażenia, a atrakcyjność czuje się doskonale w parze z inteligencją. Katarzyna Szustow łamie wszelkie stereotypy, wprowadza dyskusję o ciele i tożsamości seksualnej do publicznych instytucji, co wydawało się wcześniej niemożliwe. Krystyna Kacpura i Justyna Wydrzyńska pracują w Federze (Federacja na Rzecz Kobiet i Planowania Rodziny) – to Krystyna; oraz Kobiety w Sieci i Aborcyjny Dream Team – to Justyna, i codziennie edukują dziewczynki i kobiety na temat życia seksualnego, odpowiadają na wszelkie pytania i udzielają porad dotyczących dostępu do aborcji. Aleksandra Józefowska tworzyła Grupę Ponton i zajmowała się tym, czego nie chciała robić polska szkoła, czyli edukacją seksualną młodzieży. Agnieszka Szeżyńska, Agata Loewe-Kurilla, Patrycja Wonatowska tworzą zaś Instytut Pozytywnej Seksualności, w którym kobiety mają możliwość poznawać swoje ciało i potrzeby, w bezpiecznej, nieoceniającej przestrzeni. Marta Niedźwiecka dzieli się swoją wiedzą i podejściem do kobiecej seksualności, ciała i potrzeb w podcaście „O zmierzchu”, a Kamila Raczyńska-Chomyn tłumaczy, dlaczego mięśnie dna miednicy trzeba ćwiczyć. Aleksandra Domańska to aktorka, która dziś jest raczej jak współczesna Amazonka, walcząca o prawa kobiet, uczestniczka protestów i marszy. Betty Q uczy ciałopozytywności, Margaret siostrzeństwa, Marta Dysk podkreśla, jak ważne są badania, dbanie o swoje ciało, zdrowie fizyczne i psychiczne. Iza Sopalska-Rybak prowadzi fundację Kulawa Warszawa i walczy o widzialność osób z niepełnosprawnościami, Joanna Okuniewska normalizuje opowieści o nieudanych związkach i pokazuje, że wszyscy, bez względu na płeć, bywamy „idiotkami”. Portrety kończy spotkanie z Ka Katharsis – queerową artystką, drag queen, transmatką House of Katharsis.

Wszystkie te kobiety opowiadają o własnych, często bardzo intymnych doświadczeniach, a Karolina Sulej odsłania się na samym końcu. Dlatego tym razem nie warto pomijać „Kilku słów od ciała autorki”, gdzie zwykle znajdziemy podziękowania.

Różowo mi

Czy ta książka mogłaby mieć inne bohaterki? Mogłaby. Czy mogłaby mieć formę wywiadów, żeby lepiej przedstawić konkretne osoby? Mogłaby. Czy Karolina Sulej dokonała subiektywnego wyboru, szukając również wśród swoich znajomych? Oczywiście. Czy często są to kobiety uprzywilejowane, którym było łatwiej? Tak.

Nie zmienia to jednak faktu, że powinny być dla wielu z nas bohaterkami. Nie tylko tej książki, ale życia codziennego. Że powinnyśmy od nich czerpać to, co najlepsze, że nie musi podobać nam się wszystko i całkowicie. Ta książka daje bowiem nadzieję. Pokazuje, jak duża praca została już wykonana i ile fantastycznych, odważnych kobiet wciąż wykonuje ją w naszym imieniu. Jest to też bez wątpienia zachęta, aby do nich dołączyć. W takim wymiarze i w taki sposób, na jaki jesteśmy gotowe i na jaki nas stać. Wcielajmy feminizm w życie, tak, jak rozumie go każda z nas. Ciałajmy.

 

Książka:

Karolina Sulej, „Ciałaczki. Kobiety, które wcielają feminizm”, wyd. Znak, Kraków 2022.